Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2015, 15:23   #21
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
Cedric po 'rozmowie' z Szefową, poszedł do kawiarni, w której działo się zeszłego dnia dużo. Był chłodny jak na poranek w Grecji. Otworzył drzwi i wszedł do środka. -Poproszę dużą kawę na miejscu- powiedział Lovren jednocześnie rozglądając się czy nikt tym razem nie zachlapie mu garnituru. Nie było szczególnie dużo ludzi gdyż pora była wczesna, a nawet bardzo wczesna. Tak wczesna, że ledwo można było dostrzec przebłyski słońca.
Lecz zanim zamoczył usta w napoju, który już kelner do niego niósł usłyszał szybko zbliżające się syreny policyjne. W kilka chwil później zobaczył policjantów z karabinami wpadającymi jak cyklon do budynku. Co się dzieje?- zapytał się w myślach i zamurowało go. Siedział na krześle tam gdzie zeszłego dnia znalazł 'Iliadę' i poznał nowych towarzyszy. Nielicznie zgromadzeni ludzie rozbiegali się na boki, gdy grupa dwudziestu czterech facetów z karabinami gotowymi strzelić, biegną naprzód. Rozdzielili się. What the fuck!!!- pomyślał rudowłosy spoglądając na nich jak się rozdzielają. Część osób zniknęła z pola widzenia mężczyzny. Zostało pięciu błyskawicznie przeczesujących umiarkowanie puste jeszcze pomieszczenia.

Nagle jeden z nich dostrzegł Cedrica. Szybko powiedział coś do krótkofalówki.

-Interpol! Nie ruszaj się!- krzyknął jeden z nich, zaś cała grupa wycelowała w rudowłosego człowieka.
Wbiegli do środka nie spuszczając podejrzanego z celownika.

-Gleba! Powiedziałem gleba!- krzyknął inny odrzucając stolik i nie czekając na reakcję rzucił Lovrena ma ziemię.

-Łapy na kark! Na kark!
Ponownie nie czekali na żaden ruch. Wykręcili mu ręce i ciasno skupi kajdankami, tak ciasno iż krew ledwo dopływała do dłoni. Bez pardonu szarpnęli więźniem stawiając go na nogi. Ale panowie o co chodzi?- zapytał się wyraźnie przestraszony mężczyzna. Chwilę później Cedric siedział na tylnej kanapie radiowozu. Był to Citroën Xsara. Niezły autko panowie- uśmiechnął się pod nosem.

-Zachciało ci się kurwa dzieci?- zapytał jeden z zamaskowanych funkcjonariuszy i z całą mocą wbił pięść w wątrobę Cedrica. -Urgh!!- jęknął z bólu. Drzwi zamknęły się i samochód ruszył.

Samochód zatrzymał się, a funkcjonariusze stali się milczącymi narzędziami sprawiedliwości. Bezpowrotnie zniknęło ich zachowanie z lotniska mówiące, iż najchętniej wgnietliby podejrzanego między szpary przylegających do siebie fragmentów marmurowej posadzki. Gdzie ja jestem i co to za budynek?- zapytał się wychodząc z samochodu.

Z chłodnym spokojem pomogli wygramolić się podejrzanemu z tylnego siedzenia.
Nieopodal parkingu znajdował się zielony trawnik, na którym strzelały w niebo pnie palm w towarzystwie oleandrów. Okazały budynek ponabijany flagami Grecji jak poduszeczka na igły otoczony był wiecznie zielonymi cyprysami.

Na szczycie pyszniła się największa ze wszystkich flag Grecji, choć obecnie prezentowała się niezbyt dumnie jako materia oklapła z powodu bezwietrznej, słonecznej pogody.

Za plecami trzasnęły drzwi, a samochód zapiszczał dwukrotnie nim rozległ się odgłos zamykającego się mechanizmu. Z całą pewnością włączył się również system alarmowy, ale nie było czasu na szukanie migającej wewnątrz czerwonej diody.

Pchnięty Cedric w asyście czterech uzbrojonych mężczyzn ruszył po schodach w kierunku wrót wejściowych. Ciepła barwa drewna przywodziła na myśl kolor olchy i nieprzyjemnie kontrastowała z chłodem bijącym z wnętrza. I nie chodziło wyłącznie o przyjemny w ciągu dnia chłód pomieszczeń z wysokimi sufitami, lecz o panującą tam atmosferę.
Po wejściu marmurowe posągi Ateny zimno, niemal oskarżycielsko spoglądało na wchodzących i mężczyzna podskórnie czuł gdzie się znajdują. Czuł to jeszcze nim spojrzał na kolejną marmurową kobietę stojącą w zagłębieniu pod sufitem na pierwszym piętrze naprzeciwko drzwi wejściowych. Kobieta z przepaską na oczach i z wagą. Temida.

Byli w sądzie! Nawet na moment nie trafił do celi, a wszystko było już gotowe na jego przybycie. Przynajmniej tak to wyglądało pomimo niewielkiej ilości ludzi.

Policjanci Interpolu zaprowadzili mężczyznę w korytarz po prawej stronie przytulony do frontowej ściany budowli. Tam znajdowały się otwarte na oścież podwójne drzwi.

Sąd? Do niczego się nie przyznaję...- pomyślał gdy weszli do sali i po chwili zobaczył też grube akta -...a to już nie moje.- dokończył myśl.

Nie było dobrze sądząc po minie faceta siedzącego obok Lovrena a był to adwokat.

-Anteros Ferretos. Będę pana adwokatem i powiem prosto z mostu. Jest źle. Mamy mało czasu więc proszę słuchać. Pańskie akta są brudne jak szambiarka po całym dniu roboty. Z takimi papierami można tylko minimalizować wymiar kary. Nie mówiąc już, że musiał pan nieźle komuś nacisnąć na odcisk, że mamy tu kilkanaście minut na przejrzenie sprawy.- mówił cicho kręcąc przecząco głową przewracając kolejne strony dokumentów.

-Właściwie nie wiem po co ja tu w ogóle jestem skoro w Anglii zapadł już na panem wyrok.-popukał palcem w podpis. Wielokrotny gwałt połączony z morderstwem na czternastu nieletnich w tym dziewięciu chłopcach i pięciu dziewczynkach. W wieku od dziewięciu do dwunastu lat. Wyrokiem było dożywocie.

Wyrok na mnie?!- zastanawiał się co adwokat powiedział w stronę Cedrica.

-Zrobię wszystko co będę mógł, ale sąd najprawdopodobniej podtrzyma wyrok. Proszę się nie odzywać, jeśli nie powiem że można. Proszę wstać sąd idzie.- po chwili sam również powstał.
Wszyscy stali podczas ogłaszania wyroku. Adwokat wyglądał, jakby właśnie kazano mu zjeść skarpety całego plutonu wojska.


W chwilę później młotek w ręku sędziego trzasnął o podstawkę, zaś sam mężczyzna spojrzał jeszcze niechętnie na Cedrica, po czym pospiesznie wyszedł.

To była parodia wymiaru sprawiedliwości. Cała sprawa wyglądała na ukartowaną od momentu schwytania w lotniskowej kawiarni przez gotowość wymiaru sprawiedliwości do wymierzenia "sprawiedliwości" za coś, co nie miało miejsca. Wypełniono jego akta niemal całą ryzą obciążających dokumentów i w końcu sędzia, który już wchodząc na salę wyglądał tak, jakby podjął decyzję. Tylko prokurator i adwokat starali się na prawdę. A przynajmniej takie sprawiali wrażenie.

-Sędzia po zapoznaniu się ze sprawą zdecydował się na poszerzenie wymiaru kary. Do dożywocia dołożył przymusową kastrację chirurgiczną...

Że co!!?? Przecież to jakaś kpina.- pomyślał wyraźnie zaskoczony całą sytuacją.

Ledwie wyszedł z więzienia, a już do niego wrócił. Co prawda nie do tego samego, ponieważ w dalszym ciągu znajdował się w Grecji. Ponownie nie miał niczego prócz więziennego ubrania.

Było jednak coś niepokojącego w całej tej sytuacji. Jego współwięźniowie zdawali się wiedzieć za co Cedric się tu znalazł. Gdy prowadzono go korytarzem, zza krat śledziły go spojrzenia drapieżników. Pedofile w więzieniach nie mieli życia. Bardzo często popełniali "samobójstwa".

Strażnik więzienny poprowadził nowego do jego celi, którą miał dzielić ze współlokatorem.

No to pięknie- pomyślał Lovren kręcąc przecząco głową z lekkim uśmiechem na ustach. Ciekawe czy o mnie pamięta ta trójka- uśmiechnął się raz jeszcze.

-Mały przywitaj się ładnie.- powiedział strażnik tuż przed szczękiem zamku zwiastującym zamknięcie krat.


Powstał powoli z dolnej pryczy rosnąc jak góra. Góra mięśni. Był wyższy od Lovrena o dobre pół głowy i prawie dwukrotnie szerszy w barkach.
Wielkolud mrugnął jednym okiem i posłał współlokatorowi całusa.

-Będziesz moją dziewczynką- odezwał się w końcu mutant.

Cedric po zdjęciu kajdan przez ochroniarzy, wykorzystując element zaskoczenia u czarnoskórego mężczyzny uderzył go na dzień dobry w grdykę. -Miło mi jestem Cedric.-powiedział głośno i wyraźnie żeby usłyszał. Był tak wściekły a zarazem rozbawiony zaistniałą sytuacją.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036
Adi jest offline