Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2015, 19:14   #123
Poker123
 
Poker123's Avatar
 
Reputacja: 1 Poker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znany
LAST POST


“Jaką formę wybrał ten świat dla pięciu kluczy? (...)
Czego poszukujecie? (...)
Czy potraficie zrozumieć ten zagmatwany świat i działać pomimo jego zasad.
Zasad przez które z chwili na chwilę, wszystkie plany mogą upaść.
Miałem klucz w swych szponach nie wiedząc że nim jest.”
- Raziel

- Berło. Hmmm. Rozumiem dlaczego to je obraliście za cel. - powiedziała Akasja po obejrzeniu lewitującego obrazu kostura. - Niestety gdyby to było tak oczywiste zdobyli byśmy je bez większych problemów.
- Czy Kostur Wiecznego Wędrowca nie jest kluczem. - Zapytał Eldar
- Ależ oczywiście że jest, Anthrilenie. Lecz czym według ciebie jest kostur.
- Czymś podobnym do tego, czy mojej włóczni.
- Masz rację, ale jednocześnie ci jej brak... Nie chodziło mi o to jak wygląda. Chodziło mi o jego ideę.
- Służył do walki, ale kiedyś był także jednym z symboli władzy.
- Idea kosturu jest całkiem odmienna. Kostur jako narzędzie, pomagał w wędrówkach. Jako idea to coś co pomaga kroczyć nie przerwanie, coś co pomaga powstać, co stanowi podporę życia i podróży. Tym właśnie jest kostur. Tym właśnie jest klucz wiatru.
Wyraz twarzy anthrilene wskazywał na nie zrozumienie. Rozumiał przesłanie... nie zdobyli klucza. On wciąż jest w rękach Mortresa. Ale co to takiego? Co spełnia takie kryteria, co Mortres ma zawsze przy sobie. Chyba że... Twarz Anthrilena przybrała obraz pełnego zaskoczenia.
- Tak... Anthrilenie...
***

“Nie ład jest naturą rzeczy lecz chaos”
- Yongjaes

- Gregor. Już czas. - Oznajmił Howard.
- Tak. - odparł przeciągle poprawiając kapelusz - Andromedo. Zerwij połączenie. Zex przygotuj swoje oddziały. Asura, Howard. My idziemy do zamku.
Zapalił cygaro i zaciągnął się nim wstając z fotela przy spelunowym stoliku.
- Nie trzeba było się pchać do władzy. - strząsnął płomień z zapałki. - Wtedy nie musieli byśmy ci pokazywać kto tu rządzi. - powiedział pod nosem.

***

- Proszę państwa! Walka dobiegła końca. Proszę o gromkie brawa dla naszych zawodników. - zakrzyknął zarządca areny San Serandinas.
Wzniosły się wiwaty i oklaski dla walczącej pary wojowników.
Anielska wojownicza pomogła powstać pokonanemu shinigamiemu. Wojownik zdawał się nie być zrozpaczony porażką. Wręcz przeciwnie. Zdawał się z tego radować. Nie wstajac jeszcze na równe nogi, a klękając przed zwyciężczynią starcia ucałował jej dłoń. Później nastał aplauz dla tajemniczego dziewczęcia i po niedługiej wymianie zdań. Walcząca para udała się w stronę bramy. Gdzie zmierzali? Kto wie...

Lecz Kuchiya nie wiedział że całemu starciu przyglądał się pewien tajemniczy widz. Widz pozostący w cieniu i uważnie obserwujący jego działania..
- Całkiem całkiem. Ale wciąż lamersko. - uśmiechnął się szyderczo
- O kim mówisz? - zapytał pojawiający się za nim mag.
- O twoim przeciwniku Amir i tej anielicy.
- Całkiem zdolna.
- Ty z kolei się nie popisałeś.
- Gdybym walczył na poważnie to nawet z czwórką władających bym sobie poradził. Z resztą to ty miałeś w tej walce interes, Dante. Nie ja.
- Dlaczego ten koleś tak cię interesuje? Ktoś wyjątkowy?
- Chyba kpisz. Ktoś kogo znam chce się mu przyjrzeć. I zrzucił na mnie tą robotę.
- I co myślisz.
- Trochę mu brakuje. Nie ma wyjścia trzeba będzie go pokierować. - Uniósł wzrok na błękitne niebo po którym snuły się białe obłoki. - Ciekawe, jak długo jeszcze będzie trwał ten bezruch...

... Aż wszyscy odnajdą swe cele?...

***

Tuż za wzgórzem pojawiło się białe miasto. San Serandinas. Sonja spojrzała na ten zapierający dech pejzaż, poprawiła tobołek i ruszyła przed siebie.

***

Czarny obłok dymu wkradł się przez szczeliny do trumny. Zamykając za sobą wieko. Wstrząs, jeden, drugi, kolejny. Małe trzęsienie. Sklepienie starego teatru zaczęło pękać. Przez ścianę przebijał się lodowy blok. Niszcząc konstrukcję. Z góry, wprost na trumnę, spadła drewniana belka. Sztuczna trumna, rekwizyt w przedstawieniach, rozpadła się. Między jej strzępami nie było niczego. Ani ciała, ani obłoku dymu. Gdzie się podział ?

***

Samotny szermierz zasiadał w karczmie, przyglądając się wymownie dwóm przybyszkom. Niezwykle urodziwym, przybyszkom. Wiedząc, że ma pod ręka mnóstwo czasu postanowił się do nich dosiąść.

***

...Aż zakończa się przygotowania?...

***

Piłka wpadła do kosza. Białowłose dziewczę zaśmiało się uradowane. Jeny spojrzała na ławki. Uśmiech odwzajemnij jej rogaty przyjaciel. Podbiegła do niego odbierając ręcznik i przechodząc na następne boisko.
Czekał na nią nowy przeciwnik.
Dziewczyna poruszała koszulka chcąc schłodzić odrobinę zgrzane ciało. A może z innego powodu? Po chwili jednak wyskoczyła ze sportowego stroju przywdziewając kimono.
Stanęła przed nim i delikatnie się ukłoniła. Do rogacza dołączyła złotowłosa. Klaśnięciem w dłonie dając znak startu.

***

Erven wydawał polecenia grupie remontującej rezydencję. Wskazując na wszystko i gestykulując.
U jego boku pojawiła się mała służąca niosąc tacę z filiżankami. Młody chłopak pomagał przy pracach remontowych to coś nosząc to znów pomagając gdzieś indziej.

***

...A może, dopóki coś na siłę
nie przerwie tego stanu?...

***

Rezoner podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał w kierunku Targas.
- Zaczęło się... - stwierdził poprawiając słuchawki.
Na niebie unosił się czarny słup dymu.

Gruman zaalarmowany przez straże wybiegł z zamku. Przybysze i tutejsi zerkali w jednym kierunku. W stronę Targas.
- Co się dzieje? - zapytał ogółu
- Pali się! - odparł stojący obok rycerz.
- Co też mogło się tam stać? Ledwo stamtąd wróciłem. - skomentował Lion będący akurat w tamtejszej okolicy.
- Jedno jest pewne. Nic dobrego. - rzekł Gubernator
- Przewrót! - rzekł poważnie zamaskowany mag stojący za jego plecami
Zaskoczona straż chwyciła za broń.
- Podziemie zaatakowało zamek i przejęło władzę. Król nie żyje. Siły porządkowe zgładzone. Szykuje się konflikt. - wyjaśnił spokojnie nie zważając na okoliczności.
- Ktoś ty? - Zapytał władca Lofar występując na krok.
- Posłaniec. Uverworld ma dla pana propozycję.

***

...Byle zdążyć,
nim wszystko się komplikuje.

***

W ciemnościach kolejno otwierały się się oczy. Kilkadziesiąt par o identycznym kształcie, na czarnych ludzkich posturach.
Nad nimi pojawiły się odblaski nici prowadzące do góry.
- Niedługo nadejdzie czas. Nasz czas. Ludzkość. Nie! Wszystkie istoty przypomną sobie o moim istnieniu. Przypomną sobie czym jest strach. Ponownie wszystko pogrąży się w chaosie, ponownie wszystko pochłonę.

- Świat chyli się ku zachodowi ... - zaczęła ciemna postura z jednym okiem.
-...nadchodzi zmrok. - rzekły wszystkie.
Ciemny kształt górujacy nad tłumem otworzył swe oczy.


***

-...Ech. - Dante westchnął przeciągle.
- O czym tam pod nosem mamroczesz?
- Nieważne Amirze. Czas się zbierać. Nasz cel zniknął.
- Poszukać go?
- Zgłupiałeś? To co chciałem to już zobaczyłem. Na dziś starczy zajęć.
- I tylko tyle? To ja musiałem się namęczyć w walce, byś ty mógł zobaczy go ledwie przez chwilę?
- Nikt nie mówił ze muszę być bardziej ambitny... Dość marudzenia! Idziemy na jednego. Ezio przygotował już dla nas pokoik w tym swoim przybytku rozkoszy.
- Ech. - Mag spojrzał na bramę areny za którą zniknął jakiś czas temu wojownik. - Jeszcze się spotkamy wojowniku z małą duszą.
- Zasnąłeś tam?
- Już już, idę...

***


“(...)Aby znaleźć klucz musicie się zastanowić czym może być.
Jak ten świat mógł go wykreować. (...)
Wiem że każdy jest inny, bo widziałem klucz wiatru.
Miałem go w swych szponach.”
- Raziel


Mroki oświetlane lampionami z trupich czaszek.
Stare kamienne tunele. Podziemia, katakumby.
Po środku olbrzymiej pustej sali, na podwyższeniu stoi czarna trumna.

Przed nią dwójka wampirów.
- A wiec tu go ukryłeś! - rzekł Raziel niesiony telekinetycznie ledwie kilka centymetrów nad podłożem. Szpony i stopy przebite miał czerwonymi włóczniami.
- Jak to mawiają... najciemniej pod latarnią.
- Zamknąłeś go pod jego własnym królestwem.
- To dopiero było wyzwanie, Razielu. - rzekł z dumą Mortres - Zatruć go krwią zmarłego i zapieczętować w jego własnej trumnie. Na szczęście zdąrzyłem nim się zorientował o mojej zdradzie.
- Gdy się uwolni...
- Nie jest w stanie! - przerwał - Tej pieczęci nie można zerwać od wewnątrz. A co najważniejsze o tym miejscu wiem tylko ty i ja. Choć za chwile pozostanę tylko Ja. - Potworny uśmiech z wampirycznymi kłami. - Nie ma już innego Wiecznego Wędrowca poza mną.
Błękitny wampir szarpnął szponami rozrywając rany. Nie zdołał jednak się wyzwolić. Z przebitych rąk skapywały na posadzkę granatowe krople.
- Jeszcze ci się nie znudziło? Próbuj jeśliś w stanie. Lecz to nie zmieni twojego losu.
Uwięziony z trudem zdołał zacisnąć pięści. Rozejrzał się po pomieszczeniu na tyle na ile pozwalała mu usztywniona postura. Nie musiał jednak wiele się rozglądać by spostrzec coś co przykuło jego uwagę. Czarną kulę leżącą na kamiennym piedestale z kilkoma wyżłobieniami.
- Ta kula...
- Pozwala mi zabić znudzenie. To nowy mój plan, drobna zachcianka. - położył dłoń na jego plecach - Przełamię granice ras. Dokonam tego co nie możliwe. Szkoda że nie będzie ci dane tego zobaczyć. - objął go delikatnie zbliżając usta do jego szyi.
Raziel ponownie spojrzał na czarna trumnę stanowiącą najważniejszy element tej sali. W jego spojrzeniu leżała tęsknota.

-Czyż to nie ironiczne... - wyszeptał mu do ucha - Nie potrafiłeś umrzeć w czeluściach świata umarłych, a teraz zginiesz przed tym który cię stworzył. Lecz tym razem już się nie odrodzisz.
Białe kły zalśniły w mroku.
- Żegnaj bracie...
Wgryzł się w jego szyję pochłaniając jego pozostałe życie. Błękitny wampir zamknął swe oczy widząc oblicze końca.

Z każdym łykiem krwi Mortres poznawał jego wspomnienia i całe istnienie.


- Zróbcie coś z tym! Uwolnijcie mnie! Vizard!
- Niestety. Sam naważyłeś sobie tego piwa. Trzeba było pohamować rządzę i współgrać z naszymi planami. Teraz pozostaje ci już tylko śmierć
- Nie! Nie! Póki nie dokonam swej...
- Zemsty? Na prawdę tylko o to ci chodzi. Jesteś ślepy wampirze. W pogoni za słońcem, straciłeś swoją szansę i zmarnowałeś to co mogło nam pomóc. Jak to się stało, że za tak potężną istotę uważano kogoś tak słabego.
- Nie drwij ze mnie!
- ...
- Ja ...
- Czy wydaje ci się że o niczym nie wiem? Czy wydaje ci się że twórca Uverworld-u może nie wiedzieć czegoś tak trywialnego jak więzy krwi? Wiem wszystko o twej przeszłości. - odwrócił wzrok w stronę czarnej wody.
Błękitny wampir spuścił wzrok. Z całej siły uderzył pięścią w ziemie. Nie poczuł nic. W końcu to był tylko myślami, awatarem swego umysłu podczas tej rozmowy.
- Zawiodłeś mnie. I choć inni nic dla ciebie nie znaczą... zawiodłeś tych którzy chcieli ci pomóc, oraz tych których mogłeś uratować. Ale to nie to cię tak boli. Ból który odczuwasz to bezradność. To, że nic już nie możesz zdziałać. Nie możesz nawet uciec, bo Mersyliusz przytwierdził twoje życie do rzeczywistości. To koniec Razielu. A im szybciej to zrozumiesz tym łatwiej przyjdzie ci umrzeć.
Pozostawali w milczeniu przez dłuższy czas.
- Byłem głupcem, że do was dołączyłem.
- W pojedynkę...
- Ale! O wiele głupsza była chęć samotnej walki.
- Uuu...
- I tak nic bym nie zdziałał. Sam przeciw strażnikowi, przeciw bratu, przeciw lepszemu ode mnie. Byłem głupcem że sam nie sprawdziłem tych nowych. Byłem głupcem że od razu im nie... Byłem głupcem! Ale choćby miał to być mój koniec zrobię wszystko by coś zdziałać.
Na czarnej postaci maga pojawił się uśmiech.
- Widzę że w końcu to zrozumiałeś. Dobrze! Teraz jest szansa byś mógł się zrechabilotować. Byś mógł zasłużyć na miano jednego z najsilniejszych. Jednego z nas.


-Hmm. - na twarzy Mortresa pojawił się grymas zaskoczenia i zastanowienia.
Twarz Raziela straciła swój kamienny wyraz na rzecz uśmiechu.


- I spłać swoją winę. Daj nam odpowiedzi i wiedzę. A my dokończymy twą zemstę.
- Znając Oliviera przed śmiercią zaprowadzi mnie, tam gdzie wszystko się zaczęło. Znając jego pychę i dumę, wyjawi mi swoje plany przed tym jak mnie zabije. Ale nie będę w stanie...
- Otwórz swój umysł Razielu. A zagoszczę w nim. Będę widział twymi oczami, słyszał twym słuchem, rozumiał twym umysłem. Będę z tobą do ostatniej chwili. Tak zdobędziemy odpowiedzi.


W umyśle Lorda pojawiła się czarna postać w spiczastym kapeluszu siedząca nad czarnym klifem i zerkająca na niego. Na jej twarzy gościł uśmiech.


- ... Zginę?
- Tak. Nie ma innego wyjścia
- Heh
- Co?
-Kiedyś myślałem, że nie będzie mi dane doznać tego zaszczytu. A teraz popatrz. Zrozumiałem co znaczy tracić czas. Co znaczy żyć...


Raziel ostatkiem sił napiął mięśnie i rozrywając swoją rękę zdołał zbliżyć szponiastą dłoń przed twarz mortresa wystawiając środkowy szpon.
- To była dobra rozgrywka Oliverze. - wychrypiał


- ...Dziękuję...


***

“(...)Klucz może być wszystkim i niczym.”
- Anubis

- Anthrilenie... to ...
...Mortres jest kluczem...
...Jego Nieśmiertelność

AKT II "Pierwszy Strażnik"
END
 
__________________
Kanbaru Suruga: Skoro nie cieszy cię zbereźna rozmowa z młodszą dziewczyną, jak masz zamiar przetrwać w społeczeństwie?
Poker123 jest offline