Erik wraz ze swoją ekipą złożoną z dwóch osób i jednej istoty wyglądającej jak osoba
wkroczył na uświęconą ziemię. W starożytnych grobach spoczywali ostatni chowani nieboszczycy w tym zapomnianym przez wszystkich mrocznym krańcu świata. Trzy czaszki przypominały mu o figurce, którą posiadał w domu - trzygłowie małpiastym, a każda głowa małpy zasłaniała inne zmysły. Wiedział, że zamknięcie oczu nic nie da - wiedział, że Darth Harvest miał jak najbardziej realną moc. Nie rozumiał jedynie z jakiegoś powodu tamten wówczas zniknął - domyślał się jednak, że miało to związek ze śmiercią kogoś innego z grupy głupców, którzy przyszli tu za psychicznie chorymi nauczycielami.
Widząc Dartha Kosza bez dalszych ceregieli otworzył drzwi i wszedł do kościoła. Czas się pomodlić. Przynajmniej, gdyby wyglądało, że w środku nie doszło do zbezczeszczenia - jak jest czysto, nie ma śladów walki, krwi, nikt nie odwrócił krzyża jak w Egzorcyście: Początku. Natomiast, gdyby okazało się, że w kościele działy się bardzo złe rzeczy i dodatkowo byłyby tam jakieś mroczne istoty to powie:
Co jest kurwa, kto na wpierdol? Tak czy inaczej plan zakładał wpakowanie się do budynku przez całą trójkę (i tą istotę noszącą twarz dziewczyny z autobusu) i zabarykadowania drzwi. Nawet jeżeli w środku był ktoś inny to pewnie byli mniejszym zagrożeniem niż Darth Kosz. No chyba, żeby byli większym - wówczas wypadałoby uciekać. Jak najbardziej szerokim łukiem ominąć Dartha i mieć nadzieję, że kogo innego złapie.
A potem przegrać życie - pomyślał Erik -
bo samemu stąd nie wyjdę żywy.
Licząc jednak, że większej ilości wrogów nie ma w środku po pierwsze należy zabarykadować drzwi, a po drugie poszukać jakiegoś dodatkowego oświetlenia niż jego latarka. I broni. I innego wyjścia - je też zabarykadować, chyba że to zejście do podziemi. Erik był świadom, że kościół może stać ponad bunkrem mieszczącym tajne laboratorium broni biologicznej.