Gunter doszedł do wniosku, że Pani Fortuna odwróciła od nich swe oblicze i pokazała w zamian (delikatnie mówiąc) swą kształtną sempiternę. Bo z jakiego niby powodu na drodze do góry złota, jaką mieli otrzymać w zamian za uwolnioną z rąk bandytów baronównę wyrosły tłumy uciekinierów, horda strażników i (żeby było ciekawiej) wizja zarazy.
Jednak na wodzie, z solidnymi deskami pokładu pod stopami, było przyjemniej. Nawet gdyby do owego pokładu dorzucono wrzaskliwą baronównę.
- Mamy parę opcji do wyboru - powiedział Gunter, ze swego miejsca przy ognisku obserwując otoczenie. To, że byli uzbrojeni po zęby, chroniło ich przed napastnikami, ale jeśli ktoś usłyszy i uwierzy we wrzaski Keterlind, to zainteresowanie panienką może wiele w tej sytuacji zmienić.
- Tym razem nie uda się nam nic zrobić na siłę - mówił dalej. - Gdyby nie nasza złota panienka, to bym po prostu ominął miasto szerokim łukiem. A i tak się zastanawiam, czy nie lepiej być nieco biedniejszym a za to zdrowym. Zaraza to nic przyjemnego.
- Można by wysłać kogoś, do barona, z listem od panienki. Porządny ubiór i odrobina złota powinny utorować szlak. Dobrze by było jakiś drobiazg z biżuterii dorzucić na znak, że prawdę mówimy i żeśmy ją uwolnili. Jednak nie niewiastę żadną, bo ta mogłaby nie dojechać.
- Może być i tak, że Keterlind ma w okolicy jakichś krewnych czy znajomych, którzy by potwierdzili jej tożsamość i pomogli się nam dostać przed oblicze barona.
- No i, co jest najmniej przyjemną opcją, zabierzemy panienkę z sobą i oddamy ją, jak się tutaj odrobinę uspokoi. |