Adril otworzył oczy. Leżał w ciemnym pomieszczeniu - z powodu braku okien, było widać niewiele więcej, niż w nocy, lecz miimo wszystko pokój sprawiał wrażenie przytulnego. Zlustrował spojrzeniem całe pomieszczenie - puste, jeśli nie liczyć dwóch elfów, człowieka i ducha w środku. Zauważył, że jego dłoń spoczywa na twarzy Alessy. "Jaka jej skóra jest przyjemna..." - pomyślał. Chwilę ją pogładził, mając nadzieję, że kobieta jeszcze śpi. Nie mógł się też oprzeć pokusie, by wpleść swoją dłoń w bujne włosy w kolorze rozkwitającej róży. Właśnie takie porównanie przyszło mu do głowy, choć jeszcze wczoraj określiłby je jako "krwistoczerwone". Zanim nakłonił się, by przesunąć rękę na ramię Alessy, ta poruszyła głową delikatnie - Adril miał nadzieję, że zrobiła to przez sen, lecz któż to wie...? Tylko Alessa. Poczekał, aż inni też się obudzą i odezwał się:
-Niech tylko ten idiota oddali się na kilometr, a nawet po śmierci go zabiję. Swoją drogą, czy to jest możliwe, panie Duchu, który nie raczyłeś się jak dotąd nam przedstawić? - i zwrócił się do sztyletu, ciągle nie wierząc, że znalazł się w sytuacji, w której mówi do przedmiotu - Proponuję teraz, żebyś powiedział nam, o co chodzi z całą tą misją, a najlepiej zgodził się zmienić zasady twojej domniemanej klątwy.
Mówiąc to, ciągle gładził Alessę po ramieniu i szyi. |