Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2015, 01:20   #16
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
PROLOG: Sprzysiężenie losu

Feylan Dandradin, Treal Naralthir

Las przestał śpiewać.

Feylan prowadził utykającego, związanego elfa, bacząc na każdy ruch więźnia, gotów w każdej chwili zareagować na agresywne ruchy mężczyzny. Ten jednak, najwyraźniej nauczony doświadczeniem, nie próbował niczego, co mogłoby sprowokować Dandradina. Co pewien czas się potykał i Fey musiał uważać, aby trzymać go dobrze za więzy, żeby ten nie upadł mając skrępowane na plecach ręce.
Czemu on w sumie dbał o niego?
Nie zasługiwał, nie zasługiwał na nic dobrego. Dlaczego więc go obchodziło czy upadnie na twarz, czy nie? Za to wszystko, co zrobił powinien ponieść karę, a w imię pokrzywdzonych będzie działał Feylan, wymierzając sprawiedliwość temu padalcowi…

Złoty elf potknął się ponownie i tym razem łowca nie zdołał go utrzymać… a może nie chciał?
Więzień upadł z dużym impetem na ściółkę, ledwo zdążywszy sprawić, by uderzyć w ziemię bokiem. Kiedy Feylan schylił się, aby go podnieść, ten spojrzał na niego i zaśmiał się, a dla leśnego elfa jasne było, że śmieje się z niego.

Feylan chwycił za więzy słonecznego elfa i pociągnął do góry, ale ze zdziwieniem napotkał opór więźnia. Zapierał się, nie chcąc dać się podnieść, jednocześnie samym spojrzeniem szydząc ze swojego porywacza.

W łowcy zawrzał gniew podsycany czymś, czego nie rozumiał.

~~~~~~

Las zamilkł.

Treal patrzył na Aprillę, która wciąż nie wyglądała najlepiej. Była przestraszona, była zdezorientowana. Elf czasami obawiał się, że łasica po prostu rzuci się w którąś stronę w panice i ucieknie od swojego pana, chociaż to nie mogło mieć miejsca.
Prawda?

Musiał znaleźć Feylana i wraz z nim wydostać się z tego szaleństwa, tylko gdzie był ten elf? Treal krążył w poszukiwaniu i chociaż kilkukrotnie miał ochotę zawołać nowego towarzysza, to jednak za każdym razem czuł, jak głos grzęźnie mu w gardle, a jego samego ogrania obawa. Co jeżeli swoim wołaniem zbudzi coś, co powinno spać na wieki?
Co jeżeli las znowu zacznie śpiewać?

Cisza zdawała się być błogosławieństwem tak długo, jak nie zaczęła przypominać ciszy, w jakiej trwać mogło tylko jedno.
Śmierć.

Lodowaty podmuch wyrwał z Treala drżenie.
Feylan, gdzie był Feylan?

Aprilla nagle rzuciła się do przodu, żeby po chwili zastygnąć, ale kiedy Treal zaczął do niej podchodzić, ponownie zerwała się do swojego szaleńczego biegu… ucieczki?

A las czekał. Zawoła?





Ellethiel Davar, Thorendil


Aillesel Seldarie…

Po tych dwóch słowach, wyrwanych z modlitwy, zapadła cisza przerywana tylko szumem wiatru.
Mróz nie opuszczał ich, jakby zadomowił się na dobre zanim jeszcze liście zaczęły opadać z drzew. Ellethiel pocierał nieustannie cierpnące na zimnie dłonie, w których zdawało mu się, że powoli traci czucie. Rozglądał się, ale prócz tej mgły i wątłych zarysów drzew nic nie był w stanie zobaczyć. Thorendil natomiast bardziej niż zimno czuł niemalejący gniew skierowany ku komuś, kogo nie widział, kogo nie znał i kto ukrywał się przed zmysłami druida. Bezkarny, zapewne dobrze bawiący się, trwający w poczuciu nietykalności.
Jego niedoczekanie…

Zanim Ellethiel zdołał zadać kolejne pytanie towarzyszowi, a Thorendil zastanowić się nad dalszymi krokami lodowe powietrze przeszył przerażony krzyk, pełen bólu i potwornego przerażenia, który złamał barierę ciszy, jaka powróciła jak tylko krzyk ustał.
Krzyk kobiety.

Z mgły wyłoniła się zbliżającą chwiejnym krokiem sylwetka, której wpierw nie sposób było dokładniej określić. Dopiero, kiedy podeszła bliżej oczom obu mężczyzn ukazała się elfka o skórze koloru miedzi i czarnych włosach, w rozpadającym się, skórzanym, okrutnie poprzecinanym pancerzu i pustej pochwie na broń smętnie uczepionej pasa. Szła w ich stronę obejmując się silnie rękoma, jakby dla zachowania ciepła, stawiając niepewnie każdy krok i drżąc na całym ciele. Z zimna?
Thorendil ją znał. Główna Łowczyni jego wioski, o niezachwianej woli i pewności siebie. Obrończyni granic ich społeczności, tropiciel wrogów.

Mavarin.

Kiedy elfka podniosła głowę i zobaczyła druida oraz pół elfa natychmiast padła przed nimi na kolana, rozłożyła ręce i błagalnym, zdesperowanym głosem zawołała:

- Thorendilu! Thorendilu… Błagam. Zabij mnie!

A jej palce zaciśnięte były na jedynej broni, jaką posiadała - zakrwawionym sztylecie.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 28-04-2015 o 02:08.
Zell jest offline