Gunther, Søren
Helmut zbladł, potem poczerwieniał. – Na kości Sigmara, jakże to? Okradziono dwór? Nie może być! – wykrzyknął. Jego zdumienie było autentyczne. – Przecie oni całą noc u mnie... Helga zaświadczyć może. Podejdź no tu, kobieto!
- Aj, aj – czerwone, pulchne policzki gospodyni zaczerwieniły się jeszcze bardziej. Wyglądały jak dwa buraki. – Dobrze mój ślubny mówi. Wędrowcy nie wychodzili z obejścia. Ja żem środkiem nocy wstawała, bo... bo mnie boleści naszły i na stronę iść musiałam. Wygódkę za stodołą mamy. Jakem wracała, to zaglądnęłam z ciekawości tak. Obaj goście nasi spali. Nawet chrapanie słyszałam. A rankiem, mimo wczesnej pory na wypoczętych wyglądali, nie na takich co po nocy gdzieś łażą. Helmut, z jaśnie panem musisz się rozmówić. Wyjaśnić...
Z dalszej rozmowy z gospodarzem wynikało, że wędrowcy pojawili się wieczorem. Byli pieszo i nie mieli ze sobą wiele rzeczy. Zaledwie podróżne worki i sakwa, jaką przytracza się do siodła oraz broń ręczną. Helmut zauważył, że obaj jego goście mieli dobre maniery, a młodszy usługiwał staremu. Druga, Oswald
Skutki wypicia wiedźmiego dekoktu ustępowały powoli. Niemożność zachowania równowagi, potężny ból brzucha i zamglony wzrok spowodowały, że człowiek i krasnolud przysiedli w cieniu rozłożystej lipy, rosnącej na skraju wsi. Słońce zdążyło minąć zenit i powoli skłaniało się ku zachodniemu horyzontowi, gdy znaleźli w sobie tyle sił, żeby się ruszyć i zapytać o gościnę.
Ludzie w wiosce nie wyglądali na zbyt przyjaznych i dopiero w trzeciej chacie, gospodarz zgodził się udostępnić im stryszek nad stodołą. Zażądał jednak za niego zapłaty z góry. I była to zapłata wielce wygórowana. Spanie na zapleśniałym, pełnym myszy sianie nie powinno kosztować jednego srebrnego pieniążka!
Wielce oburzeni zdołali jeszcze wytargować posiłek, składający się z zsiadłego mleka, sera i kaszy. |