Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2015, 21:15   #286
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post Rozdział Trzeci. Dziesięć Miast. 26/27 Tarsakh (Śródzimie), 1358 DR, Roku Cieni

Bryn Shander
26/27 Tarsakh, noc


Mimo męczącej podróży przez mroźną Dolinę zjednoczona drużyna była pełna energii. Może był to wpływ cudownego wskrzeszenia Shanda, może potencjalnej bliskości rozwiazania tajemnicy zaćmienia i nekromatycznej plagi… dość, że po relatywnie krótkim odpoczynku ybnijczycy znów zabrali się do pracy. Wizyta w światyni, w sklepach, u magów i Mówcy - wszystko to zaowocowało nowymi przedmiotami, informacjami oraz zasobami ludzkimi w postaci miejskiej milicji. Co prawda plan Arnulfa pozbawił strażniczej ochrony całe Bryn Shander, lecz przynajmniej była szansa, że dzięki temu pozbędą się większego problemu, niż drobni złodziejaszkowie czy pijani zabijacy. Jego drużyna nie była zachwycona; spędzili kilka dni w siodle na mrozie i perspektywy zarwanej nocy w zakazanej części miasta nie osładzała nawet wypłata w złocie miast w srebrze. Mimo to rozkaz był rozkazem, choć Lothbrock nie był pewien, czy ze zmęczenia nie posną na posterunkach - dlatego prewencyjnie ich rozdzielił. Dwa z trzech czteroosobowych oddziałów przyczaiły się w domach zajmowanych przez miejską biedotę. Domostwo przed wejściem do starego magazynu Hyattów należało do rodziny bednarza i stacjonujący tam strażnicy mieli całkiem niezłe warunki pobytu.



Innocentego niepokoiły te działania; najwyraźniej nikt nie przejmował się groźbami wystosowanymi w stosunku do barda; ybnijczycy działali jawnie, a plan odgrywania kłamstw Ignisa spalił na panewce już podczas pierwszych godzin. Półelf zdecydował się wrócić do domu (Grzmot uprzejmie zgodził się być jego ochroniarzem podczas wędrówki), a zmartwione jazgotanie sióstr i matki, które wypominały mu nagłe zniknięcie na chwilę odgoniły troski. Mimo to gdy zapadł zmierzch, a bard leżał już w łóżko przyszło mu do głowy, że może niepotrzebnie tu wrócił? Co niby powstrzyma kultystów przed napadem na jego dom? Jego porwali praktycznie z ulicy - “ostrzegawcze” ubicie ojca w drodze z gospody czy “przypadkowe” zgwałcenie siostry… Umysł półelfa zaczął produkować coraz to nowe, i coraz bardziej koszmarne wizje tego, co może spotkać jego i jego rodzinę. Gdy w ciemności usłyszał głos nie obudził wrzaskiem całej rodziny tylko dlatego, że leżał na brzuchu i przerażone wycie stłumiła poduszka.
- Nieładnie, bratku, nieładnie… - znajomy głos Kapelusznika sprawił, że Ignis zmartwiał z przerażenia; był tu, w jego domu! Dopiero po chwili zorientował się, że złowieszczy szept słyszy tylko w swojej głowie. Zaklęcie… - Brzydko nas okłamałeś, oj brzydko. Powiedz co planują, a konsekwencje twojej zdrady będą… mniej grobowe.



Ybnijczykom wieczór mijał znacznie spokojniej. Wykończony, lecz pokrzepiony wizytą w świątyni Tibor położył się spać zaraz po kolacji. Shando siedział z nosem w nowych zwojach i księgach, a Arnulf wyszedł by namówić najlepszego shanderskiego kowala na zarwanie nocy i posrebrzenie oszczepu wojaka. Kowal policzył sobie za to zdzierczą cenę, ale zgodził się - w końcu milicji się nie odmawia. Mara, Burro i Grzmot wymknęli się cicho z domostwa porucznika; goliat miał przygotowanych dla dziewczynki kilka atrakcji.

Najpierw trójka podróżnych odwiedziła Kelvin’s Comfort. Gospoda była w połowie pełna; klientela była dość zamożna i w większości tutejsza. W końcu sezon handlowy jeszcze się nie rozpoczął. Zmierzchowiec i Pan Bóbr siedzieli na scenie. Ritvedeesh śpiewał balladę - z tego co można było się zorientować - o Dai’nan 'Ognistym Kwiecie', natomiast półork akompaniował mu na cytrze z zadziwiającą przy jego rozmiarach biegłością. Gdy po zakończeniu ballady bezskrzydły dostrzegł Grzmota skinął mu z uśmiechem i rozpoczął nową pieśń. Chyba nie pamiętał szczegółów wspólnej popijawy. Po skończonym koncercie wrócił do swojego stolika, a służebna dziewka zaczęła zbierać monety do nadstawionego fartucha. Shanderczycy nie żałowali monet; wśród miedziaków błyskało srebro; czasem nawet złoto.

Po wizycie w gospodzie Grzmot zaprowadził dwójkę towarzyszy do burdelu-areny. Wykidajło wpuścił go bez słowa protestu, a gdy zeszli na dół goliata przywitały radosne wiwaty (choć nie brakło też ponurych spojrzeń; zapewne osób, które poprzednio postawiły na krępego mnicha). Właściciel przybytku zaczął zachęcająco kiwać na Vara, zapewne oczekując, że i tej nocy zapewni gościom rozrywkę. Niestety nigdzie nie było widać Nauta, choć i zamaskowanych gości było znacznie mniej; zaledwie trzech mężczyzn wraz z ochroną.

Gdy załatwili już sprawę w podziemnym światku Bryn Shander Var zagonił "maluchy" spać. W końcu jutro czekał ich ciężki dzień, a niewyspany mag to... no cóż, po prostu nie-mag...


 
Sayane jest offline