Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2015, 18:56   #120
Poker123
 
Poker123's Avatar
 
Reputacja: 1 Poker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znany
Bukemizu

Noc, dzień drugi. Przestrzeń nad Lofar

Bukemizu opierał się o skałę mniej więcej w połowie jej wysokości i spoglądał w dół na powoli zasypiające miasto. Nie bał się, że zostanie odkryty. Swój tradycyjny strój zastąpił czarnym kombinezonem Omnitsukidou. Kaptur, który miał zasłaniać jego twarz łopotał na wietrze. Cały dobytek ukrył w naprędce wydrążonym pniu i oznaczył symbolem swojej dywizji.
“ Ciągle możesz się wycofać - rozbrzmiał głeboki głos w jego głowie. Dostał delikatnego dreszczu gdy dołożył do niego obraz małej niebieskowłosej dziewczynki. - I nie wyobrażaj sobie dziwnych rzeczy. Pamiętaj, że widzę to o czym myślisz…
- Hai, Hai - odpowiedział, przeciągając się z trzaskiem stawów. - Nie mam jednak zamiaru się wycofywać. Żeby uzyskać to co chcemy, trzeba trochę zamieszać. Ruszył w kierunku powoli gasnacych świateł miasta, w locie naciągając kaptur na głowę, tak że było mu widać jedynie oczy. Zza pazuchy wygarnął mały rondelek, który wcześniej tego wieczora ukradł z jednego z płotów.

Wylądował tuż obok stajni, łagodnie opadając na ziemię i przywierając do przybudówki. Zgodnie z jego obserwacjami koniuszy powinien już dawno spać, ale nigdy nie można było być zbyt ostrożnym. Uchylił delikatnie wrota i wślizgnął się do środka. Konie zareagowały przytłumionym rżeniem, wyczuwając woń obcego. To była część planu, która najmniej mu się podobała. Przeszedł się pomiędzy boksami. Rozglądał się za najsłabszym lub najstarszym ogierem. Jeden, wyraźnie już wiekowy, znajdował się w ostatnim. Lee poklepał go karku chcąc uspokoić. Pogładził jego chrapy i patrzył mu głęboko w oczy. Chociaż był niespokojny, to nie było w nim lęku. Przywykł do zapachu człowieka oraz jego obecności. Niestety trzeba będzie to zaufanie nadszarpnąć. Ponad trzydziestocentymtrowe ostrze momentalnie wbiło się w serce wierzchowca, co spowodowało jego nagły wrzask acz krótki wrzask. Życie uleciało z niego zanim poczuł co go dosięgło. Pozostałe konie pozrywały się jednak z miejsc i teraz swoim rżeniem dawały wyraz zaniepokojenia. Miał mało czasu. Nachylił się nad karkiem stworzenia i rozciął mu gardziel, zbierając drogocenna ciecz do naczynia.
Na zewnątrz rozległy się kroki oraz wściekle pijane okrzyki zbudzonego mężczyzny. Nie wiedział jeszcze co ujrzy, gdy dokładnie zbada stajnie. Jego zmęczenie uniemożliwi mu zauważenie cienia, który przemknie nad nim gdy tylko otworzy wrota. Nie miało to jednak znaczenia, gdyż nawet trzeźwy zauważył by jedynie zarys oraz poczuł pęd powietrza na twarz. Pierwsza częśc planu została wykonana, teraz trzeba było się tylko przemknąć do cel.
Chociaż przemierzał już raz tę drogę, to tym razem było to znacznie utrudnione. Mimo późnych godzin w baszcie był spory ruch, co zmuszało go do włożenia odrobiny wysiłku. Z tego co zrozumiał, niedawno doszło do jakiegoś ataku na Lofar, dlatego wszyscy możliwi strażnicy byli trzymanie w stanie podwyższonego ryzyka. Ukryty w cieniu Lee przeklnął swoje szczęście. Zadanie nie należało do prostych ale i teraz zmuszało go do włożenia w nie wszystkich sił
“ Nadal możesz się wycofać. - poinformował jego duchowy opiekun ale klamka zapadła. Nie zwróci już życia ogierowi, a nie lubił zabijać bez powodu. Przemieszczał się powoli od punktu do punktu. W najcięższych sytuacjach wykorzystywał swoją szybkość by zniknąć z oczu. Kilka razy był blisko odkrycia, ale wystarczyło zawisnąć pod sufitem i “przykleić” się do niego w ciemniejszej części pomieszczenia by uniknąć zmęczonych oczu strażnika pędzącego z naręczem dokumentów. Szkolenie Omnitsukidou pozwalało mu dotrzeć do znacznie pilniej strzeżonych miejsc. Pamiętał trening na terenie jego dywizji, gdzie musiał przedrzeć się przez labirynt korytarzy bez wzniecenia alarmu i unieruchamiając jak najmniejszą liczbę strażników. Tam dopiero było wyzwanie, gdyz spodziewano się jego nadejścia. Wykonał je jednak najlepiej z pośród wyznaczonych Shinigami, co przechyliło szalę w rywalizacji o objęcie dowództwa nad tym korpusem specjalnym. Tutaj, gdzie nie spodziewa się go nikt miał znaczącą przewagę.
Wkrótce minął przejście na zamek. Był to kluczowy punkt, gdyż w razie czego to właśnie stamtąd spodziewał się odpowiedzi na alarm. A gdy odnajdzie już Marudera hałas…
-Kim jesteś? - usłyszał nagle głos. Zamarł przerażony. To był chyba najgorszy moment, żeby go zauważono. Odwrócił delikatnie głowę. Kątem oka zauważył strażnika z halabardą. Najwyraźniej zmierzał w kierunku zamku. Nie miał na sobie pełnej zbroi, dlatego go nie usłyszał.
- Tutaj jest zakaz wstępu dla postronnych. - kontynuował strażnik zbliżając się do niego. Chciał sprawiać wrażenie pewnego i odważnego ale ręce nerwowo zacisnęły się na drzewcu broni, a gałki oczne krążyły niespokojnie. - Będę to musiał niestety…
Nie pozwolił mu skończyć. Zrobił dwa szybkie kroki i z półobrotu wbił mu grdykę w krtań podstawą dłoni. Strażnik zarzęził nerwowo, chwytając się za miejsce uderzenia. Oczy wyszły mu na wierzch. Bukemizu wplótł dłoń w jego ramię, blokując je. Uderzenie kolanem w podbrzusze odebrało mu reszty chęci do samoobrony, a bliskie zderzenie głową ze ścianą całkowicie pozbawiło przytomności. Lee przytrzymał jego ciało i delikatnie położył na ziemi. Nasłuchiwał czy przypadkiem do kogoś nie doszedł hałas, który niewątpliwie spowodowali. Na szczęście wszystko wskazywało na to, że na razie miał spokój. Rozmasował mu wklęśniętą grdykę przywracając możliwość oddychania i zaciągnął go do pokoju obok gdzie ukrył pod jednym z wielu pustych biurek. Skończył się czas subtelności. Pozostawało jeszcze kilka korytarzy. Na szczęście pustych. Czego nie można było powiedzieć o ostatniej komnacie. Zarzuciwszy nogi na stół, wylegiwał się na oparciu krzesła z czapką zsuniętą na oczy. Z tego co kojrzył to drzwi skrzypiały jak jasna cholera. O cichym prześlizgnięciu nie było mowy, zresztą nie było to wskazane. Szybko policzył odległość. Otworzył drzwi na cała szerokość wpadając do środka. Przeciągłe skrzypnięcie rozbudziło strażnika. Gdy podniósł czapkę, zauważył lodowy ciężarek zmieżający w jego kierunku. Zanim zdążył zareagwać wyrżnął go dokładnie między oczy. Otumaniony nawet nie zauważył jak Lee w biegu przeskakuje ponad biurkiem i nim, po czym szarpnięciem Kama podrywa łańcuch do góry zaciskając go na gardle zaskoczonego osobnika. Po krótkiej szamotaninie leżał już nieprzytomny. Bukemizu zwinął błyszczącą lodową broń i oparł ostrze o plecy.

Droga do cel stałą przed nim otworem. Maruder zapewnie drzemał sobie, więc trzeba go było zbudzić. Jeżeli plotki o nim nie są przesadzone, wywoła to odpowiednią ilość zamieszania.
Ku zaskoczeniu shinigamiego... cela marudera była pusta. Nie było śladów walki czy ucieczki, po prostu była pusta. Ale jak? Jego towarzysze uwolnili go czy może.... ale to mało prawdopodobne, został wypuszczony?
Cóż przynajmniej wiedział dlaczego było takie poruszenie w całym posterunku. Może Maruder po prostu nawiał? Tak czy siak z tego co słyszał jego obecność na wolności stanowi zagrożenie dla wielu rzeczy, jak choćby dla bramy miasta. Przynajmniej nie będzie miał kłopotów przy jego uwalnianiu. Ucieczka będzie znacznie wygodniejsza. Pozostało tylko jedno.
Wyciągnął zza pazuchy mały garnuszek, starannie zalakowany. W środku chlupotała ciecz. Zerwał pieczęc i zaczął nią smarować po ścianie. Wkrótce zdobił ją wyraźny napis. “UVERWORLD POWRÓCIŁ”. Dla efektu wylał resztę krwi na ścianę robiąc solidnego “kleksa”. Skoro zaś cele były puste to trzeba narobić teraz hałasu by odpowiednie osoby zauważyły napis. Najpierw zaparł się przy kracie i po odrobinie napinania się wyrwał ją z zawiasów. Odrzucił zbędne żelastwo na drzwi by komuś nie wpadło do głowy zajerzeć akurat. Następną sprawą była droga ucieczki. To wymagało już znacznie większego hałasu.
Bukemizu wciągnął powietrze w płuca i powoli je wypuścił, opuszczając ramiona. Przymknął delikatnie oczy, zbierając odpowiednią ilość energii po czym wyrzucił ją z siebie w jednej chwili. Dokładnie tak jak się uczył. Shunko objawiło się na nim białymi odblaskami energii, formującymi się dookoła jego ciała. Spojrzał w miejsce przy ścianie zewnętrznej, które wybrał sobie jeszcze podczas poprzedniej wizyty. Z lekkiego rozpędu uderzył w ceglany mur, rozbijając go z hukiem. Nim jeszcze dym opadł, Bukemizu wyskoczył na zewnątrz i ukrył się w jednym z zaułków obserwując zamieszanie, które z pewnością wybuchnie.
Nie czekał długo alarm dzwony, zamieszanie. Strażnicy biegali we wszystkie strony. Na zewnatrz pojawił się stacjonujący tutaj oddział ze stolicy.
Juto spokojnym nadwyraz wrzokiem lustrował okolicę. Widać jako pierwszy dotarł do więzienia i zobaczył wiadomość. Jaki miałbyć jego kolejny ruch? Przywołał do siebie małą podopieczną i coś jej przekazał. Cały czas rozgladał się. Wiedział że to zamieszanie mialo inny cel. Skąd mógł wiedzieć? Chyba że zniknięcie Marudera było już jasne... Coś musiało mieć miejsce, coś co Kuchyia przeoczył. W tej chwili nie było to ważne. Mała czarodziejka już przygotowywała zaklęcie. Nadszedł moment napiecia pogoń, poczukiwania, atak na oślep? Nie. Czarodziejka wytworzyął ognistą kulę i cisneła ją w więzienny otwór. Wnętrze zapłonęło. Biały wojownik delikatnie się uśmiechał, cuż takiego powstało w jego głowie. Ponownie dał znak swojej podopiecznej a ta w pośpiechu oddaliła się.
Lee obserwował całe to zbiegowisko w ciszy. Na wszelki wypadek postanowił wyciszyć swoją energie, o ile w ogóle dało jakieś efekty. Ludzi było zdecydowanie zbyt wielu i za mało zaskoczonych. Coś rzeczywiście musiało się wcześniej wydarzyć. Najważniejsze, że wiadomość zostałą przekazana. Mógł oczywiście spróbować przesłuchać czarodziejkę ale to było by już zbyt wielkie ryzyko. Wykonał swoje zadanie. Teraz pozostawało tylko oddalić się niezauważonym do lasu.

Nazajutrz dało się słyszeć szepty i wzmianki o ataku na puste więzienie. Niekiedy padało wspomnienie Uverworld, lecz z pewnym dystansem. Wiadomym było już że Maruder został wypuszczony podszczas ataku demonów. Zemsta za siedzenie w zamknieciu? Nie było paniki, ale z pewnością Kuchyia zwrócił czyjąś uwagę. Osoba ta poruszala się w durzej odległości głównie kryjąc się za rogami. Trzymała dystans i obserwowała go.
“Uverworld wie gdy się o nich pyta. Kara tych którzy pod nich się podszywają.” Hmm... ale czy to nie było jasnym świadectwem że istnieją nadal? Owy brak paniki mógł także być ich kontrolą informacji.
To wszystko nie kłopotało jednak młodego Shinigami. Znajdował się już daleko od miasta, nieświadom rosnącej sensacji, ani podążającego za nim cienia. Świt zastał go śpiącego pod drzewem na skraju lasu, gdzie zostawił cały swój przybytek. Podopieczna słodko drzemałą na jego kolanach, zwrócona w kierunku dogasającego ogniska. On zaś wiercił się niespokojnie. Dręczyły go powracające koszmary…

Ranek, dzień trzeci. Obrzeża Lofar

Powoli zbierali swój dobytek. Dziewczynka również otrzymałą mały pakunek, raczej dlatego żeby czułą się potrzebna niż dla pomocy swojemu opiekunowi. Lee nie czuł się najlepiej. Korzeń drzewa boleśnie wbijał się mu w lędźwia a do tego powracający koszmar znowu go kłopotał ( opisze go później). Teraz jednak nie było już powrotu. Zastanawiało go, czy ktokolwiek połączy go z wydarzeniami z Lofar. Zachowanie Juto było zastanawiające, ale średnio znał się na magii. Przynajmniej takiej. Jego myśli bardziej skupiały się na Maruderze z którym chciał jeszcze porozmawiać przed wyruszeniem w dalszą drogę. A obecnie mógł znajdować się tylko w jednym miejscu.
-Nie patrz tak na mnie - odparł nie patrząc na dziewczynkę. Idealnie wyłapał jej myśli. Ich synchronizacja powoli się wzmacniała. - Musieliśmy złapać jakiś punkt zaczepienia. Chce się wydostać z tego przeklętego miejsca równie mocno co i Ty. Wskakuj na barana musimy udać się jeszcze w jedno miejsce.
Spochmurniała dziewczynka weszła mu na plecy z kwaśną miną. Ciagle była na niego zła ale nie oponowała. Wkrótce oboje zmierzali już w kierunku Czarnej Bramy.
Zieleń przerodziła się w szary, ponury teren. Czarna brama była olbrzymia. Większa od szczytu w Sereitei. Niezwykle emanowała z niej pewien rodzaj energii, w pierwszej chwili odczuwany za mroczny w drugiej tak jak cały ten świat.
Maruder leżał na głazie narzutowym wielkości sporej karocy. Drapał się po tyłku i ziewał. zapewne nic poza snem nie robił. Coś jeszcze było w okolicy. Coś co przyglądało się Bukemizu i nie chodziło tylko o jego cień. A może po prostu pojawił się kolejny obserwator?
Lee wylądował obok Marudera i spokojnie odstawił dziewczynkę na ziemię. Rozejrzał się dookoła. Teraz czuł wyraźnie, że ktoś jeszcze im towarzyszy ale nikogo nie zobaczył. Postanowił to na razie zignorować.
- Dobrze jest Cię znowu ujrzeć na wolności. - zagaił Marudera. - wakacje w Lofar były udane? Szukałem Cię w więzieniu ale nie mogłem już znaleźć. Znudziły się obiadki?
- Tak jak i cała reszta. Jedyne co jest jest w tym wszystkim przyjemne to odpoczynek. Choć i on jest nudzący. Chciałoby się zabawić, ale sam rozumiesz... brak pozwolenia. Nie mówiąc już o tym, że to było by raczej lekkie starcie. Ech... Pozostaje mi liczyć na inny przydział za jakiś czas.
- To potrzebujesz zgody by móc się zabawić? - zdziwił się Shinigami, przysiadając się obok. - Nie wyglądasz mi na typ służbisty… Jak potrzebujesz rozrywki to mogę Ci ją zapewnić. Dawno nie mierzyłem się z nikim mojego rodzaju, jeżeli wiesz o co mi chodzi.
Bukemizu uśmiechnął się serdecznie i mrugnął okiem do dziewczynki by ją uspokoić.
- Ewentualnie możesz o to poprosić tego czającego się jegomościa, którego na pewno już wyczułeś.
- Wybacz ale jestem dla ciebie zbyt silny. - Stwierdził lekko. - Tak. Wyczułem obu. Ale raczej jak to twierdzi przełożony mam byc grzeczny i pilnowac bramy. Niszcząc wszystko co z niej wylezie. Jak na złość ile tu siedzę tyle nic nie wychodzi. Wystarczyło przeleżeć miesiac w mieście a juz się tego zalęgło. Coś mi mówi że ktos tego pilnuje.
Zza kamienia wyłonił się krótka fioletowa kita. Pierwsza zauważyła to Bakufu wskazujac palcem.
- Zwierzątko? - zapytała ogólu
- Nie, moje maleństwo wyszlo na spacer.
Zza kamienia wyjrzała główka.

Jeden z osobinków w oddali zaczął się zbliżać dosc okrężną drogą bo lasem.
- Hmm. To pewnie ktoś do mnie. - stwierdził wojownik zerkajac z ukosa na małą.
- Skoro tak to nie będę przeszkadzał w “interesach” - stwierdził Lee wstając i otrzepując szaty. - Poza tym coś mi się wydaje, że nie chce być przy tym gdyby okazało się, że to twoi towarzysze. Muszę ci się przyznać, że trochę ostatnio narozrabiałem i planuje kontynuować moje dzieło. Wkrótce więc znowu będzie głośno o Uverworld albo o mnie, zobaczymy co czas pokaże. Gdyby jednak ktoś się pytał to zamierzam wyruszyć teraz do stolicy, a następnie w kierunku kraju Ziemi. Zainteresowała mnie tam grupa łowców demonów, Los Diablos. To wygląda na moją broszkę.
Odciągnął Bakufu od fioletowowłosej i uśmiechnął się do niej. Przed zniknięciem odwrócił się ostatni raz do Marudera.
- Szkoda, że nie chciałeś się zmierzyć. Ciekaw jestem twojej siły o której tyle się nasłuchałem. Mam nadzieje że wkrótce zmienisz o mnie swoje zdanie.
Ostatnie słowa rozbrzmiały w pustce, gdyż shinigami błyskawicznymi krokami przenosił się już wiele mil dalej. Zaczaił się na energię zmierzającą w kierunku Marudera. Był ciekaw czy miało to związek z jego nocnym wyczynem.
Przez las biegł czarny jaszczur. Dwunożna istota z wielka prędkością mijała drzewa zmierzajc do Marudera. Lecz.. co to za stwór? W momencie w którym minął jedno z drzew jaszczore zniknął a w jego miejscu pojawił się ptak.

Istota w czasie lotu spoglądała na wojownika nie zmieniając swojego celu.
Poł godzine intensywnego biegu dalej zatrzymał się na otwartym polu i odstawił dziewczynkę na ziemię. Zimny wiatr przynosił ulgę jego spoconemu ciału. Oddech powoli się normował. Tutaj mógł wreszcie spokojnie pomyśleć.

