Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2015, 22:36   #41
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Autumm, Drahini, Nemroth



[media]http://fc03.deviantart.net/fs14/f/2007/109/1/e/Morning_at_the_stream_by_space1999.jpg[/media]

Zamieć, Wilczy Las
14 Tarsakh, Rok Orczej Wiosny
Świt


Zoja zaczęła dzień od kąpieli w zimnym strumieniu. Woda była zimna i rwąca, słońce z trudem przebijało się przez poranne mgły, a uzdrowicielka co kilka plusków niespokojnie rozglądała się na boki, czy czasem zza drzew nie wychyną jakieś żarłoczne koboldy czy inne dzikie stwory. Do zimnej wody była przyzwyczajona; Ethel uważała, że chlupanie się w lodowatej cieczy “hartuje ciało i ducha”, a dziewczyna nie wyobrażała sobie, że mogłaby zacząć dzień bez zmycia z siebie trudu i brudu poprzedniej doby. Wszak do pełnienia posługi Ilmatera trzeba było być czystym zarówno na duszy, jak i na ciele.

Po skończonych ablucjach, przelotnie zastanawiając się, co - i czy - w ogóle będą dziś jedli, wciąż podrygująca z zimna i szczękająca zębami Zoja zdjęła z szyi medalion z symbolem boga, powiesiła go na drzewie i dłuższą chwilę spędziła na modlitwie i medytacji w tej zaimprowizowanej kapliczce. Skoro pierwsze podejście koboldów - zwycięskie dla ludzi, bo gady wycofały się, napotkawszy bardziej zorganizowany opór - przyniosło aż tylu rannych, to co mogłoby się stać, kiedy stwory uderzyłyby z pełną siłą? Ta myśl przerażała Zoję i tym bardziej dodawała żaru jej modlitwie o boską pomoc i opiekę.

Dopiero po spełnieniu tych niezbędnych do dobrego rozpoczęcia dnia czynności wróciła do spichlerza i odpoczywających w nim rannych. Dwóch rzutkich chłopaków - Marv i Evan - którzy najwidoczniej nie chcieli tracić czasu na właściwy wypoczynek i wprost rwali się do wstawania i działania, uzdrowicielka postanowiła nie zatrzymywać siłą w łóżkach. Zdjęła im bandaże, delikatnie “przemyła” rany leczniczą mocą i zwolniła z dalszego leżenia, obdarzając tylko każdego na koniec lekkim buziakiem w czoło i słowami powierzającymi ich pod opiekę Cierpiącego Boga.

Z najciężej rannym towarzyszem, Shavrim, sprawa miała się - niestety - zupełnie inaczej. Zoja nie wnikała w szczegóły *jak* to się stało, że młodzieniec trafił do stodoły z *całą* pułapką na lisy na nodze i bladością sugerującą poważny upływ krwi. Początkowo sądziła, że to wnyki koboldów tak go załatwiły - do momentu, kiedy jeden z myśliwych z Zamieci nie zabrał sprzętu, by ponownie rozstawić go w ostępach. Najwidoczniej czarnowłosy musiał zwrócić na siebie uwagę jakiegoś złośliwego bóstwa pecha i nieszczęścia. Potwierdzałoby się to też tym, że w zamęcie, jaki panował w spichrzu, do którego dotarli wszyscy rannych, to właśnie krytycznie rannego łowcę niefortunnie pominięto i nie otrzymał on ukojenia z rąk kapłanki, która swoją leczniczą moc zużyła na innych potrzebujących. Jedyne, co mogła w nocy zrobić Zoja, to podać Shavriemu ziołowy napar, mający zbić gorączkę i poradzić sobie z ewentualnym zakażeniem, i oczyścić oraz zabandażować paskudną, poszarpaną ranę. Dopiero nad ranem, mając nowy zapas sił, mogła dokończyć dzieła.

