Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-05-2015, 18:57   #121
 
Poker123's Avatar
 
Reputacja: 1 Poker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znany
Bukemizu
Po opuszczeniu lokalu ruszył w kierunku czegoś co moglo by uchodzić za rynek miasta. To zwykle tam ogłaszają się przeróżni interesanci z ofertami zarobku, a przyda mu się jakiś zadatek. Chętnie by się też rozejrzał za dostępnymi na miejscu rozrywkami. Dawno nie miał okazji w nic pograć a i często jest przy tym okazja do rozprostowania kości.
Okazji w stolicy było wiele. Trochę ze wsi z przepędzaniem potworów, jakieś o poszukiwaniu artefaktów, oferty walk na arenie. Ludzi rozmawiali także o szulerni gdzie grywało się w gry hazardowe i rożne go typu niebezpieczne zakłady. Znalazły się także zadania typu zbadaj, znajdź. Zabójstw i tego typu złych rzeczy na tablicy nie było, ale może w szulerni.
Cóż od razu widać było, że znajdowali się w stolicy. Nie tylko po pięknym wyglądzie murów czy szykownych strojach dam. Po tym poznawało się czy w części handlowej czy w zwykłej stodole. Tym co określało stolicę była liczba rozrywek dostępna mieszczanom. A ta była nie licha. Idealna okazja do prostego zarobku i odrobiny treningu. Dlatego pierwszym celem była arena. Szulernia również przedstawiała się ciekawe ale w arenie widział większy… potencjał
Zarządcą areny okazał się nietutejszy.

Nie wyglądał nawet na typową istotę z kręgów “fantasy”. Kuchyia zdaje się czytał o takich osobach w którejś z ziemskich książek obrazkowych. Postać pochodząca z przyszłych dziejów ziemi, będących jedynie twórczością literacką. Hm... Był prawie że identyczny jak postać z tamtej książki.
- Dzień dobry. Pojedynek, starcie czy wyzwanie. Bo jak rozumiem nie przyszedłeś pozwiedzać... - zaśmiał się towarzysko.
Kuyicha pojawił się na terenie areny już bez swojego tradycyjnego stroju, ubrany w ciemną maskę pozostawiająca jedynie wąską szczelinę na oczy.
- Hm, wiele w sumie zależy od tego czym te rzeczy się różnią - powiedział pogrubionym i zniekształconym przez tkaninę głosem. - Przybyłem przede wszystkim się sprawdzić jak również trochę zarobić.
- Pojedynek to jeden na jednego przy ściśle ustalonych zasadach. Zwykle główną regułą jest wygrana bez śmierci, ale zawsze ku zawieści można to zmienić. Jednak tylko przed walką. W starciu może brać udział więcej osób. Zwykle bez większych ograniczeń. Wyzwanie polega na powyższych dwóch + możliwe utrudnienia w postaci wielu przeciw jednemu a czasem i bestie. Choć te ostatnie staramy się oszczędzać przez wzgląd, że nie wiedzą co znaczy “nie zabijać”. Wszystko zależy od opłaty wstępnej. Zwykle jest 50% zysku do zakładu. Choć jest też opcja obstawiania przez publiczność. Choć wtedy można ponieść większą stratę.
- Interesujące. Jakie to więc wyzwania są obecnie dostępne?
- Na ten moment 2 vs 1 lub bestia. Cos ciekawszego musial bym wpierw z wyprzedzeniem ustalić. Ta dwójka to wojownik i mag. Bestie moze niezbyt neizwykła... czekam na dostawę.
Shinigami uśmiechnął się. Gdy tylko usłyszał o okazji pojedynku z dwoma przeciwnikami wiedział co wybierze. Postać maga trochę przygasiła jego entuzjazm ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Zmrużył oczy z zadowolenia:
- Wyjaśnij pokrótce jakieś dodatkowe zasady i dawaj mi tę dwójkę. Zobaczymy czy podołam waszym wyzwaniom. Potem jak będę miał jeszcze siły może spróbuje się z waszą bestyjką.
- Aktualne utrudnienie to 2 vs 1 w starcu bywa all vs all. Dodatkowo brak ograniczeń na zdolności i magicznie przygotowany teren w postaci pustyni z ruchomymi piaskami. Czasem też dajemy chwilę na przygotowanie przeciwnikom... ale akurat tym razem wchodzicie w tej samej chwili.
- Dobrze nie traćmy więc czasu. Potrzebuje jakiegoś miejsca gdzie mógłbym się w spokoju przygotować i gdzie moja młoda towarzyszka mogła by przeczekać. Nie chce by na to wszystko patrzyła.
- Przy arenie są sale dla zawodników. - stwierdizl. - Wpisowe to 100 monet.
- Drogo - skomentował kwaśno pozbywając się reszty brzęczących monet jak również pozostałych rzeczy znalezionych w podziemiach. Był równie goły co ten przysłowiowy Turek - Mam nadzieję, że będzie warto.
- Dobra. W takim razie zapraszam do sal gladiatorów tam się przygotujesz. Ja w tym czasie zawiadomię pozostałych.
Sama arena nie była jakoś stanowczo wymyślna.

- Tak wiem spodziewałeś się czegoś innego - odparł właściciel. - To druga co do sławy arena w unii. Pierwsza jest w Targas. Ale tam z kolei jest więcej hołoty. Nie ukrywajmy.
- Nie spodziewałem się niczego nadzwyczajnego - dodał Bukemizu poprawiając swój strój.
“ Ale jednak wyczuwam, że aż cały drżysz na myśl o nadchodzącej potyczce” odezwała się do niego Bakufu, z którą połączył się w jednej z sal gladiatorów. Przyznał jej rację, chociaż niechętnie. Dawno nie walczył z niczym… ludzkim. Będzie to ciekawa odmiana. Z uniesioną głową wkroczył na środek areny, witany okazyjnymi wiwatami.
Po drugiej stornie areny pojawiła się dwójka oponentów.
- Toż ci niespodzianka ktoś się połasił na wyzwanie. - rzekł chłopak wyglądający na maga

Wojowniczką była kobieta raczej niezbyt rozmowna, o twardym i zimnym wyrazie twarzy.