Rozejrzał się dookoła, ale oczywiście nikogo nie dostrzegł. Musiał przyznać, że był zaskoczony. Nadążyć za jego Shunpo to nie lada wyczyn. Jedynie Matheo-Taichou miał z nim jakiekolwiek szanse w wyścigach przełajowych.
- Pokaż się nieznajomy! Oboje wiemy, że takie podążanie nie ma sensu! Nie kryje się ani nie próbuje uciekać, ale nie lubię gdy ktoś mnie śledzi!
Zza przestrzeni wyglądajaćej przez chwilę jak płaszcz pojawił się nieznany osobnik.

- Spore zamieszanie tam zrobiłeś... - stwierdził chrapliwym głosem. - Przyznam że... było mi ono na rękę.

- Mów mi Cień. Nie obawiaj się... nie jestem jednym z tych których uwagę chcesz zwrócić, czy też juz zwróciłeś.
- Cóż Cieniu, cieszę się, że moja drobna dywersja pomogła Twojej sprawie. - odparł Bukemizu zasłaniając sobą dziewczynkę. - Chociaż z drugiej strony liczyłem na zainteresowanie z innej strony. Czym zasłużyłem sobie na twoją uwagę w takim razie?
- Swoją osobą. Powiedzmy że chciałem się jedynie przywitać i poinformowac o pewnych propozycjach. Propozycjach dotyczących walki, nagród i celów. Chodzi o zgoła nieznane ci sprawy, o których decyzję będziesz musiał podjąć nie wiedząc niczego więcej. Spokojnie. Ledwie informuję, lecz gdy najdzie cię ochota i cel zawołaj mnie.
Bukemizu uśmiechnął się pod nosem.
- Cóż wysłuchajmy więc tych propozycji. Obecnie nic ciekawego nie mam do roboty, ale nie oczekuj pozytywnej odpowiedzi. Nie zwykłem podejmować decyzji w sprawach, w których nie mam dostępu do pełnej informacji.
- Jeżeli uznasz że chcesz coś dla mnie, Nas, zrobić. Po prostu wypowiedz me imię. Wtedy dam ci cel, zlecenie które musisz wykonać bez zbędnych pytań. Oczywiście będziesz nagrodzony we własnym wyborze. Czy zechcesz pozyskac pewną informację (odp., lub jej odnalezienie), pomoc (tu w rozumieniu ktoś coś zrobi), czy coś materialnego. Na tą jestem wstanie powiedzieć że najbliższy cel dotyczyć bedzie czegoś w stolicy. To wszystko co chciałem powiedzieć.
- Widzisz Cieniu… niezbyt podoba mi się takie załatwianie spraw. Sposób w jaki za mną podążałeś, twoja tajemniczość oraz wstrzemiężliwość przy wyjawieniu prawdziwych celów twojej organizacji sprawiają, że nie nachodzą mnie zbyt uprzejme myśli. Weźmy na przykład taką sytuacje, że cel który mi wyznaczycie jest sprzeczny z moim, godzi w moje poczucie moralności lub zwyczajnie mi się nie podoba. Co wtedy? Rozstajemy się jak gdyby nigdy nic? Czy…
Shinigami zawiesił na chwilę glos, uśmiechająć się najzłośliwiej jak tylko mógł.
- Zaiste mozę to stwarzać problemy. Wszak nasze cele, nie mają całokształtu. Nie lękaj się jednak na zaś. Nie gustujemy w zleceniach zabójst i zniszczeń. Choc i takie się zdarzą. Nie przybyłem tu też walczyć. Najpewniej nasza znajomosc skończy się na rozstaniu w ciszy i niebycie. “Jak gdyby nigdy nic” - powtórzył - wymażę ci pamięć o mej osobie i nas, - Dokończył, a jego postać zaczęła rozpływać się w przestrzeni.
- To również mogło by być nieprzyjemne… - skomentował pod nosem Bukemizu i nie czekając, odwrócił się na pięcie. Razem z podopieczną ruszył w kierunku stolicy. Nie spieszyli się nigdzie, w końcu nie brali udziału w żadnym wyścigu. Woleli za to poswięcić ten czas na baczne podziwianie tego świata, by nie przegapić znajdujących się w nim niesamowitości oraz wspólnie trenować, tak jak to kiedyś mieli w zwyczaju.
Po drodze przebyli las i dotarli na pola uprawne w okolicach olbrzymiego białego miasta. To co trzeba przyznać temu światu to, to że maja olbrzymi masyw górski. Jeden stopień jakis kilometr nad ziemią. Zapominajac o szczytach skąpanych w chmurach.
Stolica od Lofar różniła się pod 3 aspektami. Rozmiar, obrona i poziom. Przez poziom rozumiejąc dwa różne style architektoniczne na dolnym i górnym dziedzińcu. No i oczywiście Pałac. Piękny rownież wzniesiony z białego marmuru.
Podróż trwała 3 dni. Nie forsowali tempa. Wędrowali oboje spokojnie w swoim własnym tempie. Przemierzali połacie pól oraz lasu, podziwiając okolicę. Wieczorami rozbijali obozowiska z wysoko strzelającym w niebo płomieniem, a Bukemizu ćwiczył swoje kata wraz z dziewczynką. Skoro teraz ma postać cielesną trzeba zadbać by potrafiła się chociaż trochę obronić. Innych ludzi spotykali rzadko, zwykle kończyło się na wymianie uprzejmości, ewentualnie wspólnym noclegu po którym Lee zawsze miał kłopoty z dalszym marszem gdyż czuwał zamiast spać. Kilka razy wyczuli też różne siły przemykające obok nich bądź w okolicy, ale nie prowokowali agresywnego zachowania, więc podróżnicy ignorowali ich.
Gdy pierwszy raz ujrzeli San Serdinas z daleka nie zrobiło na nich wielkiego wrażenia. Dopiero w miarę jak się zbliżali i zaczęli dostrzegać więcej szczegółów, zrozumieli dlaczego to miasto jest stolicą. Wysokie białe blanki murów otaczały strzeliste zabudowania jak dłonie matki otulając oraz chroniąc swoje jedyne dziecko. Zamek, gdyż najprawdopodobniej tym była górująca nad miastem budowla, chociaż bardziej pasowałaby tutaj nazwa pałac, niemalże iskrzył się w porannym słońcu. Miasto wyraźnie podzielone było na dwie strefy, widać to było już z daleka. Roboczo przyjął określać je jako Górne i Dolne. Część górna, jako że bliżej zamku, dalej murów i generalnie dużo lepiej widoczna, zapewne należała do szlachty, bądź bogatych mieszczan czy kupców. Bliżej murów zapewne znajdowały się dzielnice plebsu, złodziejstwa, krętaczy i ubóstwa, którego mieszkańcy Górnego miasta nigdy nie doświadczą. Oczywiście Góra była jasna, pięknie udekorowana zapewne z brukowanymi uliczkami, a kto wie może nawet kanałami ukrytymi pod drogą. Dolne zaś było jedynie ubogą krewniaczką. Zdeformowaną, nieogarniętą i brzydką, którą ktoś z wierzchu jedynie maznął makijażem by nie straszyła gości, ale przykrywka byłą nieudolna. I nie powstrzymywała smrodu. W porównaniu jednak do wielu miast mogła uchodzić za miejsce o słusznym standardzie, a przynajmniej w niektórych miejscach.
Oczywiście porównania z Seireitei oraz gmachem 13 Dywizji Dusz nasunęły się same, ale szybko zrezygnował z jakichkolwiek prób. San Serdinas było miastem reprezentatywnym, stolicą króla, miejscem gdzie przybywali dyplomaci z najodleglejszych krain. Musiało więc ich oszałamiać wielkością, przepychem oraz pięknem by poznali potęgę panującego tutaj władcy ale również jego szczodry gest wobec mieszkańców. Gmach zaś był budowlą typowo wojskową. Niemal surową w swoim brylastym kształcie. Nie dało rady uświadczyć tam wiele przepychu, a plany ulic były dostosowane do szybkich wymarszów oraz przemieszczania się z miejsca na miejsce, a nie lawirowania w poszukiwaniu upragnionej karczmy czy kramu kupca.
Tak więc można powiedzieć, że przepych miasta ich oczarował. Nie zaskoczył ale wyraźnie oczarował. Na widok błyszczących oczu Bakufu, shinigami uśmiechnął się do siebie. Choćby dlatego warto było się tutaj pojawić.

Swoje poszukiwania rozpoczął od Dolnego miasta. Gdzie jeżeli nie tam może zdobyć informacje na temat zakonu Los Diablos, jego celów oraz sposobów działania czy nawet warunków wstąpienia w ich szeregi. Rozglądał się też za jakimś intratnym zajęciem gdyż jedzenie własnoręcznie upolowanego mięsa dawało satysfakcje to jednak nie wyrównywała ona braku przypraw.
Do wyboru miał 2 lokale zajmujace się jedzeniem. Typowo jak w kazdym mieście Baro-karczmę oraz o dziwo... coś na wzór restaruracji. A raczej drogiego pensjonatu o nazwie “Nimfa”. Podobno właścicielka zajmuje się zleceniami na artefakty i rzadkie przedmioty. Co do samej gildii... no cóż. Mozna było przewidzieć, że każdy słyszał i nic poza tym. Pojawiła się jednak wzmianka o tym, że sama gildia zwykła stacjonować w Icegardzie. Z koleji w miejscu spożywania posiłku Shinigami miał natrafić na więcej szczegółów dotyczacych samych gildii.
Zawitał więc do Karczmy o szczytnej nazwie “Szemrany żuczek”. Wystrój... typowy. Hałas... typowy. Ale była to na prawdę spora karczma z 2 podłużnymi stołami ciągnącymi się przez środek sali oraz mniejszymi po jednej ze stron, plus piętro. Jako że było dość tłoczno, nie było wyjścia i musiał usiąść przy końcu podłużnego stołu, obok jakiegoś rycerza ze stalową rękawicą i ubranego na biało jegomościa.

