Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2015, 19:04   #2
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację

Amias Amicus, bo tak zwał się ten niegdysiejszy podoficer siedząc w jednej z miejscowych tawern zachodził w głowę jak się wygryźć z tego zapomnianego przez szczęście miejsca. Jedyna opcja jaka klarowała mu się w głowie to było wyruszenie w świat. Ponura i niebezpieczna perspektywa, ale innej nie widział. Węsząc jednak okazję do zarobków podszedł do dyskutujących magów zapytać o pracę.

Natychmiast tego pożałował kiedy obarczyli go jadowitymi, drapieżnymi spojrzeniami. Dopiero po bliższym przyjrzeniu dało się rozpoznać do kogo należeli. Do Herezjarchów, najgorszego typu w dodatku, do nekromantów. Jednak, łut szczęścia raczył przynieść podoficerowi misję. Clifton, bo tak miał na imię łysy, chudy brodacz potrzebował pewnych ciężko dostępnych ingrediencji. Podążając za myślą przewodnią "Srebro nie śmierdzi" wziął zadanie, a raczej został odprawiony z kwitkiem. Wyjątkowo rozmowni ci nekromanci...

Wiedząc, że będzie potrzebował ludzi zaczął rozglądać się po okolicznych knajpach i tawernach, aż w końcu znalazł dwóch byłych strażników miejskich, aktualnie bez pracy. Wojskowe pagony i odpowiednie słowa zadziałały jak czar jakiegoś zaklęciomiotacza i takim sposobem już we trzech ruszyli na zwiad do zrujnowanego miasta. Nie dane im było jednak zajść daleko, bo jeszcze na ulicy zaczepił ich On.

On, a właściwie Alwyn, handlarz z Mistsummit pojawił się znikąd błagając więc o ochronę przed assassynami Białego Oka płacąc 50 srebrników za dzień ochrony. Amias, człowiek o dobrym, lecz chciwym sercu, zażyczył sobie większej sumy jeżeli mieliby zmienić trasę swej podróży. Kupiec, nalegał jednak by podróżować z najemnikami i podniósł swoją ofertę do stu monet. Rozsądna cena za dzień. Tak więc, we czterech ruszyli w kierunku ruin celem rekonesansu.

Los, jak to los przewrotny bywa i tak oto nie zaszli daleko kiedy znowu na ich drodze przeznaczenie stawiło kolejną przeszkodę ku celu. Nie był to tym razem błagający handlarz, nie był to czarny kot przebiegający drogę. O nie, było to coś znacznie mroczniejszego. Oto bowiem przed zbieraniną ludzi z przypadku i po części z wyboru stanęli trzej mężczyźni ubrani w skórznie.

Przedstawiając siebie jako Białe Oko, a takie oto słowa padły z ich ust.
- Jesteśmy Białym Okiem. Handlarzu, zapłacisz nam tysiąc monet i nie będzie rozlewu krwi.
Amicus z uśmiechem odparł tajemniczym postaciom, że jeżeli są Białym Okiem, to niech okażą honorowy dowód swojej przynależności. Niestety, nie chcieli nic okazywać i ruszyli w kierunku Alwyna z jawnym zamiarem ogrbienia go. Co należy nadmienić, handlarz nie miał zamiaru płacić, toteż schował się za swoich świeżo co wynajętych ochroniarzy.

Pierwszy cios w tej potyczce która miała następnie miejsce padł ze strony Amiasa. Przeciwnik jednak, jak dziki kot uniknął śmiertelnego sztychu. Mała bitwa, trzech na trzech rozegrała się na dobre. Najemnicy, to zakapturzeni byli rażeni na przemian, aż w końcu będący na skraju swojej wytrzymałości najemnik z wrzaskiem opuścił swój miecz na swego przeciwnika powalając go na ziemię trupem. Widząc ten przerażający czyn towarzysze zmarłego rzucili się do odwrotu jak spłoszone konie. Amias poprawiając uchwyt na rapierze cisnął go za jednym z nich przeszywarąc go na wylot. Ostatni zaś, niedobitek w oczach setnika bandyta umknął w las. Nie było co go gonić. Był szybszy, zwinniejszy. Handlarz nie płacił za wycinkę szkodników, lecz za ochronę osobistą. Amicus spojrzał na ledwo dyszącego najemnika i powiedział.

- Dobrze się trzymasz? Dasz radę dojść do miasta? - Dla młodego przywódcy zawsze najważniejsi byli jego ludzie i nie bał się tego okazywać. To była jedna z rzeczy dzięki którym awansował w przeszłości.
- Obszukajmy ich i zgarnijmy fanty. Wracamy do Ravensfall was opatrzyć. - Tu spojrzał na kupca - Zostaniesz pod opieką moich ludzi, szykuj kasę, ja postaram się załagodzić Twój konflikt z Białym Okiem, za opłatą oczywiście, ale... najpierw muszę się co do czegoś upewnić.

Tak, upewnić się było dobrym słowem. Choć był niemalże pewny, że napotkani wrogowie byli nikim więcej jak pospolitymi złodziejami, bandytami. To nigdy nie można mieć całkowitej pewności. Znał Białe Oko. Na tyle, by wiedzieć o podstawach ich kodeksu honorowego. Ci z którymi przyszło im się mierzyć zachowali się na pospolitych złodziejaszków, którzy zasłyszeli o tym, że handlarz popada w paranoje i na tym wzbogacić się chcieli. W duchu liczył, liczył jak tylko umiał, by nie znaleźć monet Białego Oka w rzeczach osobistych zmarłych.... To by zmieniło wszystko i zmusiłoby go do przemyślenia dalszych kroków.
 
Dhratlach jest offline