- Tak tak... Nie wchodźmy sobie w paradę. Ja poczekam tutaj. Możesz ruszać, aniołku. - W akrobatycznym skoku w tył uniknął cięcia jej miecza.
Przysiadł na ziemi obserwujac Bukemizu.
- Masz ci los. A ten dzień zapowiadał się tak leniwie.
“Uważaj na niego” - rzekła Bakufu nim wojowniczka ruszyła na nich.
Poruszała się nader zwinnie pomimo piaskowego podłoża. Równie sprawnie zadawała się władać mieczem choć podparcie było przeciw mocnym ciosom.
Shinigami zwinnie unikał pierwszych ataków robiąc minimalne ruchy. Widać było, że wojowniczka również nie dawała z siebie wszystkiego. Pierwsze starcie często było próbą wybadania siebie. Nikt nie chciał od poczatku pokazywac tego co miał w rękawie. Dla Strażnika dodatkową przeszkodą był fakt, że walczył przeciw kobiecie. Nienawidził tego. Drobinki piasku wzbijały się w powietrze wokół nich w takt kroków, odskoków, szarż i szerokich machnięć klingą. Mimo niesprzyjających warunków oboje poruszali się nadzwyczaj zwinnie. Nie wiedział co stanowiło tajemnicę szermierki ale on postanowił unosić się nad ziemią ledwo o kilka cali by w razie czego uniknąć nieprzyjemnych pułapek.
Podczas całej tej wymiany… uprzejmości nie spuszczał wzroku z oddalonego maga. Zgadzał się co do Bakufu, że nim należało by się zająć jako pierwszym. Potem będzie miał okazje poszaleć z uzbrojoną przeciwniczką. Z magami był ten kłopot, że rzadko walczyli otwarcie i fair ale cóż.
Bukemizu odsunął się o dwa szybkie kroki przez co pionowe cięcie wbiło się w delikatną materie piasku. Stopa wojownika momentalnie przygwoździła klingę do podłoża.
- Panienka wybaczy, ale nie czuje się zbyt konfortowo w takiej potyczce. - powiedział opierając się o kolano i patrząc na nią z góry. - Była by pani tak wdzięczna odsunąć się na jakiś czas, dopóki nie rozprawię się z pani kolegą? Wtedy będziemy mogli rozpatrzyć nasze wzajemne relacje. Co panienka powie na wieczorną herbatę?
“ Ty chyba sobie ze mnie kpisz” - skomentowała to Bakufu z wyraźną irytacją w głosie
- Ty chyba sobie kpisz... -rzekła wojowniczka. Mocnym ruchem pociągnęła ostrze przez piasek robiąc pełny obrót w pionie ponownie wykonując pionowe cięcie.
Przez ten moment mag zniknął. By w jednej chwili być już za odskakującym Shinigami.
- Magamanta! - rzekł wykonując kopniecie w stylu capoeira ciągnąc za nogą smugę wiatru. Wiatru który formował olbrzymi impet uderzenia.
Uśmiech, który jeszcze chwilę wcześniej gościł na twarzy wojownika zniknął całkowicie, gdy został zaskoczony przez maga i to wykonującego kopnięcie! Było to wręcz niepojęte. Magowie zwykli trzymać się raczej z tyłu stanowiąc wsparcie a nie szarżując w pierwszej linii. Nie mógł jednak sobie pozwolić na rozkojarzenie. Odbił się w powietrze ponad atakiem. Chciał wykorzystać nogę przeciwnika by oprzeć się o nią i samemu wyprowadzić swoje kopnięcie ale tutaj pojawił się kolejny szok. Poza szybkością, czerwonowłosy posiadał rownież niezwykłą siłę. Bukemizu złapał co prawda za jego kolano w locie ale nie dał rady utrzymać na nim niezbędnej równowagi do wyprowadzenia ataku. Z trudem zdołał odskoczyć dalej, by znowu mieć oboje przed sobą w pewnej odległości.
- Uf to było groźne. Jednak potraficie ze sobą współpracować.
- Powiedz to jej. - zażartował mag ponowne przykucając. - Twoja kolej. - rzekł do niej dotykając piasku.
Dziewczyna ruszyła przed siebie w pozycji bojowej. W tej samej chwili zza jej pleców wystrzeliły małe piaskowe pociski.
Również wyskoczył na spotkanie kobiety. Postanowił jednak tym razem zabłysnąć swoją szybkością. Migoczącymi Krokami przeniósł się obok kobiety by po chwili znaleźć się naprzeciw maga wyprowadzając potężny prosty w jego uśmiechniętą facjatę. Zanim wojowniczka zdążyła zauważyć pustą przestrzeń przed sobą, dotarło do niej co wyszeptał ciemno ubrany osobnik, gdy się obok niej pojawił:
- Cień.
Potężne uderzenie padło prosto na uśmiech maga. Ten momentalnie rozsypał się jakby był z piasku. Lecące pociski również się rozpadły. Dobry jest, pomyślał wojownik gdy kolano maga pojawiło się pod jego brodą, lecz to nie był cios.
- Kasharn - Wyłonił się już w takiej pozycji z pisaku. W miejscu w którym poprzedni się znajdował.
- Es - Momentalne wyprostowanie nogi padające piętą tuż pod przeponę - Mohan
Zaparty w takiej pozycji podskoczył celując z z pół obrotu drugą stroną w twarz wojownika. Unik. O włos minął się z celem. Lecz przed kontr atakiem zdołał zderzyć obie nogi wytwarzając pewnego rodzaju odbicie w powietrzu i wykonując salto nad Bukemizu. Będąc za nim wykonał kilka akrobatycznych obrotów oddalając się i robiąc miejsce wojowniczce.
- Nie drwij ze mnie. - rzekła twardo i jakby urażona. Potężny zamach ciągnął za sobą coś na wzór energetycznych piór, a tarcza ustawiona była tak by chronić ją od przodu.
- Widzę, że pole walki zostało sprytnie dobrane - komentował głośno obserwując kroki kobiety. Postanowił wykorzystać nadstawioną tarczę. Wybrał moment gdy opierała się w biegu na tej stopie po której stronie trzymała tarczę. Ruszył wtedy do przodu, a wzniecone powietrze łopotało mu w uszach. Wojowniczka stawiała drugą nogę gdy on przemieścił się z dala od miecza, a bliżej tarczy po której bezceremonialnie się przetoczył i znowu wybił w kierunku maga. Ten był silny, powinien więc wytrzymać silniejsze ataki. Tym razem jednak nie przeniósł się horyzontalnie a wertykalnie. Pojawił się nad czerwonowłosym wymierzając silne kopnięcie. Shinigami liczył, że pod wpływem siły uderzenia stworzy się przestrzeń bez piasku i może w jakimś stopniu rozwikła tajemnicę jego techniki.
Mag popisowo stanął na rekach przyjmując kopniecie na spód swoich stóp. Pod wpływem siły uderzenia ugiął ręce i nogi tworząc sprężynkę. Przyjął cios i rozłożył jego siłę. Prostując się nie miał impetu, ale wystarczyło by odtrącić nogę shinigamiego oraz podskoczyć. W powietrzu zrobił obszerne kręgi obiema rękami. W ślad za tymi ruchami pojawiły się żarzące iskry. Gdy ruch dobiegał końca miedzy obiema dłońmi pojawiła się ognista kula.
- Strasznie się na mnie uparłeś.- stwierdził z uśmiechem. Lądując wystrzelił pocisk. - Firefly!
Wojowniczka w tym czasie zaczęła być rozdrażniona. Korzystając że została pominięta, a może w złości zamachnęła się ostrzem w stronę obojga walczących posyłając świetliste pióra w ich stronę. Były szybkie i zapewne niebezpieczne.
- Cóż rzecz, jestem dżentelmenem. - odparł, bacznie przyglądając się poczynaniom maga. Kątem oka dostrzegł błysk ataku i uśmiechnął się do niego puszczając oko. Liczył, że uda się sprowokować oboje z walczących do zaatakowani siebie nawzajem. Dlatego w tym momencie przeniósł się wysoko nad arenę oglądająć spustoszenie poniżej
Ognisty pocisk poleciał za Bukemizu. A to cwaniak... pocisk podąrzajaćy za celem.
Jednak sam mag miał mniej szczęścia. Fala pocisków zasypała jego pozycję.
Dopiero gdy tumany piasku opadły widać było że został ranny. W mniejszym stopniu niż moglo by się wydawać. Ale jednak. Błąd, niczym nie wzruszył wojowniczki która juzszykowała kolejny atak. Jak mogło się zdawać ciut potężniejszy.
Tymczasem wysoko w powietrzu wojownik bawił się w kotka i myszkę z ognistą zabawką. Ta była znacznie zręczniejsza niż mogło by się wydawać. Starał się nie pozwolić na zbytnie zbliżenie, gdyż takie rzeczy miały brzydką tendencje do eksplodowania szeroko i dość silnie. A dodatkowo on nie przepadał za ciepłem.
Z zadowoleniem przyjął, że jego drobna szarada się powiodła. Warto by spróbować jej jeszcze raz. Co prawda arkana walki jasno stanowiły, że dwukrotnie ta sama sztuczka nie zadziała, ale kto by się tam słuchał zasad. Ponownie ruszył w kierunku maga na arenie. Nie chciał jednak skierować ataku bezpośrednio na niego. W końcu była szansa, że w ostatniej chwili ten anuluje swój czar. Zamiast tego wylądował dobry metr przed nim i, nie dając komukolwiek szans na reakcję, przeniósł się Błyskawicznymi Krokami za niego, gdzie spodziewał się trafić na lecące bezwładnie ciało po wybuchu.
Kula leciała na maga, tak jak i podmuch ciosu wojowniczki.
- Nieźle - rzekł wiedząc że przeciwnik jest za nim.
Nie zamierzał się jednak odwracać. Pędem ruszył na spotkanie ataków. Delikatnie podskoczył odbijając się od ognistego pocisku i skierowując go w ziemię. Pocisk eksplodował na piasku. Następnie w powietrzu dał się ponieść strumieniowi powietrza wywołanemu przez podmuch dziewczęcia. W locie zacisnął razem obie dłonie tworząc półsferę stwardniałego piasku, wokół Kuchy-i, tak że była ona otwarta od strony dziewczęcia. Mag natomiast niesiony strumieniem podmuchu przeleciał nad nią.
Lee rozejrzał się dookoła po stwardniałym piasku. Uśmiechnął się pod nosem.
- Wiedziałem, że możesz kontrolować podłoże.
Drobinki niesione podmuchem uderzyły go w twarz. Nie było czasu na podziwianie widoków czy fascynację. Trzeba było sprawdzić co potrafiła ta wojowniczka. Przyklęknął na jedno kolano i zbił przed sobą dłonie zaciśnięte w pięści z okrzykiem.
- Mizu Hensel Oni Shirudo!
Momentalnie przy jego rękach pojawiła się olbrzymia okrągła tarcza z ryngrafem ptaka w niebieskim polu. Była na tyle duża, by mógł cały się za nią ukryć.
Atak wojowniczki zmiótł sferę z powierzchni, posyłając go dobre kilkanaście metrów w tył. Leżał na piasku w pobliżu krańca areny. Strzaskana tarcza z lodu znajdowałą się w kawałkach tuż obok niego.
- M-moja… broń… - wychrypiał ciężko.
- Ma... siłę co? - wychrypiał mag leżący kilka metrów metrów dalej. - Elementy ognia, ziemi, wiatru oraz magia bojowa bojowa. A to jeszcze nie wszystko. - stwierdził - Ale na dziś wyczerpałem swój limit mocy. Nie chcę marnować kryształów. - pstryknął z trudem unosząc ranną dłoń. Po pstryknięciu w jego palcach pojawiła się mała biała flaga.
Wojowniczka stała na środku areny obserwując leżących. Jej emanująca energia zdawała się wielka. Tak jakby przyjemość z walki zwiększała jej siłę. A może pochłaniała cząsteczki energii pojawiające się na polu walki? Kto wie. W każdym razie była w niezmiennym stanie wypoczęcia.
- Co teraz? - zapytała w myślach Bakufu
Zerwał się na równe nogi w delikatnym podskoku. Pokręcił trochę barkiem czując jak strzelają mu stawy. Obrażenia jakie odniósł były bolesne ale jeszcze nie na tyle by w jakimkolwiek stopniu ograniczyć jego możliwości.
- Jak to co? Nie dostaniemy forsy dopóki jej nie dostaniemy, bo ten tutaj najwyraźniej się poddał. - splunął ze złością mówiąc to wszystko na głos co z zewnątrz musiało wyglądać komicznie. Nie był jednak zadowolony. Liczył, że mag okaże się godnym przeciwnikiem i pokona go w uczciwej walce. Cóż najwyraźniej przetrzymanie zadziałało równie dobrze. Teraz została tylko ta kobieta, a to było nawet gorsze. Nienawidził walczyć z kobietami, zawsze się z tym źle czuł. Trzeba będzie coś wymyślić. Na razie ruszył spokojnie w jej kierunku zawadiackim krokiem i z szelmowskim uśmiechem, po uprzednim wyczyszczeniu spodni i włosów z piaskowego pyłu.
Gdy tylko wstał dziewczyna była już w pozycji do ataku. Czekała spokojnie obserwujac przeciwnika i nie wykonując żadnych pośpiesznych ruchów.
- A ty jak rozumiem, masz już na dziś dosyć walki? - odwrócił się jeszcze w kierunku maga i krzyknął nie zwalniając kroku
- Tak tak. - pomachał dłonią wciąż leżąc.
Z pasa odpiął mały kryształ, który zapewne służył do leczenia. Wojownik miał przeczucie, że gdyby chciał i był bardziej poważny, to miał by z nim olbrzymią trudność. Ale w tej chwili raczej nie miało to wielkiego sensu, roztrząsać się nad nim.

Bukemizu stanął naprzeciw kobiety z luźno opuszczonymi rękoma na tyle blisko by widział dokładnie jej oczy. Piękne oczy. Obrzucił ją spokojnym spojrzeniem po czym uśmiechnął się i podrapał za głową:
- Słuchaj, nie powiem, że podoba mi się ta sytuacja. Nie lubię walczyć z kobietami. Co ty na to, by zakończyć to honorowo, a wieczorem omówimy to jeszcze przy kolacji. Z wygranej oczywiście.
- Chcesz się poddać? - zapytała z uśmiechem.
- Nie. To stało by w sprzeczności z moją przysięgą oraz honorową naturą. Nie chciałbym cię po prostu zbytnio uszkodzić.
- Heh. Ja nie mam takich zahamowań. - delikatny uśmiech i potężna fala napięcia. Energia wprost się z niej wylewała. Zapowiadało się ciężkie starcie.
- Angel beats! - uderzyła mieczem w tarczę. Metaliczny gong zaczął rozbrzmiewać wielokrotnie. Z każdym uderzeniem pojawiał się przestrzenny impuls w losowej lokalizacji na płaszczyźnie. Oczywiście z niewielkim rozrzutem w okolicach 1-2 metrów, ale poruszajcy się w stronę wojownika. Co więcej wojowniczka ustawiła się w pozycji nie pasujacej do jej rynsztunku. Tarcza trzymana była z tyłu tak samo jak ostrze. A sama postura delikatnie się schyliła.
Bukemizu wzruszył ramionami i również ustawił się w pozycji. Stanął bokiem do przeciwnika, jedną dłoń chowając za plecami a drugą swobodnie wystawiając do przodu. Jednocześnie dopasował poziom swojego reiatsu do poziomu wojowniczko. Jego ubranie delikatnie falowała pod wpływem przelewających się przez arenę fal energii.
Ruszyła do przodu. Wpadając w biegu w jeden z impulsów. Kto wie co ostrzegło wojownika... ale zdążył sparować cios dziewczęcia które dosłownie zniknęło z przed jego oczu. Ale to była chwila.
- Shield Burst - uderzenie tarczą, potężny podmuch ryjący w podłożu spory rów. To trafienie niestety padło bez asekuracji.
Wojownika odrzuciło na kilka metrów. Obrócił się w powietrzu wychamowując ręką o podłoże i znowu stanął na równe nogi. Umiejętności tych dwojga były nieprzyjemne. Kobieta wykorzystywała najwyraźniej impulsy do błyskawicznego przemieszczania się po arenie. Wiedząc jednak gdzie się przemieszcza, można to łatwo wykorzystać. Tym razem odpowiedział już atakiem na atak. W momencie gdy kobieta znowu się pojawiłą, przeniósł się do niej oddzielając od najbliższego impulsu i wyprowadzając potężne kopnięcie od strony tarczy by nie pogruchotać jej kości. W końcu by wzbić ją w powietrze potrzebował sporo siły
Siła uderzenia wystarczyła by wybić ją w powietrze. Jednak przy uderzeniu, wojownik poczuł jakby kopnął z całej siły w skałę, słychać było także chrzęst. Widać jej uzbrojenie także nie należało do trywialnego.
Syknął delikatnie z bólu ale dalej kontynuował atak. Przypadł do dziewczyny i uderzeniem obu wyprostowanych dłoni chciał ją posłać wysoko do góry. Zaatakował tak jeszcze kilka razy za każdym razem wzbijając się o kilkanaście metrów w powietrze. Tam miał zdecydowaną przewagę. W pewnym momencie wczepił dłonie w zbrojenia na karku i zatrzymał. Dziewczyna zawisła na jego ramionach dobre sto metrów nad ziemią.
- Jak podoba się widok? - zapytał stojąc na pułkach stworzonych z Reichi. - Nie radzę robić niczego głupiego. Tylko ja powstrzymuje cię przed długim i bolesnym lotem w dół.
- Jesteś pewny? - zapytała z uśmiechem. - Tutaj widownia nas zbyt dobrze nie zobaczy. - Wokół niej pojawiła się gęsta biała poświata. - Moim zdaniem tu masz jeszcze mniejsze szanse... nie żebym w ogóle ci jakieś dawała.
- Może jest mi to na rękę by nas nie widziano. Możesz się wtedy honorowo poddać. Widzę jednak, że nie ma w tobie ku temu woli, w takim razie. - odrzucił ją od siebie do góry by dać sobie jeszcze szansę jej pochwycenia. - Zobaczymy jak sobie poradzisz.
Kobieta zawisła w powietrzu ujawniając błękitno lśniące skrzydła.
[/IMG]http://widehdwalls.com/images/big/blue_angel_wings_for_josee-655456.jpg [IMG]
A wyczekała do momentu, aż wojownik chciał ją pochwycić.
Choć nie było w tym elementu zaskoczenia, bo swymi słowami juz zdążyła przygotować wojownika na takową czy też podobną ewentualność, to jednak robiło wrażenie. Nie mniej tak bardzo jak jej prędkośc.
Shinigami by unośić siew powietrzu tworzą pod stopami ścieżkę z cząsteczek Reatsu. Przez co muszą zawsze mieć to na uwadze. Z kolei skrzydła to naturalnośc rzędu kończyn. Coś co jest i natuaralną koleją rzeczy traktuje się tak samo naturalnei jak oddychanie. Nic więc dziwnego że poruszała sieszybko, zwinnie, z gracją i zabójczą dokąłdnością.
Uderzenie w twarz było jakby delikatnym gestem, ale wystarczyło by wojownik wykonał unik, ruch na jaki czekała anielica. Lekko wytrącając go z równowagi pochyciła jego dłonie, zaparła się nogą o jego brzuch i zaczęła opadać wraz z nim.
Choć mozę to złe słowo. Za pomocą skrzydeł kontrolowała swojapozycje i powoli przyspieszala upadek.
- Skyfall - Za spadajasymi ciągnął się ogon błękitnych czasteczek. A upadek nie trwał długo.

Uderzenie o ziemię podniosło tumany kurzu. W powoli opadającej kurzawie dało się zobaczyć 2 stojące postury.
Wojowniczkę gotową do ataku i wojownika z szponami w dłoni. Zdawało by się, że za moment, jedną chwilę znów rzucą się w wir walki... lecz pod jednym z nich ugięły się nogi.
Walka dobiegła końca.
 
__________________
Kanbaru Suruga: Skoro nie cieszy cię zbereźna rozmowa z młodszą dziewczyną, jak masz zamiar przetrwać w społeczeństwie?
Poker123 jest offline  
Stary 01-05-2015, 18:58   #122
 
Poker123's Avatar
 
Reputacja: 1 Poker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znany
Kinemon
Ranek dnia trzeciego, Targas

Wyraźnie odprężony po potyczce z wielkoludem, cieszył się z ładnej pogody unoszącej się nad miastem. Widząc dookoła siebie piękne kobiety zastanawiał się przypadkiem czy Los nie postanowił go w jakiś sposób wynagrodzić za minione lata. Nie chciał jednak okazać się niewdzięczny, w końcu jego zadaniem nie było próżnowanie, picie i zadowalanie kobiet, a oczyszczanie świata. Cel na dzisiejszy dzień, potwór z jaskini. A jak szybko pójdzie to wieczorem może jeszcze odwiedzi dziewczyny w “Gorących Udach”. Z wyraźnie poprawionym nastrojem udał się ponownie w kierunku koszar i znajdującego się tam kapitana by dowiedzieć się więcej o stworzeniach lub prosić o wskazanie osób, które miały z nimi kontakt. Czasami wystarczy sama obserwacja ran jakie zadaje potwór by się przygotować.

- O ślady pytasz? - zdiwił się Gorn. - Ano niewiele. Ci którzy przeżyli mówili że coś pociągnęło ich toważyszyw głąb jaskiń. Niewiele jednak z nich zostało. Bo nie było komu tma wchodzić. Zapewne to nie jedyne licho jakie tam sizediz ale przynajmniej tego trza się pozbyć. Rzeczono o mackach rzczono tez o czymś chodzącym. Kto wie co tam znajdziesz...
-Czy jest ktoś kto został zaatakowany i wyrwał się albo uciekł?
- Tylko ci pracujacy w kopalni podczas ataku. Kilku leży w lazarecie. Kilku pewnie się wyniosło.
Kinemon spytał się więc o drogę do lazaretu, a następnie udał się w tamtym kierunku. Wątpił by pod wpływem szoku górnicy zapamiętali cokolwiek ale ich ranny powinny wystarczyc.
Nie mylił się. Nie widzieli za wiele a ich opowieści były cokolwiek, niespójne. Mówili o czymś dwunożnym jak i czymś pajęczym. Zgadzało się tylko kolorowo, bo cienie zwykły być czarne. Momentami wspominano o osobnikach których coś ciągnęło. Ci którym udało się zbiec byli zwyczajowo odrapani przez skały i głównie w szoku. Widać ofiarom nie dane było wydostać się z kopalni. Na stroju jednego z górników były fragmenty sierści, a raczej tego co ją przypominało.
Prędzej wierzył, że stworzenie to było z rodzaju pajęczaków. Złudzenie dwunożności łatwo wywołać u osoby przeżartej przez strach. Nie mniej miał dzięki temu jako taki plan. Mógł dostosować zarówno zbroję jak i uzbrojenie. Tym co ich ciągnęło mogła być macka, o ile miał szczęscie. Jeżeli była to pajęcza sieć to było gorzej. Te cholerstwa są niezwykle wytrzymałe i ciężko jest je przeciąć. Może próbować je przepalić, ale lepiej prowizorycznie nie dać się złapać. Postarał się wytargować jeszcze od strażników pochodnie oraz draskę dla dobra sprawy i ruszył ku celu.
Kopalnia, ślady krwi i trzy drogi. Na lewo odór śmierci, na prawo spora plama krwi, ale... gdzieś z przodu słychać było coś. Kamień spadający, a może jakiś krok łamiący kość. Z przodu z pewnością coś było.
Cóż spokojna jak do tej pory podróż do oraz w kopalni skończyła się. Znowu należało dokonać wyboru. Ręka mimowolnie skierowała się za pazuchę do wcześniej wykorzystanego kijka, ale zatrzymała się w połowie drogi. Nie można zawsze polegać na Losie. Trzeba mieć też swój rozum.
“ W takim razie wybieramy bramkę numer 2. Wydaje się, że tam coś może się ruszać. W końcu kamienie same też nie spadają” - zastanowił się samuraj i ruszył przed siebie. Szedł już znacznie ostrożniej a jego drewniane sandały szorowaly po porowatej powierzchni kamiennej posadzki. Rękę trzymał na tsubie miecza, tak dla bezpieczeństwa.
Coś tu było. Kinemon czuł, nie tyle odór panujący w jaskini, co drgania powietrza. Coś poruszało się po tunelach z większą prędkościa niż ludzka.
Tunel na wprost przez który prowadziły drewniane szyny rozgałęział się. Jedna droga, ta z szynami, prowadziłą w lewo, druga w przeciwną stronę, bardziej zaduszoną. Szmer po lewej, lecz oczy dostrzegły ruch z przeciwnej. Tak z pewnosćią nie był tu sam, co więcej miał teraz pewnosć że... jest więcej niż 1 przeciwnik, ale tego samego typu.
Temperatura jakby opadała doslownie zrobiło się zimniej. Para z ust tworzyła biale obłoczki. W korytarzach rozległ się zgrzyt czegoś ostrego o skały.
Kinemon cofnął się kilka kroków tak by widzieć oba korytarze. Rozsupłał tsukę od kimona i uderzył nim kilka razy o szynę powodując metaliczne echo, rozbrzmiewające w pustych korytarzach.
- Hej ho hej ho, do pracy by się szło - zaintonował. Może to coś ma chrapkę na górników? - Jest tutaj kto?
“Jest tutaj kto... taj kto.. ktoooooOOOOUUUUU” odrzekło echo wraz z intonacją. Chyba właśnie coś się wkurzyło. Sprawa dlaczego górnicy zostali zaatakowani właśnie została wyjaśniona....
Zza załomu wyskoczyło stworzenie… bynajmniej nie takie jakiego się spodziewał


Nie rozglądało się, nie szukało. Momentalnie wystrzeliło w jego kierunku. Gorejące jasnym światłem ogniki w oczach zintensyfikowały się na nim. Samuraj był na to gotowy. Puścił jaszczur miecz, jednocześnie chwytając go za rękojeśc górnym chwytem. Ostrze wyskoczyło ze zgrzytem, a on dokończył jego ruch wykonując dwa krótkie kroki na spotkanie besti. Była niesamowicie szybka. Gdyby stał kilkanaście kroków bliżej, nie zdążył by wykonać tego ataku. Teraz jednak delikatny półdystans między nimi działał na jego korzyść. Stal z sykiem cięła chłodne powietrze. Po chwili delikatna struga ognia zapłonęła podążając w ślad za końcówką miecza. Minęli się po czym błyskawicznie zwrócili w swoim kierunku. Obłoczki pary wydobywały się z ich ust. W powietrzu unosił się zapach przypalonego mięsa. Kinemon uśmiechnął się pod nosem i dopiero wtedy poczuł ból na prawym boku. Szata była porwana, a na skórze widniały trzy czerwone ślady po zadrapaniu. Stworzenie było dużo szybsze niż mogło by się wydawać. Substancja, przypominająca z wyglądu lód, pokrywała jego pazury i plecy, tworząc ostrze kolce. Była dodatkowo niezwykle wytrzymałą, pewnie niewiele mniej od stali. Wojownik uniósł dłoń do twarzy, cały czas trzymająć miecz odwróconym chwytem. Pochodnie trzymał nad i trochę za głową.
- Zatańczmy!
Odpowiedzią stworzenia był jedynie kłębek pary, wydobyty z półotwartej paszczy i błysk morderczych ślepi. Kinemon, szurając po kamienistej powierzchni, stanął na rozstawionych nogach z opuszczonym ciężarem. Bestia była szybka, możliwe nawet że szybsza od niego. Musiał doprowadzić do bliższego spotkania. Rana którą mu wcześniej zadał wydawałą się bolesna, ale niezbyt głęboka. To była jego wada. Atak zadany z nieodpowiedniej odległości sam niwelował skutki cięcia, wypalając ranę. Tym razem będzie musiał lepiej trafić i to w miarę szybko gdyż podejrzewał, że w tych jaskiniach krąży jeszcze wiele istot, kto wie czy nie groźniejszych.

Stworzenie ruszyło do przodu. Tak jak podejrzewał pokonywało odległość niezwyke szybko i sprawnie. Nawykło do walki w ciasnych oraz ciemnych pomieszczeniach. Parę metrów przed wojownikiem odbiło się od ściany. Atak był zbyt przewidywalny. Wystarczyło się lekko odchylić w prawo by przepuścić przeciwnika bokiem. Samuraj dołożył do ruchu krok w bok i półobrót, nie tracąc kontaktu wzrokowego. Stworzenie w momencie,w którym jego szpony zaryły od podłoże, ruszyło ponownie w jego kierunku tym razem wybijając się w powietrze. Kinemon w pierwszej chwili był zaskoczony dziwnym atakiem. Bestia bowiem skuliła się, zamieniając w naostrzoną kulę niczym w morgensternie. Widział kiedyś ludzi, którzy oberwali taką bronią. Nie był to przyjemny widok, a stwór miał w kłębie przynajmniej pół metra. Coś takiego z łątwością zmiotło by jego głowę z ramion. W ostatniej chwili pochylił się do przodu. Usłyszał zgrzyt gdy jego ostrze prześlizgnęło się po wirujących kolcach.
Samuraj obrócił się momentalnie na żwirze, zmieniając uchwyt na ostrzu. Stworzenie już pędziło w jego stronę tym razem wirując niczym śruba z wystawionymi do przodu pazurami. Tym razem zblokował atak. Dookoła posypała się kaskada iskier, a wojownik zaszurał obuwiem o posadzkę. Ciężko mu było jedną ręką utrzymać broń pod odpowiednim kątem. Nagle jego stopy trafiły na twardą szynę, a on sam poleciał do tyłu jak długi. Boleśnie stłukł sobie plecy o zamontowane szyny, ale udało mu się zatrzymać potwora w miejscu.
- Koniec tego dobrego bratku! - warknął powoli wstając. Stworzenie również uniosło się z klęczek. Miecz samuraja powędrował do góry. Skupił się na obrazie broni którą miał przywołać. - Ognisty Tytan!

Nic się nie wydarzyło. Jego ręka oraz cały szyb nie rozbłysnął jaskrawym, pomarańczowym ogniem wydobywającym się z broni samego Boga-Kowala. Jego skóry nie pokryła zaś blado-zielona łuska smoka. Nie wydarzyło się dosłownie nic… i to było pierwszym zaskoczeniem. Drugim były trzy paskudne szpony, które rozbłysły tuż przed jego twarzą. W ostatniej chwili uniknął niespodziewanego ciosu, ale kolejne zostawił trzy krwawe rany na jego lewym boku oraz klatce piersiowej. Reszta została odbita przez klingę miecza, ale samuraj cofał się coraz bardziej. Czuł już za sobą zimno ciągnące od ściany. Przerwał kanonadę przeciwnika, wykorzystując drobną lukę w jego kombinacji i zmuszając go do odskoczenia płaskim cięciem na wysokości bioder. Nie rozumiał czemu ostrze nie pojawiło się w jego dłoni. W myślach szybko przyzywał kolejne dostępne mu bronie, na czele z Łukiem Shin-jong. Nie miał wiele czasu zanim stwór ponownie przystąpi do ataku. Dopiero po którymś razie technika zadziałała, a w jego rękach pojawiło się ostrze Zebuli.



Czarna stal niknęła w oczach w korytarzu oświetlonym jedynie jego pochodnią. Naga skóra przyzwyczajała się do wilgoci i towarzyszącego jej zimna. Obecnie miał na sobie jedynie przepaskę biodrową. Nie było niczego co krępowało by jego ruchy. Istota powoli regenerowała zniszczone w walce pazury. Tym razem to on się przyglądał. Zauważył podczas walki pewną prawidłowość w atakach stworzenia. Chciał teraz wypróbować swoją teorię. Rozgarną stopą kamienie przy szynie po czym wbił w nią pochodnię. Nie było sensu dalej z nią walczyć. Mogło by się to dla niego źle skończyć. Zamiast tego wycofał się dalej w cień, z dala od źródła światła. Stworzenie kręciło głową od niego do pochodni i z powrotem. Z lekko uchylonych warg wydobył się głuchy warkot. Potem zaś rzuciło się do ponownego ataku.
Było to stworzenie wychowane w ciemnych jaskiniach. Praktycznie ślepe, poruszające się wyłącznie za pomocą węchu i instynktu. Tak więc każde źródło światła, nawet najmniejsze było dla niego drażniące, a zwłaszcza ogień tak dalece sprzeczny z jego naturą. Możliwe, że gdyby Kinemon nie miał pochodni, nawet nie doszło by do starcia. Od początku celem była właśnie ona. Teraz to również się nie zmieniło. Potwór, pewny swojej szybkości oraz wytrzymałości rzucił się na pochodnię. Nie przewidział jednak, że zmiana broni przez samuraja całkowicie odmieni oblicze tej potyczki. Korytarz kopalni rozbłysnął nagle niebieskim światłem, gdy fala energii powstała z machnięcia mieczem przybrała kształt półksiężyca, przecinając wszystko na swojej drodze. Lodowa bestia padła na kolana, rycząc z bólu. Kikuty obu rąk groteskowo rozlewały gęstą, maziowatą krew dookoła. Odcięte dłonie leżały pół metra dalej. Wciąż drżały, jakby samą wolą chciały dobrnąć do swojego celu. Kinemon, zmęczony rezonującym w korytarzu wrzaskiem, podszedł do niedoszłego przeciwnika i szybkim ciosem zakończył jego męki. Uderzenie nie było dokładne. Skóra istoty była rzeczywiście niesamowicie twarda. Musiał ponowić cios, by dopełnić rytuału i odłączyć głowę od ciała.
Gdy opadła adrenalina, ciało zaczynało się powoli buntować przeciw wystawieniu na zimno. Ostrze Nebuli powoli rozmyło się w nicość, zastąpione przez jego normalny miecz. Podobnie stało się z jego strojem, który ponownie pojawił się na nim. Wyglądał jak nowy i tylko rosnące powoli plamy krwi wskazywały, że wojownik brał ostatnio udział w walce. On sam stał niewzruszony nad truchłem. Nie oceniał swojego przeciwnika, nie dziękował bogom za szybkie zwycięstwo. On wygrał, tamten przegrał. Nie było co się nad tym rozwodzić. Martwiło go jednak to, że utracił dostęp do wszystkich swoich zdolności. Jego pewność siebie wyraźnie podupadła. Wiele z dostępnych mu broni ratowało go z niejednej przygody. Teraz, jakaś nieznana mu siła blokowała do nich dostęp. Obecnie był pewien że miał dostęp do Ostrze Zebuli oraz Kongosoho. Niewiele…
Ale musiało na razie wystarczyć. To coś nie pasowało do opisu. Trzeba było podążać dalej. Zabrał jedną z odciętych łap. Może kapitan dorzuci parę groszy za pozbycie się dodatkowych maszkar.

Przy rozwidleniu postanowił podążyć za torami kolejki. Planował dotrzeć do końca tunelu. Do miejsca gdzie górnicy zaprzestali pracy
Tunele ponownie się rozwidlały i to niejednokrotnie. Do kilku dochodzily drewniane szyny, do kilku wręcz przeciwnie. Kinemon czuł, że idąc w głąb zbliża się do swego celu. Im głębiej się zapuszczał, tym więcej bylo pajęczyn. Kolejne rozwidlenie i już bez większego namysłu skręcił w lewo. Tam odór zdawal się silniejszy.
Nim wbiegł do większej groty, dostrzegl fioletową łunę. Przezornie więc wyjrzał zza rogu. Na środku jaskini była szczelina. Dookoła niej pełno gęstych grubych pajęczyn oraz pajęczych kokonów z ofiarami. Kształty wskazywały w większoći na ludzkie.
Ze szczeliny zacząło się coś wyłaniać. Najpierw pojawiły się łapska, które nagięły szczelinę do rozmiarów istoty by ta mogła przejść. Następnie pojawił się sam osobnik.

To co najbardziej zwróciło uwagę szermierza było znamię. Znamie pani Losu. Jeden z jego celów!
Samuraj ostrożnie cofnął się do korytarza i oparł się o ścianę. Cholerny arachnid. Z nimi zawsze jest cztery razy więcej problemów bo nie dość, że mają przewagę masy i ilości konczyń to jeszcze te paskudne ślepia. Zawsze brało go obrzydzenie gdy z bliska wpatrywał się w te małe, czarne oczka lustrujące każdy jego ruch. Pani Losu przemówiła jednak. To znaczy, że jego obecność tutaj nie była przypadkowa. Co prawda nadal nie rozumiał wielu szczegółów wydarzeń ostatnich dni ale z pewna dozą ulgi przyjął pojawienie się znamienia. Oznaczało to bowiem, że nadal był na ścieżce. Pani mogła być jednak znacznie bardziej litościwa przy doborze pierwszego celu.
“ Gdybym jeszcze mógł korzystać ze wszystkich moich broni - zgrzytnął zębami. - Miałbym dla tej wielonożnej pokraki małe co nieco do przypieczenia odwłoka”
Nie było teraz jednak sensu gdybać. Miał zadanie do wykonania. W jego dłoni zamajaczyła Kongoshoha. Uspokoił oddech, skupił się na ciężarze ostrza trzymanego w dłoni oraz na obrazie przeciwnika. Nie było teraz dla niego niczego innego. Wolnym krokiem wkroczył do komnaty z mieczem położonym na karku. Był samurajem, nie atakował z zaskoczenia. Przynajmniej nie dopóki nie musiał.
- Hej, paskudo. - zawołał głośno zwracając na siebie uwagę potwora. - Oczka na mnie. Troszkę sobie pofolgowałeś. Przyszedł czas zapłaty.
- Urug ge uflu e. - cokolwiek to znaczyło - Ludzkie ścierwo przybyło po śmierć? - zabrzmiał ludzko choć dość skrzekliwie.
Z jego dloni zaczęły zwisać delikatnei odblaskujace nici.
- Othum ierte. - Znów coś niezrozumiałego, choć gdzies w zakamarkach umysłu doszło do szczatkowej translacji. Gdzieś juz fragment tych slow padł. W uszach Bukemizu szeleścił kobiecy głos. Othum... Wapu... a wapu z japońskiego to osnowa. Ciekawe co też pani losu chciała przekazac swojemu “gońcowi”.
Intuicyjny unik.
Pajęczak machnął swa ręką rozcinając powietrze i skały na linii torsu, gdzie uprzednio znajdował się szermierz.
Maleńkie nici przeszły przez skały jak nóż przez masło. To nie była byle pajecza sieć, a wiec i starcie zapowiadało się wielce ekscytująco.
Jedynie doświadczenie go uratowało. To ono odcisnęło piętno na nim tak głęboko, że ciało zadziałało niemalże bezwolnie. Przypadł do ziemi, przepuszczając atak nad swoją głową. Linka cięła wszystko na swojej drodze. Zapewne źle skończyło by się to dla jego organów wewnętrznych. Pajęczak momentalnie zwinął linkę i kręcił ją obok siebie. Widać było, że ma wprawę. Przypominał mu wojownika z kamą oraz obciążnikiem na długim łańcuchu. Piekielnie niewygodna bron, do tego pospólstwa. A kto wie, co jeszcze miał w zanadrzu. Spróbował przywołać swoją kamę, ale oczywiście nie zadziałało to. Zaklął szpetnie podnosząc się na równe nogi. Spojrzał w mnóstwo ciemnych oczu, synchronicznie mrugających podwójnymi powiekami.
Atak znowu był niespodziewany, żaden ruch nie zdradził zamiaru. Tym razem linka poleciała prosto, dopiero w ostatniej chwili zawijając się w kierunku jego głowy. Szerokie ostrze Kongoshohy uratowało go przed dekapitacją. Linka zawinęła się na nim, lekko wżerając się w metal. Zdziwiło go to. Każde posiadane przez niego ostrze było magicznie chronione przed zniszczeniem. Można powiedzieć, że połączone z nim linią życia. To nie była zwykła pajęczyna.
- A więc umiesz mówić, paskudo? – zapytał mocując się z przeciwnikiem. – W takim razie pozdrowienia od ścierwa!
Momentalnie wrócił do swojego zwykłego ostrza. Linka opinała już tylko powietrze. Stwór zachwiał się do tyłu, tracąc równowagę a on już pędził w jego stronę z atakiem. Celował w nogi z lewej strony potwora, chcąc całkowicie uniemożliwić mu dalszą walkę. Jego Gorący Podmuch powinien załatwić sprawę.
Stwór wykonał ruch podobny do spręzyny. Podniósł się w pionie na ugietej ostatniej parze odnóży i mocno wyskoczył za ich pomocą. Wykonał także trochę koślawe salto, ale udało mu się dostać na sufit. Po którym mógl się już poruszac bez większych przeszkód. W takiej pozycji bez większych przeszkód wysyłał kolejne tnace nici. Ale nim to zrobił, można rzec ostentacyjnie splunął żrącym kwasem na Kinemona. Oczywiscie nie trafił.
Kinemon nie został dłużny potworowi. Zaraz gdy odskoczył przed żrącym kwasem, oraz uchylił się przez kolejną nicią z furkotem przecinającą powietrze w jego dłoni pojawiło się szerokie ostrze błyszczące diamentowym błyskiem. Z krótkiego zamachu wysłał serię włóczni prosto w stwora.
Trafiły, lecz nie cel. Zdążył się otoczyć sfera wykonana przez sieci. Wystarczyła by zatrzymać włócznie w bezpiecznej odległości od ciała pajęczaka. Później strefa oderwała się od sklepienia i stworzona nieumyślnie pułapka zaczęła opadać na szermierza. Pająk przeskoczył na jedna z bocznych ścian by lepiej obserwować ciąg wydarzeń. Zdawało się że zbierał się do skoku na dół.
Samuraj starał się nie tracić przeciwnika z oczu. Skutecznie utrudniała mu to jednak spadająca na niego pułapka. Musiał odpuścić pole. Cofnął się kilkanaście kroków w skoku unikając opadającej sieci. Tak jak sądził, ta wgryzła się w ziemię, znacząc ją cienkimi warkoczami bruzd. Gdy tylko w powietrzu rozległ się syk topionej skały, jego diamentowe włócznie ponownie zmierzały w kierunku potwora. Nie spodziewał się jednak, żeby tym razem efekt był lepszy od wcześniejszego.
“Cholera trzyma mnie na dystans i zatrzymuje moje ataki. Nie mam jak się zbliżyć bo utnie mi łeb tą swoją nitką, a dodatkowo mój arsenał znacznie się ukruszył. Ostrze Zebuli mogło by ukrócić walkę ale posiada za mało walorów defensywnych. Jeżeli ciągle będzie się trzymał ścian to nie wiele tutaj zdziałąm.”
Próbował uspokoić swój oddech. Wielokrotne zmiany ostrzy zawsze były męczące ale nie aż tak. Nie mógł tego kontynuować w tym tempie. Musiał odsapnąć, skupić się na razie na defensywie. Szybki atak nie przyniósł zamierzonego efektu. Trzeba więc wypracować sobie pozycje do ataku.
Uniósł ostrze nad swoją głowę, zamierając w pozycji szermierczej.
Pająk uniknął włóczni i wylądował z wielkim hukiem nieopodal fioletowego owalu. Portalu do osnowy. Swoją droga co on w ogóle tu robił. Wszędzie paęeczyny, ślady kokonów z trupami, portal. Coś jeszcze musiało tu być. Coś co utrzymywało by go tutaj właśnie w tym miejscu. A może już nic więcej. Może wszystko już jest znane.
Pająk szykowal się do kolejnego ataku pajęczyną, lecz tym razem zamierzał użyć obu rąk. Czyli więcej nici, czyli trza się śpieszyć.
- Uciekamy? – sapnął nerwowo samuraj, chociaż sam nie wierzył w te słowa. – Zaczyna nam brakować tchu, co?
Jego ramiona unosiły się ciężko w takt oddechu. Płuca niczym olbrzymi miechy, pracowały pełną parę by dostarczyć tak bardzo potrzebny jego mięśniom tlen. Zżył się z tym stanem, zbyt często w nim przebywał by się do niego nie dostosować. Walka, wbrew opisom bardów i śpiewaków rzadko bywa gloryfikująca i długo trwała. To szybka wymiana cięć, uników oraz bloków zakończona tym jednym ostatecznym uderzeniem. Nawet doświadczeni wojownicy nie lubili przeciągać pojedynku. Z każdą upływającą minutą drastycznie rosła szansa na popełnienie fatalnej pomyłki. Nawet on, mimo setek lat doświadczenia, nie byłby w stanie walczyć bez końca. Najwyraźniej przeciwnik myślał podobnie, skoro sięgnął po drugą broń.
„Cholera, muszę jakoś skrócić dystans do tego bydlaka. Gdybym tylko miał dostęp do Senkai albo chociaż Niebiański Miecz”.
Jak na zawołanie z jego dłoni zniknął półtoraręczny miecz a zamiast tego pojawił się krótki rapier z gardą dokładnie osłaniającą dłoń.

Strój samuraja rozbłysnął, a z otaczającej go sfery wciskały się na niego elementy pełnoplytowej zbroi zasłaniając dokładnie każdy skrawej ciała z wyjątkiem głowy. Ostatnim co się pojawiło była para metalowych skrzydeł.