Dziewczyna podeszła do “stołu” na którym wciąż spoczywał ranny i delikatnie ściągnęła z niego koc. Opatrunek nasiąknął krwią i zakrzepł; nie wyglądało to najlepiej. Uzdrowicielka skarciła się w myślach, by następnym razem lepiej pilnować, kto ma pierwszy otrzymać pomoc.

- Zoju, mogę spróbować w czymś Ci pomóc? - zapytał czarodziej podchodząc blisko uzdrowicielki.
- Oczywiście! - opowiedziała zapytana - Zawsze przyda się jakaś dodatkowa para rąk... Bardzo ci dziękuję... - przygryzła wargę, spoglądając na krwawy bajzel, jaki na nodze łowcy zrobiły zęby sideł.
- Shavri? - potrząsnęła lekko ramieniem chłopaka - Obudź się; już ranek. Musimy zmienić bandaże.
Przywitał ją różowy nosek szczura, bacznie niuchający, kim jest i czy może ma coś do jedzenia.
- Dzień dobry - wyszeptał Shavri, próbując unieść dłoń, żeby pogłaskać swojego czarnego szczurka. Udało mu się dopiero za drugim podejściem - Miałem taki śmieszny sen…

Śniła mu się miła twarz kapłanki, latarenka Gergo, która emanowała ciepłym światłem i o dziwo - podzwaniała miękko, gdy kobold nią poruszał. A także Kain, którego życzliwego, pełnego empatii głosu uchwycił się tam w lesie, żeby nie zemdleć po raz kolejny. Czarodziej w śnie mówił coś do niego w języku, którego ni w ząb nie rozumiał. A rytm jego słów wybijała Sinara na swoich narzędziach. Ale nad tym wszystkim górowała Bijak. Szczurka ze szklanego portretu stanęła na dwóch łapach na jego piersi i patrząc w kulę światła należącą do Kaina, przepowiedziała przyszłość wszystkim pozostałym uczestnikom snu, w tym jemu samemu… Wszystko to jednak uciekało od niego, jak woda ze stulonych dłoni.

Mag nachylił się nad tropicielem i zbliżył twarz do czarnego szczurka przyglądając się zwierzątku uważnie.
- Witaj kompanie, a raczej witajcie kompani! - powiedział Kain z uśmiechem. - To co ci się takiego śniło Shavri? - zapytał, mając nadzieję, że skupiony na rozmowie łowca lepiej zniesie leczniczy zabieg którego cześć mogła być bolesna.
Bijak przetarła sobie zaspany pyszczek łapkami i wyciągnęła łepek do maga, aż stając słupka, żeby go lepiej widzieć. Shavri spróbował skupić wzrok na Kainie.
- Nie pamiętam. Ale to był dobry sen i widziałem Cię w nim i Twoją kulę ze światłem… Słuchajcie… Co się stało po tym, jak wczoraj straciłem przytomność. Sądząc po tym, że dookoła nie słychać złorzeczenia, to chyba reszcie nie poszło najgorzej, co?
- Było kilku rannych, ale obroniliśmy wioskę. Nikt nie zginął, prócz koboldów. - odpowiedziała Zoja, z uwagą obmacując nogę tropiciela - Bogowie czuwali nad wszystkimi... prawie. Kogo wyznajesz? - spytała niespodziewanie poważnie, przerywając badanie i spoglądając na chłopaka.

Shavri drgnął i uzdrowicielka musiała to wyczuć. To było najbardziej osobiste pytanie, jakie mogła mu zadać. Bardziej osobiste od tego, czy dłubał w nosie, jak była mały i co lubi robić w łożnicy. Na dodatek ile się znali? Trzeci dzień? Ale z drugiej strony Zoja, z całą jej rzucającą się w oczy wrażliwością i empatią, pochylała się nad jego poharataną nogą i od początku wydawała mu się osobą bardzo wrażliwą, ciepłą i nastawioną frontem do ludzi i ich słabości. A przynajmniej tak ją odbierał. Poza tym, zganił siebie, inni ludzie nie odbierają tego tak głęboko, jak Ty, kretynie. Czuł się zażenowany, ale do końca nie wiedział, czy jej pytaniem, czy swoją reakcją na nie. W uderzenie serca później opamiętał się i doszedł do wniosku, że chce jej powiedzieć, nawet, a zwłaszcza jeśli przysłuchuje się temu Kain, który wczoraj próbował uratować mu życie.
- Sune. Najżarliwiej wierzę Sune i wierzę w Nią. Poza Nią jeszcze Helm i Gond. Dlaczego pytasz?
- Sune to kapryśna pani. - Zoja uśmiechnęła się przelotnie, ale minę wciąż miała zatroskaną - Spotkało cię tej nocy wiele pecha, przynajmniej z tego co mówili inni. Trochę to niepokojące. Może powinieneś zastanowić się, czy jakimiś swoimi czynami nie sprowadziłeś na siebie nieprzychylnego spojrzenia wyższych sił? Oczywiście nie znaczy to, że zrobiłeś coś złego! - dodała szybko - Szczera rozmowa z bogiem może jednak wiele pomóc.
Shavri zgrzytnął zębami i pożałował, że w ogóle się odezwał. Zmusił się jednak do spokojnej odpowiedzi.
- Zoju. Na jakiej podstawie wnosisz, że moje nieszczęście nie jest spowodowane jedynie moją głupotą i nieposłuszeństwem wobec rozkazu?
- Zoju nie przesadzaj, ten nieszczęśliwy wypadek to wynik po prostu pechowego zbiegu okoliczności a nie wola bogów. - dodał czarodziej, sceptycznie nastawiony do tego by absoluty interweniowały w tak drobnej sprawie.
- Wola bogów objawia się we wszystkich sprawach. Czasem właśnie subtelne sugestie i nieoczywiste znaki są ich sposobem na komunikację z ludźmi. Widzisz...- Ilmaterytka zwróciła się do Shavriego - Może Helm dał ci w ten sposób do zrozumienia, żebyś bardziej słuchał się przełożonych? To zgodne z jego doktryną. - pokiwała głową, przypominając sobie nauki Opiekuna. Wzięła zwitek czystego bandaża i namoczyła go w wodzie.
- Muszę odmoczyć ranę. - powiedziała do łowcy - Będzie trochę szczypało. Potrzymasz jego nogę o... w ten sposób, Kainie?
- Spróbuję - dodał Kain z uśmiechem. - Sądzisz Zoju że dobre bóstwo ryzykując śmierć wyznawcy mogło chcieć go czegoś nauczyć? - zapytał, uświadamiając sobie, że taka dyskusja z zagorzałą wyznawczynią Cierpiącego Boga będzie w najlepszym wypadku bardzo trudna.
- Być może tak, nie zastanawiałem się, czego Helm ode mnie chce. Posłuszeństwo, do którego się zobowiązałem, względem ludzi, z którymi podjąłem się unieść miecz, zobowiązuje mnie równie mocno. - zielono-brązowe oczy tropiciela były spokojne, ale wyrażały zdecydowanie i upór. - Nie chciałbym bowiem, żeby ktoś przeze mnie umarł. Moja wiara - i mówię to z całą życzliwością do Ciebie Zoju - nie jest to Twoją sprawą. Nie znasz mnie, ani moich motywów, a wydajesz osąd za osądem. - Shavri westchnął, czując, jak powoli rozmaka na jego nodze skorupa z bandaża i krwi. Tam, gdzie płyn dotarł do żywej rany, pojawił się zgodnie z zapowiedzią szczypiący ból. - Szanuję Cię i zależy mi na Tobie, ale skąd wiesz, że w każdej minucie życia nie zwracam się do bogów? Jaką masz pewność, że lepiej rozpoznajesz ich kroki w moim sercu i życiu ode mnie? A w końcu jakim prawem przypuszczasz, że Sune albo jakakolwiek inna instancja ściągnęła to na mnie... - tu wskazał mokrą nogę - ...jako karę za cokolwiek?
- Nic nie dzieje się bez przyczyny. To, co się stało, miało jakieś znaczenie, którego temu odmawiasz. - uzdrowicielka wysłuchała całej tej tyrady spokojnie i odpowiedziała łagodnym, stonowanym głosem - A cierpienie jest dla nas nauką, by wciąż się doskonalić i utwierdzać w drodze do doskonałości. - uniosła oczy na łowcę i odwinęła zdecydowanym ruchem bandaż - Zostanie ci blizna. Będzie jak mądre zdanie w księdze; ilekroć na nią spojrzysz, pomyślisz o tej chwili i wszystkim, co z niej wyniosłeś. Musisz tylko otworzyć umysł i serce na tą możliwość, a staniesz się dzięki temu lepszy. - oddała bandaże Kainowi i złożyła razem dłonie.
- Spójrz. - rozwarła powoli ręce, pomiędzy którymi pojawił się mały promyk światła, rosnący w miarę, jak Zoja otwierała dłonie. W końcu świetlna kula stała się tak jasna, że nie można było na nią patrzeć bez zmrużenia oczu. Uzdrowicielka przyłożyła zdecydowanym ruchem ręce do rany łowcy, ale zamiast fali bólu od dotknięcia rozeszło się przyjemne ciepło i uczucie mrowienia. Kiedy Zoja odjęła palce od stopy chłopaka, po ranie zostały tylko zakrzepłe resztki krwi.
- Jestem tylko skromną służką Ilmatera. Pewnie łamię strasznie dużo jego nakazów i nie spełniam swojej posługi tak dobrze, jak powinnam. Ale szukam go i staram się rozumieć co mówi. Dlatego potrafię tak leczyć... Ufaj bardziej swoim duchowym przewodnikom, a oni rozprostują twoje ścieżki. - zakończyła i zaczęła obmywać czystą wodą nogę łowcy.