Z rozmowy wynikało że zwie się on Oleg.
Przypadkiem zdarzyło się, że poruszyli temat jakiejś gildii o nazwie Ai’ef’u [ai ef ju].
- ...zaginęli już jakiś czas temu.
- Tak slyszalem. Wyruszyli do Icegardu i nie wrócili. Ciekawe co też im się stało? Moze Diablos.
- Walki między gldiami nie sią spotykane. Bardziej bym obstawiał, że poszukiwali tego co jeszcze się nie przebudziło. Wiesz co mam na mysli Ol.
- Tak. Ale czy jeśli by to znaleźli to by nie znaczyło przebudzenia?
- Zapewne nie na to trafili. Icegard pomimo wielu niebezpieczeństw ma tez zwykłe trudności. Ech. Kiti Piwa! - zakrzyknąl rycerz. A w odpowiedzi podeszła do niego kocia kelnerka podając 3 duże kufle.
- Widzę, że brakuje wam kompana do picia - zagadnął zwracając się w ich kierunku i gestem wskazując na dodatkowy kufel. - Proszę o wybaczenie ale nie dało się nie usłyszeć, że mają panowie problemy ze znalezieniem towarzyszy. Może przydała by się wam pomoc… specjalisty?
- Ach jakich tam towarzyszy. - odparł mężczyzna w bieli. - Gildia przybyszów porwała się z motyką na słońce.
- Wiesz ja kto jest. Młode ambicje. - dodał posturny mężczyzna wygldający jak rycerz.
- Swoja drogą tez wyglądasz na nietutejszego. - zagadnął biały.
- Zgadza się. Razem z moją towarzyszką przybyliśmy do stolicy niedawno w poszukiwaniu chwały, pieniędzy i informacji - odparł dodając do głosu odrobinę patetyczności. Tak dla śmiechu
- Ho Ho Ho - zaśmiał się gromko rycerz. - Toż to wielkie plany.
- rzekł bym głupota
- Nie przesadzaj mi się tu dobrze żyje. Jednak wiesz zapewne, że nic nie przyjdzie od tak. - mrugnął - pieniądz i chwała nie idą w parze. Ale z tym pierwszym mógłbym pomóc.
- Doprawdy? - zagaił zamawiając piwo dla siebie oraz jakiś lżejszy napój dla dziewczynki. - Rad byłbym usłyszeć w jakiż to sposób.
- Pewna robótka, nic wykraczającego poza legalność, choć mogą się pojawić problemy na granicy. Pewne dobra trzeba przeszmuglować do przystani.
- Jaka jest kara przy schwytaniu razem z dobrami - zaciekawił się.
- Skonfiskują je a wtedy nici z zapłaty. Mogę też pociagnąć cię pod karę pieniężną. A za samą granicę pomyślmy. - spojrzał na rycerza.
- Za pirata cię nie wezmą, więc nie zginiesz... choć kto wie jakie osoby granicy chronią. Zapewne zostaniesz na niej zatrzymany jako więzień nim nie przybędzie odpowiednia osoba która ogłosi dalsze postępowanie. Ale będziesz mógł mówić więc zawsze się da z takich opresji jakoś wyłgać.
- Brzmi ciekawie. Jak zaoferujesz korzystne warunki to będziesz miał swojego kuriera - uśmiechnął się Bukemizu. Nie to, żeby bardzo tego potrzebował, chociaż pieniądze się trochę przydadzą, ale była to świetna okazja na ukierunkowanie jakoś swojej podróży.
- Łączy koszt dóbr to 2000 monet. Zapłata wynosi 2300. mogę zaproponować 10%
- Hm 230 monet za takie ryzyko wpadki to mało… Podbij do 250 i postaw kolejkę a sprawę uznam za załatwioną.
Mężczyzna chwilę się zastanawiał.
- Dobra. Ale na ty masza współpraca siene iskońcyz. Będę się musiałodbic na tobie w jakimś innym zleceniu. - uśmech nie wskazaywał o czym konkretnei myślał. - Kolejkę. Kicia! - zakrzyknął.
- Co co z gildiami?
- Sprawa z pozostalymi gildiami wygląda całkiem nieźle. - odparł rycerz - Jest ich faktycznie trochę więcej a to z kolei wpływa dobrze na asymilację i dobrze wróży współpracy.
- A jak wiele ich juz powstało?
- No z tych bardziej znanych to: Diablos w Icegardzie, Fairy Fancer i God Eater na platformie. Mamy jeszcze Grupę Gareta.
- Kiepska nazwa - skomentował białowłosy.
- Tak tak. Co więcej Garet to tylko przezwisko ich szefa. Ech. Ale wracając. Jest Silver Crown z, o dziwo, mistrzem miecza.
- Uuu.
- No właśnie. Jest jeszcze pewna organizacja o której nie wiele slychać, a mianowicie Bractwo Assasynów.
- Tych z pustyni?
