Udało się, przeżyła. Dopiero teraz stres i adrenalina odpuściły i ból powoli, falami zaczął napływać.
W takim kotle jak ten nie była już dawno. Odkąd przestała być niewolnikiem, nie musiała nadstawiać swojej dupy i służyć za mięso armatnie dla jakiegoś pojeba, któremu zachciało się wojenek o marne wpływy na zadupiu galaktyki. Od tamtej pory brała mniej ryzykowne fuchy i to, co działo się przed chwilą nie było na jej nerwy. Czuła się trochę za stara na takie cyrki.
Była praktyczną jaszczurzycą. Dbała o swoje interesy i nie kryła się z tym. Ale teraz miała dylemat moralny, bo sama spisała typa w zbroi na straty a ten, nie dość że wybronił się i przeżył to jeszcze bez wahania wziął ich na statek i dzielił się lekami. Godne podziwu.
Jak większość ssaków miała w pogardzie, to ten zasłużył sobie na jej szacunek.
Złapała medkit w pazury. Jedyne, na co miała siły to westchnięcie pełne wdzięczności- na gadanie nie miała ochoty. Osunęła się na durastalową podłogę i dobrała się do apteczki.
Była tak spragniona znieczulaczy, jak Kalmarianin wody na pustyni Tatooine.
Znalazła odpowiedni środek, rozerwała z folii i strzykawkę wbiła sobie pod łuski. Poczuła ulgę.
Mierzyła jednego i drugiego wzrokiem, zastanawiając się dłuższą chwilę. Wszyscy byli poturbowani a ssak w zbroi najbardziej. Wyglądało to paskudnie. A co potem? Zachrypiała po długiej chwili milczenia. |