Wątek: Brudy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2015, 11:06   #30
Gveir
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Obawiał się, że noc przyniesie kolejny atak schaba. Brzmiało to jak tytuł groteskowego slashera klasy Z pretendującego do miana horroru. Rzeczywistość okazała się bardziej przytłaczająca niż myślał. Był samotny nosicielem bólu i wielu informacji, które dusiły go od dłuższego czasu.
Noc minęła mu na dyskretnym doglądaniu siostry i myśleniu. Gdy wrócił do mieszkania po rozmowie z Kamińskim, Natalia zastała go w ciemnym pokoju głównym. Stał oparty o framugę drzwi balkonowych, a w jego dłoni majaczyło szkło szklanki wypełnionej tajemniczym płynem.
Nie odzywała się do niego, toteż zignorowała jego zachowanie zupełnie. Sam Wojtek łapał się na tym, że alkohol stawał się jego sposobem na ucieczkę, wypalenie pewnych rzeczy. Nie, nie przyśpieszał procesu myśli, nie spowalniał go. Zastanawiał go tylko fakt, że w ciagu kilku dni chwytał za butelkę częściej niż mógłby to przyznać.
On, 19 letni student Politechniki.. młody, na progu dorosłego życia. Na drugim już roku.
Zegarek oznajmiający dwadzieścia minut po północy był znakiem, że trzeba pójść spać. Nie spał do drugiej w nocy. Wsłuchując się w każdy dźwięk dobiegający z mieszkania i klatki schodowej. Miał to szczęście, że ściana jego pokoju była ścianą mieszkania oddzielającego je od klatki schodowej. Wsłuchiwał się w miarową pracę windy. Czasami słyszał jakieś kroki na niższych piętrach.. to właśnie wtedy wstawał i łapał za nóż pozostawiony na biurku. Tak samo jak tajemnicza koperta przyklejona do drzwi. Kawałek papieru, którego nie zamierzał otwierać.
Tej nocy nikt nie przyszedł. A szczególnie rodzice.

Obudził go dzwonek telefonu. Napięte nerwy i wydarzenia dni sprawiły, że zerwał się na równe nogi. Był gotowy do działania w ciagu sekund. Na wyświetlaczu pojawił się dobrze znany numer Kamińskiego. Wojtek odebrał połączenie i przyłożył aparat do ucha.
- Tak? W czym mogę pomóc panie Kamiński?
- Wysyłam po ciebie radiowóz. Musisz podjechać na komisariat by zidentyfikować ciało, które znaleźliśmy na działce - powiedział chłodno. - Za pół godziny może być?
- Jakie ciało? - wyrzucił z siebie pytanie pełne obaw i pretensji.
- No… póki co identyfikacja nie jest potwierdzona, ale wszystko wskazuje na - westchnął ciężko. Za dużo razy przez to przechodził żeby owijać w bawełnę. - Twoją matkę.
- CO?! - wykrzyknął do słuchawki. Nagła wiadomość poderwała go na nogi, gotowego do działania, zadania ciosu, ucieczki.. najgorsze było to, że wróg był niewidoczny i uderzał celnie. Nie chciał w to wierzyć. Nie potrafił. Kto mógłby skrzywdzić jego mamę? Przecież pomagała ludziom, leczyła ich, ratowała życie? Przestąpił z nogi na nogę. Lewą dłonią przejechał po swoich włosach, zatrzymując się na czubku i chwytając pokaźny pukiel w palce. Chwile pokręcił głową w niedowierzaniu. Jakaś część jego umysłu wypierała taką ewentualność. To, że zniknęła razem z tatą można wytłumaczyć.. znajomość z ojcem Adama też. Z drugiej strony, Kamiński nigdy nie owijał w bawełnę i mówił mu prawdę. Zmęczony policjant był chodzącym uosobieniem bezpośredniości. Racjonalna część jego mózgu zaczęła dopuszczać taką ewentualność. Układanka powoli wskakiwała na swoje miejsce, tworząc spójny obraz całości. Ojciec Adama nie żyje, Adama wraca i zachowuje się sprzecznie z swoją naturą. Potem ginie on i jego siostra. Do jego mieszkania przychodzi kafar szukający ojca, z wyraźnym zamiarem skrzywdzenia jego i siostry. Rodzice znikają, komórka odnajduje się jako porzucony przedmiot w centrum miasta. Potem dowiaduje sie, że ojciec pomagał Hukowi w interesach.. a sam Huk nie był tak dobrym człowiekiem za jakiego uważał go Wojtek. A teraz śmierć mamy..
Pojedyncza łza spłynęła po policzku chłopaka. Lewym, zawsze od lewej. Uśmiechał się lewą stroną ust, lewe oko było dominujące. Dobrze, że był praworęczny. Wiedział co nastąpi za chwilę - czysta rozpacz.
- Dobrze, będę czekał w domu. Jak się nazywa policjant i jaki ma stopień.. muszę uważać.
- Dwóch mundurowych, posterunkowi którzy będą blisko. Jak zobaczysz radiowóz pod blokiem, to będą oni. Najwyżej pięć minut. Nie bierz siostry - dodał zanim się rozłączył.
Wojtek bardzo szybko zaczął się ubierać. Czarna koszulka, ciemne jeansy. Nawet wygrzebał gdzieś czarne skarpety. Przeczesały tylko swoją czuprynę, otarł łzy i westchnął.
- Natka, możesz do mnie przyjść? - krzyknął tak, aby usłyszała.
Jak na nią było jeszcze strasznie wcześnie, ale z niewiarygodnie głośnym westchnięciem zerwała się ze swojego łóżka i odkrzyknęła do brata.
- No! Moment! - znowu z niespotykaną u siebie sprawnością ubrała się w coś i otworzyła drzwi. - Co jest? O której ty wstajesz w wakacje, na litość… - wystękała przecierając oczy.
Wskazał jej krzesło. Spojrzał na nią poważnym wzrokiem, w którym czaił się smutek. Miał nadzieje, że go zrozumie..
- Chcę Ci coś opowiedzieć. I mam jedną złą wiadomość. Wiesz, że Adam wrócił? Pewnie słyszałaś. Znalazł swojego tatę, martwego. Zabiła go jego żona. Wróciła też i Hania. Adam zachowywał się dziwnie - zamyślił się na chwilę. Musiał się streszczać. - Bardzo dziwnie. Uwierzysz, że pocałował mnie i wyznał miłość? A przecież był heteroseksualny. Policjant, który prowadził sprawę powiedział mi o tym. W sobotę był u mnie. Odziedziczył z Hanką ogromny spadek po tacie. Ale jego tata pracował ciężko, w biurze. Nie mógł się doczłapać do takich pieniędzy.. Dwa miliony na głowę dla dzieci. Wychodząc ostrzegł mnie, abym na siebie uważał, bo z tego będą kłopoty. Kilka godzin później nie żył… - zawiesił głos.
Spojrzał siostrze w oczy. Pojawiły się w nich pierwsze łzy. Od tak dawna nie miał nikogo, komu mógłby opowiedzieć o tym co tłamsi w sobie. Jaki ogień trawi go od wewnątrz.
- Mówili o tym w telewizji. Jego siostrę też zabito. Potem przyjechał ten policjant, Kamiński. Opowiedział mi wszystko. Potwierdził jego śmierć, opowiedział o tajemniczym nowym narkotyku w formie plastra z wizerunkiem uśmiechu. Byłaś wtedy.. no gdzieś byłaś. A potem ten kafar.. wiesz kiedy zrozumiałem o co tutaj chodzi?
Zatrzymał się na chwilę. Łzy spływały po policzkach.
- Gdy wczoraj w nocy znowu przyjechał Kamiński. Spytał o tatę, czy przyjaźnił się z Jackiem Hukiem. Zaprzeczyłem bo jak? Okazuje się, że znali się i to dobrze. Tata pomagał mu w robieniu interesów. Poszukują naszych rodziców.. komórkę taty namierzyłem w centrum, gdy jakaś siksa odebrała w końcu. A dziś rano..
Zwiesił głowę. Nie wiedział jak to powiedzieć. W jakie słowa ubrać i jak zareaguje. Był wściekły, że w takiej chwili zostawi ją w domu. Samą. Załamaną. Zdruzgotaną.
- Kamiński znowu zadzwonił, niedawno. Znaleźli ciało na działce rodziców…
Ponownie podniósł głowę i z oczami pełnymi łez, lekko przyspieszonym i zmienionym w stronę niższych rejestrów głosem powiedział:
- Znaleźli mamę, a raczej jej ciało. Natka.. mama nie żyje, a ja muszę jechać na komendę, aby zidentyfikować ciało.
Natalia dość szybko przeniosła spojrzenie z brata gdzieś w bok na podłogę, gdy tak mówił i mówił. Stopniowo gdy zbliżał się do końca wykładu, wzrok zaczął jej drgać, a drobne dłonie, zaciskały się i rozluźniało nerwowo gdy skończył mówić. Targana tikami powstrzymującymi ją od wybuchu stanęła na chwiejnych nogach i wygładziła szorty od pidżamy kiwając głową pełną rozczochranych włosów.
- Ja… - szukała brata obłąkanym wzrokiem po pokoju, patrząc wszędzie tylko nie na niego. - Poczekam aż wrócą, ty idź… mhm - mruknęła cicho.
Nie minęło pół minuty i rzuciła się w stronę łazienki, nie zamykając za sobą drzwi zwymiotowała do umywalki zaczynając ciężko szlochać.
Rozległo się pukanie do drzwi, stopniowo przyciszane narastającym wyciem Natali, która w końcu zamknęła drzwi, tłumiąc hałasy.
Wojtek siedział na łóżku i wsłuchiwał się w hałasy, gdy pukanie wyrwało go z marazmu myślenia. Podszedł do drzwi i spojrzał przez wizjer.
Dwójka policjantów w pełnym umundurowaniu służbowym, jeden w okularach, drugi prawie dwumetrowy, ale dosyć chudy. Obydwaj wyglądali dość poważnie.
Wrócił się do kuchni, by wziąć woreczek strunowy i rękawice. Zapakował do worka kopertę i zamknął wszystko szczelnie. Dopiero potem zdjął rękawice.
Wyjrzał jeszcze przez okno czy pod blokiem stał radiowóz i rzeczywiście tam był.
Ponowne pukanie do drzwi, nieco bardziej nachalne i głośniejsze.
- Panie Starzyński? - zakrzyknął jeden z policjantów. - Policja… - dodał ciszej by nie dać sąsiadom złych pomysłów.
Wojtek chwycił portfel, komórkę i kluczę. Wszystkie przedmioty przyjęły kieszenie spodni, nie zapominając o woreczku.
Otworzył drzwi i wyszedł na spotkanie policjantów. Ich wzrost i powaga trochę przytłoczyły Starzyńskiego, ale po chwili odzyskał rezon.
- Jestem gotowy. Miejmy to za sobą..
Nie jechali na sygnale, wręcz przeciwnie, policjanci nie uraczyli go ani chwilę, rozkoszą rozmowy. Między sobą wymienili ze dwa słowa, narzekając na długą zmianę świateł i jednego kierowcę, którego normalnie by zatrzymali, gdyby nie pasażer. Poza tym jechali w całkowitej ciszy, silnik samochodu pracował cicho, wszystkie dźwięki jakie wydawał, były czyste i przyjemne dla ucha każdego mechanika, na dodatek pojazd był wyciszony. Nieco przytłaczająca cisza, wymuszała myśli, a te nie mogły obecnie być zbyt przyjemne.
Zajechali na komisariat, funkcjonariusze wprowadzili Wojtka do środka, jeden z nich przy recepcji podpisał jeden papier podany mu przez dyżurnego i obydwaj wyszli.
- Zaraz ktoś po ciebie przyjdzie - oznajmił dla Wojtka dyżurny, wracając do komputera, przy którym intensywnie pracował.
Czekał dobre pięć minut, zanim nie podeszła do niego kobieta w średnim wieku, o serdecznym uśmiechu, który walczył ze smutnymi, wąskimi oczami. Była ładna, ale w elegancki sposób.
- Wojtek, tak? - spytała podnosząc formularz i studiując dokument uważnie. - Jesteś tu ponieważ na wskazanej przez ciebie działce znaleziono ciało kobiety, którą początkowo zidentyfikowaliśmy jako twoją matkę, jednak z racji na brak dokumentów przy ciele i ogólne obrażenia, wymagana jest ostateczna identyfikacja przez pełnoletnią osobę z rodziny. Ponadto dziś o świcie w Wiśle znaleziono części ciała, którym będziesz musiał się przejrzeć by zidentyfikować denata po głowie, podejrzewamy, że jest to twój ojciec. Rozumiesz? - spytała w końcu kierując na niego wzrok, Podała mu długopis i położyła na pobliskim biurku dokument. - Jeśli tak podpisz tutaj i przejdziemy do rzeczy.
“W Wiśle znaleziono części ciała[...] podejrzewamy, że to Twój ojciec” - słowa te odbiły się echem w jego głowie z zdwojoną siłą. Jeśli miał gdzieś nadzieje, poplątaną z złością, iż ojciec jako bezpośrednio zamieszany zdołał uciec, to wszystkie założenia wyparowały wraz z jego.. niewinnością. Młodzieńczy duch poddał się bez walki i złożył w trumnie życia. Nie chciał płakać, krzyczeć czy wyładować gniewu na czymś - nie miał już siły. Był fizycznie i psychicznie zmęczony, chociaż jego psychika była nieporównywalnie silna do siostry. W kolejnej sekundzie zrobiło mu się okropnie żal siostry, bo wróci z jeszcze gorszą nowiną. Zostali sierotami.
Zastygł w miejscu, z długopisem w ręku, głęboko oddychając i nie patrząc na Świat.
Kiwnął tylko głową. Ponownie wrócił do żywych, złożył niezbędne podpisy i rzucił grobowym tonem, którego nie powstydziłby się Eastwood
- Miejmy to za sobą.
Policjantka pokiwała głową biorąc ze sobą plik dokumentów. Poprowadziła go w głąb komisariatu, potem w dół chłodnymi, starymi schodami. Uwierzytelniła przejście przez nowoczesne drzwi, przykładając legitymację do czytnika obok. Strażnik na drugiej stronie sprawdził jej odznakę i spojrzał na Wojtka. Schylił się za swoim biurkiem i wyciągnął zawieszoną na sznureczku przepustkę, którą zarzucił Wojtkowi na szyję.
Kostnica pachniała wybielaczem, była niezwykle sterylna i przesadnie chłodna. Ściany były koloru jasnej, lekkiej zieleni przepasanej delikatnym błękitem. Policjantka z koszyka zawieszonego na ścianie wyjęła dwie pary rękawiczek jedne założyła, a drugą parę wręczyła chłopakowi, dopiero gdy je założył poprowadziła go do jednego z zamkniętych pomieszczeń.
Na środku pokoju wypełnionego przeróżną aparaturą potrzebną każdemu doktorowi nauk medycyny sądowej, stał dziwny metalowy stół, do którego podłączone było parę urządzeń i z którego do ziemi wychodziło wiele rurek, mających odprowadzać niepotrzebne i nieprzyjemne substancje. Ciało na stole przykryte było błękitną folię, której górną część policjantka powoli i delikatnie odsłoniła.
Twarz kobiety była poważnie uszkodzona, na prawym policzku, nieco już zrekonstruowanym przez koronera w celach łatwiejszej identyfikacji, wciąż widniały wyraźne ślady po uderzeniu młotka z wypustkami, wszędzie pojawiały się też małe zadrapania, jakby kobieta wpadła w kłąb cierni. Resztki włosów zdradzały ślady podpalenia, którego zapach na szczęście zdezynfekowano.
Jednak pomimo uszkodzeń nie mogło być wątpliwości - to była jego matka.
Policjantka spojrzała na Wojtka, smutnym, pytającym wzrokiem.
Serce waliło mu niczym młot z każdym pokonywanym metrem korytarzy. Gdy wszedł do pomieszczenia, miał przedziwne wrażenie, jakby organ pompujący krew zatrzymał się, a on sam na chwilę umarł. A może umarł z chwilą, w której dowiedział się, iż jest sierotą?
Kulminacja ostatnich dni, a szczególnie tego co przeżył nastąpił z chwilą gdy policjantka odsłoniła ciało.
Wszystkie te rany.. zadane z niezwykłą brutalnością. Bez powodu. Bezbronnej i niewinnej kobiecie. Twarzy wyglądała na taką, nad którą ktoś pastwił się chcąc dać upust swoim sadystycznym zachciankom. Wojtek nie potrafił już płakać. Nie potrafił wydać z siebie pełnego rozpaczy jęku. Coś zdławiło w nim zdolność do tego typu odczuć.
Wyciągnął tylko drążącą dłoń w kierunku twarzy mamy. W sekundę pojawiły się obrazy - on, zaledwie dwu albo trzy letni z mamą i tatą na Starówce. Mama już chyba wtedy nosiła pod sercem Natalię. Ale promieniała, była szczęśliwa i taka piękna.. nieskalana istota. A tata? Ogromnie dumny, uśmiechający się do niego i wykrzywiający twarz w dziwnych minach. Oczywiście mały Wojtek odpłacał mu tym samym. Zapach jej skóry, delikatnych perfum. Długie, kasztanowe włosy, które odziedziczyła Natalia były szarpane przez wiatr i dodatkowo palce małego Wojtka gdy matczyne ręcę trzymały go wysoko. “Jesteś moja mamo! Tylko moja!” wyszczebiotał dziecięcym głosem, a ukochana kobieta zaśmiała się głośno, głosem pełnym szczęścia i pocałowała go w policzek… Nieco starszy on, już starszy dumny brat, z małą Natalią na podwórku dziadkowej posesji. Mała latorośl biegała w towarzystwie rodzeństwa ciotecznego i stryjecznego. Wielki zlot rodziny Starzyńskich - brat i siostra taty z swoimi dziećmi. To co wyryło się w pamięci Wojtka to obraz jego mamy i taty: wtulonych w siebie i patrzących na swoje pociechy z taką czułością... Wojtek, którego pasowano na pierwszoklasistę i mama dumnie bijąca brawo nieco przestraszonym maluchom… Obrazy zmęczonej po dyżurach mamy, ale nadal uśmiechniętej… Jej pełne troski oczy, nienaganna sylwetka i włosy, które zaczęła upinać w kok lub warkocz… Tata też nie żyje?! Kochał mamę, bardzo kochał. Kochał za każdy gest troski, uśmiech czy nawet krzyk pełen zmartwienia o pierworodnego syna. Jej duma z dobrze zdanej matury, jakże ona była dumna! A tata? Jego tata, przyjaciel, druh.. nauczyciel. Dawca życia.
Godziny spędzone przy wspólnym majsterkowaniu. Wojtek mający 10 lat, siedzący nad rozwalonym zegarkiem Natalii. Nie był pewien, ale chyba go złożył i działał jeszcze przez kilka lat. Jego pierwszy układ elektryczny - zbudował wtedy podświetlany tekst życzeń dla taty z okazji urodzin. Godziny ślęczenia jako 14 latek nad książkami, amatorskiego lutowania i rozpisywania układu. Tak, pomógł mu nauczyciel fizyki, ale opłaciło się. W końcu dzień, w którym tata zdradził mu tajniki produkcji nalewek czy bimbru. Miał chyba 16 lat, gdy spróbował palącego napoju… Duma taty, gdy Wojtek dostał się na Politechnikę. Aż świecił dumą! Dawno nie widział go tak szcześliwego… I duma samego Wojtka, gdy tata otrzymał tytuł naukowy doktora oraz stanowisk adiunkta w Politechnice Warszawskiej.


Ocknął się. Zdał sobie sprawę, że te przebłyski wspomnień trwały kilka sekund. Zaskakujące jak szybko pamięć ludzka potrafi odtworzyć sceny z filmu jakim jest życie.
Cofnął drżącą dłoń i nie spuszczając wzroku z ciała matki odpowiedział cichym głosem
- To ona.. niestety to ona. Gdzie ciało taty?
Policjantka chrząknęła kiwając głową. Przykryła ciało i bez słowa wyprowadziła Wojtka z pokoju.
- W zasadzie… pokażę ci tylko głowę - powiedziała cicho prowadząc go do pokoju obok, prawie identycznego.
Na stole leżały przykryte pojedyncze części ciała, których kontury było widać spod przykrycia. Wyglądała to jak niepełna zabawa w puzzle w wykonaniu zepsutego swoją pracą koronera, który stał gdzieś z pokoju badając coś pod mikroskopem. Nie zwrócił uwagi ani na Wojtka, ani na policjantkę, która odsłoniła kawałek błękitnej narzuty.
Początkowy szok, miał prawo ustąpić dziwnej uldze, bo choć na ciele dopuszczono się wielu okropieństw to Wojtek nie miał wątpliwości, że ten człowiek nie był jego ojcem. Podobny wiek i rzeczywiście zbliżone rysy twarzy, nawet ten sam kolor włosów, ale przecież znał swojego tatę.
Twarz nosiła na sobie ślady zębów, kawałek policzka i mięso z podróbka było oberwane, okolice już zostały oczyszczone i uporządkowane przez doktora, ale i tak Wojtek nie mógł pomylić tego nieszczęśnika ze swoim ojcem.
Wypuścił z siebie powietrze z wyraźnym i głośnym “kurwa”. Opuścił połowę ciała tak, iż oparł dłonie na udach po czym klepnął w nie z całej siły. Zapewne policjanci uznali go za dzieciaka, który postradał zmysły.. chuj z nimi. Jego początkowa myśl, iż tata zdołał ujść z życiem, potwierdziła się. Wyprostował się nagle i podszedł do szczątków jeszcze bliżej. Spojrzał na twarz głowy tego, co zostało z nieszczęśnika, a potem się zaśmiał. Szczerze.
- Jesteś zbyt sprytny, aby byle frajer Cię dopadł, co tato? - mruknął pod nosem. Odwrócił się do policjantki z wyraźną ulgą na twarzy. Mógł się założyć, że kilka włosów posiwiało mu w ciągu tych kilku dni.
- Bardzo mi przykro, ale definitywnie to nie jest mój tata. Trochę podobny jeśli chodzi o rysy, włosy mają identyczny kolor, a nawet wiek się by zgadzał.. ale to nie on. Jestem praktycznie genetyczną kopią taty jeśli chodzi o wygląd twarzy. Jeśli chcą państwo szukać Janusza Starzyńskiego, musicie wziąć moje zdjęcie i postarzeć je o kilkanaście lat. I nie, nie wiem gdzie może być, ale mam nadzieje, że nic mu nie jest, a po wszystkim wróci do nas. Albo wróci niedługo, abyśmy mogli odpłacić się za śmierć mamy. - ostatnie słowa wypowiedział poważnym tonem, artykułując każdą sylabę. Był wściekły, zdeterminowany, pełen nienawiści i chęci zemsty.
Policjantka pokiwała głową, przykrywając resztki ciała.
- Dobrze, znajdziemy jakieś zdjęcie i zaczniemy szukać konkretnie twojego ojca. Pozwól, że cię odprowadzę - powiedziała wyprowadzając go z pokoju i dalej z katakumb zabierając mu zawieszkę.
- Będziemy cię na bieżąco informować, jeśli się czegoś dowiemy. Ciało matki oddamy do wskazanego domu pogrzebowego, gdy poczynicie przygotowania. Gdy skończymy wszelkie badania oczywiście - mruknęła przy samym wyjściu z komisariatu. - Pytania? Jeśli nie to wszystko.
- Raczej prośba. Zastałem aspiranta Kamińskiego? Mam coś dla niego.
- Mareczek? - uniosła brew. - Rzadko bywa na komisariacie, zabiegany troszkę, główny śledczy w tej sprawie - odpowiedziała przepraszająco wzruszając ramionami. - Aż się zaczął zapalać na nowo, jak za dawnych dni… mogę przekazać jak spotkam - zaproponowała.
Zamyślił się. Widać aspirant Kamiński był znany w komendzie dosyć dobrze. Ciekawe czy ze względu na swój sposób bycia czy skuteczność.. co prawda co do drugiego miał wątpliwości.
Pokręcił głową na słowa policjantki.
- Nie, dziękuje. Sam się z nim skontaktuje. Do widzenia
Wyszedł z budynku komendy i szybkim krokiem udał się na przystanek tramwajowy. Przy rotundzie zmienił kierunek tramwaju na ten ku pętli Okęcie. Wysiadł na swoim przystanku i wpadł na dziwny pomysł. Zamiast iść prosto do bloku, poszedł okrężną drogą, klucząc między budynkami. Spoglądał za siebie dzięki szybom samochodów i sprawdzał. Po 10 minutach takiego spaceru udał się prosto do bloku.
Wjechał na piętro niżej i zaczął ostrożnie wchodzić na górę nasłuchując uważnie. Otworzył drzwi kluczami, wszedł do środka i zamknął je za sobą na zamki.
- Natka, już jestem!
Siostra siedział w kuchni, przy oknie i kubku z wystygłą już herbatą, normalnie ubrana i w miarę doprowadzona do porządku.
- Hej… - mruknęła cicho i przeciągle. - I co…
Usiadł obok niej i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Niestety.. mama nie żyje. To było jej ciało, ona. Nie wiem kto, dlaczego i jak. Oni sami tego nie wiedzą. Poprowadzono mnie do kolejnego ciała, bowiem podejrzewali, że ciało wyłowione dzisiaj z Wisły należy do taty.. - zatrzymał się na chwilę i odwrócił wzrok.
- O tyle dobrze, że to przypuszczenie się nie potwierdziło. Najprawdopodobniej tata żyje. A przynajmniej ja mam taką nadzieję. Nadal go szukają i w ogóle.
Wstał z krzesła i przytulił siostrę. Miał dość, serdecznie dość..
- Na pewno żyje… - wyszlochała zamykając oczy. - Musimy go znaleźć, masz jakiś pomysł, prawda? - spytała spoglądając na niego czerwonymi, pełnymi nadziei oczami. Dobra nowina na chwilę wyparła tą złą, na którą przetrawienie miała czas wcześniej.
- Musimy. Musimy też uważać, Natka. Ten schab szukał taty.. tata nie jest głupi, myślę, że zdaje sobie z tego sprawę i gdzieś się ukrywa. Porzucił komórkę, więc ciężko będzie go namierzyć. Myślę, że dziadków też by nie narażał.. - odpowiedział niezwykle szybko, wyrzucając z siebie dawno ukształtowane myśli. - Tata najpewniej skontaktuje się z nami sam. A przynajmniej mam taką nadzieje. Na razie musimy zająć się innymi sprawami. Pogrzebem mamy. Wychodzi na to, że na tą chwilę to ja będę musiał dbać o dom. O nas.
Nie chciał mówić jej o innych obawach, które nie dawały mu spokoju od chwili feralnego telefonu z wiadomością o śmierci mamy. Przede wszystkim: jak powiedzieć dalszej rodzinie, że mama nie żyje.. gdy będą pytać co się stało, co im odpowiedzieć? Kto pierwszy będzie się dowiadywał o dr Starzyńską - szpital w którym pracowała czy rodzina?
- Muszę gdzieś zadzwonić - pogładził siostrę po włosach i przytulił mocniej. Oderwał się od niej powoli i wyszedł do przedpokoju. Wyciągnął komórkę i wybrał numer Kamińskiego.
Detektyw odebrał po dłuższej chwili.
- Mów szybko - powiedział prędko. - Jestem w trakcie czegoś.
- Wczoraj w nocy znalazłem kopertę przyklejoną do moich drzwi. Podejrzewam, że mogą być tam plastry, które pan mi pokazywał. Schowałem wszystko w szczelny, strunowy woreczek i mam zamiar to panu oddać. Mam nawet podejrzenia kto mógł to dostarczyć, niestety nie znam jego tożsamości, widziałem go tylko przez kilka minut.
- Czemu niby podejrzewasz, że to tam jest? W sensie nie sprawdzałeś? - spytał po dłuższej chwili ciszy. - Podejrzewasz? - powtórzył nie rozumiejąc.
- Podejrzewam. Umiem łączyć fakty. Najpierw przychodzi typ, w moim wieku, który ma dla mnie przesyłkę, której nigdy nie zamawiałem i nie chciałem. Jest jakimś kołkiem z ulicy, nie kurierem. Potem kark, który napierdala w moje drzwi i grozi przetoczeniem się przez mieszkanie. Pan, pokazuje mi wcześniej zdjęcie plastra, który okazuje się narkotykiem. Moi rodzice są w to zaplątani, a moja mama przypłaciła to życiem, z czego tata pomagał Hukowi. W czym.. nie wiem. Nie otwierałem tego i raczej nie zamierzam. Wolę nie ryzykować. Gdyby to była bakteria to dawno bym nie żył, podobnie jak połowa osiedla, prawda? - skończy swój wyrzut na jednym tchu. Kurwa, dlaczego nikt nie chciał wierzyć?
- Eeee dobra - rzucił szybko. - Wyślę po to jakiegoś szczura… gościa z laboratorium znaczy się. Jarosław Nowicki się nazywa, wysoki, wielkie pingle, przetłuszczone ciemne włosy, poznasz jak zobaczysz. Coś jeszcze? Jak nie to nara.
Rozłączył się. Westchnął tylko i zostawił komórkę na biurku. Wrócił do Natalii.
 
Gveir jest offline