Wojownik spojrzał zdziwiony na broń. Najwyraźniej jego arsenał nie został aż tak uszczuplony jak się spodziewał. Potwór nie podziwiał tej przemiany z rozdziawionymi szczękami. Zanim blask zbroi do końca wyblakł, w stronę jej posiadacza już zmierzały dwie pajęcze nici. Chociaż wydawać by się mogło, że taka zbroja będzie stanowić utrudnienie przy unikach, arachnoid nie był w stanie trafić. Skrzydła, chociaż nie nadawały się do pełnoprawnego lotu, pozwalały na unik w kilku dodatkowych kierunkach, oraz niwelowały ciężar stroju. Gruby pancerz umożliwiał też czas na reakcję zaraz po otrzymaniu ciosu. Gdyby nie to, już pewnie nie miał by którejś z kończyn.
Kontynuował ten taniec zgodnie z życzeniami pajęczaka, cały czas wypatrując okazji do kontrataku. Rapier był bronią niezwykle skuteczną ale zadawał małe obrażenia, jeżeli nie został odpowiednio wycelowany. Podobnie było z włócznią przeznaczenia. Wreszcie dojrzał swoją okazje gdy ruch dłoni przeciwnika zmuszał nici do kolejnego ataku, wędrując wzdłuż broni jako ledwie dostrzegalne wybrzuszenie. Wtedy właśnie stworzył się korytarz dla jego ataku. Nadstawił rapier jak do pchnięcia.
- Unmei no Yari
W jednej chwili zamienił się w postać stworzoną z czystej jasności. W następnej przeniósł się z szybkością światła przez wyrwę w ataku arachnoida i pojawił się dokładnie przed jego klatką piersiową z rapierem skierowanym w jej sam środek. Gdy w jaskini ponownie zapadła ciemność, stał za plecami przeciwnika, cały czas w tej samej postawie. Z pleców potwora sączyła się dość mocno strużka krwi. Stwór nawet nie poczuł kiedy został ugodzony atakiem. Dopiero teraz gdy storpedowane zmysły wracały do normalności zauważył wyrwę wielkości dziecięcej piąstki która pulsowała delikatnym blaskiem.
Pajęczak zaczął się odwracać i jednocześnie rozpadać w fioletowo migotliwym pyle. Coś chciał rzec, lecz nie zdążył.
Samuraj odczuł ulgę, taką psychiczną i fizyczną. Spełnił obowiązek, lecz to nie oznaczało końca. Wyrwa pulsowała, a z każdą chwilą coraz mocniej. Coś się zblizało. Nie miał chwili wytchnienie miał jedynie moment by ją zamknąć.
Samuraj powoli wypuścił powietrze. Jego zbroja rozmyła się w zanikając podobnie jak jego przeciwnik. W dłoni znowu pojawił się jego wysłużony miecz. Nogi drżały nieprzyjemnie, mimo że ciężar jego ciała zelżał. To nie należało do naturalnych objawów. Usiadł ciężko na ziemi i spojrzał na pulsującą sferę. Podrapał się z tyłu głowy
- Chyba powinienem się tym zająć. Jeszcze wylezie z tego jakaś kolejna paskuda – powiedział w pustkę, szperając za pazuchą. – Nie jestem specjalistą od takich spraw. Przydałby się tutaj ten mnich zboczeniec, jak on miał… A zresztą nie ważne. Zobaczymy co on tam zostawił.
Wyciągnął plik karteczek, znacznie mniejszy niż go zapamiętał. W końcu część z nich zmurszała i zniszczyła się zanim zdążył się przebudzić. A w tym kilka naprawdę potężnych. Przejrzał jednak te symbole które miał. Żaden nie pozwolił by mu na zamknięcie „wyrwy w materii świata” tak bowiem określił to coś co widniało przed nim. Pierwszym pomysłem było by zapieczętowanie wyrwy ale do tego potrzebował jakiegoś przedmiotu. Nie mógł przecież przyczepić kartki do powietrza. Poza tym ktoś nieopacznie mógłby zerwać pieczęć.
Miał za to znak leczący. Widział kiedyś jak ten cwaniak mnich użył go do odrestaurowania ziem zniszczonych demoniczną magią. Może i w tym wypadku zadziała.
Kinemon z niechęcia uniósł się na równe nogi i złożył dłoń do modlitwy. Mruczał przez chwilę sutrę błogosławieństwa po czym wystawił pieczęć przed siebie. Przyłożył ją do krawędzi wyrwy i przesunął ręką w dół. Powinno to spowodować zasklepienie się dziury, jakby niewidzialną dłonią zszywającą ranę. Tak to przynajmniej z grubsza działa.
Otwór zaczął się zasklepiać niezwykle powoli. Czemu się dziwić... w końcu to nie czar pieczętujący a leczący. Choć jak widać działał. I można rzec w ostatniej chwili, bo gdy otwór się zamknął w przestrzeń jakby coś uderzyło. Wybrzuszyła się, lecz nie pękła. A teraz przyszedł czas na odpoczynek i omdlenie...

Łąka, las i studnia kamienna obrosła mchem. Szelest dookoła i cisza. Na przestrzeni między szermierzem a Lasem pojawiła się nagle kobieta w bieli.

- Kinemonie, spełniłeś swój obowiązek, lecz to nie koniec twej wędrówki.
Samuraj westchnął ze zrezygnowaniem ale nie spodziewał się innej wiadomości. Uklęknął przed piękną kobietą. Chociaż często pojawiała się pod różnymi postaciami zazwyczaj mogły one stawać w szranki z najpiękniejszymi białogłowymi jakie poznał za życia. Zazwyczaj zrzucał to na karb kobiecej próżności.
- Wskaż mi zatem ścieżkę, która ma mnie prowadzić ku spełnieniu twego celu o Pani - przemówił zgodnie z wyuczoną formułką, nie pozbył się jednak nuty sarkazmu na końcu zdania, nie wyziębił dość głosu by pozostało to niezauważonym.
- Nie jesteś już dzieckiem Kinemonie! A i męskości wciąż ci brak... - dodała z pełną drwiną - Sam jesteś kowalem swego losu... Ach nie! Jesteś przecież TYLKO wojownikiem bez żadnych innych zdolności i celów. Narodzony tylko po to by walczyć. Jak narzędzie... - wykonała delikatny obrót zmieniając barwę włosów na czerń. - Sam doprowadziłeś do tego kim teraz jesteś... i tylko sam możesz się uratować.
- Eh gdyby to było takie proste już dawno temu popełnił bym sepuuku, ale jak dobrze wiesz, związałaś mnie niciami przeznaczenia. Po co wciągać w to jakąś metafizykę? Zawarliśmy kontrakt a ja planuje wypełnić moją częśc. Prosiłbym jednak o wskazówki, które pomogły by zaspokoić twoje żądania o Pani. Po ponad połowie tysiąclecia coraz ciężej znaleźć zapał do kolejnych wędrówek.
- Zacznij błądzić a spotka cię los jak tysiecy istnień przed tobą. Piekło i śmeirć duszy w męczarnaich.
Po chwili ciszy i głębokim westchnieciu
- Przeciwnik jest w tym świecie. - odparła jakby bez emocji czysto rzeczowo. Ale znał ja juz dość długo. Weidział że za tymi słowami kryje się powaga i rozdrażnienie. Coś na co sama nie mogła wpłynąc poruszając nićmi losu. Drażniło ją to tak bardzo, a jednak wciąż pozostawała tak dumna by nie okazywać emocji.
- Pozostają ci wędrówka i poznanie. Odnajdź to i zniszcz. Zacznij od zrozumeinia jakie siły tam panują. Podążaj za śladami tego co dopiero pokonałeś.


~Koniec snu~
Szermierz leżał na szynach w tunelu. Nigdzie nie było śladu po odnodze prowadzącej do wyrwy. Zniknęła razem z nią.
Wojownik zamrugał kilkukrotnie, przyzwyczajając oczy do półmroku. Delikatnie poruszył się sprawdzając czy nadal ma pełnię władzy w członkach. Dopiero potem podniósł się i zaczął otrzepywać:
- Nic tylko próby, próby i próby. Eh… - rozejrzał się dookoła ale najwyraźniej wyrwa nie została ot tak ukryta tylko całkowicie znikła. Ruszył w kierunku wyjścia i dalej do miasta. - Mam tylko nadzieję, że mi uwierzą bez jakiegoś konkretnego dowodu…

***
- I mówisz że to był pająkopodoby stwór? - zapytał Gorn trzymając sakiewkę z zapłatą za zlecenie. Jego mina wyrażała zwątpienie, ale jednak nagrodę wciąż miał przygotowaną.
- Tak. Krzyżówka pająka i jakiejś istoty humanoidalnej o specyficznych właściwościach przędzy. Niestety po dekapitacji rozleciał się w pył, ale udało mi się powstrzymać coś podobnego mu przed wkroczeniem na ten plan. To jak będzie z tą zapłatą?
- Nie dawno był tu wojownik który zajął się paroma sprawami. Nie widze przeszkód by ci nie wieżyć, pomimo braku dowodów fizycznych. Trzymaj. - rzucił mu sakiewkę a gdy wojownik ją chwycił rycerz zrobił dziwną minę. - A jednak jakieś dowody są. - wskazał palcem na dłoń.
Po incydencie w kopalni i przebudzeniu w tunelu strój i rany wojownika były w calosci wyleczone i naprawione. Pozostało wszak potworne zmęczenie. Ale było cos jeszcze. Zewnętrzna strona jego przedramienia nosiła ciemno fioletowe naznaczenie. Długa linia jakby obtarcie od liny ale bliższe tatułażowi.
- Powinieneś najpierw zająć się ranami niż strojem. - skomentował
Kinemon zaklął z cicha i szybko zrzucił z siebie górną część kimona. Rzeczywiście na jego prawym przedramieniu widniała solidna pręga. Nie byla to rana, ani siniak. Najwyraźniej to bydle go jakoś oznaczyło.
- Znajdzie się tutaj jakiś znany medyk? Albo lepiej wyczulony magik? Mam do niego parę pytań
- Merlin. Nadworny mag i znawca. Powinien właście szykować się do wyjazdu do stolicy. Zdaje się że jest w drugim dywizjonie. - odparł Gorn. (o ile mi się dni nie pomyliły) - Jak się pospieszysz to dasz radę go jeszcze złapać.
Końcowe słowa zostały przygłuszone przez trzaśnięcie drzwiami, gdy samuraj ruszył pędem w kierunku drugiego dywizjonu. Po raz pierwszy od setek lat czuł narastającą w nim euforie. Uczucie to, tak obce dla niego, spowodowało, że początkowo nie myślał trzeźwo. Nadinterpretował słowa usłyszane w śnie. Wydawało mu się, że koniec jego wędrówki jest na wyciągnięcie dłoni. Wystarczy podążyć tym wskazanym tropem, a wreszcie będzie mógł odpocząć. Dopiero w miarę biegu i chłodnego powietrza, do głosu dochodził rozsądek. To nie był pierwszy raz gdy zdawało mu się, że jest o krok od wolności. Zawsze kończyło się to rozczarowaniem, długim okresem przygnębienia ale także błędami i bólem. Nie mógł sobie na to tym razem pozwolić. Nie wiedział czy Pani Losu robi to specjalnie bo jest sadystyczną dziwką czy po prostu go sprawdza czy jest już “godzien”. Tak czy siak postanowił się uspokoić. Zwolnił bieg. Uspokoił skołatane nerwy i migotanie serca. Do maga dotarł z takim samym wyrazem obojętności, który towarzyszył mu na co dzień.

Starca zastał u zielarki, gdy kończył zakupy związane z medykamentami. Rozpoznał go od razu. Jak? Może przez tą dziwną otoczkę magii wokół niego.

- Pan Merlin, jak mniemam - podszedł swobodnie do staruszka i stanął przed nim.
- Owszem. Z kim mam przyjemność? - odparł z pogodnym uśmeichem.
- Kinemon, ale nie ma sensu próbować zapamiętać mojego miana. Postaram się nie zająć dużo czasu. Potrzebuje, że tak powiem, osądu osoby doświadczonej - odparł samuraj po czym podwinął rękaw swojej szaty pokazując pulsujące znamie.
- Uuu - skrzywił się mag.
- Spaczenie! - zakrzyknęła zielarka
- Nie nie... spokojnie. Spaczenie choć podobne, raczej inaczej się przejawia. Popatrzmy... znamię wydaje się nabyte w jakimś wypadku... założę że w starciu. Obwiedzione wokół ramienia... a więc coś giętkiego... bez foremnego czy też sznurowatego. Macka, albo jakaś lina. Pulsuje, ale nie wydaje się zatruciem. Nie wydaje się rozrastać.. prawda? - zapytał dla upewnienia.
- Nie miałem jeszcze okazji się przekonać, w sumie odkryłem to niedawno. - odparł samuraj. - Ale czemu ta dziewka reaguje jakbym zamiast pokazać ramią, zdjął conajmniej gacie? Co to za Spaczenie?
- Spaczenie mój dorgi... to zła rzecz. Objaw czynionego zła i ktok blizej stania się demonem. Gdy czyni się dużo złego zła karma zaczyna przybierać materialnaformę a umysł zaczyna podążać ku chaosowi. Po trochu przestając być człowiekiem... a stając się demonem. To bardzo zła rzecz.

- Wydaje mi się więc, że jest to pewien rodzaj naznaczenia. Jeśli nie szkodzi zdrowiu... zapewne służy do wykrywania i rozpoznawania.Hmm... porównałbym to to oznaczania wroga. Jak to robią pewien gatunek owadów. Niestety nasze zmysły nie są w stanie sprawdzić, czym to emanuje. W przypadku owadów był by to zapach. emanuje to zapach. - stwierdził raczej dywagując nad zjawiskiem niżby stwierdzając twardo.
Kinemon zamyślił się przez chwilę. Jeżeli to on został oznaczony to jak ma podążyć tym tropem? Ma wszędzie chodzić z wywieszoną łapą i patrzeć czy nie pulsuje mocniej?
- A co jeżeli powiem, że zrobił to piekielny pajęczak?
- Demon... nie. To coś innego. Właśnie udaję się do stolicy by poszerzyc swą wiedzę. Ale wydaje mi się że to Osnowa (otchłań). Dziwny i zły twór swego rodzaju odmiana demonium, choć wielce zagadkowa. Zdaje się być nawet bardzije destrukcyjna. Niewiele jest z nią stycznośći, ale coraz bardziej się o niej słyszy.
-Tak to by pasowało - odparł wojownik zsuwając rękaw. - Po pokonaniu tego piekielstwa pojawiła się wyrwa w rzeczywistości, którą na szybko “wyleczyłem”. Sądzisz, że po wizycie w stolicy mógłbyś powiedzieć mi więcej o tym czymś?
- Zapewne... choć nie wrócę tak szybko. Co najmniej ze 3 tygodnie nie będzie mnie w tych okolicach.
- A gdzieś poza stolicę się wybierasz? Zawsze mógłbym Ci towarzyszyć w trakcie podroży, a w zamian Ty powiedział byś mi coś więcej o swoich teoriach dotyczących tej blizny i okazyjnie stawiał jakiś dobry trunek. Co powiesz?
- Myślałem by zawitać do Przystani, ale nie wiem ci ja jak się losy potoczą. Na razie świątynia wiedzy, w stolicy i badania nad którymi dywaguje młodzież.
- Spotkajmy się więc w tej świątyni wiedzy za 3 wschody słońca. Pozwoli mi to sprawdzić parę tropów oraz zebrać środki za pomoc, której mógłbyś mi udzielić, a ty zyskasz czas na zebranie odpowiednich informacji, hm?
- Hm... Stolica jest właśnie 3-4 dni drogi stąd. A magia teleportacji nie działa poprawnie w tym świecie. - stwierdził uprzejmie Mag - Ale przesłanie jest jasne. Tylko uważaj na siebie panie Kinemon. Osnowa zdaje się być bardziej niebezpieczna niż demonium.
- W takim razie daje sobie tydzień na dotarcie do stolic. Miejmy nadzieję, że w jednym kawałku - odparł samuraj, mruknął porozumiewawczo do wciąż wystraszonej zielarki i ruszył w miasto. Wypłatę oraz dobrą wiadomość najlepiej uczcić przy kilku głębszych
Szczęściem w tym samym obozie znajdował się również bar. Mnóstwo nietpowej gawiedzi głównei przybyszów rozmawiających na wszelakie tematy. Było tak duzo indywidualnych postaci że Kinemonowi nie chiało się na każdej pojedynczej skupiać uwagi.
- Hej karczmarzu! - zakrzyknął od wejścia. To, że nie chciał się na nikim skupiać nie oznaczało, że nie chce na siebie zwrócić uwagi. Podszedł swobodnie do kontuary, odłożył na niego swój miecz i złożył zamówienie. - Coś zimnego, kojącego zmysły, serce i dusze oraz najlepiej alkoholowego. Nie licha zagwozdka mi się trafiła, warto by czekanie oraz pomyślunek umilić czymś soczystym!
- Proszę. - rzekł barman stawiając na blacie duży kufel czegoś nietypowego.
Na pewno był oto zimne, zawierało aloes, chmiel, alkochol, oraz jakieś nieokreslone skaldniki szczątkowe. Zapachem nie powalało, a raczej odstręczało. Ale zapewne miało działać...
 
__________________
Kanbaru Suruga: Skoro nie cieszy cię zbereźna rozmowa z młodszą dziewczyną, jak masz zamiar przetrwać w społeczeństwie?
Poker123 jest offline  
Stary 01-05-2015, 19:14   #123
 
Poker123's Avatar
 
Reputacja: 1 Poker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znany
LAST POST


“Jaką formę wybrał ten świat dla pięciu kluczy? (...)
Czego poszukujecie? (...)
Czy potraficie zrozumieć ten zagmatwany świat i działać pomimo jego zasad.
Zasad przez które z chwili na chwilę, wszystkie plany mogą upaść.
Miałem klucz w swych szponach nie wiedząc że nim jest.”
- Raziel

- Berło. Hmmm. Rozumiem dlaczego to je obraliście za cel. - powiedziała Akasja po obejrzeniu lewitującego obrazu kostura. - Niestety gdyby to było tak oczywiste zdobyli byśmy je bez większych problemów.
- Czy Kostur Wiecznego Wędrowca nie jest kluczem. - Zapytał Eldar
- Ależ oczywiście że jest, Anthrilenie. Lecz czym według ciebie jest kostur.
- Czymś podobnym do tego, czy mojej włóczni.
- Masz rację, ale jednocześnie ci jej brak... Nie chodziło mi o to jak wygląda. Chodziło mi o jego ideę.
- Służył do walki, ale kiedyś był także jednym z symboli władzy.
- Idea kosturu jest całkiem odmienna. Kostur jako narzędzie, pomagał w wędrówkach. Jako idea to coś co pomaga kroczyć nie przerwanie, coś co pomaga powstać, co stanowi podporę życia i podróży. Tym właśnie jest kostur. Tym właśnie jest klucz wiatru.
Wyraz twarzy anthrilene wskazywał na nie zrozumienie. Rozumiał przesłanie... nie zdobyli klucza. On wciąż jest w rękach Mortresa. Ale co to takiego? Co spełnia takie kryteria, co Mortres ma zawsze przy sobie. Chyba że... Twarz Anthrilena przybrała obraz pełnego zaskoczenia.
- Tak... Anthrilenie...
***

“Nie ład jest naturą rzeczy lecz chaos”
- Yongjaes

- Gregor. Już czas. - Oznajmił Howard.
- Tak. - odparł przeciągle poprawiając kapelusz - Andromedo. Zerwij połączenie. Zex przygotuj swoje oddziały. Asura, Howard. My idziemy do zamku.
Zapalił cygaro i zaciągnął się nim wstając z fotela przy spelunowym stoliku.
- Nie trzeba było się pchać do władzy. - strząsnął płomień z zapałki. - Wtedy nie musieli byśmy ci pokazywać kto tu rządzi. - powiedział pod nosem.

***

- Proszę państwa! Walka dobiegła końca. Proszę o gromkie brawa dla naszych zawodników. - zakrzyknął zarządca areny San Serandinas.
Wzniosły się wiwaty i oklaski dla walczącej pary wojowników.
Anielska wojownicza pomogła powstać pokonanemu shinigamiemu. Wojownik zdawał się nie być zrozpaczony porażką. Wręcz przeciwnie. Zdawał się z tego radować. Nie wstajac jeszcze na równe nogi, a klękając przed zwyciężczynią starcia ucałował jej dłoń. Później nastał aplauz dla tajemniczego dziewczęcia i po niedługiej wymianie zdań. Walcząca para udała się w stronę bramy. Gdzie zmierzali? Kto wie...

Lecz Kuchiya nie wiedział że całemu starciu przyglądał się pewien tajemniczy widz. Widz pozostący w cieniu i uważnie obserwujący jego działania..
- Całkiem całkiem. Ale wciąż lamersko. - uśmiechnął się szyderczo
- O kim mówisz? - zapytał pojawiający się za nim mag.
- O twoim przeciwniku Amir i tej anielicy.
- Całkiem zdolna.
- Ty z kolei się nie popisałeś.
- Gdybym walczył na poważnie to nawet z czwórką władających bym sobie poradził. Z resztą to ty miałeś w tej walce interes, Dante. Nie ja.
- Dlaczego ten koleś tak cię interesuje? Ktoś wyjątkowy?
- Chyba kpisz. Ktoś kogo znam chce się mu przyjrzeć. I zrzucił na mnie tą robotę.
- I co myślisz.
- Trochę mu brakuje. Nie ma wyjścia trzeba będzie go pokierować. - Uniósł wzrok na błękitne niebo po którym snuły się białe obłoki. - Ciekawe, jak długo jeszcze będzie trwał ten bezruch...

... Aż wszyscy odnajdą swe cele?...

***

Tuż za wzgórzem pojawiło się białe miasto. San Serandinas. Sonja spojrzała na ten zapierający dech pejzaż, poprawiła tobołek i ruszyła przed siebie.

***

Czarny obłok dymu wkradł się przez szczeliny do trumny. Zamykając za sobą wieko. Wstrząs, jeden, drugi, kolejny. Małe trzęsienie. Sklepienie starego teatru zaczęło pękać. Przez ścianę przebijał się lodowy blok. Niszcząc konstrukcję. Z góry, wprost na trumnę, spadła drewniana belka. Sztuczna trumna, rekwizyt w przedstawieniach, rozpadła się. Między jej strzępami nie było niczego. Ani ciała, ani obłoku dymu. Gdzie się podział ?

***

Samotny szermierz zasiadał w karczmie, przyglądając się wymownie dwóm przybyszkom. Niezwykle urodziwym, przybyszkom. Wiedząc, że ma pod ręka mnóstwo czasu postanowił się do nich dosiąść.

***

...Aż zakończa się przygotowania?...

***

Piłka wpadła do kosza. Białowłose dziewczę zaśmiało się uradowane. Jeny spojrzała na ławki. Uśmiech odwzajemnij jej rogaty przyjaciel. Podbiegła do niego odbierając ręcznik i przechodząc na następne boisko.
Czekał na nią nowy przeciwnik.
Dziewczyna poruszała koszulka chcąc schłodzić odrobinę zgrzane ciało. A może z innego powodu? Po chwili jednak wyskoczyła ze sportowego stroju przywdziewając kimono.
Stanęła przed nim i delikatnie się ukłoniła. Do rogacza dołączyła złotowłosa. Klaśnięciem w dłonie dając znak startu.

