Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2015, 08:42   #83
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Odsiecz wjechała na polanę przy wtórze rżenia koni i trzasku tratowanej roślinności.
- Późno przybywacie, ale przybywacie - rzucił Ethan pod adresem spóźnionych nieco Amazonek, które niby to miały stanowić ich dyskretną straż. Gdyby tylko na nie liczyć, to już by tu leżało sześcioro negocjatorów w charakterze trupów.
Jednak teraz były ważniejsze sprawy, niż wyrażanie ewentualnej krytyki pod adresem spóźnialskich. Trupów sześciu co prawda nie było, ale krasnolud leżał i się nie ruszał.
- Ty kretynie - syknął Ethan, biegiem ruszając w stronę leżącego. - Okazałbyś choć raz trochę rozsądku.

Tymczasem po chwili do krasnoluda podbiegła jedna z Amazonek. Zupełnie ignorujące Ethana pochyliła się nad rannym wojownikiem. Sprawdziła puls. Najwyrażniej Mike jeszcze żył, bo wojowniczka przystąpiła do wypakowywania zawartości swojej sakwy. Klęczący przy krasnoludzie Ethan najpierw ściągnął rannemu hełm i skrzywił się. Rana na potylicy wyglądała naprawdę paskudnie.
Nie zawsze byle garnek ochroni nawet taki twardy, krasnoludzki łeb, pomyślał.
- Ty lepiej się modlić, on powinien być już martwy. Niewiele mogę zdziałać. Szamanka potrzebna - rzekła Amazonka ze smutkiem.
Ethan rozsądnie nie powiedział, co sądzi o takim postawieniu sprawy.
- Szamanka jest daleko - powiedział. - Musimy mu choćby odrobinę pomóc, by mógł przetrwać czas potrzebny na uzyskanie prawdziwej pomocy. Nie masz jakiejś maści czy mikstury? Bo wszak nie jesteśmy w stanie sprowadzić tu szamanki. Musimy go tam ostrożnie zawieźć.
- Zrobię co mogę - odpowiedziała wojowniczka. - Po wszystkim i tak musimy go przetransportować do stolicy - dodała.
- Przynajmniej na dywanie będzie miał łagodniejszą podróż niż na wozie - westchnęła Amelia. Michał szarżował, szarżował, aż w końcu się doigrał. Gdy Amazonki nie patrzyły, pod pozorem sprawdzania jego stanu dyskretnie przeszukała mu kieszenie czy na pewno ma przy sobie swój kamień duszy; najlepiej gdzieś blisko ciała, by nie zdjęto go wraz z ubraniem.
Ethan skinął głową. Zastanawiał się, czy Michał, nawet wspomagany leczącymi miksturami, zdoła przetrwać parugodzinną podróż do stolicy.
No i, nie da się ukryć, jego wiara w potęgę magicznych maści nieco się podłamała.

Po rozstaniu z Amazonką Kane dokuśtykał do towarzyszy.
- Aż tak źle z naszym krasnoludem? - zapytał wojownik. Natomiast w myślach analizował sytuację. Kurcze ledwo co ruszyliśmy, a już jeden z nas otarł się śmierć. Nieźle się zaczyna ta cała przygoda - pomyślał sobie.
- Mogę wam jakoś pomóc?
Ethan pokręcił głową.
- Zrobiliśmy wszystko, co można było zrobić. Teraz pozostało nam tylko czekać.
Uniósł głowę i rozejrzał się w poszukiwaniu Cethis.
Cethis właśnie zbliżała się do grupy.
- Co z nim?- zapytała, gdy tylko podeszła, wskazując na krasnoluda
- Jeszcze żyje - odparł Ethan wstając. - Ale... - Nie dokończył. Minę miał ponurą. - Potrzebny byłby ktoś o umiejętnościach dużo większych, niż nasze.
- No to mały wojownik ma szczęście. Chyba wiem, kto może mu pomóc. Poczekajcie sprowadzę Taima - powiedziała Amazonka, po czym pobiegła z powrotem w stronę rzeki

Amazonka wróciła oczywiście w towarzystwie wysokiego czerwonoskórego. To plemię najwyraźniej też lubiło tatuaże. Na jego ramieniu Taima widniał krokodyl z rozwartą paszczą. Tubylec był młodym chłopakiem, z czarnymi długimi włosami. Sądząc po jego wyglądzie, niewątpliwie musiał się podobać kobietom. Na sobie miał tylko brązowe spodnie.
Czarownik pochylił się nad leżącym krasnoludem i złożył obie dłonie na ranie wojownika. Potem zaintonował jakąś pieśń. Trwało to może z minutę lub dwie. Kiedy cofnął dłonie widać było, że rana się zasklepiła. Po chwili powiedział coś do Cethis.
- Taim mówi, że będzie żył, ale warto by zajął się nim bardziej doświadczony szaman niż on sam - przetłumaczyła Amazonka.
- Podziękuj, proszę, w imieniu naszym i naszego przyjaciela - odparł Ethan. - Teraz jestem pewien, że wyrwiemy go z objęć śmierci.
- Przekażę. Wasz przyjaciel zostanie zapewne przetransportowany do stolicy. Tam już się nim zajmą. - odpowiedziała Cethis
- To bardzo dobre wieści - odparł Ethan. - Raz jeszcze dziękuję.
- Gdyby nie jego stan - dodał - to można by powiedzieć, że nieźle nam poszło. Dzięki tobie przede wszystkim. - Doszedł do wniosku, że może podbudować nieco ego Amazonki.
- Wykonywałam tylko swoje obowiązki, sama nie dałabym rady. Doceniam waleczność całej waszej piątki. A teraz wybaczcie muszę kontynuować dalsze rozmowy - opowiedziała Amazonka dość beznamiętnie, po czym skierowała jeszcze parę słów do Taima i wspólnie odeszli w stronę rzeki.
- Wzruszyłem się - mruknął Ethan. - Dziękuję w imieniu służby - dorzucił cytat znany mu z filmów.

Amelia nie skomentowała. Ważne było, że zwiększyły się szanse Michała na przeżycie. Humory Amazonki średnio ją obchodziło, podobnie jak to, że to ona ustalała szczegóły z dzikimi - w końcu znała się na tym o wiele lepiej. Fakt, że w imieniu Amazonek negocjacje mieli prowadzić oni - obcy - wydawał jej się dość abstrakcyjny. Mediacje to co innego…Chyba jednak Taim nie był tym szamanem i którego im chodziło, skoro mówił o potężniejszym od siebie. Następne słowa Ethis potwierdziły te przypuszczenia.
- Słuchajcie wszyscy, mam dobre wieści. Wielki szaman zgodził się z nami spotykać w najbliższej wiosce. Z tego co mówił Taim, spodziewał się gości z daleka. Podobno duchy przodków mu o tym powiedziały… No to co? Zbieramy się i w drogę - rzekła Amazonka.
- Jak będzie wyglądać sprawa transportu przez rzekę? - spytał Ethan. Nie był pewien, jak ich rozmówcy zareagowaliby na stado latających dywanów. - I jak daleko jest tamta wioska?
- Po pierwsze musimy, przeprawić się przez rzekę. Nie będzie problemu, bo mamy łodzie. Tak się składa, że domyślam się, gdzie jest ta najbliższa wioska; jeszcze jakiś czas temu należała do nas. Zanim słońce znajdzie się wysoko na niebie powinniśmy już tam być. Z tego co pamiętam to droga nie będzie możliwa do pokonania za pomocą dywanów-odpowiedziała Cethis
- W takim razie pakujemy się i w drogę - powiedział Ethan. - Spakuję tylko rzeczy swoje i naszego rannego wojownika i możemy ruszać.

Po chwili namiot Ethana był zwinięty, a bagaże Mike’a spakowane. Ethan zatrzymał się na chwilę przy czekającym na transport krasnoludzie.
- Wracaj szybko do zdrowia - powiedział, chociaż wiedział, że Mike go nie słyszy. - Przyjedziemy po ciebie i ruszymy dalej.
Dotknął lekko ramienia leżącego, co miało zastąpić uścisk dłoni.
Zabrał swoje manatki i ruszył w stronę brzegu.

Kane podobnie jak wcześniej Ethan przed wyruszeniem w drogę przyszedł sprawdzić czy krasnolud jest dobrze przygotowany do drogi i czy niczego mu nie brakuje. Wiedział, że nieprzytomnemu towarzyszowi było raczej wszystko jedno ale miał przez to poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Dodatkowo do jego świadomości dotarł peweim ważny fakt. Przygoda przygodą i jest fajnie, ale to też jest prawdziwe życie ze wszystkimi jego zagrożeniami nawet z zagrożeniem życia. To już nie było RPG - to się działo live.
Poklepał nieprzytomnego Mike’a po ramieniu.
- Niech moc będzie z tobą przyjacielu - zacytował ze bardzo znanego filmu i ruszył za resztą drużyny.

Amelia nie powiedziała nic. Miała mieszane uczucia co do zostawiania tu Michała; a może bała się, że nie będą mieli już po kogo wracać? Wzdrygnęła się. Jeszcze raz sprawdziła, czy krasnolud ma przy sobie swój kamień - powiesiła mu go na szyi w zdobytym jeszcze na statku mieszku i przykazała Amazonkom nie zdejmować go pod żadnym pozorem, wciskając im jakąś opowieść o potężnym krasnoludzkim amulecie, który obciąży klątwą każdego, kto zechce go sobie przywłaszczyć nawet na moment. Zarzuciła na plecy plecak, dywan i ruszyła w stronę łodzi.
 
Sayane jest offline