Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2015, 23:50   #43
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Zamieć, Wilczy Las
14 Tarsakh, Rok Orczej Wiosny
Przed świtem


Gdy Franka się obudziła było jeszcze ciemno i wciąż lodowato. Krótki sen nie był może najprzyjemniejszy, lecz zdecydowanie zaradził na całkowite wyczerpanie po leczeniu towarzyszy. Podniosła się i zaspanym wzrokiem przeleciała po okolicy. Było cicho jak makiem zasiał. Wypełzła ze swojego posłania, naciągnęła cieplejszy płaszcz i wyślizgnęła się z spichrza, mocując się jeszcze z drzwiami.

Mokro, lodowato, ubogo i ogólnie beznadziejnie. Każda noc przed wschodem słońca była podoba. W tej na szczęście jeszcze troszkę dzieliło Zamieć od wyjścia z objęć Shar. Musiała ustąpić, jak każdego dnia. Udział w takim wydarzeniu był najważniejszym i najbardziej cennym doświadczeniem każdego dnia. Pan Poranka nigdy nie zawiódł swych wyznawców i zawsze dawał dowód swej mocy. Dodatkowo Beshaba nie zabrała żadnego z nich. Pokrzyżowanie jej zakusów było bardzo satysfakcjonujące.

Franka pobłądziła trochę między domostwami widząc też paru wartowników. W jej oko wpadło od razu poletko, które znakomicie nadawało się do uczestniczenia w świcie. Brak drzew i płaski grunt wspaniale podkreśliłby modły jej osoby. Udała się na sam jej środek i przysiadła na piętach. Ujęła niewielki symbol wschodzącego słońca w dłonie, zamknęła oczy i pogrążyła się w modlitwie. Taki stan utrzymywał się do momentu rozpoczęcia świtu. Wtedy jej modlitwa popłynęła poprzez nuconą melodię, która bardzo powoli zamieniała się w śpiew.





- Te, jesteś najemnikiem, hm? - odezwał się za plecami stanowczy piskliwy głosik. Franka w połowie słowa urwała pieśń i obróciła się do rozmówcy. Mały zadziorny smarkacz patrzył na nią z założonymi rękoma jak pyszałkowaty książę z wyższością patrzy na swój lud.
- Erm... Przybyłam tu z nimi - odpowiedziała. Dzieciak zbliżył się do kapłanki i zaczął kluczyć wokoło niej bacznie się przyglądając.
- Jak ty jesteś najemnikiem to ja rwącym strumykiem. Gdzie twoja błyszcząca zbroja? Gdzie twój miecz? Nie wyglądasz mi na najemnika - zasądził dzieciak pewny swojej decyzji. - Szpiegujesz? - przystanął i zrobił groźną minę do poważnego zarzutu.
- Nie, nie szpieguję. Błyszczące zbroje i miecze mają rycerze. Nie jestem rycerzem, jestem kapłanką - broniła się nabierając nieco dystansu na zachowanie malca.
- Pff! Też mi coś! - wycedził sceptycznie pod nosem - Też ubiorę się w prześcieradło i będę wszystkim mówił, że jestem kapłanką! Ha! - przedrzeźniał na końcu wystawiając język. Na twarzy Franki pojawiło się oburzenie zmieszane z zaskoczeniem. Malec miał tupet. - I co niby robią takie kapłanki, bo siedzeniem i śpiewaniem to nie zabija się koboldów - pociągnął, gdy skończył wygłupy.
Brwi dziewczyny zbiegły się i powstała z wrażenia. Dłonie ułożyła na biodrach i pochyliła się nad smarkaczem. Cwaniaczka należało utemperować.
- Kapłanki zajmują się całym mnóstwem rzeczy. Od przekazywania woli swych bóstw, pomocy rannym i potrzebującym, do zajmują się też takimi gagadkami jak ty... A tak się składa, że ja jestem w tym specjalistką i znam wasze wszystkie sekrety... Tak, dokładnie... WSZYSTKIE - odrzuciła nieprzyjazną miną.
- Pff! Co może wiedzieć taka starucha jak ty! Nie prawda! Nic nie wiesz!
- Prawda - odpowiedziała groźniej.
- A właśnie, że nie prawda!
- A mam powiedzieć wszystkim, że sikasz do bali z wodą, w której mamusia ciebie szoruje? - Na złowrogim wyrazie twarzy pojawił się równie złowrogi uśmieszek. - Robisz to celowo, bo twoje rodzeństwo będzie po tobie... - Żadna tajemna magia za tym nie stała. Tak po prostu robiły wszystkie dzieciaki mające rodzeństwo. Usłyszawszy to malec zapowietrzył się, zawahał i odwrócił niby obrażony od oskarżeń. Zapadła długa cisza, w której ani jedna, ani druga strona nie miały zamiaru odpuścić.
- Nie zrobisz tego - smarkacz wycedził w końcu lekko niepewnie.
- Jak będziesz grzeczny to nie niczego powiem - odparła triumfalnie prostując się i splatając ręce na piersiach. - Dalej jestem dla ciebie udawaną kapłanką?
- Nooo dooobra... - przeciągliwie wycedził po raz kolejny nie wiedząc, czy może dziewczynie zaufać.
- Franka jestem - przedstawiła się zapominając trochę o wszystkim. W geście pojednania wyciągnęła do malca rękę.
- Rodi - wymamrotał bardziej pewnie.
- Więc... Pokażesz mi najfajniejsze miejsca w Zamieci? Ciężko porównać Darrow do tego miejsca.
- No co ty! Jesteś aż z Darrow? Darrow-Srarrow! Prawdziwe życie jest na wsi! - machał rozentuzjonowany - Ale zaraz, zaraz... Chcesz mi powiedzieć, że... Nigdy nie doiłaś mućki z samego rana? - wstrzymał się zdumiony.
- W stolicy z samego rana szło się do piekarza... - odpowiedziała krzywiąc się lekko, by złagodzić rozczarowanie małego.
- Za mną! - podniósł głos i chwycił Frankę za rękaw ciągnąć do największej stodoły wioski.
 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 03-05-2015 o 14:48.
Proxy jest offline