- Właśnie, że nie. Mówię że niewiele słychać. Dość młody Zakon Feniksa, Czarni Łowcy, Concepction. Chodzą też słychy o leśnych watażkach, i łączeniu się w grupy przybyszów z dywizjonów. Ale to zapewne tylko początek.
- No też tak sądzę. Wciąż pozostaje pytanie czy wszyscy się nie zaczną zabijać o “tereny”.
- Powiedzmy że rozumiem twoje zmartwienia Ol. Świat nie jest nieskończenie wielki.
- Widzę, że z was pesymiści, panowie - wtrącił Bukemizu. - Świat może nie jest nieskończony, ale raczej wystarczająco wielki, żeby każdy znalazł coś dla siebie. Jeżeli oczywiście będzie się przestrzegać kilku granic. Ciekawi mnie jednak ten nagły przypływ ugrupowań. O los Diablos już słyszałem. Ciekawi mnie jednak czym zajmują się pozostałe organizacje, może z wyjątkiem God Eater… ta nazwa nasuwa mi raczej kiepskie opinie o członkach. Chętnie też dowiedziałbym się więcej o tej platformie o ktorej trochę już się nasłuchiwałem ale niestety bez konkretów.
- To swego rodzaju enklawa. - rzekł biały - Obiekt usytuowany wysoko nad nami. Bardzo wysoko. Jedyne co łączy go z ziemią to mały filar. Cały obiekt znajduje się niedaleko bariery gromu. Osobiście tam nie byłem.
- Tak jak i ja. - odparł rycerz. - Wiem jednak od kolegów, innych oraz sam miałem styczność z ludźmi tam żyjacymi. Są inni od nas, nie tylko pod względem techniki wyglądu i ubioru. Inaczej się zachowują. Gabriela, moja znajoma, opowiadała że Platforma, czy bardziej zrozumiale Punkt Obserwacyjny, to ostoja takich ludzi. Ludzi na których nasz typowy świat jest “trudny”.
- Co przez to miała na myśli?
- Chodziło chyba o przyszłość. Nie pamiętam dokładnie. Zdaje się, że maja problemy z dostosowaniem się do warunków i zachowań tu panujących.
- Czują się inni, odosobnieni?
- Zapewne. A w temacie grup, pozostajac spora część osób chce mieć kogoś stamtąd w swoich zespołach.
- a dlaczego?
- Widać na platformę można się dostać tylko mając kogoś takiego. Tam podobno są osoby zajmujące się zmyślniejszą techniką. Kto wie może w odpowiednim porozumieniu i część tej techniki trafi do nas.
- Wracając do twojego pytania. Fairy Fancer to grupa magiczna zajmująca się badaniem świata i prowadzi pewien projekt z naszymi magami. Drużyna Gareta i Silver crown to typowi najemnicy, choć ci pierwszy parają się takąe poszukwianiem skarbów. Zakon Feniksa i Concepction są dość nowe i niewiele o nich słychać. Ale wiem że ci dródzy pochodzą z platformy. Czarni lowcy to najemnicy o cechach zabójców.
- A co robią?
- Aktualnie raczej niewiele. Ale chodzą słuchy że ciągnie ich na południe do przystani. A God Eater z tego co głoszą ich cele poszukują tutejszych bogów.
- Polują tylko na tutejszych bogów? No to mamy szczęście – mrugnął do dziewczynki wywołując u niej lekki chichot. – Bardzo to ciekawę, co prawicie rycerzu. Widać, że ten świat nabiera coraz większych kolorytów. Nie brakuje jak widać ludzi, którzy nawet w oddaleniu od rodzinnych stron znajdują dla siebie zajęcie. A wy należycie do jakiejś takiej grupy lub bractwa rycerskiego?
- No właśnie Gramonie. Należysz do jakiegoś? - zapytał białowłosy
- Ja. Zwykły rycerz. - odparł z wielkim usmeichem chwytajac na kolejny kufel swojastalową rękawicą.

- W rycerstwie byłem, będę i najpewniej skończę.
- A ty Oleg?
- Przecież wiesz... Jesteś chyba najbardziej poinformowanym “tylko” rycerzem. Zajmuję się wytwórstwem amuletów, handlem i paroma innymi rzeczami na boku.
- Np. przemytem - dodał Bukemizu odstawiając pusty kufel po zlocistym płynie. - Dziękuje panom za interesującą rozmowę i do rychłego zobaczenia. Mam nadzieje, że przy biesiadnym stole
 
__________________
Kanbaru Suruga: Skoro nie cieszy cię zbereźna rozmowa z młodszą dziewczyną, jak masz zamiar przetrwać w społeczeństwie?
Poker123 jest offline