Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2015, 18:28   #41
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Tura 4

Sytuacja nie była aż taka zła? Skądże znowu! Była opłakanie tragiczna! Wszyscy mądrzy już dawno byli tak daleko od całego zamieszania, że nawet zapomnieli o tak niebezpiecznym miejscu. Zostali sami samobójcy a Ruda, jako ostatnia z mądrych, zrewidowała otoczenie, podsumowała wszystkie za i przeciw: mordujące wszystko orcze wojska, olbrzymy rzucające kawałkami budynków wielkości krów, burze i błyskawice strzelające w to, co się napatoczy. Pół biedy, gdyby walka odbywała się na samym szczycie nasypu. Nieszczęśliwie dla niej, przesunęła się pod jej nogi. Tuląc swoją niezaładowaną lekką kuszę, i niestety bez swojego sztyletu, wzięła nogi za pas. Nie była na tyle głupia, by pakować się specjalnie w sam środek wojny strzało-błyskawico-kamiennej. Wielkie fruwające argumenty przemawiały wystarczająco do niej, jako osoby, która nie była samobójcą. Przed latającymi budynkami mogły ją uchryonić tylko nielatające budynki. Pognała spanikowana do pierwszego zaułku wskakując za róg i ratując w ten sposób swoją skórę.

Nawet z daleka gigant nie wyglądał zachęcająco, a kiedy kilkoma szybkimi krokami zbliżył się na odległość wyciągniętej łapy do Brzoskiwni dolatujący od niego zapach i nieskoordynowane gesty ostatecznie przekonały najemniczkę, że nie zależy jej na pogłębianiu znajomości z olbrzymem, chociaż on sam aż palił się do pogłaskania kobiety. Pięścią po głowie.
- Zmykamy. - zadecydowała Brzos, łapiąc szczeniaka z kołnierz i skacząc po kamieniach w dół. Za sobą słyszała wściekły ryk stwora, wyraźnie niezadowolonego, że omija go szansa na zyskanie przyjaciół na całe życie.
Do uliczki dotarła bez problemów; zatrzymała się tylko na chwilę, żeby zobaczyć, co robi gigant... i to był błąd. Rzucona z góry cegła walnęła ją w pierś z taką siłą, że na chwilę Brzoskwinia zobaczyła niebiosa i cały zasiadający na nim panteon. Niektórzy bogowie robili głupie miny... a jakiś cherubinek szarpał ją za nogawkę, śpiewając anielskie pieśni... a nie. To był Wróbel, z paniką w oczach wskazując drugą stronę uliczki, gdzie znajdowały się stragany. Rozciągnięte na kijach stare płótno zapewniało raczej kiepską osłonę przed latającymi fragmentami ścian, ale lepszy rydz niż nic... Nie czkając na dalszy rozwój wypadków, najemniczka (z żalem) otrząsnęła się radosnych wizji i ciągnąc za sobą gówniarza, dała susa do tej prowizorycznej kryjówki.

Ostatni ork z regimentu łuczników zasypywał strzałami walczących poniżej najemników. Kątem oka dostrzegł uciekającą Brzoskwinię, która pod pachą trzymała małą futrzaną kulkę, która po bliższych oględzinach okazała się być jednym z Wróbli. Łucznik wziął głęboki wdech, uspokajając rytm serca i przygotowując się do oddania morderczego strzału. Miał już spuścić strzałę z cięciwy, gdy nagle spostrzegł coś jeszcze bardziej dziwnego - błysk jaskrawego, zielonego światła z lewego narożnika uliczki.

Zignorował go. Wypuścił strzałę na sekundę przed tym jak magiczny pocisk wystrzelony z rąk Randala trafił go w odsłoniętą pierś. Strzała martwego już orka dosięgła swego celu, lecz wzmocniona magią mithralowa kolczuga Brzoskwini wchłonęła impet uderzenia jakby była wykonana z grubych stalowych płyt - po pocisku została tylko niewielka dziurka w płaszczu kobiety.

Jeden z olbrzymów – ten, który do tej pory znajdował się poza zasięgiem błyskawic elfa – przykuł jego uwagę.
Spiczastouchy złapał oburącz swój kostur i ponownie zwrócił swoje spojrzenie ku sklepieniu niebieskiemu. Chmury jeszcze nie zdążyły rozrzedzić się po poprzednim ataku, kiedy znów przyszło im skłębić się w jedną ciężką, złowieszczą strukturę.
Gdy elf uderzył kosturem o ziemię, w tym samym czasie trzecia już błyskawica spadła z nieba, rozdzierając gęstą atmosferę walki i z hukiem uderzając w olbrzyma i przeszywając całe jego ciało.

Szept już miał pobiec rżnąć bliższego którejś ze ścian giganta, kiedy tamten zwrócił uwagę na barbarzyńcę. Uwaga ta ważyła z tonę i miała postać pięści lub pałki przeciwnika. Gary’emu ciężko było ocenić, bo zobaczył nagle wszystkie gwiazdy i poczuł jak przeskakuje mu szczęka. Udało mu się jednak ocknąć na tyle, by odpowiedzieć bohaterskim cięciem w kostki. Gigant mógł górować nad dhampirem, ale każdy miał jakieś słabe miejsce, a atak na kostki i kolana był jedną z najstarszych krasnoludzkich technik wykorzystywanych przeciw większym rasom. Nie widział więc powodu, by nie użyć czegoś, co ratowało kurduplom tyłki od wieków. Zamaszyste cięcie dosięgło nogi, ponownie brocząc ostrze krwią, a gigant zdawał się jej mieć o wiele za duże zapasy, nawet jak na gust dhampira. Gigant cały impet wytracił na gigantyczny dzwon, jakim poczęstował Szepta, więc półnieumarły uwijał się jak w ukropie, byle tylko wykończyć górę mięsa. To był prosty świat, który Gary doskonale znał, zabij, lub zostaniesz zabity. Po wydawałoby się nieskończoności, okaleczona noga stwora osłabła i przyklęknął na nią. Na to tylko czekał barbarzyńca, szybciej niż gigant mógłby się tego spodziewać, najemnik wbiegł pomiędzy ręce członka klanu Wiele Strzał, udo wykorzystał niczym trampolinę, by wybić się jedną nogą, drugą od przerośniętego biodra, by znaleźć się tuż nad głową orczej żywej machiny oblężniczej, ciął mocno oburącz. Razem z ciosem spadła cała wściekłość, jaka teraz przepełniała Szepta i dało się usłyszeć naprawdę rzadki dźwięk, ryk Gary’ego.



Ciężko było stwierdzić czy triumfalny, na widok pękającej na dwoje niczym dojrzały arbuz głowy wroga, czy też agonalny, kiedy skotłowana masa giganciego trupa i dhampira spadła na gruzowisko i przestała się ruszać. Całkowicie. Ciężko było stwierdzić czy przelatujący obok głaz, rzucony przez ostatniego giganta, lub ogromny ciężar walącego się trupa dokończył sprawy, czy też Gary zrobił sobie przerwę na obiad. Kłębowisko ruszyło się na chwilę, dając złudną nadzieję że krwiożerczy najemnik dalej żyje, ale były to jedynie rzucające się w konwulsjach gigancie nogi.
 
Proxy jest offline