Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2015, 23:25   #42
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Tura 5

- Blisko było! - sapnęła Brzoskiwnia, wychylając się spod straganu, kiedy “jej” olbrzym tupał we frustracji, że nie może jej znaleźć. Na szczęście nie musiała uciekać się do wykorzystania swojego talentu do profesjonalnego maskowania się i udawać melona.

Walka powoli się kończyła; Gary gdzieś zniknął, drugi olbrzym uciął sobie drzemkę na ziemi... albo się zaczął dzielić na dwa mniejsze; trudno było stwierdzić, skoro najemniczka nie znała się na biologii tych stworzeń. W każdym razie hałas robiony przez giganta na gruzowisku już zaczynał działać kobiecie na nerwy, a dodatkowo mógł ściągnąć nieproszonych gości; jeden już tu się przecież zaszwędał i niestety był to elf, bogowie uchowajcie... Brzoskiwnia postanowiła dokończyć więc dzieła uciszania stwora. Upewniwszy się, że nikt nie patrzy, wypełzła spod skrzynek warzywniaka, przebiegła kawałek ulicy i wystrzeliła w kierunku majaczącego na gruzowisku giganta. Była pewna, że trafiła... i to już trzeci raz. A cholera stała nada na nogach…

Zagrzmiało groźnie, zupełnie, jakby sklepienie niebieskie miało rozerwać się na strzępy, a spomiędzy ciężkich chmur po raz ostatni wystrzeliła błyskawica. Jak strzała przecięła powietrze i uderzyła w kamiennego giganta, rozlewając elektryczny ładunek po całym jego cielsku. Ten zawył z bólu, wykrzywiając swoją wstrętną mordę.
Po tym ataku granatowe kłęby nieco rozrzedziły się, choć pogoda wciąż nie była spacerowa. Elf przestał wpatrywać się w niebo i rozejrzał się po miejscu walki.

Ilość zaścielających pobojowisko trupów zadowoliłaby nawet najbardziej krwiożerczą osobę. Randal do takich zdecydowanie nie należał. No, przynajmniej nie poczuwał się. I bynajmniej nie uważał, że pobojowisko należy udekorować kolejnym truposzem. jednak nie miał zamiaru pozwolić, by ostatni przeciwnik uszedł (nie do końca cało i zdrowo, ale zawsze) z pola walki. W końcu nie pobiegłby na koniec świata i zapadł się w jakiejś norze, tylko wykurowałby się raz dwa i znowu byłyby z nim kłopoty. A do tego mag nie zamierzał dopuścić.
- Sihiri harsashi - zawołał, wskazując giganta.
Cztery magiczne pociski przecięły powietrze i bezbłędnie trafiły w cel, który zwalił się bez życia.

Randal nie interesował się już powalonym przeciwnikiem. Tak szybko, jak pozwalało na to nierówne podłoże, podbiegł do leżącego bez ruchu Verina, wyciągając po drodze fiolkę z miksturą leczącą.
- Verin, co z tobą? - spytał, usiłując sprawdzić, czy przyjaciel jeszcze oddycha.

Gary sięgnął po różdżkę, siłując się z masą przygniatającego go cielska. Zdążył jeszcze rzucić zaklęcie i schować kawałek zaklętej kości do rękawa, nim całkowicie stracił kontakt z rzeczywistością.





Okolica ponownie przerodziła się z chaosu i rzezi, w oazę złudnego, chwilowego spokoju. W tej dzielnicy spokój był właśnie tym, ułudą. Jedynie zsypujące się kamyki i kawałki gruzu wprowadzały większą dynamikę do pobojowiska. Pomiędzy stertami trupów dzieci i orków kręciła się tylko mała grupka trzymających się jeszcze na nogach najemników.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline