Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-05-2015, 19:01   #294
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
W Kelvin’s Comfort uwagę Mary w pełni przykuły występy na scenie jak i osoba wspomnianego wcześniej zmierzchowca. Dziewczynka pociągnęła za rękaw Vara:
- Siedzi tu nam przed nosem i śpiewa. Może by go jednak… przycisnąć? Albo chociaż wypytać o te skrzydła? A nóż uda się wycisnąć z niego coś co nam jutro w kanałach ułatwi robotę.
- Może, jak masz pomysł na pytania, to działaj, na pewno nie odmawia miodu, sprawdziłem wczoraj, prawdopodobnie większosci rozmowy nie pamięta. - Uśmiechnął się goliat do dziewczyny.
A ta zachęcona słowami towarzysza przycupnęła w pobliżu sceny wpatrując się w muzyczny duet jak urzeczona. Zresztą gorliwie i żywiołowo reagowała na pieśni a kiedy występ dobiegł wreszcie końca Mara podeszła do zmierzhowca zbrojąc się w dziewczęcy uśmiech.
- Piękny trel doprawdy - zamrugała oczami i klasnęła kilka razy z uznaniem w białe rączki. - Można bardowi napitek postawić i wypytać o talenta i romantyczny repertuar?
- Napitkiem nigdy nie pogardzę, zwłaszcza jeśli zaproszenie pochodzi z ust tak nadobnego dzie…wczęcia - Zmierzchowiec zacukał się nieco przy ostatnim słowie. Grzmot z uśmiechem zauważył, że podążając za Marą Ritveedesh dyskretnie zasłonił nos.
Dziewczynka wyłapała widocznie aluzję bo ściągnęła gniewnie brwi. Ba, uniosła nawet ramię i niuchnęła czy aby bard nie przesadza. Przy kontuarze uniosła dłoń i poprosiła karczmarza o butelkę mocnego trunku wysupłując z mieszka zapłatę. Karczmarz popątrzył na pękaty mieszek i podał jej butelkę elfiego wina.
- Słyszałam, że śpiewałeś o Dai’nan 'Ognistym Kwiecie' - zagaiła dziewczynka i ciągnęła bezpośrenio. - Kochasz ją?
Grzmot spojrzal najpierw na dziewczyne, potem na dwójke bardów i rozesmial sie. - Dzisiaj jest wyjatkowo skromna i malo bezposrednia. - Rzucil z rozbawieniem. Zmierzchowiec roześmiał się również, rozlewając wino do pięciu kielichów.
- Gdybym kochał każdą panią, o której śpiewam to ich mężowie już dawno pozbawiliby mnie życia - a przynajmniej klejnotów - odparł.
- Chyba ze szybko biegasz. - Dodał goliat starając się nie rozlać zbyt dużo, dalej się lekko trzęsąc ze śmiechu.
Mara zmarszczyła nos przenosząc niezrozumiałe spojrzenie z goliata na barda i porotem. Nie bardzo pojmowała dlaczego mężowie kobiet o których baja mieliby go ogołacać z kosztowności.
- No ale znasz ją chociaż? Dai’nan 'Ognisty Kwiat'? Bo tak się składa, że my owszem.
- O, to interesujące - bard zogniskował wzrok na Marze. - Ja nie, ale chętnie posłucham; zawsze to nowy materiał na balladę. Ludzie lubią słuchać o bohaterskich czynach i pięknych kobietach… tym chętniej jeśli występują w pakiecie - mrugnął do Grzmota i Burra. - My się jeszcze nie znamy - wyciągnął do niziołka smukłą dłoń. - Jestem Ritvedeesh, a to Pan Bóbr - wskazał towarzysza.
- Burro Butterbur, do usług waszmości - odpowiedział z uśmiechem niziołek, bo zawsze miał zwyczaj tak czynić. Uścisnął też rękę. - Pan … eee... Bóbr.
Miał zamian z rozpędu zapytać czy zna Pana Górę z Doliny ale ugryzł się w język w porę.
- I Ritvedeesh - dokończył więc tuszując zastanowienie. - Miło mi poznać.
- A mnie zwą Mara. Jakby to kogoś obchodziło - mrukliwie dodała dziewczynka i upiła solidny łyk z kielicha. Przełknęła krzywiąc się niemiłosiernie bo takiego kwasu się nie spodziewała. - Ależ ohyda… - skomentowała i obficiej dolała grajkom. - A Dai’nan rzeczywiście urodziwa jest jak gadają. I do tego utalentowana. Długo już w Bryn Shander siedzicie?
- Z dekadzień czy dwa… - odparł Ritvedeesh. - Starczy żeby się znudzić; po święcie Traw ruszamy dalej… do Easthaven może… albo potem z jakąs karawaną hen, na południe! Jeśli się trafi… A was dokąd drogi wiodą? Może zabierzemy się razem - znacząco przepił do Grzmota.
- No wlasnie jeszcze nie wiemy, zdaje sie ze w glab Doliny, moze któres z Caer, chociazby do tego handlarza niezwyklosciami. - Rzucil nieco niepewnie barbarzynca, w zasadzie sam nie wiedzial. Nie mieli jeszcze dalszego planu.

Plan Mary nie sięgał aż tak daleko. Zakładał, tu i teraz, spicie obu grajków co by im się języki rozsupłały ale jakoś powiątpiewała by wino było najodpowiedniejszym ku temu wyborem. Kiedy więc butelka została do dna osuszona rudzielec znów sięgnął do sakwy.
- Karczmarzu, dajcie lepiej krasnoludzką gorzałkę! - umyśliła sobie, że tą upiją się szybciej a i tańszym kosztem. - W końcu to mężczyźni a nie mali chłopcy żeby winko sączyć. No i nie baby.
I zaraz też sobie przypomniała o swoich przysięgach w Dolinie Lodowego Wichru. W punkcie drugim stało w nim aby “spić się krasnoludzkim spirytusem”. Sama więc także sięgnęła po kubek dość ciekawa jak to jest z tym spijaniem i czemu stan ten ma tylu wielbicieli. Zamoczyła tylko język bo na razie miała na głowie rozmowę. Bard spojrzał ze zdziwieniem na Grzmota i Burra, ale skoro oni nie oponowali, to jemu przecież nic do tego. Sam zamówił butelkę miodu, wyjaśniajac, że kransoludzkich trunków nie trawi.
- Var wspominał, że jesteś panie zmierzchowcem - zwróciła się do barda. - Myślałam, że to latająca rasa.
Ritvedeesh momentalnie spochmurniał i spojrzał na Marę spode łba.
- A ja myślałem, że młode kobiety dbają o higienę - odciął się i pociągnął solidny łyk, po czym kaszlał dobrą chwilę gdy okazało się, że przez pomyłkę wziął kubek zaklinaczki.
- No nie burmusz się, z sympatii pytam - Mara wykorzystała moment i dolała bardowi spirytusu. - Może byśmy mogli jakoś pomóc? Toż magią można i regenerację utraconych kończyn załatwić, nie próbowałeś temu zaradzić? Myśmy dopiero co towarzysza ożywili, a to się trudniejsze wydawałoby w wykonaniu, odzyskać całego człowieka, a nie tylko fragment. A tak ci dobrze z oczu patrzy, przejęłam się twoim losem bo wrażliwa jestem z natury. Można być niedomytym i wrażliwym.
- Mówisz? - spytał Rit, niuchająć podejrzliwie swój kubek. - Jak na razie to chcesz chyba, zebym głos stracił, ze skrzydłami do pary - burknął, podsuwając swój kubek półorkowi i nalewając miodu do kielicha po winie. - A na zaklecia regeneracyjne to dwa życia mógłbym sobie gardło zdzierać, a i tak nie zarobię - dodał ponuro.
Mara westchnęła w duchu i po raz kolejny karczmarza przywołała płacąc za butelkę miodu. Nim się szybciej choć bard spije niż elfickim winem.
- No a ile takie zaklęcie kosztuje? Jak nie można na zacną sprawę zarobić to może trzeba kwotę… - uniosła oczy ku sufitowi - zorganizować?
- Dzieciom to się wszystko takie łatwe wydaje… - oznajmił bard w przestrzeń. - Możemy zmienić temat na przyjemniejszy? I tak zaraz znów będę grał…
- To na pewno nie łatwe. Ale jak się chce coś tak za wszelką cenę, najbardziej na świecie… To i można ukraść na ten cel. Albo duszę sprzedać - dziewczynka wyglądała na mocno poruszoną. Nawet poddana emocji chwyciła za kielich ze spirytusem i wlała w siebie spory łyk. - Ja cię rozumiem, bo też mam taki cel, za który bym w otchłań poszła… To i szczerze pytam ile cię to ma złota kosztować, może cię coś wspomogę skoro moja sprawa na zatracenie skazana?
- Z tysiąc sztuk złota jak nic…i znajdź mi boga, który pomoże takiemu odmieńcowi jak ja bez mrugnięcia okiem… - prychnął i wstał. - Dość, tego, czas się zabawić! Graj, Panie Bobrze! - krzyknął i w nieco chwiejnych podskokach ruszył w stronę sceny.
- Jaki bóg? Co powiesz na Bhaala? - mruknęła dziewczynka cicho pod nosem kiedy bard już oddalił się na scenę. Zerknęła z ukosa na towarzyszy i czekała dalej aż skończą kolejną porcję bajdurzenia.
- Jeszcze ze dwie butelki i się go rozmiękczy - powiedziała z przekonaniem i sama pociągnęła kolejnego łyczka gorzałki, która momentalnie zmiękczyła jej nogi i nadała trupiobladej buzi nienaturalnych rumieńców.
- Na razie wspominanie o skrzydłach tylko go wkurzyło. No ale chyba innych punktów zaczepienia nie mamy. - Niziołek machał nogami pod stołem i słuchał jednym uchem występu. - No ale skoro oni o możliwość zabrania się z nami pytali, to może w ogóle walimy kulą w płot? Sam nie wiem. A może to szpieguny pokumane z tym zakapeluszonym. Próbuj ich spić, ale sama bacz by ci nie poszło do głowy - łypnął na dziewczynkę okiem kucharz, robiąc w swoim mniemaniu groźną minę. Po czym rozglądnął się trwożliwie po wnętrzu karczmy. Na szczęście otoczenie wyglądało równie spokojnie co w Werbenie. Po jednej balladzie - która mimo stanu wskazujacego poszła Ritvedeeshowi całkiem nieźle - Pan Bóbr dyskretnie sprowadził zmierzchowca ze sceny i usadził przy swoim stoliku.
- A niech to dundel… - skrzywiła się małoletnia zaklinaczka bo niestety nie był to ich stolik. Zgarnęła butelkę i kubki i marszowym krokiem ruszyła do bardów.
- No chybaś się nie pogniewał na dziecko? - przywołała na twarz minę zbitego kociątka i postawiła przed nimi trunek. - Na zgodę. Bo i źle nie chciałam, chyba wiesz.
- I w podziękowaniu za wspaniały występ. - Nizioł oczywiście nie usiedział na miejscu i podreptał za Marą. - Na prawdę, marnujecię tutaj swoje talenta Panowie. Na prawdę Trawy chcecie tutaj świętować?

Grzmot nie wcinał się do rozmowy Mary i Burra, przerabiał to samo poprzedniego wieczora, tylko że był ciut mniej bezczelny w swoich dociekaniach. Popijał powoli miód, nie miał zamiaru się spijać, jeśli mieli jeszcze zajrzeć na arenę, chociaż wątpił by Mara była w stanie tam iść i nie narobić kłopotów. Z drugiej strony, co jak co, ale kłopoty to była ich specjalność. Póki co jednak zmierzchowiec nie wołał na wykidajłów by zabrali Marę od jego stolika, choć zachwycony nie był. Siorbał miód w jak zawsze milczącym towarzystwie Pana Bobra i słuchał tokowania zaklinaczki. Wreszcie odparł Burrowi: Wyjścia raczej nie mamy. Nie uświadczy teraz karawany na południe; może za miesiąc, dwa jak bogowie dadzą pogodę… A potem! Waterdeep! Silverymoon! Calimshan! Lśniące Południe! Hej! -
Burro zazdrościł, bez dwóch zdań. Opowiadali o wielkich miastach i przygodach jak on o pieczeni wieprzowej. Popatrywał na dwóch egzotycznych bardów i zerkał też na Marę. W kostkę kopnął ją nawet pod stołem jak chciała znowu sięgać po miód, ale tylko zmroziła go wzrokiem i dolała do pucharków. Tylko że do swojego też.
- Ech, wy tu pewnie nudzicie się jak mopsy. Cóż można robić w takiej dziurze? My dopiero co dojechali do miasta, a już mi się zdaje że co lepsze to widzieliśmy. Jest tu co ciekawego co by można wziąć na ząb? Byliśmy przejazdem w krasnoludzkiej twierdzy… - niziołek sam się ugryzł w język by nie wypaplać za wiele. - eee… no zapomniałem jak się nazywała. Tam to choć podziemia mieli ciekawe, jaskinie…
Zerknął ciekawie na rozmówców.
- Ach, Kaledon, Kazaadar Ath…. Chętnie bym zwiedził, ale do tego trzeba góry obejść, jak Droga Królów zamknieta, więc… zostaje czekać na karawanę… - westchnął Ritveedesh, rozkładając ręce. - To opowiedz, panie Burro, jak tam jest?

Burra nie trzeba było specjalnie zachęcać do gadania, a i mile była widziana przyjazna lekka atmosfera. Tak więc niziołek prawił o głupotach, wszystkim i niczym, a Mara dolewała trunków gorliwie mu potakując. Jak dotarli do dna kolejnej butelki i atmosfera się już rozluźniła Mara zaczęła swobodny wywód, najpierw o Ognistym Kwiecie, później jakoś przeszła naturalnie do Ybn i do kwestii rodzinnych.
- Tak się składa, że szukam mojej matki - ciągnęła ze zbolałą miną. - Marit Clandestine. O uszy mi się obiło, że może być w Bryn. Zasłyszeliście coś o takiej osobie?
Wpatrywała się w obu grajków czujnie, aby w razie czego i symptomy kłamstwa wychwycić. Zmierzchowiec wzruszył ramionami.
- Pszzzykro mi, nieee byliszmy tu dłuuugo i nie znaaam… Poszzzzzukaj w rejee-uuuuuuuaaaa-straaach miejskich gdzie mieee-uuaaa-szzzka - wymamrotał spity bard i ziewnął przeciągle. - Pozaaa tym nie nudnooo, jak truuu-aaauuu-py wstają wokoło.
- Nie nudno? - Mara zbliżyła się do zmierzowca. Był już mocno zrobiony i gadał trzy po trzy. Uznała, że to dobry moment aby ostatni raz spróbować pociągnąć go za język. Wiadomo, alkohol potrafił go rozsupłać jak nic na świecie.
- To jak odzyskasz te skrzydła? - a kiedy on spojrzał na nią z ukosa powiedziała z pełnym przekonaniem. - No przed chwilą powiedziałeś, że je wkrótce odzyskasz. To świetne wieści.
- Taaa? Nie takie szwietne, nie takie… szysztko ma swoją cenę, a thej nie mogę szapłacić… Szkąd mam niby wziąć na tym szadupiu proszek… pyłek… cośta…- rozkleił się bard.

Grzmot obserwował dokładnie wszystko, ale najbardziej przyglądał się tym, którzy przyglądali się jemu, Marze i obu bardom. Miał zamiar zapamiętać twarze na tyle, na ile to było możliwe. Zastanawiał się przy okazji, czy Mara miała już okazję kosztować krasnoludzkiej gorzałki, której sobie zdawało się nie szczędziła. Podrapał się za uchem, w ostateczności zawsze mógł ją odnieść do Arnulfa.
- A co… jakbym ci powiedziała, że mam pyłek… cośtam? - powiedziała Mara ze śmiertelną powagą. Z pewnością musiało chodzić o pyl, który był w posiadaniu Vara, nie wierzyła w aż tak dalekie zbiegi okoliczności. Z ukosa spojrzała na goliata aby potwierdził jej słowa swoim słowem i autorytetem, na wypadek gdyby jej własny bardowi nie wystarczył.
- To bym… to bym… hep! Cię ozłocił, brudasinko ty moja… - chlipnął bard, rozkładając ręce i omal nie zrzucając sobie kielicha. Goliat co prawda nie zauważył wcześniej nikogo, kto bym im się przyglądał z czymś więcej niż zwykłą ciekawością, lecz teraz nie mógł nie zauważyć, że Pan Bóbr nadstawił uszu. - Ale… ale… nie powieszzzz, co? A czasz ucieka, ucieka… Najgorszze czo moszna zrobić to dym...dyn… dynnndać żmieszchowcowi nadzieją przed nosem... - rozkleił się.
- Nie śmiałabym - ciągnęła dziewczynka ściszając głos i przysuwając się do barda. - Myślę, że może być wilk syty i owca cała… Ty zyskasz co chcesz i w zamian pomożesz nam. Dostaniesz pyłek, oddasz go kultystom, oni ci wrócą skrzydła a my poznamy ich lokalizacje. Bo… bhaalici ci złożyli taką obietnicę, prawda? Czemu szukają pyłu?
- A gieee to mnieee… ja im pyłek, oni mnie szkszydła… sztoi? - pijany zmierzchowiec pochylił się w stronę Mary z błyszczącymi z emocji (i od łez) oczami, wyciągając dłoń. Jednak obserwujący ybnijczyków Pan Bóbr delikatnie pokręcił do Grzmota głową. To chyba nie miało być takie proste.

- Znam ją, jeśli coś mówi, to stara się dotrzymać wszystkiego, skoro mówi, najwyraźniej coś ma, ta nasza mała wiedźma. - Wyszeptał goliat do bardów. - Ale ćśś, spotkajmy się w jakimś bardziej ustronnym miejscu jeśli chcecie coś przedyskutować, no i… jak wytrzeźwiemy… Jeśli jednego kompana sprowadziliśmy niedawno z martwych, to i skrzydła da się załatwić. O ile ta wasza cena, to nie czyjeś oszustwo, wiemy że w okolicy ktoś próbuje zwodzić nie tylko ludzi. A teraz, chyba pora na wizytę w beczce z zimną wodą i chwilę odpoczynku. - Kontynuował równie cicho, na koniec wstając i podnosząc Marę, by posadzić ją sobie na ramieniu. - Burro, idziemy? Mara, ty chyba już dość wypiłaś. - Uśmiechnął się pod nosem, zastanawiając jak morderczego będzie miała kaca.
Pan Bóbr przez chwilę spoglądał goliatowi w oczy, po czym z wahaniem skinął głową.
- Jak wytrzeźwieją - rzekł, zgadzając się na propozycję Grzmota.
Var wraz ze swoim małym kramem kuglarskim wyszli na lodowate powietrze. Barbarzyńcę i niziołka, który wylądował na drugim ramieniu otrzeźwiło, ale mała czarodziejka zaczęła chrapać. Wypity alkohol szybko ją dogonił.
 
liliel jest offline