Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2015, 12:54   #23
Vivianne
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Vi&Trav
Zaraz po śniadaniu


Oboje zachowywali się jak rozkapryszone dzieci walczące o uwagę i względy rodziców, którzy właściwie mieli ich w głębokim poważaniu. W tej całej paranoi cieszył jednak fakt, że ta wybuchowa dwójka zaczynała chyba powoli zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji i głębokości szamba, w którym siedzieli. Cassandra była wyraźnie wkurzona, co mogło oznaczać, że do ich samobójczej misji podchodzi poważnie. Mężczyzna najwyraźniej nie miał ochoty trafić ponownie za kratki o czym świadczyć mógł fakt, że zamiast robienia jeszcze większej awantury starał się jakoś załagodzić sytuację, która miała miejsce przy śniadaniu.

Black wyciągnął ją z hotelowej restauracji prosto do znajdującego się za nią ogrodu. Nie stawiała oporu, była jednak niemal pewna, że gdyby nie miała ochoty na pójście za nim, facet wyciągnąłby ją siłą.


Gdy tylko znaleźli się z dala od ciekawskich oczu gapiów, w pustym jeszcze przez wczesną porę ogrodzie, zdecydowanym ruchem wyciągnęła ramię z jego uścisku.
- Co wy odpierdalacie? - syknęła patrząc ze złością w jego chłodne oczy. Nie musiała nawet minimalnie unosić głowy do góry, w butach na dziesięciocentymetrowej szpilce była jego wzrostu.

- Ona zaczęła.. Możesz mi wierzyć lub nie, ale moim założeniem było zachowywać się profesjonalnie podczas tego spotkania. Cass jest naiwna albo bardziej związana z szefostwem niż my.. I szczerze mówiąc nie wiem co gorsze - dokończył Black.

Na słowa “ona zaczęła” Natasha z zażenowaniem przewróciła niebieskimi oczami. - A może ona ma świadomość tego kim jest i do czego jest zdolna ta kobieta? I chyba nie jesteś najlepszy w dotrzymywaniu swoich postanowień.

- A co to ma do rzeczy? Staram się, ale chyba nie znamy się tak długo żebyś mogła mnie oceniać prawda? - nie było to groźbą, po prostu stwierdzenie faktu w jego mniemaniu.
- Mam świadomość, że ta kobieta jest wielką szychą i zdolna jest nas wszystkich pozabijać. O to się nie martw, miałem do czynienia z grubszymi rybami i wciąż żyję. Może wam uśmiecha się bycie czyjąś zabawką i tańczenie jak wam zagrają, ale myślę, że nie pożyjemy zbyt długo jeśli co chwilę każą nam zabijać jakąś głowę państwa. Taka robota.. Takie zadanie to coś “dużego”. To nie jest zwykłe zlecenie. Uda się nam jeżeli będziemy mieć szczęście, ale szczęście nie trwa wiecznie. Nie chcesz wolności kochanie? - dla zobrazowania swoich słów pokazał dłonią rajski krajobraz znajdujący się za ich plecami.

- Każdy chce wolności - zbyła krótko to pytanie. Nie był osobą, z którą mogła rozmawiać na ten, jakże ważny dla niej temat. - Wiem, że to nie jest proste zlecenie, wiem też, że nawet jeśli wykonamy je lepiej, niż Szefowa mogła sobie zamarzyć to nie mamy gwarancji, że zwrócą nam wolność i dadzą święty spokój - zamilkła na moment, rozejrzała dookoła i ruszyła wolno w dół, w stronę morza.
- Wydaje mi się, że ty naprawdę myślisz, że jesteśmy tu dlatego, że w przeszłości kradłyśmy słodkie, puchate kotki małym dziewczynkom na zlecenie innych małych, bogatych dziewczynek. Otóż nie.

Mężczyzna wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę nie mówiąc zupełnie nic. Badał spojrzeniem tak jak lekarz patrzy na zdjęcie rentgena przed wydaniem diagnozy albo żaba patrzy na muchę zanim zupełnie nieoczekiwanie złapie językiem. Krótko mówiąc czuć było napięcie w powietrzu. W końcu pokiwał wolno głową.
- Dobrze mi to słyszeć bo trochę się bałem, że moje metody mogą wydać się wam trochę zbyt… drastyczne, że się tak wyrażę. Ludzie to tylko bezmyślne, chodzące manekiny, nie warto ich żałować - wypowiedział te słowa tak samo bez emocji jakby rozmawiał z nią o pogodzie.
- Chcecie to zrobić subtelnie? Proszę bardzo.. Nie mam nic przeciwko, ale nie możecie się wahać jeśli trzeba będzie kogoś zabić - oparł ramiona o zimny marmur najwyraźniej zastanawiając się jak przekazać to co miał na myśli.
-Jesteśmy na gównianej pozycji, ale nie na straconej. W najgorszym wypadku nie wykonamy zadania i umrzemy. W najlepszym będziemy robić to tak długo aż zginiemy. Oczywiście szefowa może chcieć nas potem sprzątnąć, żeby nie było świadków. W końcu takie morderstwo to skandal międzynarodowy i coś więcej niż tylko “zła prasa” dla tego na kogo spadnie choćby cień podejrzeń. Rozumiesz do czego zmierzam? - spytał z nadzieją.

Kiwnęła głową dając znak, że wie, o co mu chodzi. Kręta, spadzista ścieżka prowadząca nad morze wyłożona była nierównymi kamieniami. Moment nieuwagi wystarczył, by Natasha zachwiała się groźnie na szpilkach. Zareagowała automatycznie, chwytając się tego, co miała w zasięgu rąk. Dłoń kobiety zacisnęła się mocno na gałęziach jakiegoś kolczastego krzewu. Złapała równowagę jednak na jej lewej dłoni pojawiła się długa, płytka rana biegnąca od nasady kciuka do nadgarstka.
- Cholerne szpilki - jęknęła i zrzuciła buty. Krwawiącą dłoń przyłożyła do ust, drugą ręką zgarnęła obuwie z ziemi i dalej ruszyła boso.

Black wpatrywał się w nią inaczej niż wcześniej, właściwie nie tyle w nią co w jej lewą dłoń przytkniętą do ust spijającą płynącą krew. Oddychał szybko, drżał na całym ciele a na bladym czole pojawiły się dobrze widoczne małe kropelki potu.
- Mo.. Mogę obejrzeć? - powiedział drżącym głosem.

- To nic poważnego - rzuciła obojętne, zatrzymała się jednak i wysunęła dłoń w kierunku mężczyzny. Dopiero wtedy spojrzała na niego i zauważyła, że zachowuje się dość specyficznie. Próbowała cofnąć rękę.

On był jednak trochę szybszy. Wykorzystując lekkie niezdecydowanie kobiety chwycił jej lewą dłonią swoimi dwiema i delikatnie, ale dość zdecydowanie otworzył ją by spojrzeć na miejsce skaleczenia. Źrenice lekko mu się rozszerzyły, oddech przyspieszył, westchnął cicho kiedy przejeżdżał powoli kciukiem po je ranie.
- Rzeczywiście.. Nic takiego..
Przerwał puszczając jej dłoń i oblizał zakrwawiony kciuk swoim językiem.
- Diabeł tkwi w szczegółach - powtórzył bezwiednie ulubione powiedzenie ojca.

Jego zachowanie było dosyć dziwne, nie dała jednak po sobie poznać, że czuje się lekko zaniepokojona. - Co potrafisz? - spytała, gdy doszli na równy, piaszczysty teren, który nie zdążył się jeszcze nagrzać od słońca. - Poza zabijaniem - dodała i wróciła do spijanie krwi ze swojej rany.

Mężczyzna wciąż był lekko oszołomiony, ale zdawało się, że walczył ze sobą na tyle by zachować kontrolę niezbędną do dalszej rozmowy. Zerkał jedynie co jakiś czas na Natashę i usta spijające jej krew poza tym starając się unikać patrzenia w jej stronę.
- Dobre pytanie - przyznał szczerze. - Chyba sam trochę zapomniałem co innego można robić w życiu. Odkąd pamiętam byłem tylko narzędziem tolerowanym dlatego bo jest ostre i nie zadaje pytań.. Zmieniały się tylko osoby, które chciały mnie użyć. Cel zawsze był ten sam - powiedział smutno nieświadomie pokazując kobiecie skrawek swojej ludzkiej twarzy. - Kiedyś byłem dobry w wykonywaniu rozkazów dopóki… Nieważne zresztą. Powiedzmy, że lubię załatwiać swoją robotę na odległość.. - spojrzał na swoje zniszczone dłonie - i z tego co mi wiadomo jestem w tym dobry. A ty? - zmusił się by na chwilę spojrzeć swojej rozmówczyni w twarz.

- Na odległość mówisz - uśmiechnęła się porozumiewawczo, po czym szybkim, zdecydowanym ruchem rzuciła jednym z butów w stronę rosnącej klika metrów od nich palmy. Obcas wbił się w nierówną, pełną zagłębień korę. - To miałeś na myśli? - spytała posyłając drugiego buta w kierunku tego samego drzewa. Skórzane czółenko znalazło swoją parę. Buty wyglądały teraz jak na wystawie jakiegoś drogiego, ekstrawaganckiego sklepu. - Poza tym jestem szpiegiem, chyba ta można to w skrócie nazwać.

- Nie szkoda ci butów? - spoglądał na nią ze szczerym podziwem najwidoczniej nie spodziewając się kogoś o podobnych talentach w tak małej grupie. - Szpiegiem jak James Bond? - zadał szybko kolejne pytanie delikatnie się uśmiechając. Im więcej się o niej dowiadywał tym bardziej mu się to podobało.

- Jak Bond - przyznała z rozbawieniem. - A buty nie są moje, więc nie darzę ich szczególnym sentymentem - stwierdziła szczerze. - No, ale i tak prawie nic im się nie stało - zauważyła, gdy znaleźli się przy palmie - lekko zarysowane obcasy, to wszytko - zakomunikowała z zadowoleniem. Dłoń prawie przestała krwawić. Spojrzała krytycznie na ranę i uznała, że nie ma się czym przejmować, za kilka dni nie będzie śladu.
- Gdzie twoja maska? - spytała po chwili milczenia.

- Nie powinno być blizny - wskazał jej zakrwawioną dłoń.
- Przynajmniej nie takiej jak moja - na jego twarzy, którą znaczyła spora blizna pojawił się grymas czegoś co można było wziąć za uśmiech.. Ciężko było w to uwierzyć, ale mężczyzna miał chyba problem z wyrażaniem tak zwyczajnych emocji.
- Mam jeszcze kilka innych jeśli chcesz zobaczyć - dokończył wyraźnie ożywiony.
- A jeśli chodzi o maskę… - zaraz spoważniał. - Nie chcesz o tym słuchać tak samo jak ja nie chcę o tym mówić.. To mój problem, który muszę rozwiązać - spuścił wzrok dając do zrozumienia, że nie czuje się dobrze rozmawiając na ten temat.

- Spokojnie, nie naciskam - powiedziała myśląc jednocześnie, że jeśli będzie jej zależało to prędzej czy później i tak się dowie. - A wracając do blizn… skąd je masz?

- Każda blizna ma swoją historię. Jestem.. Byłem żołnierzem ślepo wykonującym rozkazy. Nie muszę dodawać, że to niesie ze sobą pewne ryzyko. Może kiedyś opowiem więcej jak będziemy mieli okazję. Kto wie? No o ile w ogóle będziemy mieli jakąś okazję na cokolwiek. Warunki raczej nie sprzyjają zawieraniu nowych znajomości - stwierdził Black. - Chociaż myślę, że byłoby miło mieć taką możliwość - dodał krótko.

- Życie niesie ze sobą pewne ryzyko
- powiedziała bardziej do siebie niż do niego i westchnęła cicho spoglądając tęsknie w stronę morza. - Widzisz, zależy jak na to patrzysz - odezwała się po kilku chwilach milczenia, które poświęciła na przyglądanie się pięknemu krajobrazowi. - Możesz albo wykonywać zadanie myśląc, że nie warto zajmować się niczym innym, bo prawdopodobnie skończysz w plastikowym worku i to nie w jednym kawałku - przedstawiła pierwszą ewentualność. - Możesz też korzystać z życia ile wlezie, skoro myślisz, że nie zostało ci wiele czasu więc i tak nie masz nic do stracenia. Wybór należy do ciebie.

Mężczyzna w skrojonej na miarę marynarce od Armaniego rozważał w ciszy jej słowa po czym zapytał krótko wolno cedząc słowa. - A ty co byś wybrała?

- Uważam, że życie skupione tylko na pracy, pozbawione przyjemności nie jest pełnowartościowe a ja nie cierpię półśrodków. Chcę mieć sto procent, albo nie mieć wcale. Czyli co bym wybrała? - spojrzenie na jego twarz tym razem wymagało lekkiego uniesienie głowy.

- Potrafię to zrozumieć..
- kiwnął ze zrozumieniem głową. - Po prostu dawno nie myślałem w tych kategoriach. Raczej liczyło się tylko zadanie. Nie wiem czy mogę jeszcze dać komuś sto procent siebie. Chyba można jedynie próbować.. - przyznał szczerze mężczyzna. - Więc mógłbym jedynie spróbować jakby nadarzyła się ku temu okazja.

- Czyli jest dla ciebie nadzieja - rzuciła złośliwie.
- Widzisz - zaczęła już przyjaźniejszym tonem - tu też wszystko zależy od podejścia. Możesz wypruwać sobie flaki i dawać z siebie wszytko albo po prostu lecieć z wiatrem, korzystać z tego, co przynosi los. W pracy bądź perfekcjonistą, w życiu pozwól sobie na odrobinę szaleństwa. Żeby nie zwariować.

- Z tym może być mały problem. Bo jeśli to co tu robimy jest pracą to poza nią nie mam życia. Jest tylko mała, zaciemniona klatka położona głęboko pod ziemią dla takich jak ja. Z tym zwariowaniem też może być już za późno.. ale mimo to dziękuję za to, że pomogłaś mi spojrzeć na to z trochę innej strony. Kusi mnie żeby zaproponować pójście do twojego pokoju… ale chyba powinniśmy znaleźć naszą lekarkę zanim wszystkich nas wyślą do piachu - powiedział Black.

- Propozycja mogłaby się skoczyć obcasem wbitym między twoje oczy - odpowiedziała bez śladu zawstydzenie i machnęła mu butem przed twarzą. Była przekonana, że mężczyzna nie mówi poważnie. - Chyba, że lubisz intensywne doznania.

- Może lubię.. Może chcę wybadać z kim mam do czynienia. W każdym razie wyobrażam sobie lepsze doznania niż obcas wbity między oczy, więc zapomnijmy o całej sprawie i chodźmy do środka
- wskazał na budynek hotelu.

- Często starasz się zapomnieć o nie do końca wygodnych sprawach zamiast stawić im czoła? - ciągnęła temat gdy wracali do hotelu?

W odpowiedzi zaśmiał się krótko i pokręcił lekko głową.
- Jesteś jakimś psychologiem czy co? Uwierz mi.. zapomnienie dla mnie byłoby błogosławieństwem - przytrzymał jej hotelowe drzwi i puścił przodem.

- Nie jestem psychologiem, staram się zrozumieć ludzi. Po prostu. Choć.... warunkowanie działa na wiele osób - uśmiechnęła się jakby sobie coś przypominając. - A teraz pójdziemy do Cassandry i będziemy zachowywać się profesjonalnie to może zasłużymy na nagrodę. Warunkowanie - uśmiechnęła się jak dziecko, które coś przeskrobało.

- Jak sobie chcesz. Powoli mam już dość bezowocnych odpraw - mimo to szedł za kobietą bez oporów zdając sobie sprawę, że nie ma wielkiego wyboru.

Po chwili znaleźli się pod pokojem Cassandry. Natasha zapukała do drzwi, krótko i zdecydowanie.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline