Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2015, 23:37   #36
Karmazyn
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Pieniążki i Żelazna Dłoń

Schludność sektora czwartego sprawił, że Grajek czuł się, jakby tutaj nie pasował. Szczególnie, że znów miał na sobie swój poszarpany płaszcz. Jednak szybko przestał się tym przejmować, bowiem miał przed sobą kolejny problem. Numeracja była podobna do tej, występującej w jego dzielnicy. Jednak tam co najwyżej trzeba było wejść na ostatnie piętro, a tutaj… Mężczyzna miał szczęście, że miał dobrą pamięć i każdą platformę odwiedzał tylko raz. Zaoszczędził na tym dużo czasu, ale i tak dość długo szukał właściwego sklepu.
W końcu go znalazł. Owoce i żywność nie do końca było tym, czego gitarzysta szukał, ale postanowił zaryzykować. A nuż zostanie zaskoczony. Nacisnął klamkę i wszedł do środka. Gdy tylko zagrała muzyczka, po plecach Grajka przeszedł dreszcz. Jeśli jakimś cudem uda mu się tutaj znaleźć zatrudnienie będzie musiał kupić jakiś odtwarzacz muzyki ze słuchawkami, by nigdy więcej jej nie słyszeć.
Homaroczłek stojący za ladą sklepu z żywnością… Nie no spoko, jego nauczycielem był szczurołak, a gdzieś w swojej dzielnicy widział chodzącego na dwóch — i to przednich — kopytach jednorożca. Kto by się tym przejmował. Ale gdy usłyszał słowa Homiego, przez chwilę zastanawiał się, czy po prostu nie wyjść. Jednak skoro tyle się namęczył, by tutaj dotrzeć…

- Ja nie po zakupy. Ja w sprawie ogłoszenia o pracę. Chciałbym zarobić trochę pieniążków… Jaki zakres obowiązków wiązałby się z pracą w tym sklepie? - zapytał Grajek, patrząc się na szczypcorękiego.
- Ooo pracownik! - Wąsy Homara poruszyły się gwałtowniej z zaciekawieniem, a jego wolny szczypiec zaklaskał lekko. - Czyli też lubisz pieniążki! Zarabianie pieniążków jest ważne, pieniążki są ważne. -stwierdził, wyłaniając się zza lady. Był trochę pulchny, poruszał się dość pokracznie i niezgrabnie, zapewne mistrz Grajka porządnie by go przegonił po siłowni. - Jestem Homie! -przedstawił się, idąc w stronę Grajka. - Potrzebuje kogoś, kto by dostarczał moje wspaniałe towary do pien...klientów! Dużo osób lubi te pyszne rzeczy, ale nie ma czasu tu przychodzić, przez co ich pieniążki się marnują, bo nie są u mnie! -wyjaśnił.
Pierwsze wrażenie nie okazało się jednak błędne. Nie zanosiło się, żeby praca u Homiego pozwalała nie tylko zarobić, ale rozwijać też ciało. Dostarczanie jedzenie nie powinno należeć do jakiś specjalnie wymagających zadań. No, chyba że biorąc pod uwagę starania, by jedzenie nie zmieniło się w mokrą plamę. Chyba, że...
- Posiadasz pojemniki odporne na wstrząsy? - zapytał homara, modląc się w duchy, by ten nie użył w odpowiedzi słowa pieniąż… No tak, powinien się zapytać też o wypłatę… Niech to szlag. - Jak duży obszar jest do obsłużenia i jak dużo będę zarabiał? Jeśli oczywiście zdecyduję się na pracę tutaj.
- Mam najlepsze towary, najlepszy sprzęt, to pozwala zarabiać dużo pieniążków! - zapewnił, zachwalając dalej. - Pienią...klienci ze wszystkich pobliskich dystryktów zamawiają u Homiego, wiele pienią...klientów potrzebuje owoców i warzyw. - dodał, jednak kiedy padła kwestia wypłaty, zmrużył podejrzliwie oczy. - Homie może dać Ci trochę pieniążków… zależy, ile ty przyniesiesz Homiemu. Im więcej pieniąż… klientów obsłużysz, tym więcej pieniążków dostaniesz.
