Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2015, 17:00   #20
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację

Ostrze było długie, w kształcie wąskiego liścia, z wyraźnym, graniastym grzbietem; kończyło się poziomą poprzeczką kształcie małych skrzydełek. Niegdyś musiało być czarne; teraz patyna zeszła, odsłaniając srebrną mozaikę stalowych warstw. Grot przytwierdzony był do ciemnego drzewca; dwie dłonie niżej znajdowało się kolejne mocowanie w postaci metalowych pierścieni, łączących dawny, złamany trzonek z nowym, tym razem wykonanym z jasnego drzewa. Niegdyś ta włócznia nazywała się Zapłata; złe, twarde imię, nadające każdej walce kwaśny posmak zapiekłej nienawiści. Irgun przejechała po chłodnej stali dłonią; metal w swoim czasie wypił niemało krwi niedźwiedzi, dzików, wilków… a może i ludzi. To była broń jej ojca, jedyna chyba cenniejsza rzecz, którą przyniósł ze swej leśnej ojczyzny. Złamał ją w czasie Bitwy Pięciu Armii, zostawiając ostrze w ciele orka, który zadał mu śmiertelny cios. Irgun przyjęła to niełatwe dziedzictwo z mieszanymi uczuciami; tak bardzo pragnęła iść w ślady ojca, ale też odrzucić tą część jego spadku, która spowodowała tak wiele złej krwi między Słomianymi a Beorningami. Nadała więc broni nowe imię – Drzazga – i zachowała tyle z jej starego kształtu, ile mogła, jednocześnie usuwając z niej zakrzepłe ślady tych niszczących emocji, jakie przelał na nią poprzedni właściciel. Ale natury broni nie da się zmienić tak łatwo; to był oręż do polowań na wielkiego zwierza i do walki o ważne sprawy; śpiewał cały i wibrował pod dłonią kobiety, wyczuwając zbliżający się pościg i łowiecką gorączkę.



Była gotowa na tą wyprawę, zanim jeszcze wiedziała, że się odbędzie. To do takich przygód wyrywało się jej zanudzone zimą serce; to za tym szybszym biciem serca tęskniła, kiedy ruszała na Festyn, spodziewając się… właśnie czegoś takiego. Tak, oczywiście że małostkowy postępek Czyraka i Cendryka napawał ką głębokim obrzydzeniem, gniewem i odrazą. Tak, oczywiście że dla ludu Beorna lepiej by było, żeby Sierp pozostał tam, gdzie był, a ludzie nie musieli składać swojej nadziei w ręce oddziału pościgowego. Tak… ale zachowując swój zwykły spokój, Irgun nie mogła przed sobą nie przyznać, że to wszystko raduje ją w sposób, w jaki zupełnie nie powinno. Oto była jej szansa na zmycie hańby, jaką było nie stanięcie ramię w ramię z krajanami podczas walki o Bród; to, że znalazła się w grupie, która miała doścignąć Vilgundczyków i odebrać im klanową pamiątkę, poczytywała sobie jako spodziewany, ale wciąż szczęśliwy uśmiech od losu.



Spakowanie się nie zajęło jej więcej czasu niż przebranie się z paradnych ubrań w jej podróżne rzeczy; zniszczone, łatane i nie tak piękne, ale za to wygodne i odporne na kaprysy szlaku. Resztę niewielkiego dobytku miała w zasadzie nie ruszoną od opuszczenia domu. Jedynym problemem było włożenie tego na konia, którego psim swędem wynalazła dla łowczyni Edda. Sama Irgun, choć jeździć umiała, nie czuła wielkiego zaufania ani ciągoty do końskiego grzbietu, no chyba że jako pomocnika w dźwiganiu zdobyczy. Nie miała nawet siodła; własne dwie nogi większe miały możliwości prowadzić ją gdzieś po dziczy, niż cudze cztery. Pościg jednak wymagał pośpiechu; szczęściem wygrana z Ludo i obrotność kurierki zaradziły temu ostatniemu problemowi, jaki mógł stanąć Irgun na drodze do rozpoczęcia polowania.



Wieczór nie przyniósł wiele więcej, niż ustalenie zgrubnego kierunku w którym mieli podążać; Irgun spodziewała się tego, uspakajając swoje wyrywające się naprzód serce. Bliskość zmroku, fałszywy trop z goblinem, pomoc Czyraka… kimkolwiek był Cendryk, głowę miał nie od parady i dokładnie wiedział, jak mylić za sobą tropy, co znaczyło też, że spodziewał się pościgu… prędzej czy później. A na głowie Irgun, która podjęła się roli zwiadowcy ich małego oddziału było to, by nic nie umknęło ich uwadze i tak prowadzić drużynę, by dopaść złodziei jeszcze na terytorium Beorna...



Noc, choć pod bezpiecznym dachem i w otoczeniu życzliwych dusz, okazała się być nie tak spokojna, jak mogłoby się wydawać. I choć skończyło się niegroźnie, wyszło na to, że część kompanii ma swoje sekrety, którymi nie zamierza dzielić się nawet z towarzyszami drogi. Irgun nie pytała; nie była ciekawa, skoro Rathar uciął zdecydowanie temat, ale reakcja Eddy zabolała łowczynię. Jej troska płynęła przecież ze szczerego serca, a nie innych pobudek; wyśmiewanie się z tego, albo czyjejś niewiedzy nie było wcale miłe. Zresztą, Łotrzyca zachowywała się ostatnio zupełnie, jakby najadła się szaleju. Może to obecność Rathara tak na działała? Irgun nadal nie mogła tego dobrze rozgryźć, ale boleśnie czuła jak dystans między nią, a druga jasnowłosą się rozszerza, zamiast zmniejszać przez fakt wspólnego podróżowania.



Rozmowa biegła chaotycznie i więcej w niej było gdybań i propozycji, niż deklaracji rzeczywistego działania. Cztery głowy w końcu doszły jednak – ku wielkiej uldze łowczyni, która chciała jeszcze zmrużyć oko – do porozumienia, a plan pościgu wyklarował się całkiem gładki. Gdyby nie oczywista nieskuteczność tropienia bez słońca, Irgun już siodłałaby konia i pędziła do Bystrzy, szlakiem złoczyńców.

- Mogę prosić, żeby twój skrzydlaty posłaniec został z nami, Mikkelu? - spytała Irgun, zadowolona z decyzji Rathara - A ty pokaż jeszcze tą mapę, Eddo. Może sobie coś przypomnę z mojej włóczęgi, co pozwoli wam szybciej osiągnąć cel.

Kurierka popatrywała na górala nieufnie i podejrzliwie. Wzruszyła wreszcie ramionami i obróciła się do Irgun.
- Taaaak. Na przykład, ile wiosłuje się pod prąd do ujścia Bystrzy... - wyszczerzyła zęby w przebiegłym uśmieszku - ...od Słomianej Chaty. I z której strony szybciej opłynąć Wyspę Duszących Drzew. Wyrychtowałaś łódź po zimie, zanim pobiegłaś na szlak?

Kos usiadł na stole, przy którym Beorneńczycy zwykli tu obradować, a przy którym teraz oni się naradzali, i w kilku podskokach znalazł się przy Irgun popatrując ciekawie na łowczynię. Po chwili zaś zatrzepotał skrzydłami i usiadł na skierowanej ku sobie dłoni zaglądając do jej wnętrza jakby czegoś się tam spodziewał.
- Nie daj się zwieść jego niewinnej posturze - odrzekł pogodnie rycerz - To nie tylko wierny towarzysz o duszy wędrowca, ale i srogi wojownik, z którym swój koniec spotkały niezliczone ilości ziaren słonecznika i całe zastępy dżdżownic.
- Na pewno nie szybciej, niż jedzie. A o łódź pytaj się Wulfreda, jak już tam zajrzycie; ma większy talent do ciesiołki niż ja. Nie zdziwiłoby mnie wcale, gdyby naszej poczciwej balii wystrugał już smoczy łeb na dziób, lub coś podobnego. - łowczyni pogłaskała delikatnie kosa po głowie i pochyliła dłoń, zestawiając go na stół - Wybacz, Wielki Łowco. Nie noszę przy sobie suszonych dżdżownic, ale obiecuję ci coś upolować, jak tylko znajdziemy się na szlaku. - zaśmiała się, spoglądając na ptaka. Potem wzięła mapę Eddy i popatrzyła na nią, mrużąc oczy - Z tego niewiele się dowiemy... Narysuję wam nową.

Kiedy prosty rysunek zachodniego brzegu rzeki pojawił się na kartce, Irgun ujęła ostrożniej węgiel w palce i w zamyśleniu postukała nim o blat.
- To dobre trzy dni jazdy, a my i tak jesteśmy spóźnieni. Vilgundczycy będą jechali pewnie tak... - poprowadziła przerywaną kreskę, omijającą skały, lasy i rozlewiska - Jak każdy, kto chce uniknąć najtrudniejszych miejsc. Wy musicie iść w ich ślady... aż dotąd. - wskazała miejsce, gdzie narysowała podtopienia, rozlewające się przy brzegu Anduiny. Przerywana kreska omijała je od zachodu szerokim łukiem - Jadąc do rzeki, na granicy podmokłych łąk traficie na stare, złamane drzewo. Wygląda jak kieł i jest osmolone od pioruna. Nie sposób go pomylić z niczym innym. Zaraz za nim zaczyna się ścieżka, którą chodzą łosie. Zmienia się z sezonu na sezon... ale jest wyraźna. To najpewniejsza i najkrótsza droga przez rozlewisko, jeśli nie zejdziecie ze szlaku. - przerwała na moment, i upiła wody. Mówienie trochę ją denerwowało, ale kiedy znów podjęła wątek, jej oczy wpatrywały się gdzieś daleko w przestrzeń, jakby kobieta w wyobraźni znów przemierzała brzegi wielkiej rzeki.
- A drugi skrót jest tu. - wskazała nieregularny okrąg, którym zaznaczyła leśny zagajnik. - Z zewnątrz wygląda na nieprzejezdny. Ale jak przeprowadzicie konie przez pierwsze drzewa, to traficie na starą przecinkę. Wiatr i dziki zadbały o to, żeby nie zarosła, choć jadąc na końskim grzbiecie, trochę się trzeba schylać. - oderwała dłoń od szkicu, a jej wzrok znów wrócił do zwykłego skupienia. - Oszczędzicie dzień drogi... tak sądzę. Oby to wystarczyło.




 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline