Emilia otarła skrwawiony miecz o ramie jednego z martwych strażników, któremu następnie posłała solidnego kopniaka w kroczę. Śmiercią kapitana jakoś specjalnie się nie przejęła, natomiast szlachcic to co innego. Nie mogła powiedzieć, że go lubiła, ale jej zdaniem był najmniej denerwującą osobą w drużynie. Pięć sekund, które poświęciła na przyglądaniu się jego zmasakrowanemu ciału były z jej strony wyrazem najwyższego szacunku, na który potrafiła się zdobyć.
Po tym krótkim czasie ponownie wstąpiła w nią obojętność wymieszana z nutą naturalnej u niej złości. Na dźwięk słów Ważniaka, podeszła do ciała kapitana i posłała mu pełne obrzydzenia spojrzenie.
- Pff… - nie chciało się jej nawet komentować tej żałosnej istoty bez charakteru. Przyklękła nad nim, wzięła jeden z pistoletów i kule, a następnie uniosła leżący obok rapier. – Jeżeli nikt nie potrafi posługiwać się tym cackiem, to można by go opylić za niemałą sumkę. To samo z pozostałościami po strażnikach.
Następnie wstała i podeszła Friedy, która w czasie starcia została poważnie ranna. Sięgnęła do plecaka, po czym wcisnęła w ręce dziewczyny składniki potrzebne do zrobienia naparu kojącego.
- Weź to… - powiedziała obojętnie, po czym ładując pistolet, ruszyła za Ważniakiem w stronę zagajnika, gdzie uciekły ich konie. Miała cichą nadzieje że gdzieś z zarośli wyleci na nią kolejny bandzior, na którym przetestować będzie mogła swoją nową zabawkę.