Wkrótce cała trójka była ubrana w białe szaty, które może nie leżały jak te widziane w zakonach, ale swoją wymowę mają. Proste habity narzucone na inne ubranie, szczególnie na suknie, sprawiają dziwne wrażenie dla przyszłych nowicjuszy. Nigdy nie mieli oni na sobie czegoś takiego i prawdopodobnie już więcej nie będą mieli. Jednak ten jeden raz jest szczególny…
Z pobliskiej sali balowej płynęły dźwięki
ragtime`u, postacie przechodziły z jednego miejsca w drugie zajęte konwersacją oraz sączeniem drinków z kieliszków. Nikt nie spoglądał ciekawie w stronę przedsionka. Widocznie dzisiejsza ceremonia to dla bywalców nic nowego, albo też czekają by spotkać się innymi dopiero PO ceremonii, gdy będą jednymi z nich.
Wtedy po schodach zszedł jeszcze jeden mężczyzna. Każdy krok jest przez niego starannie ważony a schodzenie miarowe i bardzo…płynne. Ubrany jest w popielaty garnitur oraz nienagannie błyszczące pantofle. W ręku trzyma laskę, której drugi koniec oparł na barku i szyi. Wyraźnie widać, że zakończeniem laski jest srebrna głowa ptaka ze szczególnie uwydatnionym dziobem
.
Twarz nieznajomego jest uśmiechnięta, choć nie czuć w nim szczególnego ciepła. Do tego szarawa cera, jak u człowieka, który przeszedł ciężką chorobę i jest nią bardzo mocno zmęczony, nie przysparza sympatii dla tego człowieka.
-
Witam, witam moich nowych nowicjuszy. Edward wspominał mi o was i o waszych umiejętnościach. Z całą pewnością będziecie bardzo cennymi osobami w naszych szeregach - powiedział mężczyzna, gdy już znalazł się na dole między ubraną na biało trójką osób. Wyraźnie można było wyczuć w powietrzu zapach kadzidła oraz ... popiołu
-
Nazywam się John Scott i mam zaszczyt wprowadzić was w szeregi Bractwa. Zatem można prosić? - wskazał na schody laską. Na schody z których właśnie co zszedł.