Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2015, 21:57   #82
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Holingsworth dwukrotnie wystawił na próbę cierpliwość Billingsley. Dwuktornie obiecywał wyjawienie swoich planów i dwukrotnie nie dotrzymywał, zdaniem Vannessy, słowa. Już po pierwszym razie miała ochotę powiedzieć mu kilka gorzkich słów. Przygotowała nawet długaśny monolog jednakże nie wygłosiła go z powodu pojawienia się policjantki. Złość na starszego mężczyznę przemieniła się w złość na samą siebie, że tak dała się podejść. Że taka była głupia i zadufana w sobie.
Nawet wyjawienie prawdziwej natury pana Damiena Holingswotha nie ostudziło zapędu Vannessy w wylaniu całego wiadra pomyj ma jego głowę. Nawet jeszcze bardziej ją rozjuszyło.
Na szczęście starszy dżentelmen ulotnił się.

Kolejne pojawienie się Damiena Holingswortha alias Apollyn niewiele wyjaśniło. Zmieniło za to nastawienie Vannessy. Już nie w głowie było jej rozpatrywanie słuszności słów starca. Nieważne stały się powody dla których ona została wrobiona w tę całą sprawę.
Jednym swoim zdaniem boży posłannik zniszczył cały porządek jaki poukładała sobie w życiu Druidka. I teraz gotowa był pójść na współpracę z każdym kto oferował jej możliwość zemsty.



- Będą mnie szukać. - powiedziała Amy ponuro, sięgając po papierosa z nieszczęśliwą miną - Policjant na służbie, prowadzący sprawę wspólnie z Biurem, nie znika ot, tak sobie. To tylko kwestia czasu, aż służby zaczną węszyć, a chyba chcemy tego uniknąć, prawda? - zaciągnęła się nerwowo, spoglądając kątem oka na Vannessę. - Muszę wykonać kilka telefonów. I zajrzeć do swojego mieszkania. Nie zamierzam uciekać, naprawdę. - dodała szybko - Jak chcesz, możemy zrobić to razem. Tobie też przyda się kilka rzeczy... - zagaiła, obserwując reakcję kobiety.
Vannessa stała z pustym wzrokiem wpatrując się w miejsce gdzie przed chwilą stał jeszcze Anioł. Cały świat skurczył się dla niej do tego jednego punktu. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Była jak zahipnotyzowana w tym swoim wpatrywaniu się. Po chwili lekko zaczęła kręcić głową, a jej usta poruszały się bezgłośnie. Z każda kolejną sekundom ruchy głowy stawały się coraz wyraźniejsze, a szeptane słowa dawało się zrozumieć.
- Nieprawda. - To jedno proste słowo Billingsley powtarzała w kółko. Nie krzyczała jednak. Po kilku sekundach na twarzy wiedźmy odmalowała się prawdziwa rozpacz, a ona sama osunęła się na ziemie. Twarz ukryła w rękach i łkając ciągle powtarzała to jedno słowo “NIEPRAWDA”.
- Nie musisz mu wierzyć, Vannesso. To wszystko jest tak skomplikowane i niejasne, że żadna z nas nie może mieć pewności, że cokolwiek z tego, co się stało albo zostało powiedziane jest w całości prawdą - powiedziała Amy jak umiała najłagodniej, wtykając niezapaloną fajkę w kieszeń kurtki. Objęła lekko kobietę za ramiona i powiedziała cicho - Lepiej chodźmy. Gdziekolwiek, ale nie możemy tu zostać. Jeśli ktoś powiadomi policję albo Biuro, będzie po nas. Chodźmy. Na rozmyślania będzie czas, kiedy będziemy bezpieczne. - kiwnęła głową w kierunku oświetlonego bulwaru.
Vannessie chyba było wszystko jedno w chwili obecnej. Dała się zatem poprowadzić gdzie policjantka chciała, czyli do jej mieszkania.

- Nie masz przypadkiem czegoś... czegoś co... nie wiem. Co jest magiczne i groźne? - spytała Amy Vannessę, kiedy znalazły się przed drzwiami dobrze utrzymanej kamienicy gdzieś w Inner London - Ostatnio zakładałam te... bariery? Zabezpieczenia? Nie wiem do końca, jak reagują na Łowców. - wyjaśniła zakłopotana, wydobywając pokaźny pęk kluczy i manewrując przy kolejnych zamkach.
Vannessa spojrzała na Amy z wyraźnym niezrozumieniem w oczach. Już chciała coś powiedzieć, ale dała sobie spokój dalej kontemplując swój ból.
Policjantka uznała chyba to milczenie za “nie”, bo po krótkiej chwili czekania otworzyła drzwi i gestem zaprosiła kobietę do środka.

Mieszkanie było małe i ascetycznie urządzone. Minimalna ilość mebli, wszystko utrzymane w bieli, brązie i surowych materiałach: stali, szkle i drewnie. Jedynym odstępstwem od panującego wszędzie klinicznego porządku była wielka, korkowa tablica, zajmująca największą ścianę w salonie: jej powierzchnię zajmowały wycinki z gazet, zdjęcia, notatki, rysunki, kolorowe karteczki i różnokształtne przypinki, wszystko powiązane nitkami. Pod tablicą poniewierały się książki, kolorowe magazyny, kupa akcesoriów biurowych i mnóstwo pogniecionego papieru, większość zapisana znakami zapytania i wykrzyknikami.

- A kot znów gdzieś polazł... - Amy przeczesała włosy z ciężkim westchnieniem, starannie zdejmując buty w przedpokoju i podając Vannessie kapcie ze zdecydowaną miną. Zdjęła kurtkę, rozpięła kamizelkę kuloodporną i spojrzała na kobietę ciężkim wzrokiem.
- Ubrania są w szafce koło łóżka. Wino i coś do jedzenie w lodówce. Częstuj się. - zrobiła nieszczęśliwą minę - Eee... przepraszam. Nie jestem przyzwyczajona do przyjmowania gości. Obawiam się, że nie mam dwóch szczotek do zębów ani innych takich podobnych wygód. Będziemy musiały kupić coś po drodze. Poradzisz sobie? - spojrzała na Vannessę z troską - Muszę zadzwonić. Jak tylko to zrobię, wracamy do hotelu, dobrze? Nie martw się tym, co mówił Damien. Na pewno kłamał. - ujęła druidkę lekko za ramię i delikatnie ścisnęła, usiłując wywołać jakąś żywszą reakcję.
W odpowiedzi Wiedźma zaśmiała się tylko nosowo i usiadła ciężko na jakimś fotelu, uprzednio zdejmując obuwie. Omiotła mieszkanie wzrokiem i skupiła się na osobie gospodyni.
- Nie kłamał. - Odezwała się wreszcie Vannessa. To było proste stwierdzenie pozbawione jakiegokolwiek nacechowania emocjonalnego. - Idź, zadzwoń. - Otępiałe dotąd oczy stały się teraz zimne.

Apatia w jakiej wydawała się być Vannessa nie pozbawiła Druidki jednak trzeźwości myślenia. Wybrana przez Anioła czy nie Little była współpracowniczką BORBL i mogła wydać nieszczęsną, zrozpaczoną kobietę. Dlatego podsłuchiwała rozmowę policjantki.
Amy zadzwoniła na komendę policji. Przedstawiła się i poprosiła o rozmowę z niejakim Arturem Parrotem. Nazwisko to obiło się Druidce już o uszy. Ojciec musiał kiedyś coś o nim wspomnieć lub nawet do domu przyprowadzić. Amy powiedziała, że “musi pilnie zbadać niektóre nowe wątki śledztwa” i prosiła Artura o “krycie jej przed resztą zespołu” przez kilka dni. Zapewniła, że nic jej nie grozi i ma wszystko pod kontrolą A na koniec poprosiła, żeby zajął się mieszkaniem i kotem, a listę rzeczy, które trzeba zrobić w domu, wrzuci do swojej skrzynki pocztowej razem z kluczami.

Gdy Amy wróciła Vannessa nadal siedziała na tym samym fotelu. Nie skorzystała z zaproszenia i nie poczęstowała się niczym, anie nie przebrała. Jedyne co się zmieniło, to wyraz twarzy. Billingsely znów wyglądała jak ktoś żywy i czujący.
- Idziemy. - Wiedźma poderwała się z miejsca.
- A... a ubrania? Pieniądze? Coś na kolację? - policjantka otworzyła szeroko oczy, wyraźnie zdezorientowana - Nie możemy tak jechać nieznane zupełnie bez przygotowania! - zaperzyła się - Zawsze to samo. Kowboje ze specjalistów... - pokręciła głową z dezaprobatą i ruszyła w kierunku sypiali, gdzie mieściła się tez jej garderoba.

Billingsley popatrzyła z dezaprobatą na policjantkę. Następnie na siebie, równie krytycznym okiem. Nie wyglądała najlepiej. Nie żeby ubrania pożyczone, na wieczne oddanie, od Hensingtonów były złe, zniszczone, czy coś. Zwyczajnie nie pasowały do Wiedźmy i jej obecnego stanu ducha. Zemsta wymagała odpowiedniej oprawy. Vannessa miała nadzieję, że Amy będzie miała w swej garderobie coś pasującego.
- Masz rację. - Powiedziała siląc się na spokój. - Trzeba się odpowiednio przygotować. - Ruszyła z gospodynią.

Po przebraniu się Vannessa poczuła jak początkowy smutek i żal ją opuszczają. A ich miejsce zajmuje chęć zemsty.

- Nie wydajesz się przekonana do współpracy.
- A ty? - odpowiedziała Amy pytaniem na pytanie - Słuchaj. Nie wiem, co Holinsworth ci o mnie naopowiadał, ale ja jestem zwykłym obywatelem. Nie mam żadnych mocy, nie znam się na magii i całym tym Fenomenie. Zostawiam to specjalistom. Jestem szeregowym detektywem z policji. Zajmuję się profilowaniem przestępców. Gwałty, morderstwa, rabunki - to jest moja działka, a nie ratowanie świata i cały ten mistyczny bałagan. Naprawdę. Nie wiem, czemu ja, czemu teraz i po co to wszystko. I na dodatek za dużo w tym wszystkim niejasności, kłamstw i tajemnic. - założyła ręce za głowę i westchnęła - Nie nadaję się do tego, po prostu. Nie możesz oczekiwać od kogoś, kto nigdy nie pływał, że wrzucony nagle do basenu z entuzjazmem wygra wyścig na 100 metrów stylem dowolnym... - spojrzała na Vannessę bokiem i dodała - Po to właśnie powstało Ministerstwo, prawda? Do rozwiązywania takich pofenomoenowych problemów. Właściwie dlaczego teraz jesteś zbiegiem? Powinnaś gładko przejść z MR’u do Biura. Chyba prócz nazwy wiele tam się nie zmieniło?
- Z aniołami, demonami czy innym postfenomenowym gó… - Vannessa odchrząknęła. - Z kimkolwiek jestem skłonna podjąć teraz współpracę, żeby osiągnąć cel. - W jej głosi dała się słyszeć jakaś nuta zawziętości czy wręcz fanatyzmu. - Chociaż nie podoba mi się bycie pionkiem w grze, której nie rozumiem. - Nie patrzyła na rozmówczynię, tylko gdzieś daleko, daleko. - Pracujesz w policji. W genach masz ratowanie świata. - To nie był żaden przytyk Dało się słyszeć podziw. - Chociaż nie wiem jak będziesz temu zaprzeczała, to nie zmieni to faktu, ze tak jest. Ja też się nie znam na magii. - Rozłożyła ręce i wzruszyła ramionami. - Ministerstwo nie było ideałem. Wiem, że często zabierało sprawy policji, bez tłumaczenia. Ale BORBL... - Zaśmiała się szyderczo. - Biuro stosuje iście gestapowskie metody weryfikacji swych członków. Jeżeli to jest dla ciebie niewielka zmiana, to nie rozumiem dlaczego i ciebie zaproszono do tej zabawy.
- Biuro ostro rekrutuje. Łapią każdego, kto coś umie. Widać na górze jakaś koteria ma chwilową przewagę i stara się to wykorzystać. - Amy nigdy nie interesowała się polityką; uważała, że wszyscy “na wysokich stołkach” to banda dyletantów i złodziei, po której można spodziewać się wszystkiego najgorszego. To że Biuro zachowywało się “gestapowsko” - cokolwiek by miało to znaczyć - nie było żadnym zdumieniem.
- Wiesz, miałam kilka ofert awansu. Od Metu, od MR też. Jestem naprawdę dobra. - wyznała w nagłym przypływie szczerości - Nigdy tego nie chciałam. To co się dzieje na ulicy... to, co dotyka zwykłego człowieka - to jest ważne. Ratowanie świata nie ma żadnego sensu, jeśli nie zmieni to losu jednostki. Nie kupuję tych wielkich haseł. Czemu ten cholerny anioł, skoro ma te wszystkie moce, nie może ich wykorzystać do uratowania zaginionych dzieci albo szantażowanej przez gwałciciela kobiety, a tylko potrafi niszczyć i grozić?! - zacisnęła dłonie w pięści, a w jej głosie zabrzmiały twarde nuty - Ze wszystkim obdarzonymi jest tak samo…
- Prawdopodobnie z tego samego powodu, z którego policja nie robiła tego wcześniej. - Odpowiedziała spokojnie Vannessa. Wykłócanie się o to, że policjantka generalizuje nie miało teraz sensu. - Ja też nie rozumiem dlaczego wybrano i mnie. Miałam o to zapytać, ale nie zdążyłam. - Wzruszyła ramionami. - Widocznie byłyśmy we właściwym czasie we właściwym miejscu. Albo niewłaściwym. *
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline