Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-05-2015, 20:36   #50
del martini
 
del martini's Avatar
 
Reputacja: 1 del martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumny
Dzięki za dialogi Pipowi i Azowi

Spotkanie z Ahmedem zbilżało się nieuchronnie. Marines uzgodnili z Jeremy’m dokładne ustawienie. Połowa stała na jednym końcu ulicy przy której znajdowała się kawiarnia, a druga połowa przy przeciwległym krańcu. Dodatkowo po dwie osoby siedziały w furgonetkach, a Lance Vernon miał za zadanie obserwować wejście do lokalu.

-Tylka pamiętaj, sir, na wypadek strzelaniny zachowaj czujność i schowaj się za jakąś przeszkodą. Miej na uwadze gdzie są okna a gdzie filary - Lance wskazał na samochód przed wejściem do kawiarni. - Czuję, że może się zrobić gorąco

Jeremy spojrzał na drogi zegarek - “Już czas…”. Pewnym krokiem wszedł w progi ekskluzywnej kawierenki. “Plan A”, który zakładał szturm na Ahmeda po wyjściu ze spotkania miał prawie same wady. Ale nie wiadomo było czy muzułmanin miał obstawę i co ta obstawa wiedziała. A dyplomata był prawie pewien, że dojdzie do strzelaniny ulicznej, bo sukinsyn nie mógł działać w pojedynkę. Dlatego optymistyczny “Plan B” zakładał likwidację Ahmeda na osobności i był znacznie bezpieczniejszą opcją - ale mniej realną, jak sądził attache.

Kontraktor doskonale wiedział co do niego należało. W przypadku umówionego znaku miał za zadanie przekazać informację o ewentualnym ataku lub - w przypadku zauważenia niebezpieczeństwa na ulicy - podjęcie decyzji o szturmie samemu.

Marines mieli natomiast znaleźć jakiegoś tubylca, żeby go przekupić małą sumką dolarów. Jeśli by im się to nie udało - obowiązek śledzenia Ahmeda w przypadku realizacji “Planu B” spoczywał na jednym z nich.

Jeremy wszedł do środka kawiarni i usiadł przy umowionym stoliku. Okazało się, że knajpka jest całkiem przyjemna. Widząc gościa i do tego elegancko ubranego zagranicznego turystę zaraz pdszedł do niego kelner o typowo tubylczej urodzie by przyjąć jego zamówienie.

Wkrótce też czekał tak przy tym co zostało mu przyniesione na stoliku. Dostał krótkiego sms’a od szefa oddziału marines, że tubylca - szpiega nie znaleźli ale jeden z policjantów się zgodził na tę robotę za 500 dolarów. Jeśli Newport się zgadza zapłacić to może to zrobić. Siedział i czekał na pojawienie się tego tajemniczego Ahmeda. Ponieważ poza głosem w telefonie w ogóle nie wiedziel jak on może wyglądać podejrzani byli wszyscy w okolicy kawiarni. A z powodu lunchu i jak widać popularności tego lokalu było całkiem tłoczno w tej restauracji.

“Niech idzie, potem mu zapłacę” - odpisał Jeremy. Na zarobki nie mógł narzekać, toteż 500 dolarów w obliczu tak ważnej sprawy niewiele znaczyło. Schował telefon z powrotem do kieszeni, splótł dłonie i położył je na stoliku czekając na tubylca.

Czekał chwilę gdy otrzymał drugiego sms’a. “Zgadza się. To potrwa. Załatwiają cywilne ubranie.”. Nie miał pojecia jak wygląda owo załatwianie ubrania ani ile to potrwa ale nie miał okazji dłużej się nad tym zastanawiac bowiem zadzwonił telefon którym posługiwał się ten cały Ahmed.

- Aaa! Mój przyjaciel Jeremy! Ty przyjść? Przyjść sam? Masz pieniądze w tej walizce? Tak? Dobrze. Idź do męskiego kibla. Od razu. Sam. Bez numerów bo nie robimy interes. - tubylec niemiłosiernie kalecząc ojczysty język dyplomaty przedstawił całkiem kzwięźle i konkretnie swoje rządania. Jeremy już wcześniej wodząc wzrokiem po sali zauważył znaczek oznaczajacy toalety. Należało przejść przejść przez salę i koło baru. Wówczas jednak odszedłby od w miarę bezpiecznej strefy przy oknie. Ale zwłoka czy ściema mogła wzbudzić czujność i tak chyba podejrzliwego krętacza.

- Już idę - krótko odpowiedział dyplomata.

“Nóż” - zadźwięczyło mu w głowie. “Jak mogłem być tak głupi?”. W razie komplikacji nóż rozwiązywał sprawę po cichu i bez komplikacji. Wystarczył pewny ruch ręką. Ale czy rzeczywiście to był dobry pomysł? Czy Jeremy byłby w stanie zabić człowieka nożem? Lance Vernon siedzący nieopodal z pewnością trzymał przy sobie nóż. Attache mógł po prostu podejść i go o to poprosić. Albo pójść do toalety, wręczyć fałszywą walizkę i czekać na rozwój wydarzeń. Jeśli Ahmed działał w pojedynkę, był już trupem.

Jeremy postanowił się ubezpieczyć. Może nie zaatakuje przeciwnika, ale przynajmniej będzie miał narzędzie do samoobrony, na wypadek nieprzewidzianych okoliczności. Podszedł do Vernona, nie zwracając specjalnie uwagi na swoje ruchy i bokiem do kontraktora, tak jakby tylko obok niego przechodził, powiedział szeptem:
- Potrzebuję nóż. Pilnie.
Lance podkulił nogę i odpiął pochwę z nożem, po czym pod stolikiem przekazał broń dyplomacie. Nie spojrzał na niego, patrzył dla niepoznaki w inną stronę.
- Gdzie? - zapytał półgłosem.
- Kibel - zabrzmiała równie cicha odpowiedź. Byli blisko. Gdy Jeremy znalazł się kilka kroków od kontraktora, Lance niby przypadkiem zrzucił na podłogę pojemnik na serwetki. Gdy się po niego schylał, nadał przez komunikator informację dla Marines: “W toalecie. Niech tyły będą w pogotowiu."
Podniósł serwetki i nieznacznie odsunął stolik. Musiał być w każdej chwili gotowy na to, aby popędzić do toalet, wywalić barkiem drzwi i nacisnąć spust szybciej, niż przeciwnik.
Jeremy szedł niczym skazaniec na śmierć. Serce waliło mu jak nigdy dotąd. Nóż włożył za pasek z tyłu spodni. Otworzył drzwi do toalety, obawiając się nadchodzących wydarzeń.
 
__________________
I am not in danger, I AM THE DANGER
-Walter White

Ostatnio edytowane przez del martini : 04-05-2015 o 20:40.
del martini jest offline