Shando Wishmaker siedział przy stole segregując magiczne zasoby drużyny - różdżki, zwoje przedmioty, czasem coś zapisując lub marszcząc brwi. Obok lewitował w powietrzu jego quarin unoszący się nad lampą, najwyraźniej zadowolony, że po dziesięciu dniach znów go wypuszczono na zewnątrz.
- Ćwiczyłaś Maro? - zapytał dziewczynkę, po czym wrócił do analizy. Różdżki rozdzielił, swoją własną, zawierającą zaklęcie Zbroi podsunął Burrowi.
- Tobie bardziej się przyda - skwitował.
W końcu skończył i spojrzał na pozostałych.
- A więc jak? Jutro o świcie ruszamy odszukać wejścia do podziemi?
- Dzięki. - kucharz oglądnął ciekawie różdżkę i schował za pas pod kamizelkę, by była pod ręką. Od dłuższego czasu przyglądał się czarodziejowi spod oka.
- Eemm.. a wiesz, dostałem list z domu. Nasze kupieckie przedsięwzięcie zaczęło włąśnie raczkować. Towary opuściły siedziby khazadów i zawitały już do Ybn. Poprosiłem by się tam nimi zajęli i zmagazynowali po czym wysłali dalej jak już będzie na tyle bezpiecznie by spokojnie doszły. - Niziołek wyraźnie chciał zapytać o coś jeszcze, w końcu przemógł wahanie i wypalił. - No a jak tam było… eee.. po tamtej stronie, hmm?
- Będziesz zawiedziony, ale nie pamiętam nic - z głupim uśmiechem odpowiedział czarodziej - równie zawiedziony jak ja zresztą. I Letycja Frey. Tak po prawdzie, gdy mnie wskrzeszono, Var musiał mi wyjaśnić co się stało, bo ostatnie co pamiętam to atak na Arnę. Byłem przekonany, że leżałem ranny i odzyskałem przytomność. Wiem też o Kostrzewie. Opowiesz mi to jeszcze raz? - zapytał Burra Wishmaker. Może w końcu dowie się gdzie podziała się Kaszmir. Co prawda los kobry nie obchodził go wcale, ale był zainteresowany technikaliami tego co dzieje się z chowańcem po śmierci pana. Był przekonany, że po jego śmierci wąż uciekł gdzie pieprz rośnie, ale trzeba było dostać nowego chowańca. A stary byłby łatwiejszy do ponownego spętania niewolniczą więzią.
Niziołek zadumał się chwilę, łypnął swoim zwyczajem okiem na maga i ostatecznie wzruszył lekko ramionami.
- Wiesz, no po tym jak cię na straszna potwora poszarpała, to już myślałem że po nas. Ja i Mara chcieliśmy, znaczy… próbowaliśmy, by no wiesz jakoś sprowadzić ciebie z powrotem od razu, tam w Dolinie. Kombinowaliśmy jak do tego wykorzystać źródła, ale nic z tego nie wyszło. - Poruszył się niespokojnie, bo niesporo mu szło opowiadanie o roli Kostrzewy, teraz kiedy ona przecież… Pociągnął nosem, pokręcił głową.
- No nie wszyscy zgadzali się na to, chyba też i same źródła były za bardzo skażone. No ale w końcu dobrze się skończyło. Co do Kaszmira… to nie ocalała. - Kucharz odwrócił wzrok i zagapił się na swoje włochate paluchy. - Ale na końcu Kostrzewa… no poświęciła się aby cały ten bajzel doprowadzić do porządku. Ona… wiesz, już na samym końcu… Podczas rytuału… - kucharz dukał jak żaczek w przyświątynnej szkółce. - To chyba… myślała tobie.
- Poświęcić się... - Shando na chwilę zadumał się, a potem prychnął - Ta półorczyca miała wielbłądzi nawóz zamiast mózgu. I w dodatku myślała o mnie? Do końca złośliwa jędza, co? - pokręcił głową i zmarkotniał, a potem dodał, nieco ciszej - Ale szkoda jej. Czasami bywała nielichym wsparciem, bo stawianie nas na nogi szło jej świetnie.
Shando skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na Tibora. Skoro wedle słów kucharza Mara i on chcieli go ożywić, Grzmot to zrobił, to przeciwny mógł być tylko kapłan lub druidka. Z tej dwójki żył tylko Oestergaard... ale z drugiej strony to dla druidki Shando był cierniem w oku. No cóż, nawet jak lathanderyta był przeciwny, to zaakceptuje wolę bogów wyrażoną moim wskrzeszeniem, pomyślał Wishmaker i skupił się na sprawach bieżących.
__________________ Bez podpisu. |