Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-05-2015, 18:29   #3
Cattus
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Załatwienie reszty spraw we wsi poszło nadzwyczaj sprawnie i było miłą odmianą dla dotychczasowych komplikacji, wszystkiego co skomplikować się mogło. Lecz czy miało tak pozostać? Czas pokaże.

Kowal chętnie przyjął zapłatę w postaci broni. Z miejsca zabrał się do przypasowywania zbroi i ściągania pomiarów. Pomimo narzekania na ogrom pracy i mało czasu, aż oczy mu się świeciły na myśl o szybkim zarobku. Gdy pomierzył blachy i zaznaczył co jak uformować, zabrał jeszcze miecz Boscha, który wymagał ostrzenia po potyczce z najemnikami. Rychło z warsztatu kowala zaczęły dochodzić dźwięki pracy i pokrzykiwania na parobków.
Następnie Oswald udał się do miejscowego medyka, Egona. Opatrzył on ponownie ranę na boku i zabrał się za przygotowywanie lekarstw. Pomimo pozornie normalnego procesu gojenia, istniało poważne podejrzenie że pacjent jest ofiarą przekleństwa wilkołactwa. Egon niewiele mógł tu pomóc, jednak wiedział kto może. I tak cudem było że posiadał jakąkolwiek wiedzę na ten temat. Podobno ekspertem w temacie był niejaki Ekehard z Carroburg. Postać tyle tajemnicza, co kontrowersyjna. Mieszkał on parę dni drogi za Puffendorf, do którego i tak zmierzali. Jedyną pomocą poza używaniem ziołowej maści i piciem haniebnie pachnącej mikstury wyglądu rzadkiego błota, była rada aby unikać większych ilości alkoholu i nerwów. Łatwiej powiedzieć niż zrobić, szczególnie gdy ruszało się tropem kultysty-mordercy.
Na wspomnienie o łowcach czarownic węszących po okolicy i rozglądających się za medykiem, poznać można było że Egon nie jest tym faktem zachwycony, co wydawało się zrozumiałe biorąc pod uwagę jego wiedzę i próby leczenia przekleństwa chaosu innymi sposobami niż ogień. Gdy medyk uwinął się już z robotą, Oswald wręczył mu garść srebrników, jako zapłatę i ruszył w stronę karczmy, aby przygotować się do drogi.
Zahaczył jeszcze o kram obwoźnego handlarza, kupując i sprzedając parę drobiazgów. Wyglądało na to że wszystko jest gotowe i jedyne co już zostało to odpoczynek, o który ciało zaczynało się coraz bardziej dopominać, lecz nim jeszcze nadszedł czas aby udać się na spoczynek, miejscowi przybili tłumnie do Kulawego Łosia aby świętować koniec bestii i wiedźmy. Widać było jak na dłoni że zniknięcie potwora i łowców czarownic ich odmieniło.


***



Ranek okazał się być równie pogodny co koniec dnia poprzedniego, a życie wyraźnie wróciło do wsi. Na zewnątrz widać było nie tylko chłopów, ale też ich żony i coraz śmielej biegające wokoło stadka dzieci. Podrastające panienki maślanymi oczami zerkały w stronę podróżników, co jakiś czas strofowane przez jakąś matronę, która niczym stara kwoka pilnowała kurcząt. W ogóle można było odnieść wrażenie że zebrała się cała wieś, co było zrozumiałe gdyż sołtys wręczał właśnie nagrodę zabójcom bestii. Pękaty mieszek przyjemnie ciążył w dłoni i Oswald zebrał już niemałą sumkę, która pozwoli mu spokojnie żyć przez dłuższy czas, a szykowała się jeszcze nagroda za głowę zbiega. Dodać do tego należało najnowszy nabytek w postaci zbroi płytowej, która sama w sobie była sporym majątkiem i zaufanych towarzyszy. Nic tylko żyć, nie umierać!

Nie zwlekając już więcej, ruszyli traktem w stronę Puffendorf. Promienie słońca przebijały się przez korony drzew rosnących wzdłuż traktu, a ptaki wyśpiewywały swe trele, które Oswald starał się powtarzać, grając cicho na flecie. Gdy oddalili się spory kawałek od wsi, dało się słyszeć za ich plecami tętent kopyt. Ktoś pędził na złamanie karku drogą i nawet nie zwolnił mijając podróżujących. Jasnym było że to nie zagrożenie, więc Bosch pozostawił hełm powieszony przy siodle. Widać gdzieś się bardzo spieszył, bo jego koń boki pokryte miał już pianą, a właściciel nie sprawiał wrażenia, aby planował zatrzymać się na popas nim osiągnie swój cel.


- A ten co, posłaniec jakiś? Zdziwił się Oswald. - Przyśpieszyć można, lecz nie wszyscy mamy konie. Zerknął na Otwina. - Nadążysz?

- Co myślicie o tym zabójcy? Ja to bym nie ryzykował pojmania dziada. Widzieliście co mogła zrobić ta wiedźma, a jej moc skupiała się na manipulacji i zwodzeniu. Cholernik zabił dwójkę strażników jak dzieci i czort wie co jeszcze umie. Znaleźć, dać w łeb i po ptokach. Lepiej pewny mniejszy zarobek, niż ryzyko śmierci dla paru monet więcej.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline