Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2015, 16:35   #7
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Tak zeszli do wspólnej izby, w połowie pustej, bowiem wszyscy albo już zdążyli wyjść na zewnątrz, albo jeszcze spali, co było znacznie mniej możliwe. Ameiko nigdzie nie było widać, za to dostrzegli siedzącego przy jednym ze stolików Marcusa. Także bez większości elementów swojej zbroi i płaszcza, wciąż jednak wyglądał jakby szedł na wojnę. Coś w jego posturze i zachowaniu bardzo pasowało do żołnierza. Długi miecz stał oparty o stół. Chociaż włóczni ze sobą nie przytargał. Złowił ich spojrzeniem od razu, zapraszając do stołu, gdzie kończył już posiłek.
- Świt był dawno temu. Miasto rozleniwia - skomentował.
- Czasami należy wypocząć zrelaksować się- odpowiedział Joshua, jednocześnie rozglądając się za kelnerką. Był głodny jak wilk- Jakieś ciekawe wieści z miasta?
Isha przywitała się cicho i usiadła z rumieńcem na policzkach. Wojownik już i tak na pewno się domyślił co to był za relaks. Kelnerka przyszła szybko, zbierając zamówienie. Była tu sama obecnie, wszystkie inne osoby były pewnie zaprzągnięte do przygotowań.
- Duży ruch, ale na razie niewiele się zaczęło. To dopiero po pierwszych mowach. Stawiają stoły, rozkładają kramy - wzruszył ramionami. - Nic ciekawego. Będziesz brał udział w jakiś zawodach?
-Jajecznica na boczku dobrze wysmażonym z cebulką i szczypiorkiem. Do tego szklanka mleka o ile macie świeże. Mamy jakieś przyprawy na stanie?- złożył swoje zamówienie, podpytując o dodatki. Po czym zwrócił się do Markusa.- Zawodach? Szczerze powiedziawszy pierwszy raz jestem w Sandpoint. Nie znam atrakcji tutejszego festynu. Jakie są konkurencje?
Kelnerka odeszła po zebraniu zamówień, także od Ishy, która wzięła w zasadzie to samo co Joshua, a Marcus pociągnął ze stojącego przed nim kufla.
- Ja też jestem tu pierwszy raz, wiem od kupca. Szybkościowe, siłowe, zręcznościowe, zawody w celności. Podobno nie można wygrać nic bardzo wartościowego, ale zawsze warto się sprawdzić.
-W celności to pewnie jakieś strzelectwo lub coś podobnego. Może Isho spróbujesz?-zapytał dziewczyny. - Ja może mógłbym wystartować w tych siłowych, żaden ze mnie człek o sile Trolla. Jednak to tylko zabawa więc czemu by nie spróbować.
- Chętnie sprawdzę jak moje zdolności wypadają przy innych - zgodziła się Isha z uśmiechem, a Marcus skinął głową.
- Próbować można się we wszystkim, tak łatwo odnaleźć słabości do poprawy i poznać swoje silne strony. Doskonałość jest absolutem, do którego powinno się dążyć, tak mawiali moi mistrzowie. Nigdy się jej nie osiągnie, ale droga do niej jest celem samym w sobie.
-Mądrze powiedziane- odpowiedział Joshua- Cóż to byli za mistrzowie, którzy prócz prawideł walki byli i mędrcami?-zapytał całkiem poważnie.
- Starsi mojego klanu - mężczyzna odpowiedział wprost, ale nie wdawał się w szczegóły. - Nauczyciele moi i reszty Klanu Widmowych Kłów. Świat zdążył mi już pokazać, że nie wszystkich mądrości można się trzymać - stwierdził poważnie, ale Isha uśmiechnęła się kącikiem ust. Pewnie to już słyszała.
Kelnerka przyniosła zamówione, cudownie pachnące śniadanie.
Joshua pokiwał głową i zaczął pochłaniać jedzenie.
-Jak zjemy uważam, że możemy śmiało ruszać w miasto. Nie chcemy, żeby coś nas ominęło.

Śniadanie szybko zostało pochłonięte, Isha chyba nawet specjalnie spieszyła się z tym, podekscytowana. Nie było co się dziwić, pierwsze w życiu odwiedziny w mieście i to jeszcze w czasie, gdy było tu więcej ludzi niż zazwyczaj, mogło robić wrażenie. Podziękowali i wyszli na ulicę, w ten słoneczny dzień przesilenia jesiennego. Jutro zaczynała się jesień, ale tutaj ciągle było bardzo ciepło. Po niebie sunęły nieliczne, nie zwiastujące deszczu chmury, a słońce przyjemnie przygrzewało. Dziewczyna objęła Joshuę w pasie, nieustannie rozglądając się wokół. Im bliżej świątyni się podchodziło, tym więcej było do oglądania.
W pierwszej kolejności były kramy, ze wszelkimi dobrami - od słodkich bułek, przez kolorowe tkaniny i ozdoby, aż na wyrobach zbrojmistrzów kończąc. Potem przychodziła kolej na namioty i stoiska podobne wszystkim festiwalom. Można tam było zakosztować ale lub wziąć udział w jakiejś prostej konkurencji. Kapłan zauważył ludzi siłujących się na rękę, przenoszących ciężary, rzucających lub strzelających do celu, chodzących po cienkiej belce czy próbujących znaleźć ukryte kamyki. Były też szykowane większe zawody, ale te miały się odbyć po południu. Wśród nich bieg przełajowy, pojedynki na przeróżną broń, oczywiście typowo treningową i zawody jeździeckie.
Joshua delektował oczy festynem, ludźmi i Ishą. Obejmował również dziewczynę w pasie i wspólnie oglądali atrakcje. Co jakiś czas skradł jej pocałunek i zwyczajnie cieszył się wspólnym dniem. Czas mijał im na leniwym oglądaniu kolejnych atrakcji, podjadaniu słodkości którym czasami ciężko było się oprzeć. Zaproponował zapisanie się na po południowe zawody. Sam myślał o pojedynakach, Isha wybrała strzelectwo. Mimo nalegań Northcliffa, że jeździectwo poszłoby jej równie dobrze jak nie lepiej. Z pomniejszych konkursów które obecnie się rozgrywały wybrał spróbowanie się na rękę.
- Chętnie się z tobą zmierzę w pojedynku, spróbuję się także na wierzchowcu. Mój mi padł dawno temu i zmusił do podróżowania na wozie - Marcus wspominał to wydarzenie z wyraźnym zdegustowaniem. Udał się w celu zapisania się, a Isha w stronę strzelnicy. Na ten czas musieli się rozdzielić, chociaż wydarzenia te rozgrywały się blisko siebie i w przerwach mogli zerkać jak im szło. Dziewczyna przeszła pierwszą rundę, Joshua zaś trafił na krzepkiego, lecz niemłodego już mieszczanina, który podkasał rękawy, siadając naprzeciwko kapłana. Dłonie złączyły się i sędzia dał znak do rozpoczęcia. Mięśnie się napięły, ręce drżały. Przez długi czas trwała wyrównana walka, aż przeciwnik zaczął zdobywać przewagę. To chyba dodało sił Northcliffowi, bowiem spiął się w sobie i zaatakował, nie odpuszczając do końca. Wygrał pierwszą rundę, ledwo-ledwo. Przeciwnik mu pogratulował, chociaż widać było, że nie jest zadowolony z porażki.

Następnym przeciwnikiem miał być natomiast przedstawiciel krasnoludzkiej rasy. Niewielu osobników ras innych od ludzi przebywało w Sandpoint, lecz kilku się znalazło. Jasnowłosy krasnolud był jednym z nich. O ile Joshua chciał kontynuować. Z tego co widział to zdecydowanie nie był faworytem. Jak na razie wielki, szeroki w barach mężczyzna przypominający sylwetką kowala był poza konkurencją. Właśnie pokonał bez większego wysiłku kolejnego oponenta.
Northcliff zdecydował się spróbować, choć przegrana była raczej pewna. Da z siebie wszystko by nie przynieść wstydu i wytrzymać jak najdłużej. Spoglądał w stronę Ishy i miał zamiar podejść do niej po swoich zmaganiach. Na choć trochę większy sukces liczył podczas walk z użyciem broni. Zanim mógł zmierzyć się z mistrzem, musiał wytężyć wszystkie siły z krasnoludem. Niski, ale od razu Joshua poczuł jak twarde ma mięśnie.
Szybko okazało się, że przed jego siłą i wytrzymałością kapłan mógł się tylko bronić. Krasnolud napierał ciągle i z początku utrzymywała się równowaga, aż w pewnej chwili piekące mięśnie człowieka nie wytrzymały i jego przeciwnik mocnym ruchem docisnął dłoń do blatu.
- Ha! - zakrzyknął zwycięzko. - Dobrze żeś próbował, długonogi, ale miękniesz. To pewnie przez dziewkę, za którą się oglądałeś! - zwycięzca roześmiał się i zaproponował piwo pod jednym z namiotów. Niestety Joshua odpadł z rywalizacji.
 
Lady jest offline