Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2015, 01:15   #20
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację


Cedric wszedł na lotnisko do jedynej znanej sobie w obecnej chwili kawiarni. Na rozległej połaci przestrzeni obszernego budynku nie było wielu ludzi, zaś część z nich nie zdążyła się jeszcze obudzić. Zapewne czekali całą noc na samolot, zaś Faradona była jedynie miejscem przesiadkowym.
Niektórzy snuli się bez celu z kubkiem parującej substancji będącej najprawdopodobniej kawą.

Wnętrze kawiarni było całkowicie puste, jeśli nie liczyć pracowników. Po zaspanej, patrzącej kwaśno na gościa obsłudze i leniwym poprawianiu menu na każdym stoliku można było wnioskować, iż lokal został otwarty całkiem niedawno.

Zdążył złożyć zamówienie, a kelner dostarczyć je na tacy, lecz nim Lovren zaczął cieszyć się postawionym talerzykiem usłyszał szybko zbliżające się syreny policyjne. W kilka chwil później zobaczył policjantów z karabinami wpadających jak cyklon na teren budynku lotniska. Nieliczni ludzie rozbiegali się na boki, gdy grupa dwóch tuzinów mężczyzn z bronią gotową do celowania biegnie naprzód. Rozdzielili się. Część osób zniknęła z pola widzenia mężczyzny siedzącego w kawiarni. Zostało pięciu błyskawicznie przeczesujących umiarkowanie puste jeszcze pomieszczenia.

Nagle jeden z nich dostrzegł Cedrica. Szybko powiedział coś do krótkowalówki.

- Interpol! Nie ruszaj się! - krzyknął jeden z nich, zaś cała grupa wycelowała w rudowłosego człowieka. Wbiegli do środka nie spuszczając podejrzanego z celownika.

- Gleba! Powiedziałem gleba! - krzyknął inny odrzucając stolik i nie czekając na reakcję rzucił Lovrena na ziemię.

- Łapy na kark! Na kark!
Ponownie nie zaczekali na żaden ruch. Wykręcili mu ręce i ciasno skuli kajdankami tak ciasno, iż krew ledwie dopływała do dłoni. Bez pardonu szarpnęli więźniem stawiając go na nogi, zaś w chwilę później Cedric siedział na tylnej kanapie radiowozu.

- Zachciało ci się, kurwa, dzieci? - zapytał jeden z zamaskowanych funkcjonariuszy i z całą mocą wbił pięść w wątrobę Cedrica. Drzwi zamknęły się i samochód ruszył.







Samochód zatrzymał się, a funkcjonariusze stali się milczącymi narzędziami sprawiedliwości. Bezpowrotnie zniknęło ich zachowanie z lotniska mówiące, iż najchętniej wgnietliby podejrzanego między szpary przylegających do siebie fragmentów marmurowej posadzki.

Z chłodnym spokojem pomogli wygramolić się podejrzanemu z tylnego siedzenia.
Nieopodal parkingu znajdował się zielony trawnik, na którym strzelały w niebo pnie palm w towarzystwie oleandrów. Okazały budynek ponabijany flagami Grecji jak poduszeczka na igły otoczony był wiecznie zielonymi cyprysami.




Na szczycie pyszniła się największa ze wszystkich flag Grecji, choć obecnie prezentowała się niezbyt dumnie jako materia oklapła z powodu bezwietrznej, słonecznej pogody.

Za plecami trzasnęły drzwi, a samochód zapiszczał dwukrotnie nim rozległ się odgłos zamykającego się mechanizmu. Z całą pewnością włączył się również system alarmowy, ale nie było czasu na szukanie migającej wewnątrz czerwonej diody.

Pchnięty Cedric w asyście czterech uzbrojonych mężczyzn ruszył po schodach w kierunku wrót wejściowych. Ciepła barwa drewna przywodziła na myśl kolor olchy i nieprzyjemnie kontrastowała z chłodem bijącym z wnętrza. I nie chodziło wyłącznie o przyjemny w ciągu dnia chłód pomieszczeń z wysokimi sufitami, lecz o panującą tam atmosferę.
Po wejściu marmurowe posągi Ateny zimno, niemal oskarżycielsko spoglądało na wchodzących i mężczyzna podskórnie czuł gdzie się znajdują. Czuł to jeszcze nim spojrzał na kolejną marmurową kobietę stojącą w zagłębieniu pod sufitem na pierwszym piętrze naprzeciwko drzwi wejściowych. Kobieta z przepaską na oczach i z wagą. Temida.

Byli w sądzie! Nawet na moment nie trafił do celi, a wszystko było już gotowe na jego przybycie. Przynajmniej tak to wyglądało pomimo niewielkiej ilości ludzi.

Policjanci Interpolu zaprowadzili mężczyznę w korytarz po prawej stronie przytulony do frontowej ściany budowli. Tam znajdowały się otwarte na oścież podwójne drzwi.




Na ogromnej sali wyłożonej bladym, sosnowym drewnem znajdowały się tylko dwie osoby, z czego jedna była prokuratorem, zaś druga adwokatem. Przynajmniej tak można było wnosić po strojach oraz tym, iż siedzieli przy przeciwnych sobie biurkach z uwagą studiując leżące na blatach grube akta.

Zaprowadzili Cedrica do jednego z biurek, do tego z mężczyzną trzymającym kurczowo w zaciśniętych dłoniach gęsto naznaczone siwizną włosy. Wydawał się nie zwracać uwagi na dodatkowe osoby w sali.
Zupełnie inaczej reagował całkiem siwy prokurator. Siedział rozparty na fotelu uśmiechając się do siebie.
Nie wróżyło to niczego dobrego. Na domiar złego Interpol nie dawał o sobie zapomnieć siedząc tuż za plecami podejrzanego.

- Anteros Ferretos. Będę pana adwokatem i powiem prosto z mostu. Jest źle. Mamy mało czasu, więc proszę słuchać. Pańskie akta są brudne jak szambiarka po całym dniu roboty. Z takimi papierami można tylko próbować minimalizować wymiar kary. Nie mówiąc już o tym, że musiał pan nieźle nastąpić komuś na odcisk, że my wszyscy mamy tylko kilkanaście minut na przejrzenie sprawy - mówił cicho kręcąc głową podczas przerzucania kolejnych dokumentów.

- Właściwie to nie wiem po co ja tu jestem, skoro w Anglii zapadł już nad panem wyrok - popukał pacem w podpis. Nagle rudowłosy dostrzegł stawiane zarzuty, za które niby został już osądzony. Wielokrotny gwałt połączony z morderstwem popełnionym na czternastu nieletnich w tym pięciu dziewczynkach i dziewięciu chłopcach w wieku od pięciu do dwunastu lat. Wyrokiem było dożywocie.
Adwokat pokręcił głową i opadł na fotel.

- Zrobię, co będę mógł, ale sąd najprawdopodobniej podtrzyma wyrok. Proszę się nie odzywać, jeśli nie powiem, że można. Proszę wstać. Sąd idzie - powiedział, po czym sam podniósł się z wygodnego, obitego grubą materią fotela.




Wszyscy stali podczas ogłaszania wyroku. Adwokat wyglądał, jakby właśnie kazano mu zjeść skarpety całego plutonu wojska.
W chwilę później młotek w ręku sędziego trzasnął o podstawkę, zaś sam mężczyzna spojrzał jeszcze niechętnie na Cedrica, po czym pospiesznie wyszedł.

To była parodia wymiaru sprawiedliwości. Cała sprawa wyglądała na ukartowaną od momentu schwytania w lotniskowej kawiarni przez gotowość wymiaru sprawiedliwości do wymierzenia "sprawiedliwości" za coś, co nie miało miejsca. Wypełniono jego akta niemal całą ryzą obciążających dokumentów i w końcu sędzia, który już wchodząc na salę wyglądał tak, jakby podjął decyzję. Tylko prokurator i adwokat starali się na prawdę. A przynajmniej takie sprawiali wrażenie.

- Sędzia po zapoznaniu się ze sprawą zdecydował się na poszerzenie wymiaru kary. Do dożywocia dołożył przymusową kastrację chirurgiczną...







Ledwie wyszedł z więzienia, a już do niego wrócił. Co prawda nie do tego samego, ponieważ w dalszym ciągu znajdował się w Grecji. Ponownie nie miał niczego prócz więziennego ubrania.

Było jednak coś niepokojącego w całej tej sytuacji. Jego współwięźniowie zdawali się wiedzieć za co Cedric się tu znalazł. Gdy prowadzono go korytarzem, zza krat śledziły go spojrzenia drapieżników. Pedofile w więzieniach nie mieli życia. Bardzo często popełniali "samobójstwa".

Strażnik więzienny poprowadził nowego do jego celi, którą miał dzielić ze współlokatorem.




- Mały, przywitaj się ładnie - powiedział strażnik tuż przed szczękiem zamku zwiastującym zamknięcie z wielkim, czarnoskórym kryminalistą wyglądającym bardziej jak mutant spod opieki szalonego naukowca niż człowiek.

Powstał powoli z dolnej pryczy rosnąc jak góra. Góra mięśni. Był wyższy od Lovrena o dobre pół głowy i prawie dwukrotnie szerszy w barkach.
Wielkolud mrugnął jednym okiem i posłał nowemu współlokatorowi całusa.

- Będziesz moją dziewczynką - odezwał się w końcu mutant.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 26-04-2015 o 01:32.
Alaron Elessedil jest offline