- Hm… Te pojemniki to pozwolą dostarczyć jedzenie nienaruszone, bez względu na to, co będę robił po drodze? - zapytał Grajek, który z każdym powtórzeniem “pieniążki” był coraz bardziej negatywnie nastawiony do zostania w sklepie - Bo przyznam szczerze, że zależy mi na połączeniu zarobku z treningiem, a jedyny trening, jaki widzę w tej pracy, może skończyć się dostarczeniem do klienta mokrej plamy.
Homie chyba trochę stracił wątek, nie do końca wiedząc, o co Grajkowi chodzi. Posłużył się więc niezawodną logika i argumentacją.- Tak, tak, pieniążki. Zanosisz i są pieniążki. Dużo dla mnie, trochę dla ciebie, uczciwe i z pieniążkami.
- Tylko jeśli pojemniki nie są odpowiednie, to jak to doniosę, to pieniążków nie będzie. - odparł mężczyzna, westchnąwszy głośno. - Czy dysponujesz pojemnikami, które zapewnią jedzeniu ochronę od wstrząsów?
- Najlepszy pojemniki, by pienią...klienci byli zadowoleni.- wielki Homar pokiwał głową, aż wąsy mu zafalowały.- Homie ma najlepsze towary, dobre, smaczne, zdrowe, potrzebne pieniąż...klientom.
Kolejne westchnienie wydobyło się z ust Grajka.
- To może je wypróbuję. Jakiś mała rzecz, by później nie było, że zniszczyłem. Co ty na to?
- Hymm... ale jak zniszczysz, dasz mi pieniążki! -ostrzegł Homie, zerkając podejrzliwie na Grajka. - A to dużo pieniążków, bo to najlepszy towar, by pienią...klienci byli zadowoleni. -powtórzył się któryś raz.
- Ha, czyli nie jesteś pewny swoich pojemników? - zakapturzony wskazał palcem na homarzą twarz. Powoli zaczynał żałować, że wszedł do tego sklepu. Powinien się tego spodziewać już po tym, jak usłyszał muzyczkę. A został tutaj chyba tylko dlatego, że nie specjalnie mu się uśmiechało zapierdzielać przy kowadle cały dzień.
- Skoro nie jesteś pewny, że nie uszkodzę jedzenia, to chyba nie mamy o czym rozmawiać.
- Najlepszy towar, najlepszy. Nie da się zniszczyć. -zaprzeczył od razu Homie. - chodź pienią… kliencie. Homie Ci pokaże. Nie ma się po co martwić. Wszystko będzie dobrze, pieniążki będą mogły tu zostać! - zaczął zapewniać, ruszając swym pokracznym krokiem w głąb sklepu.
“I gadaj tu z takim” - rzucił w myślach Grajek, ruszając za homarem, chociaż w głębi siebie wolałby odwrócić się i wyjść.
Homie poprowadził Grajka za ladę, gdzie na chwilę go zostawił i zniknął w magazynie. Po powrocie w jego szczypcach znajdowało się zaś solidnie i ładnie wyglądające pudło.



Grajek widywał już takie pojemniki w mieście. Popularne i solidne. Umieszczało się w nich przedmiot, potem ustawiało odpowiednie parametry, a mechanizm sam dbał o odpowiednią temperature, wygłuszenie wibracji i tym podobne. Nie była to, co prawda najlepsza firma, jednak pare podrzuceń zapewne przetrzyma.
- Skoro jesteś pewien, że to wytrzyma… - nie dając Homiemu szansy na odpowiedź i kolejne powtarzanie “pieniążki”, Grajek pochwycił pojemnik. Przez chwilę mu się przyglądał, starając się zrozumieć dokładnie sposób, w jaki należy go ustawić, by spełniał odpowiednio swoją funkcję. Następnie wziął z lady pierwszy lepszy produkt i wsadził go do środka.
- Jeśli z tym sobie nie poradzi, to nie mamy o czym dalej rozmawiać. rzucił jeszcze do homara.
Mężczyzna ustawił się twarzą do ściany. Zrobił kilka kroków w tył i ruszył biegiem. Tuż przed przeszkodą wysunął nogę przed siebie, dzięki czemu na chwilę zamienił rolami podłogę i ścianę. Całość zakończył zgrabnym przewrotem w powietrzu i lądowaniem na ugiętych nogach.
- No to co, sprawdzamy? - rzucił z szerokim uśmiechem w stronę właściciela sklepu.
- Pieniążki, pieniążki! - załkał przerażony Homar, chwytając się w miejsce gdzie zapewne miał serce. Osunął się lekko, widząc akrobacje Grajka, a lepki pot zrosił jego czerwone czoło. Szybko doskoczył do pudełka i otworzył je by sprawdzić zawartość. Na szczęście dla jego zdrowia, produkt był nienaruszony. - Tak się pieniążki, nie robi, pieniążki. -wydyszał. - Trzeba szybko do pieniąż...klientów dostarczyć, ale nie po ścianach! -zaskrzeczał na Grajka.
- Ale jeśli będę przemieszczał się po ścianach i dachach, to w niektóre miejsca będę mógł dostać się szybciej. I nie będę tak narażony na ataki jakichś dresów. - Tym akurat mężczyzna się nie przejmował, ale argument jak argument. - No i ile firm oferuje dostarczenie jedzenia do okna klienta, a nie do drzwi? – zapytał, bacznie przyglądając się homarowi - A bycie konkurencyjnym oznacza…
-Pieniążki… - dokończył, pocierając szczypcami o brodę w zamyśleniu. - Hrmrmrmrmr. - zamyślił się, wydając dziwaczny pomruk. - Myślę, że mogę dać Ci szansę… okres pieniążko...próbny! -dodał, przypominając sobie słowo.
- No to załatwione. - stwierdził Grajek. Nie można było powiedzieć, by był tym jakoś szczególnie uszczęśliwiony. Przebywanie w sklepie będzie traktował jako przymus. Na szczęście pudełko powinno pozwalać brać kilka zamówień naraz. Oby jak najdalej. - Jutro jak zacznę, pasuje?
- Tak, taka jutro rano, będą zamówienia od pieniąż...klientów! -przytaknął energicznie Homie.
- To zjawię się z samego rana. Do zobaczenia. - rzucił półelf, opuszczając szybko sklep.
Na zewnątrz wziął kilka głębokich wdechów. Zastanowił się co zrobić dalej. Treningi u mistrza pozwoliły mu doskonale określić swoje możliwości. Wiedział, że praca u homara nie wyczerpie ich znacząco. Mógł sobie pozwolić na jeszcze jedną. Ale wtedy pewnie musiałby odpuścić szkolenia u Shu. No cóż, szczurowaty zrozumie, szczególnie że Grajek miał zamiar połączyć zarabianie pieniędzy z treningiem. Skoro pracę, gdzie będzie wykorzystywał swą zręczność, już znalazł, to przyszła pora na pracę z wykorzystaniem siły. A lepiej niż kowal nie nadawał się do tego nikt — przynajmniej na tym piętrze. Dlatego też czarnowłosy ruszył w stronę sektora przemysłowego.

Znalezienie kowala nie było trudne i nie zajęło dużo czasu. No może inaczej. Znalezienie pierwszego lepszego kowala nie było trudne. Ale gitarzysta już tego dnia wziął pierwszą lepszą robotę i w kwestii drugiej był bardziej wybredny. Pierwsza selekcja dotyczyła ogólnego wyglądu kuźni. Te sprawiające wrażenie produkujących broń na specjalne zamówienie bogatych snobów zostały skreślone na wstępie. Druga selekcja usuwała te, które nie zajmowały się bronią. Trzecia te zza dużą liczbą pracowników. Kolejne ograniczenia ewentualnych miejsc pracy wymagały już większego zaangażowania.
Gitarzysta chodził od kowala do kowala, pokazywał swoją broń i zadawał te same dwa pytania: ”Co może mi Pan/Pani powiedzieć o tym kiju?” i ”W jaki sposób można go ulepszyć?”. Tutaj pojawił się problem, którego czarnowłosy nie przewidział. Żadna odpowiedź nie była wystarczająco zadowalająca. A pozostała tylko jedna kuźnia. Przywodziła Grajkowi na myśl własne mieszkanie. Potrzebowała remontu, ale widać nikt się tym specjalnie nie przejmował.
Mężczyzna niepewnie wszedł do środka. Wnętrze — na tyle na ile mógł ocenić kompletny laik w dziedzinie przerabiania metali — było utrzymane w czystości. Narzędzia poukładane według wielkości wisiały na jednej ścianie. W palenisku huczał ogień. Obok stało kowadło, przy którym pracował…



postawny, choć niespecjalnie wysoki mężczyzna. Ciepło nie sprawiało na nim najwyraźniej wrażenia, bowiem jego tors tylko niedbale skryty pod kowalskim fartuchem. Włosy okalały łysy czubek głowy, a gęsty zarost zakrywał dolną część twarzy. Jeśli nie był krasnoludem, z pewnością wielu brało go za przedstawiciela tej właśnie rasy. Kowal nie zareagował na pojawienie się obserwatora. Dopiero gdy skończył swoją aktualną pracę, spojrzał na Grajka.
- Wiesz, że w niektórych światach za samo wejście tutaj dostałbyś w ryj? - przywitał się.
- Nie wydaje mi się, bym był na tyle masochistą, bym tutaj wchodził, gdybym o tym wiedział. A można wiedzieć, z jakiego powodu bym dostał?
- Uszy. - Słowo to zostało wypowiedziane tonem, jakby wszystko miało wyjaśnić.
- Co uszy?
- No spiczaste są. - padło kolejne wyjaśnienie, wnoszące do zrozumienia przez gitarzystę problemu tyle samo co wcześniejsze. Na szczęście kowal zauważył wyraz twarzy swojego rozmówcy i kontynuował. - Widzę, że też pochodzisz z normalnego świata. Bo widzisz, niektóre krasnoludy i niektóre elfy ubzdurały sobie, że się nie będą lubić tylko dlatego, że należą do takich, a nie innych ras. Ja w tym większego sensu nie widzę. Pierwszego elfa, z jakim miałem do czynienia spotkałem w Wieży i był fajnym kolesiem. Za to pierwszemu krasnoludowi tutaj dałem w ryj, bo działał mi na nerwy.
- A, teraz rozumiem. Rasizm. Ale ja nie jestem elfem, tylko półelfem. - sprostował pewną nieścisłość Grajek.
- Myślisz chłopcze, że ktoś by się tym przejmował? - krasnolud zaśmiał się. Przypominało to serię wystrzałów z armaty. - Sam ledwo co różnicę widzę, a jestem trzeźwy. Ale mniejsza o to. Przyszedłeś w końcu po co innego prawda?
- A tak, zgadza się. - czarnowłosy wyciągnął przed siebie swoją broń - Co może mi Pan o niej powiedzieć? - powtórzył po raz kolejny to pytanie.
Łysy wziął przedmiot do ręki i bacznie mu się przyglądał, obracając między palcami.
- Metalowy kij od mopa, który ktoś zmodyfikował. - padła w końcu odpowiedź.
Nie różniła się ona od tych, które Grajek słyszał u innych kowali. Jednak istotne było drugie pytanie: - W jaki sposób można ją ulepszyć?
- Powiem tak. Jak chcesz by była zabójcza, to naucz się nią właściwie władać. Choćby najlepsza broń w rękach beznadziejnego wojownika jest gówno warta. Natomiast jeśli chcesz wsadzić w ten kijaszek kilka sztuczek, które naturalnie nie przystają honorowemu wojownikowi, ale za to pozwalają przeżyć w Wieży, to podaj kwotę i co chcesz mieć.
- Jest Pan pierwszym odwiedzonym przeze mnie kowalem, który stwierdził coś takiego. Inni oferowali mi wymianę na jakąś lepszą broń. - odparł Grajek, wyraźnie zadowolony.
- A u których kowali byłeś młody? - zapytał krasnolud.
- U tych, co nie wyglądali na robiących bronie dla bogatych dupków i niemających za dużo pracowników. - odpowiedział gitarzysta, drapiąc się po głowie z lekkim zakłopotaniem.
- To wszystko wyjaśnia. To są dobrzy rzemieślnicy, nie zaprzeczam. Ale popełniają jeden błąd. - łysy mężczyzna wziął kawałek metalu i wsadził w ogień. - Uważają, że dobrą rzecz, wykuje się tylko z dobrej jakości materiału. A to nie prawda. - Rozgrzany metal został położony na kowadle. Krasnolud wziął ze ściany jeden z młotów, nawet na niego nie patrząc. - Sztuką jest wykucie dobrej rzeczy, z byle jakiego materiału. - Młot uderzył w metal, a później jeszcze raz i jeszcze raz. Ruchy kowala były płynne, widać było, że zna się na rzeczy. Gdy skończył, oczom Grajka ukazało się niewielkie ostrze, niczym od noża kuchennego. Krasnolud wziął je w dłoń. - Widzisz, stworzyłem to z czegoś, co inni uważają za odpady. Jeszcze tego nie naostrzyłem, ale… - Delikatny ruch ręką i przedmiot wbił się w ścianę przelatując tuż obok głowy czarnowłosego. - Widzisz? Nie musiałem być taki delikatny, bo tego, z czego to zrobiłem mam dużo.
Gitarzysta był wyraźnie zadowolony z pokazu. No i fakt, że nie miał ochoty połamać krasnoludowi kości, też dużo znaczył. Nie to, co u Homiego.
- To kiedy mogę zaczynać?
- Co zaczynać? - tym razem kowal był zaskoczony.
- Pracę jako Pański asystent.
- Ty jako asystent kowala? - Bateria armat znów wystrzeliła, gdy krasnolud się zaśmiał. - Przecie ty bardziej na muzyka wyglądasz niż na kowala. Wiesz w ogóle, jak się trzyma młot?
- A bo jestem muzykiem. Konkretnie gitarzystą. A to akurat wiem. I w sumie tylko tyle, jeśli idzie o kowalstwo.
- I ty chcesz być kowalem? Żartujesz sobie?
No cóż, fakt braku doświadczenie był pewną niedogodnością. Ale Grajek i na to miał odpowiedź. W sumie podsunął mu ją sam krasnolud.
- Bo nie sztuką jest zrobić z kowala dobrego kowala. Sztuką jest zrobić z byle kogo dobrego kowala. - powiedział, uśmiechając się.
- Ty młody, ja cię chyba jednak jebnę tym młotem w łeb, bo na za dużo sobie pozwalasz. - wyraz twarzy łysego jednak wskazywał, że ten żartuje. - Ale wiesz. To będzie jak z tym materiałem. Nie będzie zmiłuj się. Będziesz zapierdzielał cały czas, a jak do domu wrócisz, to nie będziesz miał siły się nawet podetrzeć, tylko od razu walniesz się na łóżko. No i kredytów za dużo nie dostaniesz, bo sam mało zarabiam. Pasują ci takie warunki?
- Tak. Mój mistrz mnie dość mocno trenuje, więc jak zrobię przerwę w ćwiczeniach, to powinienem przeżyć. A na kredytach mi nie zależy. Wolałbym, by w ramach zapłaty ulepszył pan kij.
- Hm… Niech będzie. I nie nazywaj mnie Pan. Jestem Grombir Żelazna Dłoń, a ty młody?
- Ja jestem Grajek. To jutro na popołudniową zmianę może być?
- Może. Tylko się nie spóźnij, bo stracisz zęby.
- Tak jest! - czarnowłosy zasalutował zamaszyście. - To do jutra. - odwrócił się i opuścił kuźnię.

Grajek skierował się z powrotem do swojego sektora. Plany na ten dzień zrealizował. Pozostał jeszcze trening u mistrza Shifu, pewnie ostatni przez kilka najbliższych dni. Co prawda miał zamiar spotkać się jeszcze z Maką, ale postanowił odłożyć to w czasie. Jeszcze dziewczyna specjalnie dla niego przestałaby być pacyfistką i postanowiła zrobić mu krzywdę. A właśnie ten pacyfizm sprawiał, że blondynka interesowała czarnowłosego. Chociaż raczej to jak odnajdzie się w realiach Wieży.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline