Gdy pozostali brali się za wiadra,
Shando Wishmaker tylko uśmiechał się pod nosem. Pożar nic go obchodził, co najwyżej był podejrzany, a gdy zobaczył, że to dom Ignisa, podejrzenia przerodziły się w pewność. Trzeba wracać, jak najszybciej do domu Arnulfa, bo będzie pożar numer dwa...
Ale póki co, czarodziej postanowił zrobić to, po co tu przybył. Sprawdzić zaklęcie. A fakt, że jak się uda zyska dozgonną wdzięczność barda - przekładalną być może na inne korzyści nie był tu bez znaczenia.
Jak każdy piromanta wie, ogień jest żywy i musi oddychać. Dlatego warto mu ten oddech zabrać, czy to kocem, czy piachem. Shando jednak do wysysania dechu z płuc i innych miejsc miał lepszą sztuczkę. Znalazł kawałek wolnej przestrzeni koło płonącego domu i odczepił od pasa dwa krzemienie, służące mu za koncentratory mocy do czaru przyzwania.
Czarodziej zaczął krzesać nimi gwałtownie iskry, które zatańczyły wokół jego dłoni. Zebrał je, i niby płonącą farbą narysował nimi gorący krąg na śniegu, syczący i otoczony parą. Drugi, bliźniaczy pojawiał się w powietrzu, oba kręciły się wokół pionowej osi, dopasowując się do siebie. Gdy znieruchomiały, a gorący podmuch oznajmił czarodziejowi ustabilizowanie łącza z planem ognia, zadeklamował inkantację w smoczym, z wtrętami w ignańskim.
Tethered uchem, ọ bịarutere na enyemaka nke!
Spętana mą mocą, przybywaj z pomocą! Mwute, agile nwa mgbei ọkụ
Ị na-efe obi m iwu!
Posępna, zwiewna, po ogniu sieroto
Gdy rozkazuję, służ mi z ochotą!
Z wnętrza obu kręgów zaczął buchać strumień gęstego dymu, który wirował i zestalał się w niedużą postać, o falującym ciele z gęstego, czarnego oparu.
-
Rozkazy, Panie? - odezwał się ledwie słyszalnym ignańskim żywiołak. Wishmaker wskazał na płonący dom i rzucił krótko -
Zdusić płomienie.
Stworek błyskawicznie ruszył w stronę płonacego domostwa wywołująć przestraszone okrzyki gaszących. Ktoś skoczył na Shanda myślac, że ogień to jego sprawka, ale Arnulf powstrzymał nadgorliwego obrońcę. Żywiołak wirował przed płonącą ścianą wsysając w siebie dym i ogien, a gdy płomienie przygasły ruszył w stronę kolejnych ognisk pożaru. Nie wiadomo czy czar podsycajacy pożar już się wyczerpał, czy żywiołak miał na niego specjalny wpływ; dość że po kilku minutach nie było już problemu z dogaszeniem fajczących się resztek. Większość parteru domostwa spłonęła, jednak poddasze ocałało, a konstrukcja domu wyglądała nadal solidnie. Wishmaker nie mógł jednak nie zauważyć, że jego ognisty czar trwał znacznie której niż zwykle.
-
Tak to się robi - prychnął Shando Wishmaker, udając, że to dla niego nie pierwszyzna. W rzeczywistości cieszył się, że znalazł nowe praktyczne zastosowanie dla swojego zaklęcia -
a teraz wracajmy, bo ten ogień to chyba była podpucha, by nas wyciągnąć z domu.
-
Zabierzcie ich do świątyni i opatrzcie, ja sprawdzę co z domem Arunulfa, niech ktoś poszuka podpalacza, samo to się nie zapaliło, jak znajdziecie, chętnie z nim pogadam, może potem nawet coś z niego zostanie. - Rzucił szybko
Grzmot i pobiegł do domu strażnika, w którym zdawało się że obecnie przebywa jedynie Thog wraz ze spitą Marą.
Arnulf w mig zrozumiał powagę sytuacji i ruszył za Varem ile sił w nogach i płucach mu zostało.