Rozcięte ramię piekło jak cholera, poobijane żebra i rana na czole także dawały we znaki. Frieda całą podróż przesiedziała na wozie, gdzie został przeniesiony jej ekwipunek, wcześniej pochowany przy siodle jej konia.
Oparła się głową o plecak i wpatrywała się w przejaśniające się niebo. Co ciekawe, pogoda zaczęła im dopisywać od śmierci ich kapitana. Myślami na moment odbiegła też do niedawno poległego Walbrechta. Wszyscy wydawali się jakby już zapomnieć o jego istnieniu. Frieda najmniej miała z nim do czynienia, a odniosła wrażenie, że jako jedyna myślała o nim dłużej, niż kilka sekund nad truchłem. Chociaż może to dlatego, że miała mnóstwo czasu na rozmyślania, skoro leżała na wozie i nie musiała się niczym innym przejmować?
- No, to teraz chyba będziemy kwita – powiedziała w końcu, kierując swoje słowa do Mathiasa.
Siedział najbliżej, a i temat do rozmowy był. Musiała też przyznać sama przed sobą, że z całej załogi, to właśnie jego najbardziej polubiła. Pewnie dlatego, że więcej czasu dane jej było spędzić w jego towarzystwie, niż pozostałych. Zaraz na drugim miejscu plasował się ich nowy kapitan. Po cichu żywiła nadzieję, że spisze się znacznie lepiej, niż pozostała dwójka wąchająca kwiaty od dołu.
- Chociaż przyznam, że miłe to było uczucie, kiedy miałeś u mnie dług wdzięczności – dodała, uśmiechając się do Szramy. - Wciąż jednak jesteś mi winien zacerowanie ubrań.
Po krótkiej pogawędce, oparła się wygodniej i zamknęła powieki. Była zmęczona i krótką drzemką zamierzała zregenerować swoje siły. Sen ran nie leczył, jednak z pewnością poprawiał nastrój. Frieda śniła o mało istotnych rzeczach. Właściwie o niczym, co zapadłoby jej na długo w pamięć po przebudzeniu. Nawet Vince jej nie nawiedził. Drzemka przebiegła spokojnie, a ona obudziła się pełna nowych sił.
Gdy otworzyła oczy, zauważyła, jak pozostali towarzysze przyglądali się czemuś z zaciekawieniem. Sama podniosła się do pozycji siedzącej i wychyliła się nieco, by lepiej móc się przyjrzeć. Zaraza, potwory z kanałów, śmierć Imperatora. Enigmatyczne plotki odbijały się echem w głowie Friedy, która zastanawiała się, co ich czeka u celu podróży. Czy będą zmuszeni ruszyć dalej bez przystanku? Potrzebowała cyrulika. Zaczęła więc się trochę niepokoić o swój stan.
Frieda podczas całej podróży nauczyła się ignorować wrzaski rozwydrzonej baronówny, tak więc sceny przy ognisku kompletnie jej nie wzruszały. Miała ważniejsze rzeczy na głowie, a nawet mniej ważne okazywały się istotniejsze od tej pipy. Poza tym liczyła, że w końcu któremuś z piratów skończy się anielska cierpliwość i zrobi z dziewczyną porządek. Dziwiła się, że jeszcze żaden z nich jej zdrowo nie wychędożył. Zaczynała odnosić wrażenie, że tylko z pozoru byli groźnymi piratami, postrachem rzek... Może tak było za czasów Deshauera, obecnie zmieniali się w miękkie pipki. Zaśmiała się na samą myśl, siedząc wygodnie przy ognisku.
- A dlaczego nie wysłać dwóch osób? - wtrąciła się do kłótni Guntera z Emilią. Powiedziała to na tyle spokojnie, by nie narazić się na atak z żadnej ze stron. Sama nie wiedziała jeszcze, kogo chciała poprzeć, prawdopodobnie nikogo.
- Oboje dopełnialibyście się doskonale i sądzę, że udałoby się coś z tego uzyskać.
Frieda nie chciała dłużej słuchać wrzasków Emilii, która zachowywała się wcale nie lepiej od Keterlind. Miała nadzieję, że dojdą do szybkiego porozumienia, gdyż coraz wyraźniej czuła ból głowy. |