Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2015, 22:00   #84
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Towarzystwo pozostało głuche na moje próby skontaktowania się i moje teorie mogłam przedyskutować wyłącznie sama ze sobą. Nie żeby mi to przeszkadzało, bo często tak robiłam, ale nieobecność istotniejszych figur naszego małego zgromadzenia zaczęła mnie nieco martwić. Jakby śmierć Toppera nie była wystarczająco okropna i miało się wydarzyć coś jeszcze gorszego.

W międzyczasie, kiedy już miałam zacząć świrować w sobie tylko typowym stylu do kryjówki wrócił Finch. Jak tylko spojrzałam w jego twarz wiedziałam, że on też już wiedział.

Wypiliśmy za Maxa a potem O’Hara rzucił bombę o konieczności wyjazdu z Londynu. Miałam rację coś się szykowało. Zgarnęłam klucze do kryjówki i poszłam spać, nie powiedziałam niczego ważnego Finchowi zakładając, iż następnego dnia nie pamiętałby ani jednego słowa z moich wywodów.

Za to nie odpuściłam mu już następnego dnia rano, jeśli te trzy godziny snu można by było uznać za wystarczające, aby pogadać o istotnych sprawach.

Ulotniłam się z pokoju jak tylko Finch wyszedł do kuchni i dopadłam go przy ekspresie z kawą. Uzmysłowiłam sobie, że z ulgą opuściłam pomieszczenie, w którym została tylko Ala z podsypiającym Morrisem. Skacowany Ojczulek nie był wystarczającym gwarantem na brak niezręcznej konwersacji z Vordą.

Nachyliłam się do ucha Fincha jednocześnie przygotowując kawę.

- Wiem, co mówiłeś wczoraj na temat raportu o Morrisie, ale zanim przekażę wszystko szefowi to wolałabym abyś wiedział wcześniej, że podejrzewam, iż Ojczulek może być szpiegiem barona. Najpierw podejrzewałam, że dobrowolnym zważywszy na to ile Morris wypaplał wampirowi podczas naszego spotkania, ale później doszłam do wniosku, że to by się nie sprawdziło, gdy każdy telepata po krótkim badaniu mógłby odkryć sekret Leafa. Wydaje mi się, że baron ustawił Morrisa, jako marionetkę, przez którą będzie mógł nas sobie podglądać.

Zaczerpnęłam tchu i odsunęłam się od O'Hary żeby nie dać nikomu podejrzeń, co do treści, jakie przekazywałam Finchowi. Zerknęłam zza jego ramienia. Ani Ala ani Morris nie podążyli za nami do kuchni.

- Rozważamy taka opcję, Emma. Jest dość prawdopodobna. – Odparł półgłosem Finch wchodząc w tę moją konspirację.

- Jak dla mnie cholernie prawdopodobna. – zaakcentowałam słowo „cholernie” - Pytanie co z tym zrobimy?

- Obserwujemy. Nie będzie włączany w nic, co może nam zaszkodzić. Pokaże tylko siłę. Będzie trzymany z daleka od szefa. Niewielu zna jego twarz i tożsamość. Coś, jak kurde, Zorro.

Pokiwałam głową zgadzając się w pełni ze słowami O’Hary.

- Uważam, że o to właśnie chodzi baronowi, o szefa. Odniosłam wrażenie jakby próbował mnie naprowadzić na myśl o szefie a wiesz, co to oznacza w przypadku wampira Starej Krwi.

- Kantyk nie jest głupi. Dostałby od ciebie ostrą kontrę mentalną aż by mu poszło w kły. Chyba, że jest głupi i sądził, że przebije się przez twoje osłony. Wtedy raczej taki sojusznik - imbecyl nie będzie nam potrzebny. No, ale to sprawa naszego szefuńcia nie moja. W każdym razie będę miał na niego oko. Jak na ciebie kiedyś. Spokojna twoja rozczochrana.

Zignorowałam ostatnie dwa zdania.

- Nie mam na to żadnych konkretnych dowodów, ale widzi mi się, że markiz już rozmawiał z baronem. - Rzuciłam półgłosem mieszając intensywnie łyżeczką w kubku z kawą.

- Pytanie tylko, co ugrał. Kantyk ... Kantyk ma niewątpliwie szacunek innych wampirów. Mając ich po swojej stronie, mamy przeciwwagę fizyczną dla legionów markiza.

- Nie mam, co do tego dobrych przeczuć, Finch - wyznałam szczerze - Zakładam najgorsze... - Urwałam.

- Oni mogli się dogadać, jasna cholera!

Postawiłam kubek kawy z takim rozmachem, że aż trochę rozlało mi się na rękę. Na szczęście płyn nie był już bardzo gorący.

- Mogli. Ale nie musieli. Baron może jeszcze rozważać, co dla niego lepsze. Zresztą. Nawet jak się dogadali to i tak jesteśmy w tym samym miejscu. Zdani na swoje własne siły.

- Jeśli markiz się skontaktował z baronem to nie wydaje mi się żeby ten pierwszy dał czas do namysłu temu drugiemu. Albo się nie dogadali i dlatego markiz każe likwidować swoim podwładnym podwładnych Kantyka albo się dogadali i to, co widzieliśmy to było show odegrane specjalnie dla nas. Oczywiście nawet, jeżeli Kantyk zgodził się pracować dla markiza nie oznacza to, że jeszcze może po drodze zmienić zdanie i zdradzić Andre, jeśli uzna to za bardziej opłacalne.

Westchnęłam i wytarłam mokrą dłoń.

- Widziałeś moment, w którym te wampiry od barona zginęły w walce z Wynaturzeńcami? – Zapytałam prosto z mostu.

- Nie. A ty? – Odpowiedział mi tym samym pytaniem.

- Nie przyjrzałam się, bo miałam, co innego na głowie, a Morris w tym czasie uciekał, więc nie mógł tego dokładnie zobaczyć. A przynajmniej jeden z tych wampirów był Starej Krwi, a do drugiej wampirzycy Morris miał pewien sentyment, o czym Kantyk dobrze wiedział.

- W ogóle baron potraktował Leafa jak ostatnią szmatę, co zaskoczyło nawet samego Ojczulka jako, że wcześniej twierdził, iż baron w jakimś tam stopniu go poważa. – Rzuciłam ponownie ściszając głos.

- Może go sprawdzał. Albo nas. Ciężko powiedzieć, co taki stwór, jak Kantyk ma na myśli. Jesteśmy dla niego pionkami. Chociaż mnie i ciebie obawiał się. Wyraźnie. No. Ja w sumie jestem kimś, kogo nazywają nexusem, a ty… Ciebie wszyscy się boją.

- Sprawdzał, tak? - Zapytałam powątpiewająco - Z jednej strony dał rozkaz swoim wampirom żeby chroniły Leafa za wszelką cenę, bo raczej nie była to ich prywatna inicjatywa, a z drugiej strony potem pokazał Ojczulkowi jak ten niewiele dla niego zawsze znaczył, po czym za chwilę wychwala go przed mną posuwając się nawet do tego żeby zaznaczyć, iż Morris będzie świetnym nabytkiem dla nas.

- Jedyne wyjaśnienie, jakie przychodzi mi w tej chwili do głowy to takie, że Kantyk był dogadany z wiedźmą. Ta nasłała swoje potworki na jego pijawki a kiedy my znikliśmy z pola widzenia odwołała je. Wampiry przeżyły a my dostaliśmy Leafa, który dyszy żądzą zemsty, a ponieważ widzi jak to baron zlewa sobie jego pragnienia wywarcia tej pomsty to trzyma się nas upatrując w Towarzystwie swojej szansy na pomszczenie bliskiej osoby. My naiwnie wierzymy, że baron jest w konflikcie z Andre, bo przecież markiz kazał wyrżnąć jego podwładnych, więc wszyscy jesteśmy tam, gdzie Kantyk chce żebyśmy byli. – Nie dało się nie odczuć pewnego rozgoryczenia w moim głosie, kiedy to mówiłam.

- Ale wiesz, wolałabym nie mieć racji, bo to dla nas nie jest w najmniejszym stopniu korzystna sytuacja. - Zakończyłam.

Finch długo milczał. Potem skinął głową i potężnie ziewnął.

- Przepraszam. - Powiedział. - Obyś nie miała racji. Jakoś trudno mi dzisiaj myśleć.

- Ok. Rozumiem. Pogadamy później. Tylko powiedz mi jedną rzecz. Czy wiedźma coś powiedziała, coś użytecznego?

- Jeszcze nad nią pracują. Na pewno jednak jej schwytanie wzmocniło naszą pozycję w oczach Calma, a ten Wiewiór ma spore wpływy pośród innych fae. To nam pomoże. Przydałby nam się druid w szeregach, ale w Ministerstwie nie było odpowiednio silnych albo odpowiednio godnych zaufania. Zgodzisz się?

- Nie przypominam sobie nikogo przydatnego. – Zgodziłam się.

- No właśnie. To nowy dar. Nie do końca nam znany. Dobra. Chyba trzeba się zbierać.

- Chodźmy. – Zgodziłam się po raz kolejny raz z Finchem i odstawiłam pusty kubek po kawie.

Nawet nie zarejestrowałam, kiedy dokładnie ją wypiłam, bo przecież aż tak dużo mi się jej nie wylało. Trzy godziny to jednak zdecydowanie zbyt mało snu. Ciężko mi się było skupić. A kiedy ciężko mi się było skupić to robiłam się zirytowana i teraz byle iskra mogła mnie skłonić do wybuchu.

Jakąś chwilę później iskra odezwała się głębokim basem z kąta minibusu.
 
Ravanesh jest offline