Kain w zamyśleniu pokiwał głową po przemowie uzdrowicieli. Po chwili jednak powiedział:
- Może z tej rozmowy i ja wyciągnę jakąś lekcję… Najważniejsze jednak że wracasz do gry Sharvi! Cały i zdrowy. Wszystko zmierza w dobrym kierunku.
- Bogom niech będą dzięki - wyrzucił z siebie Shavri, a ten sarkazm we własnym głosie bolał go bardzo. Miał już nic nie mówić, ale siadając, podjął na nowo:
- Zoju, mówisz, że zostanie mi blizna. Nie pierwsza i nie ostatnia. A każda jedna z tych, które już nosze na ciele jest dla mnie jakąś mądrą pamiątką. Ta będzie nią także. Nie musisz mnie do tego zachęcać.Shavri poruszył zranioną nogą. Rozchodziło się do niej ciepło, a mrowienie było wręcz fizycznie odczuwalną przyjemnością, od której miał dreszcze na całym ciele.
Dziękuję Ci za pomoc za pomoc z nogą – rzekł szczerze. Jej słowa odczytał jako patrzenie na niego z góry i sprawiły, że jego uczucia religijne zostały mocno zranione. Ale nie chciał się do tego przyznać, bo dziewczyna naprawdę bardzo chciała mu ulżyć. Wstał i nie czekając na odpowiedź, odszedł od blatu, na którym go opatrywała, kuśtykając bardziej ze strachu, niż z potrzeby, bo rana nie bolała go już wcale.

- Ejjjj....! Biegaczu! - krzyknęła za nim Zoja - Nie zapomnij tego! - uniosła w górę parę butów, którą łowca w pośpiechu zostawił przy punkcie opatrunkowym. Ten poszarpany zębami pułapki był, o dziwo, w idealnym stanie, jakby nic mu się nie stało.
- I postaraj się nie nadwyrężać nogi! - dodała, z troską patrząc na kulejącego chłopaka - Moc potrafi wiele, ale nigdy nie zastąpi porządnego odpoczynku...
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 28-04-2015 o 23:00.
Autumm jest offline