***

Erven wydawał polecenia grupie remontującej rezydencję. Wskazując na wszystko i gestykulując.
U jego boku pojawiła się mała służąca niosąc tacę z filiżankami. Młody chłopak pomagał przy pracach remontowych to coś nosząc to znów pomagając gdzieś indziej.

***

...A może, dopóki coś na siłę
nie przerwie tego stanu?...

***

Rezoner podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał w kierunku Targas.
- Zaczęło się... - stwierdził poprawiając słuchawki.
Na niebie unosił się czarny słup dymu.

Gruman zaalarmowany przez straże wybiegł z zamku. Przybysze i tutejsi zerkali w jednym kierunku. W stronę Targas.
- Co się dzieje? - zapytał ogółu
- Pali się! - odparł stojący obok rycerz.
- Co też mogło się tam stać? Ledwo stamtąd wróciłem. - skomentował Lion będący akurat w tamtejszej okolicy.
- Jedno jest pewne. Nic dobrego. - rzekł Gubernator
- Przewrót! - rzekł poważnie zamaskowany mag stojący za jego plecami
Zaskoczona straż chwyciła za broń.
- Podziemie zaatakowało zamek i przejęło władzę. Król nie żyje. Siły porządkowe zgładzone. Szykuje się konflikt. - wyjaśnił spokojnie nie zważając na okoliczności.
- Ktoś ty? - Zapytał władca Lofar występując na krok.
- Posłaniec. Uverworld ma dla pana propozycję.

***

...Byle zdążyć,
nim wszystko się komplikuje.

***

W ciemnościach kolejno otwierały się się oczy. Kilkadziesiąt par o identycznym kształcie, na czarnych ludzkich posturach.
Nad nimi pojawiły się odblaski nici prowadzące do góry.
- Niedługo nadejdzie czas. Nasz czas. Ludzkość. Nie! Wszystkie istoty przypomną sobie o moim istnieniu. Przypomną sobie czym jest strach. Ponownie wszystko pogrąży się w chaosie, ponownie wszystko pochłonę.

- Świat chyli się ku zachodowi ... - zaczęła ciemna postura z jednym okiem.
-...nadchodzi zmrok. - rzekły wszystkie.
Ciemny kształt górujacy nad tłumem otworzył swe oczy.


***

-...Ech. - Dante westchnął przeciągle.
- O czym tam pod nosem mamroczesz?
- Nieważne Amirze. Czas się zbierać. Nasz cel zniknął.
- Poszukać go?
- Zgłupiałeś? To co chciałem to już zobaczyłem. Na dziś starczy zajęć.
- I tylko tyle? To ja musiałem się namęczyć w walce, byś ty mógł zobaczy go ledwie przez chwilę?
- Nikt nie mówił ze muszę być bardziej ambitny... Dość marudzenia! Idziemy na jednego. Ezio przygotował już dla nas pokoik w tym swoim przybytku rozkoszy.
- Ech. - Mag spojrzał na bramę areny za którą zniknął jakiś czas temu wojownik. - Jeszcze się spotkamy wojowniku z małą duszą.
- Zasnąłeś tam?
- Już już, idę...

***


“(...)Aby znaleźć klucz musicie się zastanowić czym może być.
Jak ten świat mógł go wykreować. (...)
Wiem że każdy jest inny, bo widziałem klucz wiatru.
Miałem go w swych szponach.”
- Raziel


Mroki oświetlane lampionami z trupich czaszek.
Stare kamienne tunele. Podziemia, katakumby.
Po środku olbrzymiej pustej sali, na podwyższeniu stoi czarna trumna.

Przed nią dwójka wampirów.
- A wiec tu go ukryłeś! - rzekł Raziel niesiony telekinetycznie ledwie kilka centymetrów nad podłożem. Szpony i stopy przebite miał czerwonymi włóczniami.
- Jak to mawiają... najciemniej pod latarnią.
- Zamknąłeś go pod jego własnym królestwem.
- To dopiero było wyzwanie, Razielu. - rzekł z dumą Mortres - Zatruć go krwią zmarłego i zapieczętować w jego własnej trumnie. Na szczęście zdąrzyłem nim się zorientował o mojej zdradzie.
- Gdy się uwolni...
- Nie jest w stanie! - przerwał - Tej pieczęci nie można zerwać od wewnątrz. A co najważniejsze o tym miejscu wiem tylko ty i ja. Choć za chwile pozostanę tylko Ja. - Potworny uśmiech z wampirycznymi kłami. - Nie ma już innego Wiecznego Wędrowca poza mną.
Błękitny wampir szarpnął szponami rozrywając rany. Nie zdołał jednak się wyzwolić. Z przebitych rąk skapywały na posadzkę granatowe krople.
- Jeszcze ci się nie znudziło? Próbuj jeśliś w stanie. Lecz to nie zmieni twojego losu.
Uwięziony z trudem zdołał zacisnąć pięści. Rozejrzał się po pomieszczeniu na tyle na ile pozwalała mu usztywniona postura. Nie musiał jednak wiele się rozglądać by spostrzec coś co przykuło jego uwagę. Czarną kulę leżącą na kamiennym piedestale z kilkoma wyżłobieniami.
- Ta kula...
- Pozwala mi zabić znudzenie. To nowy mój plan, drobna zachcianka. - położył dłoń na jego plecach - Przełamię granice ras. Dokonam tego co nie możliwe. Szkoda że nie będzie ci dane tego zobaczyć. - objął go delikatnie zbliżając usta do jego szyi.
Raziel ponownie spojrzał na czarna trumnę stanowiącą najważniejszy element tej sali. W jego spojrzeniu leżała tęsknota.

-Czyż to nie ironiczne... - wyszeptał mu do ucha - Nie potrafiłeś umrzeć w czeluściach świata umarłych, a teraz zginiesz przed tym który cię stworzył. Lecz tym razem już się nie odrodzisz.
Białe kły zalśniły w mroku.
- Żegnaj bracie...
Wgryzł się w jego szyję pochłaniając jego pozostałe życie. Błękitny wampir zamknął swe oczy widząc oblicze końca.

Z każdym łykiem krwi Mortres poznawał jego wspomnienia i całe istnienie.


- Zróbcie coś z tym! Uwolnijcie mnie! Vizard!
- Niestety. Sam naważyłeś sobie tego piwa. Trzeba było pohamować rządzę i współgrać z naszymi planami. Teraz pozostaje ci już tylko śmierć
- Nie! Nie! Póki nie dokonam swej...
- Zemsty? Na prawdę tylko o to ci chodzi. Jesteś ślepy wampirze. W pogoni za słońcem, straciłeś swoją szansę i zmarnowałeś to co mogło nam pomóc. Jak to się stało, że za tak potężną istotę uważano kogoś tak słabego.
- Nie drwij ze mnie!
- ...
- Ja ...
- Czy wydaje ci się że o niczym nie wiem? Czy wydaje ci się że twórca Uverworld-u może nie wiedzieć czegoś tak trywialnego jak więzy krwi? Wiem wszystko o twej przeszłości. - odwrócił wzrok w stronę czarnej wody.
Błękitny wampir spuścił wzrok. Z całej siły uderzył pięścią w ziemie. Nie poczuł nic. W końcu to był tylko myślami, awatarem swego umysłu podczas tej rozmowy.
- Zawiodłeś mnie. I choć inni nic dla ciebie nie znaczą... zawiodłeś tych którzy chcieli ci pomóc, oraz tych których mogłeś uratować. Ale to nie to cię tak boli. Ból który odczuwasz to bezradność. To, że nic już nie możesz zdziałać. Nie możesz nawet uciec, bo Mersyliusz przytwierdził twoje życie do rzeczywistości. To koniec Razielu. A im szybciej to zrozumiesz tym łatwiej przyjdzie ci umrzeć.
Pozostawali w milczeniu przez dłuższy czas.
- Byłem głupcem, że do was dołączyłem.
- W pojedynkę...
- Ale! O wiele głupsza była chęć samotnej walki.
- Uuu...
- I tak nic bym nie zdziałał. Sam przeciw strażnikowi, przeciw bratu, przeciw lepszemu ode mnie. Byłem głupcem że sam nie sprawdziłem tych nowych. Byłem głupcem że od razu im nie... Byłem głupcem! Ale choćby miał to być mój koniec zrobię wszystko by coś zdziałać.
Na czarnej postaci maga pojawił się uśmiech.
- Widzę że w końcu to zrozumiałeś. Dobrze! Teraz jest szansa byś mógł się zrechabilotować. Byś mógł zasłużyć na miano jednego z najsilniejszych. Jednego z nas.


-Hmm. - na twarzy Mortresa pojawił się grymas zaskoczenia i zastanowienia.
Twarz Raziela straciła swój kamienny wyraz na rzecz uśmiechu.


- I spłać swoją winę. Daj nam odpowiedzi i wiedzę. A my dokończymy twą zemstę.
- Znając Oliviera przed śmiercią zaprowadzi mnie, tam gdzie wszystko się zaczęło. Znając jego pychę i dumę, wyjawi mi swoje plany przed tym jak mnie zabije. Ale nie będę w stanie...
- Otwórz swój umysł Razielu. A zagoszczę w nim. Będę widział twymi oczami, słyszał twym słuchem, rozumiał twym umysłem. Będę z tobą do ostatniej chwili. Tak zdobędziemy odpowiedzi.


W umyśle Lorda pojawiła się czarna postać w spiczastym kapeluszu siedząca nad czarnym klifem i zerkająca na niego. Na jej twarzy gościł uśmiech.


- ... Zginę?
- Tak. Nie ma innego wyjścia
- Heh
- Co?
-Kiedyś myślałem, że nie będzie mi dane doznać tego zaszczytu. A teraz popatrz. Zrozumiałem co znaczy tracić czas. Co znaczy żyć...


Raziel ostatkiem sił napiął mięśnie i rozrywając swoją rękę zdołał zbliżyć szponiastą dłoń przed twarz mortresa wystawiając środkowy szpon.
- To była dobra rozgrywka Oliverze. - wychrypiał


- ...Dziękuję...


***

“(...)Klucz może być wszystkim i niczym.”
- Anubis

- Anthrilenie... to ...
...Mortres jest kluczem...
...Jego Nieśmiertelność

AKT II "Pierwszy Strażnik"
END
 
__________________
Kanbaru Suruga: Skoro nie cieszy cię zbereźna rozmowa z młodszą dziewczyną, jak masz zamiar przetrwać w społeczeństwie?
Poker123 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172