Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-04-2015, 17:52   #1
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
[Pathfinder] RotR: Burnt Offerings [18+]



CZĘŚĆ 1: BURNT OFFERINGS


Sandpoint nie kojarzyło się z niczym szczególnym dla kogoś, kto wiele życia spędził na morzu. Umiejscowione tuż przy spokojnej zatoce, ściągnęło głównie prostych ludzi z ich prostymi interesami. Joshua dowiedział się przy okazji wypytywania o drogę i rozmowy z kupcami, że najważniejszym wyrobem z tego miejsca, oprócz zdobyczy morza, było szkło, często bardzo dobrej jakości i misternej roboty. Nie dla niego się jednak tam wybierał. Swojego czasu, będzie z rok temu, poznał pewną poszukiwaczkę przygód. Ameiko, bo tak się nazywała, była pełną życia, energiczną młodą kobietą. Przypadli sobie do gustu, ale zbyt szybko przyszło się rozstać. Pozostało jednak zaproszenie, które po sobie zostawiła jakiś czas później, w jednej z tawern, w mieście, które regularnie odwiedzał statek Northcliffa. Zapraszała na Swallowtail Festival, odbywający się podczas przesilenia jesiennego, 22 dnia miesiąca Rova.
Nie mając już okrętu, na którym musiałby służyć, Joshua postanowił zacząć nowe życie właśnie od tego miejsca.

Podróżując z północnej części Varisii, spóźnił się odrobinę z załapaniem się do ochrony karawan zmierzających do Sandpoint. Wyszło już prawie, że będzie musiał ruszyć sam, licząc, że kogoś dogoni, gdy spotkał Starego Gobbo. Kupiec posiadający zaledwie wóz z fajerwerkami i łakociami zaprzężony w dwa kuce, również był nieco spóźniony, co doskonale nadawało się do negocjacji. Stanęło na jedzeniu i złotej monecie na dzień, co przekładało się na dziesięć łącznie plus pięć jak wóz uda się doprowadzić w całości i bezstratnie.
I tak więc jechali, wymieniając się opowieściami, w czym gadatliwy Gobbo był bardzo dobry. Pogoda wciąż była letnia, delikatna bryza docierała na trakt z zatoki, a słońce przygrzewało przyjemnie. Nic ani nikt nie zaatakowało, okolica od dość dawna nie uznawana była za niezwykle niebezpieczną.

Zbliżał się zachód, 21 dnia Rovy. Idealny czas, aby dotrzeć do miasta przed zaczynającym się następnego dnia festiwalem. Wjechawszy na jedno ze wzgórz, ujrzeli już nie tak odległe zabudowania Sandpoint i zjeżdżając w nieduży zagajnik wiedzieli, że wieczorem napełnią brzuchy ciepłą strawą i dobrym napitkiem, a nocować przyjdzie im w znacznie wygodniejszych łóżkach. O ile znajdą się takowe dla spóźnialskich.

Zanim tak się stało, wjechali do lasu, mijając kolejny zakręt. Kilkadziesiąt metrów przed nimi rozgrywała się scena klasycznej zasadzki. Przewrócone drzewo blokowało stojący przed nim, zaprzężony w jednego konia kryty wóz, a z lasu wyskakiwały małe, bure istoty w łachmanach i fragmentach zbroi.
- Gobliny! - pisnął Gobbo, ściągając wodze i zatrzymując wóz. Kuce prychały zdenerwowane, ale nie wyglądało na to, że małe istoty chcą ich atakować. Skupiały się na tamtym wozie, z którego wyleciał jakiś pocisk, a wkrótce też zeskoczyły dwie osoby. Kobieta i mężczyzna sądząc z ich odmiennych postur, ale z tej odległości niewiele więcej dało się stwierdzić. Napastników było więcej, pewnie około dziesięciu, ale nie dało się ich wszystkich dokładnie zliczyć.
 
Lady jest offline  
Stary 15-04-2015, 15:23   #2
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Sandpoint już sama nazwa go intrygowała. Nie był specjalistą od języków ale “punkt na piasku” brzmiał dość wymownie. Zważywszy, że kilka miesięcy temu obudził się na piasku plaży właśnie… Co było punktem zwrotnym jego życia. Czyżby to miasto miało być kolejnym ważnym miejscem? Cóż z pewnością było punktem nowego startu w jego życiu. Do miasta jechał spóźniony i ze sporym szczęściem, Gobbo był ratunkiem dla jego nóg jak i kiesy. Na szybko zawarta umowa wydawała się igraszką. Ochrona na trasie która była uważana za bardzo bezpieczną. Gdy dotarli do zaatakowanego wozu, uśmiechnął się pod nosem. Musiało trafić na niego..

- Masz jakąś kuszę albo łuk?-zwrócił się do Gobbo, jednocześnie zrzucił z siebie swój podróżny ciemnozielony płaszcz. Chwycił tarczę, dużą stalową stalową z eleganckim malunkiem okrętu płynącego w powietrzu. Wtajemniczeni wiedzieli, że to okręt pani piractwa. To właśnie na nim udawała się na łupieżcze rajdy, do krain nieba i samego piekła. Wiernych było jednak niewielu, cześć piratów i kilku kapłanów. Nigdy nie lubił być tam gdzie wszyscy… Zeskakując z wozu wylądował na równych nogach. Lubił eleganckie rzeczy, skórzane buty oficerki były bardzo wygodne. Skóra dobrej jakości roboty jakiegoś elfa, ciekawe czy sprawdzą się równie dobrze w walce. Odruchowo poprawił swoją łuskową zbroję, kaptur i hełm miał zdjęte nigdy nie lubił gdy mu coś przysłaniało widok. Bezpieczeństwo jednak na pierwszy miejscu i teraz szybko to poprawiał czekając na odpowiedź kupca. Gobbo bardziej zajęty był zastanawianiem się jak tu zawrócić wóz na wąskim trakcie. Do odważnych i bojowych pomniejszy kupiec nie należał. Machnął ręką za siebie.

- Gdzieś tam z tyłu! - odpowiedział gorączkowo na pytanie. Joshua przegrzebał prywatne rzeczy kupca, spod jakiś ubrań wyciągając lekką kuszę. Stracił też kilka sekund na odnalezienie pęku bełtów. Sytuacja przy zaatakowanym wozie nie była kolorowa, dwójka broniła się przy jednej jego burcie, odpierając ataki stworów. Ktoś tam jeszcze stał na koźle, zasłoniony przez plandekę wozu, ale widać było wystrzeliwane bełty. Jeden właśnie powalił jednego z goblinów. Nie zmieniało to jednak ogólnej sytuacji tam.

-Masz i strzelaj, zawracanie nic tu nie da. Dorwą nas jak z nimi skończą.-wskazał na grupę przy pierwszym wozie. Sam nie tracił już więcej czasu. Ruszył w las i kierował się w stronę wozu, jeśli więcej goblinów chowało się między drzewami będzie miał okazję je spotkać i być może zaatakować z zaskoczenia. Jeśli nie na co w duchu liczył, zaatakuje od tyłu grupę która przyparła obrońców do burty.

- Ss...strzelać? - zawahał się, ale odłożył wodze i wziął broń, drżącymi dłońmi próbując naciągnąć cięciwę. Joshua w tym czasie zdążył przesunąć się do przodu, wchodząc do lasu. Gobliny były głośne, zagłuszały większość wydawanych przez niego odgłosów. Zbliżał się, widząc jak padają kolejne dwa stwory, ale kobieta odniosła przy tym ranę, a z barku mężczyzny sterczała strzała. Podejście do walczących goblinów od tyłu miało być jednak trudne - w krzakach przy drodze zauważył jeszcze trzech, szyjących z łuków.
Nie zastanawiał się długo, najpierw po błogosławił swoją broń, następnie siebie. Na końcu wypowiedział modlitwę mającą zmusić trójkę goblińskich łuczników do walki między sobą. Wypowiedzenie trzech łask bogini trwało kilka chwil. Walcząca krótkim mieczem ciemnowłosa, młoda kobieta zarobiła w tym czasie kolejną ranę od długiego, zakrzywionego noża, którymi to posługiwała się większość potworów. Joshua wyciągnął dłoń w kierunku jednego z łuczników i niemal poczuł jak moc wnika w głowę goblina, który kwiknął i obrócił się nagle ku stojącemu obok towarzyszowi, napinając łuk i wypuszczając strzałę. Trafił, wywołując u pobratymca pisk bólu i odwet, choć niecelny. Trzeci z nich zaczął coś głośno krzyczeć do nich obu, potrząsając łukiem. Wszyscy trzej chwilowo stracili zainteresowanie walką przy wozie, gdzie padł jeszcze jeden goblin, ale dziewczyna ledwo się już trzymała na nogach, a towarzyszący jej mężczyzna nie prezentował się wiele lepiej. Northcliff zauważył fragment starszego człowieka ponownie napinającego kuszę. Gobbo wystrzelił gdzieś od strony swojego wozu, raz pudłując, ale raz trafiając jednego z potworów, który krwawiąc zwrócił się w tamtym kierunku i zaczął pokrzykiwać coś w swoim języku, wskazując w kierunku kupca.

~ Muszę ich od niego i ich odciągnąć~ pomyślał. Zajął pozycję by zaszarżować w plecy jednego z goblinów. Po czym rzucił się do szaleńczej szarży. Miał nadzieje, że atak od tyłu wprowadzi zamieszanie w szeregach goblinów. W końcu to strachliwe stworki, a nie wiadomo ilu jest nowych napastników.

Ten odwrócony w stronę Gobbo goblin zauważył szarżującego i zdążył coś krzyknąć, przez co cel ataku Joshuy także obrócił swoją szeroką, pełną kłów gębę. Małe stworzenie pisnęło i odskoczyło przed rapierem. Mimo tego niecelnego ataku, część potworów zwróciła się ku nowemu zagrożeniu, dając trochę odetchnąć ranionej dwójce obrońców wozu. Trzy z sześciu zwróciły się bowiem właśnie w stronę Northcliffa, a co gorsza, kątem oka zauważył, że łucznicy powoli dochodzą do jakiegoś porozumienia i znowu kierują swoją uwagę w stronę potyczki.

Northcliff ponowił atak i za cel wybrał rannego goblina, o ile miał taką możliwość. Starał się zająć ich uwagę odciągnąć od kobiety a nawet przesuwać w jej stronę by móc ją osłonić własnym ciałem gdyby otrzymała kolejną ranę. Niestety skaczące i pokrzykujące, irytujące gobliny uniemożliwiały mu taki manewr, stojąc na drodze do kobiety, którą jednak starał się chronić uzbrojony we włócznię mężczyzna. Tymczasem Joshua przebił rapierem rannego stwora, wbijając ostrze w jego pierś. Stworzenie zacharczało i z paszczy popłynęła mu krew, a ciało zwaliło się na ziemię zaraz po tym, jak kapłan wyciągnął swoja broń. Czarnowłosa trafiła też jednego z przeciwników, a ataki goblinów nie trafiały lub odbijały się od tarczy Northcliffa. Szala zwycięstwa jeszcze nie przechyliła się na stronę ludzi, ale to były tylko tchórzliwe potwory. W jednej chwili wszystkie zaczęły uciekać do lasu. Joshua zranił jeszcze jednego, gdy te odwracały się plecami i pędziły co sił w krótkich nogach. Kobieta przyklęknęła ze zmęczenia i ran, krew ciekła jej po odsłoniętym udzie. Mężczyzna na wozie wystrzelił jeszcze raz, a ten z włócznią postanowił pogonić gobliny przez chwilę, bo ruszył za nimi z bojowym okrzykiem.

- Jestem Joshua, pani pozwól, że się przyjrzę ranie znam się na tym.

- Nie jestem żadną panią - dziewczyna zaśmiała się krótko i szybko zasyczała z bólu. Miała ranę także na brzuchu, gdzie nóż rozciął jej skórzany strój. Raczej skąpy, biorąc pod uwagę jak bardzo wyeksponowane były jej duże piersi. - Nazywam sie Isha i dziękuję za pomoc.

“Panią może nie jesteś ale dziewczynką już też nie”- pomyślał mężczyzna i choć starał się zachowywać przyzwoicie, jego wzrok co jakiś czas wędrował na wyeksponowany atrybut. Starał się wtedy odruchowo poprawiać i patrzeć w twarz dziewczynie.

- Ratować tak ładne kobiety to czysta przyjemność.- powiedział uprzejmie i kurtuazyjnie.- Zajmę się tobą bądź spokojna.- dotknął jej choć nie musiał jak również symbolu swej bogini. Poprosił ją o łaskę i chwilę później pierwsza fala uzdrawiającej magii spłynęła na dziewczynę.

Magia wpłynęła w ciało Ishy i rany powoli zaczęły się zasklepiać. Dziewczyna aż westchnęła z ulgi, chociaż moc bogini nie zasklepiła ich do końca. Zatamowała natomiast krwawienie. Kobiece udo było ciepłe i umięsnione, a ona nie uciekała przed tym dotykiem.

- Dziękuję - powiedziała z szerszym uśmiechem. - Marcus także został zraniony, gdybyś mógł mu pomóc - miała na myśli mężczyznę w średnim wieku, z trójkątną bródką i włosami związanymi u góry głowy, który właśnie wracał ze swojego krótkiego pościgu za goblinami, wycierając z krwi grot włóczni. Miał nietypową dla tych rejonów urodę i styl, ale nie aż tak obcy.
Z kozła zszedł najstarszy z nich, szpakowaty, chudy i niski mężczyzna. Miał swoje lata, co widać było na pomarszczonej tu i ówdzie twarzy. Oparł się o wóz, łapiąc oddech i rozcierając obolałe od ładowania kuszy ramiona.

- To kupiec Harlo - przedstawiła go dziewczyna. - Dla niego pracujemy z Marcusem do momentu dotarcia do Sandpoint. Gobbo opanował już swoje zdenerwowanie na tyle, żeby ruszyć wóz i powoli się zbliżać.

- Joshua Northcliff powtórzył tym razem już do wszystkich zgromadzonych.- pomógł wstać dziewczynie delikatnie ją obejmując i stawiając na równe nogi. Uśmiechnął się do niej przy tym szczerze i miło. Potrafił robić wrażenie gdy chciał a teraz bardzo się starał. -Tam dalej to kupiec Gobbo dla niego pracuje, również w eskorcie do Sandpoint. Proponuję końcówkę drogi przebyć wspólnie. Marcusie jesteś ranny, Isha również nie do końca ozdrowiałą. Stańcie przy mnie postaram wam się ulżyć. Wypowiedział kolejne słowa modlitwy, gdy mężczyzna podszedł.
Isha odwzajemniała jego uśmiech, na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec.

- Oczywiście, to już niedaleko. Wybaczcie dobry człowieku, za stary już jestem na takie zabawy - w głosie Harlo słychać było zmęczenie. Drugi z mężczyzn podszedł i uścisnął dłoń Joshuy.

- Marcus Flint. Dziękuję za wsparcie - rzekł prosto, z obcym akcentem w głosie, a następnie pozwolił zadziałać magii. Tym razem rany Ishy wyglądały na zupełnie wyleczone, mężczyzna natomiast tylko zerknął na swoje zranienie, również na udzie, nieprzejęty zupełnie.

- No no, wszyscy cali? - Gobbo odezwał się zanim porządnie się zbliżył. - Nie ma co mitrężyć czasu, kto wie czy ich tu więcej nie ma!

- Jestem zdania, że powinniśmy zabrać ciała do miasta. O ile panowie kupcy pozwolą i użyczą nam miejsca na wozach. Razem z tym ich szmelcem- podniósł jeden z zakrzywionych noży- Kowal jakieś złoto da za materiał, straż nam bez dowodów w obecności goblinów może nie uwierzyć. Ostrzec miasto trzeba a ciało dowód pewny - zawyrokował - a kto wie może i nagrodę od głowy wypłacą, w końcu to tak blisko miasta.- zasugerował kapłan.
Nóż był bardzo słabej jakości, podobnie jak skórzane zbroje goblinów, często złożone z niedopasowanych fragmentów.

- Nie warto brać ciał. Jedno możesz, dobry człowieku, ale nie warto więcej - rzekł Harlo, kiwając na powitanie Gobbo, który zatrzymał swój wóz. - Bywałem już w Sadnpoint, zawsze w okolicy gobliny były. Bardzo rzadko atakowały wozy w biały dzień, prawda, ale zawsze były.
Isha schyliła się i podniosła jedną z broni, oglądając ją uważnie.

- Bardzo zanieczyszczone żelazo, muszą sami to wyrabiać. Wątpię, by kowal chciał to kupić.

Po słowach dziewczyny Northcliff wyrzucił nóż przez ramię i wzruszył ramionami.

- Warto było spróbować - znów się do niej uśmiechnął - Panie Harlo skoro gobliny zawsze w okolicy były to nie ma czasem stałej nagrody za ich głowy? Wiele miast tak sobie radzi z takimi szkodnikami.

- Może, ale do miasta niedaleko, a ani ja, ani zapewne pan Gobbo nie chcemy brudzić nimi naszych wozów, gdy straż sama może przyjechać i sprawdzić - kupiec nie był przekonany. - Jak będzie nagroda, możesz dobry człowieku wrócić, pokazać.

- Zgadzam się, nie ma co mitrężyć czasu - wtrącił Marcus, pomagając kupcowi wejść na wóz.

- Marzę o kąpieli i gorącej kolacji - roześmiała się Isha. - Mogę pojechać z wami, gdyby gobliny wróciły i chciały zaatakować jadący z tyłu wóz - dodała, spoglądając na Gobbo, który tylko wzruszył ramionami.

- Przegłosowany- zaśmiał się Joshua- Truchła zostają tylko zrzucę je z drogi w jakieś krzaki a jedno do wora i na wóz zgodnie z sugestią. Pomoc na tyłach się przyda -pokiwał głową entuzjastycznie- wszak gdyby mieli znów zaatakować to właśnie stamtąd. Usiądziemy na tyle wozu i będziemy obserwować okolicę.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 15-04-2015 o 15:26.
Icarius jest offline  
Stary 16-04-2015, 18:37   #3
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Ciała szybko trafiły do rowu, już gdy wóz Harlo się oddalał, a i Gobbo swój powoli rozpędzał, nie chcąc ze strachu zostać na miejscu. Isha zabrała tylko swój łuk z pierwszego powozu i pomogła ściągać gobliny z drogi. Nie była taką delikatną dziewczyną jak mogłaby wskazywać jej delikatna twarz. Usiedli na tyle jadącego już wozu. Czarnowłosa rozglądała się, majtając nogami w powietrzu. Gdy się siedziało obok niej i zerkało w tę stronę, to trudno było nie zauważyć dekoltu.
- Jak to dobrze, że nie tylko my się trochę spóźnialiśmy na festiwal - odezwała się pierwsza.
- Prawdziwy dar bogów- popatrzył na nią rozpromieniony. - Dobrze, że się pokazałem, dzielna z ciebie wojowniczka, ale wyglądało to już nie za ciekawie.- trochę się pochwalił.
Roześmiała się szczerze, zerkając na niego na chwilę.
- Bardziej to ze mnie tropicielka, wychowałam się w lasach. Gdybym mogła do nich szyć z łuku to poszłoby mi lepiej!
Las za nimi wyglądał spokojnie, gobliny nie pojawiały się, a oni już zostawiali za sobą ten zagajnik. Słońce powoli zachodziło za wzgórzami na zachodzie, a z przodu widać było zbliżające się zabudowania Sandpoint, w tym mur wybudowany z tej lądowej strony umiejscowionego na półwyspie miasta.
Northcliff ujął dziewczynę za rękę dość nieśmiało. Po czym wskazał punkt jak najbliżej plaży z dobrym widokiem na morze.
-Tam gdzieś jest karczma w której zjemy wspólnie jutro kolację. O ile zechcesz mojego towarzystwa. Trzeba uczcić nasz dzisiejszy sukces.
- Tam jest tylko plaża, co się dobrze składa, bo z tego co mówił Harlo, to jutro jedzenie będzie darmowe, wystawiane na stołach na zewnątrz - Isha nie zabrała swojej ręki. - Za to dzisiaj na pewno zjemy w karczmie, jestem głodna jak wilk i nie wytrzymam aż do jutra z czekaniem! - pokazała mu język w przyjaznym, chociaż trochę dziecinnym geście. Mimo wszystko była jeszcze młodą dziewczyną.
-Skąd jesteście?- zapytał zaciekawiony kapłan, trochę zmieniając temat- Marcus wygląda dość egzotycznie.- wciąż jednak trzymał dziewczynę za rękę.
Dotyk musiał się jej podobać, bo nawet się trochę przysunęła.
- Ja jestem z okolic Churlwood, na północ stąd. Mogłeś nawet mijać po drodze - odpowiedziała. - Marcusa poznałam razem z Harlo. Pochodzi z północy, ze stepów jak mówił. A ty, skąd jesteś?

Northcliff wykorzystał przysunięcie dziewczyny i już trochę śmielej objął ją ramieniem
-Pochodzę z Riddleport, to portowe miasto dość daleko stąd. W młodości zaciągnąłem się na statki, potem miałem trochę przygód. Na ich końcu zostałem kapłanem.-rzucił dość tajemniczą i zdawkową odpowiedź, by pobudzić ciekawość dziewczyny -Moja bogini nie jest zbyt popularna ale daje mi dużą swobodę.- nie mógł już oderwać własnego wzroku od dziewczyny.
- Spotkałam już kapłanów, ale nigdy takiego jak ty - uśmiechnęła się spoglądając mu w oczy. - Zwykle byli bardzo poważni, często starsi. W mojej okolicy w zasadzie byli prawie sami tacy. Ty zachowujesz się całkiem inaczej. Kto jest twoim partronem? - spytała, nie rozpoznając znaku na tarczy.
-To sekret który będziesz musiała ustrzelić moja piękna łuczniczko. Może przy dzisiejszej kolacji? Zdaje się że dojeżdżamy już do miasta. -rzucił ze śmiechem Joshua.
- Bardzo chętnie cię ustrzelę - Isha roześmiała się także.
Jadący jako pierwszy wóz Harlo zatrzymywał się już przy otwieranej bramie, wymieniając jakieś uwagi ze strażnikami. Gobbo podjechał tam również i usłyszeli strzępki rozmów o goblinach na trakcie.
- Harlo ma miejsce w jakiejś gospodzie? - Stary spytał Ishy, która pokręciła głową.
- Chyba nie, mieliśmy czegoś poszukać.
Joshua domyślał się, że Ameiko mogła coś małego dla niego trzymać w pogotowiu na wypadek, gdyby się zjawił, ale raczej nie tak dużego, żeby pomieścić wszystkich. No i jego umowa z kupcem kończyła się na dobrą sprawę zaraz za bramą.
Joshua zeskoczył z wozu i podał rękę dziewczynie. Nie wątpił by nie miała wręcz więcej zręczności od niego chodziło jednak o sam gest.
-Chodź ze mną, Markusa też zabierzemy o ile będzie chciał. Załatwię nam jakiś nocleg. Wpierw jednak formalności. Panie Gobbo cały zdrowy towar pełen i za bramą miasta, tu nasza umowa się kończy.- Kupiec pobudzony ostatnimi wydarzeniami bez zwłoki wypłacił mu piętnaście złotych monet.
- Tak tak, bardzo dziękuję. Może dogadamy się też jak będę wracał? Zobaczymy, zobaczymy… - machnął mu na pożegnanie.
-Dziękuję, życzę udanych interesów w Sandpoint.-powiedział Northcliff chowając sakiewkę. Skierował się od razu do strażników miejskich kupca Harlo i Marcusa.

-Czy możemy liczyć na nagrodę za zabicie goblinów w zagajnika kilka kroków od miasta?- powiedział podchodząc do rozmówców. Nie kierował swoich słów do nikogo nie wiedział bowiem na jakim etapie jest rozmowa. Chciał jednak jak najszybciej znaleźć się w karczmie, więc przeszedł do sedna.
Jeden strażnik spojrzał na drugiego i obaj pokręcili głowami.
- Nic mi o tym nie wiadomo, trzebaby panią burmistrz spytać.
- Wątpliwe, żeby to łatwe było, ten cały festiwal spędza wszystkim sen z powiek.
-Rozumiem- pokiwał głową i poszedł do wozu- Część z nich uciekła więc chyba obowiązkiem straży jest kogoś wysłać by zajęto się problemem. Możemy rozmawiać z jakimś sierżantem lub kapitanem? Mam tu dowody rzeczowe, które należy zabezpieczyć.- zwalił worek u ich stóp. Nie dając się spławić.
- Zajmiemy się tym - strażnik nie wyglądał na zachwyconego zachowaniem Joshuy, w szczególności przypominaniu o obowiązkach. Istniało duże prawdopodobieństwo, że wśród nich nie zrobił sobie przyjaciół. - Jak chcesz… zabezpieczyć… cokolwiek związanego z goblinami - mówiący był bardzo sceptyczny odnośnie zawartości torby - to musisz poszukać szeryfa Hemlocka. On odpowiada za bezpieczeństwo Sandpoint i jest naszym przełożonym. “Nie lubił jak ktoś go ignorował a tak właśnie chcieli na początku postąpić strażnicy. Po kolejnych odpowiedziach nadal miał ich za leni. Może ich jednak wyręcz o ile wykażą wolę minimalnej współpracy. W końcu to było w jego interesie nie ich”
-Gdzie go znajdziemy teraz?
- Normalnie wskazałbym ci ratusz, ale dzisiaj to kto wie. Kręci się wszędzie i dogląda spraw - odpowiedział strażnik.

-Trochę ciężko się biega ze zwłokami gobina po całym mieście. Gdzie przechowujeie ciała? Tam to zostawię wraz z informacją dla kapitana.
- Trzymamy ciała? - z niedowierzaniem zapytał młodszy z nich.
- Chyba nie chcesz gobliniego truchła trzymać tam, gdzie naszych zmarłych! - dla obu wydawało się to niewiarygodne, nawet Harlo zakasłał cicho słysząc to. - Przecież każdy uwierzy, żeś goblina przytargał. Widzieliśmy już ich trochę. Zostaw go tu, sprawdzimy przynależność plemienną i porównamy z tą co ich zabiliście, więcej teraz zrobić i tak nie możemy.
-Gdzieś go schować i tak będziecie musieli- przetarł dłonią twarz w wyrazie irytacji- Miejsca do przechowywania zmarłych z reguły mają i mniej reprezentatywne pomieszczenia przeznaczone do przechowywania wszelakich odpadków przed spaleniem.-wskazał worek- Przecież nikt nie wyobraża sobie goblina na katafalku- pokręcił głową. Po czym nagle się rozpromienił. Uznając sprawę za załatwioną. -Zostawiam go w takim razie wam panowie, grasują w zagajniku przed miastem.
Po czym zwrócił się do pana Harlo.
-Zna pan miasto, mógłby mi pan wskazać gdzie są tawerny i ile ich w mieście jest? Moja koleżanka po fachu Ameiko pewnie coś dla mnie zarezerwowała i zostawiła wiadomość.
Strażnicy wzruszyli ramionami, ale jeden z nich odstawił worek w jakieś ukryte miejsce i ruszył w kierunku centrum miasta, zapewne po to, by znaleźć przełożonego. Wpuszczono ich przez wąską bramę i zamknięto ją, gdy Harlo zastanawiał się, pocierając policzek.
- Ameiko? Ameiko Kajitsu? - zdziwił się kupiec. - Nigdy nie sądziłem, że jest kapłanką. Zatrzymałem się kiedyś w “Rdzawym Smoku”, jest jego właścicielką. To w głębi miasta - wytłumaczył Joshui jak dotrzeć na miejsce. - Należy do tutejszej wyższej klasy jeśli dobrze pamiętam. A innych tawern w mieście kilka jest, najbliższa tuż pod katedrą, Miejsce Risy. Tam planowałem się zatrzymać, bo zwykle miała jakieś wolne miejsce.
- Mając na myśli fach awanturnika -zaśmiał się do Harlo- Do kapłanki jej raczej daleko, choć ktoś mi kiedyś powiedział że i mi do standardu co nieco brakuje- mrugnął do Ishy. - Na arystokratę też nie wyglądała. Wyższa klasa mówisz, kto by pomyślał nie pochwaliła się. To jak zabierzecie się ze mną do “Rdzawego Smoka”? -zapytał Ishę i Marcusa. Choć reakcji dziewczyny był już pewien.- Po znajomości mamy większą szansę na nocleg -zasugerował.
Dziewczyna chętnie pokiwała głową, Marcus zastanowiał się przez chwilę.
- Spróbuję dzisiaj razem z Harlo, mam też jeszcze coś do załatwienia po drodze. Chętnie jednak spotkam się z wami w Rdzawym Smoku jutro na śniadaniu.
-Dobrze zatem powodzenia Markusie, gdyby z Harlo się nie udało zajrzyj do nas jeszcze dziś coś wtedy wymyślimy.-uścisnął mu dłoń na pożegnanie, skinął głową kupcowi. Po czym ruszył wraz z Ishą do Rdzawego Smoka.
Dziewczyna rozglądała się ciekawie po okolicy. Zaraz po przekroczeniu bramy przy bramie stały głównie pojedyncze, mniejsze domy, które przeradzały się szybko w zwartą zabudowę stojących tuż przy sobie jedno i dwupiętrowych budynków. Kamiennych zwykle na parterze , drewnianych wyżej.
- Nie bywałam wcześniej w takich dużych miastach - powiedziała zachwycona Isha, kiedy zbliżali się do karczmy. Jej swobodny dekolt przyciągał spojrzenia miejscowych, ale ona zdawała się tego nie zauważać. - Tyle osób w jednym miejscu!
“Rdzawy Smok” był już widoczny - dwupiętrowy, duży budynek ciężko było ominąć wzrokiem. Przed drzwiami wisiał blaszany smok, skrzypiąc przy każdym powiewie wiatru.
 
Lady jest offline  
Stary 17-04-2015, 00:55   #4
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
“Ona jeszcze nigdy nie widziała świata. Pokaże go jej i zasmakujemy go razem. Uczyni moje życie pełniejszym, sama zyska równie wiele.”- dodał trochę dla usprawiedliwienia samego siebie. Chwilę później był już mniej krytyczny. “Dziewczyna warta zdobycia. Nieskalana światem i piękna”-bogini nakazywała mu być zdobywcą i brać co się chce. Cóż nadarzała się pierwsza okazja… dogmat nie precyzował o jakie łupy chodzi.

- Byłem już w niejednym, z chęcią pokaże ci to miasto i wiele innych. Jeśli będziesz chciała.- powiedział trochę zaczepnie, tuż przed samą gospodą.- Trzymaj się blisko mnie- dodał wchodząc do środka.
Pomimo zaciekawienia, Isha nie wyglądała na zupełnie zagubioną. O ile już zdążył zauważył, nie była istotą nieśmiałą.

- Chętnie! Chciałabym poznać jak najwięcej świata, to takie fascynujące!
Po wejściu do karczmy uderzył w nich gwar rozmów. Praktycznie wszystkie stoliki były zajęte, o ile Joshua mógł oceniać - głównie przez przyjezdnych. Tacy ludzie zwykle byli łatwo rozpoznawalni, a tu zebrała się cała ich mieszanka. Kilka osób zwróciło uwagę na ich wejście, ale miejsce to juz na pierwszy rzut oka wyglądało na spokojne i bezpieczne. Kelnerki uwijały się między stołami, za barem natomiast Northcliff ujrzał widok niespodziewany dla siebie jeszcze jakiś czas temu.

Uśmiechnięta Ameiko w prostej sukience i fartuchu uwijała się, pomagając obsługiwać klientów. Joshua skierował się zatem prosto do baru. Stanął naprzeciwko Ameiko i przywitał ją wesołym.

- Co pani poleca?

Zatrzymała się i spojrzała na niego, a na jej szerokich ustach pojawił się szczęśliwy uśmiech. Odgarnęła biały kosmyk włosów z twarzy i zwinnym ruchem, który znacznie lepiej pamiętał od fartucha, przeskoczyła przez bar i serdecznie uścisnęła.

- Joshua! Cieszę się, że przyjechałeś. Nie mogę powiedzieć, żeby moje zaproszenie było wyjątkowo atrakcyjne - mrugnęła do niego i zerknęła na Ishę. - Twoja znajoma?

- Oh twoje wesołe towarzystwo wspominam wystarczająco dobrze. -odwzajemnił uścisk przyjaciółki- Tyle w zupełności mnie przekonało. Tak to Isha poznaliśmy się na trakcie przed miastem podczas ataku goblinów na wóz którego dzielnie broniła. Isha to moja przyjacióla Ameiko Kajitsu choć nazwiskiem i pochodzeniem nie zwykła się chwalić.- powiedział wesoło.
Ameiko uściskała i ucałowała w policzek także Ishę, trochę zaskoczoną takim obrotem spraw. Właścicielka karczmy pociągnęła ich za sobą, do małego stolika w alkowie, trzymanego pewnie dla specjalnych gości.

- Dzisiaj jecie i pijecie na mój koszt, a jutro na koszt miasta - roześmiała się.

- Niestety przez ten festiwal mam urwanie głowy. Usiąść na spokojnie będę pewnie mogła dopiero po jutrzejszym dniu przez co nie będę mogła ci dłużej potowarzyszyć i powypytywać - uśmiechnęła się przepraszająco. - Ale mam też nadzieję, że szybko nie uciekasz. Mam też dla ciebie pokój na samej górze. Łóżko ma szerokie, ale tylko jedno…

- Dziękujemy za gościnę.- powiedział Joshua siadając.- Rozumiem sytuację doskonale, znajdziemy dla siebie czas gdy się już trochę uspokoi. Wiadomo gorący okres dla właścicielki lokalu takiego jak ten, wszystkie ręce na pokład te sprawy...- pokiwał głową wyrozumiale- Za pokój również dziękuje jakoś sobie poradzimy.- uśmiechnął się do Ishy.

Czarnowłosa jakby coś właśnie zrozumiała, bo się zarumieniła uroczo, odwracając wzrok i wywołując śmiech u starszej dość znacznie, co nie znaczy starej Ameiko.
- Jutro wieczorem albo pojutrze rano, obiecuję - zarzekła się Kajitsu. - Co tylko zechcecie zamówcie u którejś z kelnerek. Może jutro w dzień znajdzie się chwila, teraz muszę do kuchni, przygotowywać potrawy na jutrzejszy konkurs - mrugnęła i pomachała, oddalając się znowu w stronę baru.
- Bardzo żywiołowa kobieta - Isha powiedziała patrząc na odchodzącą, kołyszącą biodrami właścicielkę gospody.
- To prawda, będziecie miały okazję się poznać, jest bardzo miła. Skorzystajmy z jej gościnności i najedzmy się, zasłużyłaś sobie na to po dzisiejszym dniu. - Northcliff zaczął zaczął się rozglądać za kelnerką by mogła im coś polecić, chciał też zamówić wino. Dobre półsłodkie takie powinno odpowiadać Ishy.

Albo to miejsce, albo Ameiko zdążyła już jakoś to przekazać swoim pracownicom, ale jedna z nich, młoda jasnowłosa dziewczyna z długim warkoczem stanęła przy stoliku i z promiennym uśmiechem odebrała zamówienie. Oprócz wina poleciła lokalne ryby przyrządzone w stylu orientalnym na pikantnie.

- To była pierwsza moja poważna walka - przyznała sie Isha, kiedy już zamówienie zostało złożone. - I mogło pójść lepiej. Wcześniej polowałam z łukiem, zamiast walki bezpośredniej starając się raczej uciekać - zachichotała. - Skoro mamy pokój, może odniesiemy tam nasze rzeczy? - wskazała na dość pokaźny ekwipunek obojga z nich.

- Do pokoju przydałaby się jeszcze balia gorącą wodą po kolacji. O ile jest to możliwe- zasugerował kelnerce, mając nadzieje że się uda. Ishy natomiast odpowiedział.
- Pewnie, ten cały balast trzeba gdzieś zostawić. Na rybę przyjdzie nam chwilę poczekać , patrząc na ruch.
 
Icarius jest offline  
Stary 18-04-2015, 10:55   #5
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Kelnerka z uroczym uśmiechem zapewniła, że zrobi co się da, na razie przynosząc klucz do pokoju na poddaszu. Udali się tam zaraz, odkrywając, że to faktycznie małe pomieszczenie z jednym małym oknem, pochyłym dachem oraz skromnym wyposażeniem w postaci skrzyni, szafy i jednego łóżka.
- Nie mam nic przeciwko spaniu z mężczyzną w jednym łóżku - powiedziała zarumieniona Isha widząc to. - O ile twoja wiara nie zabrania…
Zdjęła z siebie płaszcz, odłożyła rzeczy i zsunęła żelastwo. Odpięła nawet pas, pozostając w tym swoim uwypuklającym krągłości gorsecie, skórzanej spódniczce i długich butach.

-Moja wiara w żadnym razie.- zaprzeczył energicznie głową.- Odłożył swoje rzeczy, głównie ciężki plecak. Pomożesz mi z tą zbroją?
- A coś innego? - spytała z psotnym uśmiechem i podeszła, pomagając mu rozwiązywać rzemienie przytrzymujące zbroję, a potem ściągać ją przez głowę. Mimo słodkiej twarzyczki, miała całkiem dużo siły.
-Coś innego?-odpowiedział roześmiany -Przypomnę ci to przed kąpielą. Na razie zjedzmy, na dole. Nacieszysz oczy karczmą i nabierzesz sił. Ściąganie rzeczy potrafi być męczące- teraz to on się uśmiechał -Zbroja lekka nie jest - dodał mrugając okiem.
Isha potrząsnęła zdjętym metalem jakby chcąc udowodnić, że jest inaczej.
- Tak, jest bardzo ciężka, jesteś bardzo dzielny i silny, że tak ją nosiłeś cały dzień - zachichotała i odłożyła ją, kierując się do wyjścia z pokoju. Czy jemu się wydawało, czy kręciła przy tym trochę swoją pupą?
Schodził po schodach zaraz za Ishą.
-Poruszasz się z dużą gracją moja droga- jeśli przykucie jego wzroku było jej celem udało się się całkowicie. Obcisła sukienka nienagannie podkreślała co trzeba. Po czym po chwili dodał- Było to widoczne.. dziś podczas walki.- uzupełnił.
- Dziękuję - odpowiedziała, odwracając się na chwilę. - Będziesz musiał zobaczyć jak się wspinam albo ujeżdżam - zrobiła krótką przerwę - wierzchowca.
Isha czuła się w jego towarzystwie coraz swobodniej, łatwo wyczuwało się to w jej ruchach, zachowaniach i słowach. Stolik czekał na nich, stały na nim już kielichy, butelka wina, a uśmiechnięta kelnerka ruszyła do nich z jedzeniem zaraz po tym, jak usiedli.
Joshua coraz bardziej z kolei ulegał urokowi młodej dziewczyny. Spodziewałby się po sobie więcej hmm odporności. Jednak naturalność i właśnie szczera swoboda urzekały go coraz mocniej.
-Co cię sprowadza tak daleko od domu?- zapytał podczas jedzenia.
Stanęły przed nimi talerze, parujące potrawy pachniały iście wybornie, zwłaszcza po ponad tygodniu spędzonym w podróży.
- Przygoda - odpowiedziała po prostu Isha zanim zabrała się do jedzenia. - Chęć poznania czegoś nowego, poznania świata… nie było dla mnie wiele do zrobienia w rodzinnej wiosce, nie chciałam tak żyć. Jestem strasznie nudna jak widać.

-Uważam, że nie jesteś nudna. Znalazłbym wiele określeń na twoją osobę czarująca, piękna, żywiołowa. Nudnej by jednak tam nie było. - komplementował dziewczynę. -Przygody mówisz- zamyślił się na chwilę -to właśnie motywowało mnie gdy zaciągnąłem się na statek. Jedz śmiało opowiem ci co nieco… -Northcliff podczas jedzenia opowiedział Ishy swoją historię. O służbie na statku, o z zajęciu go przez piratów. O przystąpieniu do nich pod przymusem i tym jak żył i starał się łagodzić ich naturę. Maksymalizować zyski i minimalizować zniszczenia… Pod koloryzował czasami swój udział, choć nieznacznie by opowieść była dla dziewczyny jeszcze ciekawsza. Pełno w niej było portów, statków i przygód. Opowieść zakończył na sztormie i zatopieniu okrętu. O tym jak modlił się o ocalenie… nie powiedział jednak do kogo ani jak przeżył. Opowieść zakończył gdy skończyli jeść tę pyszną kolację, a butelka wina była już w połowie pusta. Tymi historiami chciał pobudzić zainteresowanie dziewczyny nim jeszcze bardziej. Choć wyraźnie pokazała, że myśli o nim tak samo mocno jak on o niej.
Najpierw się zarumieniła, potem wpatrzyła w swój talerz, a na sam koniec słuchała z lekko rozdziawionymi ustami. Nawet nie do końca dojadła swoją porcję, za to wypiła cały kielich wina, które wydawało się bardzo jej smakować.
- Niesamowite! - powiedziała wreszcie, kiedy skończył. - Przeżyłeś już tak dużo, a wcale nie jesteś jeszcze stary! - pokazała mu język, zdaje się trochę już pod wpływem alkoholu. Była silna i wytrzymała, ale chyba nieprzywykła do picia.
Northcliff miał nadzieję, że ktoś zaniósł im balię na górę i przygotował wymarzoną kąpiel jak prosił kelnerkę.
-Dojedz i zbierajmy na górę.-zasugerował- Kąpiel by się nam przyda, zresztą obiecałaś mi pomóc- uśmiechnął się przysuwając się do dziewczyny, tak że zaczęli się już lekko dotykać.
Przygryzła dolną wargę, jej ponętny dekolt był dla Joshuy w tej pozycji doskonale widoczny. Isha chyba miała tendencję do czerwienienia się, bo znowu to zrobiła.
- Już się najadłam - wyszeptała jakby nieśmiało.
Joshua wstał od stołu i ujął dziewczynę za rękę.
-Chodźmy zatem.

Pozwoliła się mu delikatnie pociągnąć na górę. Jej stwardniała odrobinę od łuku i broni dłoń pociła się, zdradzając zdenerwowanie nagle cichej dziewczyny. Ciągle zagryzała wargę. Weszli do małego pokoju i prawie trafili na młodego chłopaka, który właśnie z niego wychodził z pustymi wiadrami.
- Jest pełna. Jak trzeba będzie więcej to trzeba powiedzieć na dole - rzekł i tyle go było. Faktycznie, do połowy wypełniona gorącą wodą balia wypełniała resztę wolnego miejsca w małym pokoju.
-Pięknie się rumienisz- powiedział dotykając jej policzka i muskając go delikatnie palcem. -Balia już gotowa to jak z tą obiecaną pomocą?- medalik z symbolem jego bogini był tuż pod jego koszulą. Mogło to choć trochę dodać odwagi dziewczynie z drugiej strony nie można było wyczuć czy Joshua nie żartował.
- Naprawdę ci się podobam…? - spytała cichutko, nie patrząc w jego oczy. - Ja… spotkałam się już z różnymi reakcjami na moją… swobodność. W lesie nie przyjmowaliśmy się tym co naturalne, jak nagość i kochanie się…
-Naprawdę- podniósł podbrudek dziewczyny tak by spojrzała mu w oczy.. i nie zastanawiając się wiele po prostu dziewczyne pocałował, by to udowodnić. Objął ją w tali i przyciągnął do siebie, drugą ręką gładził ją po włosach aż dotarł do szyi którą zaczął delikatnie muskać palcami.
Przez chwilę chyba była zaskoczona, ale zaraz potem uniosła się na palcach i objęła go za szyję swoimi ramionami, przytulając się swoim miękkim, obfitym w pewnych miejscach ciałem. I oddała pocałunek, wsuwając zwinny języczek do jego ust. Na pewno robiła to już wcześniej.*
Joshua nie był nowicjuszem ani w tej, ani w innych kwestiach związanych z kobietami. Choć nie był też wybitnym specjalistą. Namiętnie całował dziewczynę przez dłuższą chwilę. Jego ręka zsunełą się z jej tali i wykorzystała urokliwość krótkiej spódniczki, lądując na pośladkach. Przerwał w pewnej chwili pocałunek i skierował swoje zainteresowanie w stronę jej ucha a następnie szyi. Delikatnie je całując i pieszcząc językiem. Cicho westchnęła, gdy jego język wsunął się do jej uszka, a dłonie spoczęły na jędrnych pośladkach. Jej własne dłonie przesunęły się na jego pierś, szukając guzików koszuli.

Ugryzł ją delikatnie w ucho i odskoczył od niej zwinnie niczym szermierz. Obrócił się do niej plecami, pozostawiając na chwilę za pewnie lekko oszołomioną nietypowym obrotem sprawy. Northcliff tym czasem zdjął koszulę jak i całą resztę swojego przy odzienia bardzo szybko i wskoczył do bali. Obrócił się w niej tak by widzieć dziewczynę, symbol jego bogini wciąż tkwił na jego szyi. Jednak znajdował się obecnie pod wodą, wciąż pozostając nie dostrzeżony.
Po tym co się wydarzyło czerwień pokrywała nie tylko jej policzki, ale również dekolt. Oddychała szybciej i patrzyła na niego trochę zagubiona. Szybko jednak odzyskała rezon. Wzięła się pod boki.
- To niesprawiedliwe. Teraz musiałabym się rozebrać na twoich oczach ciebie nie widząc.
Wstał wyprostowany z przyklejonym uśmiechem do twarzy, jedyne co zasłonił... to medalion. Stał tak chwilę patrząc na dziewczynę, śmiejąc się w końcu. Widać było jego umięśnione ciało i dobra rzeźbę. Widać było również inne rzeczy, pozostające dość pobudzone na widok pięknej dziewczyny. Wrocił na swoje miejsce w balii.
-Proszę bardzo, co prawda życie sprawiedliwe nie jest i warto to zapamiętać. Dla tak uroczej osoby zrobię jednak wyjątek.
- Może i nie jest sprawiedliwe, ale potrafi być przyjemne… - pochłonęła go prawie wzrokiem, zaciekawiona i coraz mniej speszona. Postawiła jedną stopę na łóżku i powoli zsunęła jeden z butów. Zaraz też zrobiła to samo też z drugim i podeszła do balii. W tej pozycji jej spódniczka wydwała się jeszcze krótsza, ale ona odwróciła się plecami do Joshuy.
- Ten gorset trzeba rozwiązać z tyłu.

Wstał, dotykał jej wilgotnymi choć rozpalonymi rękoma. Woda delikatnie kapała na jej ciało, prosto z jego dłoni. Rozpinał gorsecik powoli, jego usta ponownie zawitał na jej szyję. Gdy jej piersi, zostały uwolnione zaczął je gładzić ręką i delikatnie ściskać zza jej pleców. Druga ręka wciąż odpinała gorset tylko jakby już wolniej. W końcu po dłuższej chwili wylądował na ziemi.
Bez gorsetu jej piersi wydawały się jeszcze większe. Mimo wielkości były też jędrne i krągłe, miękkie w dotyku, o nie za dużych, ale twardych sutkach. Isha westchnęła głośniej, oddychając szybciej i głośniej.
- Chcesz zdjąć resztę? - spytała szeptem.
 
Lady jest offline  
Stary 19-04-2015, 17:37   #6
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Nie od powiedział, jego pocałunki zaczęły schodził wzdłuż jej pleców. Ręce opadały wzdłuż jej ciała zmysłowo go dotykając. Delikatne pieszczoty wprawionym językiem, były przyjemne i pobudzające. Dobrze się nim posługiwał nie tylko w mowie. Dotarł do spódniczki i delikatnie ją zsunął. Ponownie zaczął podążać w górę jej ciała, ręce na piersiach wylądowały już bardziej zdecydowanie. Zajął się jednym uszkiem, potem szyją i nie zaniedbał drugiego. Rozpoczął ponowną wędrówkę wzdłuż jej ciała ku apetycznemu dołowi. Zsunął jej majteczki jednym ruchem w dół, swobodnie opadły na ziemię.

Przełknęła ślinę, nie odwracając się. Miała silne, zgrabne lecz raczej szerokie pośladki, tak samo zresztą jak biodra. Dotykając gładkiej skóry jej ciała poczuł także krótkie łonowe włoski. Poruszyła nogami, aby zarówno spódniczka, jak i majteczki zostały na ziemi. Odrobinę drżała.
- Nadal ci się podobam? - spytała cicho i niepewnie.

- Ciągle oto pytasz. Jesteś cudowną dziewczyną, jeśli ktoś ci powiedział kiedykolwiek inaczej zwyczajnie ci zazdrościł.- podał jej rękę i wprowadził do balii- W trakcie obdarzając ją soczystym pocałunkiem. Ich języczki delikatnie się pieściły, usadził dziewczynę w jednym rogu balii sam przemieścił się w drugi. Jej odwaga ciągle mieszała się z nieśmiałością, chciał ją mocniej ośmielić. Zdjął medalion i ścisnął go w ręce.
- Moja bogini jest zdobywcą i pochwala takich. Jeśli chcesz zobaczyć jej znak, musisz również być zdobywcą- żartował bardziej niż trochę, prowokując dziewczynę do wykonania ruchu.
Kiedy oboje siedzieli w balii, woda podchodziła prawie pod rąbek. Mocniejsze ruchy pewnie będą trochę wylewać na podłogę, ale żadne z nich się nie miało tym przejmować. Duże piersi Ishy prawie unosiły się na wodzie, jasne i pełne.

- Przepraszam… - powiedziała cicho. - To dlatego, że zdarzali się tacy… co czynili mi krzywdę swoimi słowami i zachowaniem. Ale wiem, że teraz będzie inaczej - dodała z nagłym uśmiechem, przypatrując się jego ręce.

- Zdobywcą? A co powinnam zdobyć? - spytała ciekawie i zalotnie, zawijając sobie kosmyk włosów na palcu.

- Gdy jesteś razem, każdy kto spróbuje cię skrzywdzić będzie miał zemną do czynienia. Potrafię sobie radzić z takimi.-zacisnął rękę na bali aż drewno lekko gruchnęło - Co jest do zdobycia? -spojrzał w wodę prosto na swoje krocze.- Trzeba się wdrapać na szczyt i go osiągnąć.- aluzja zarówno dotyczące fizyczności jak i przeżyć zapewne.

Zawahała się na moment, a następnie poruszyła, zbliżając się powoli do niego. Poczuł jak jej dłonie dotykają jego ud, sunąc w górę. Ominęła biodra i przeniosła je na tors, delikatnie drapiąc paznokciami i wywołując u niego przyjemne dreszcze.
- Słyszałam o wysokich szczytach. Podobno są niezwykle piękne - uniosła się trochę, nad wodą pojawiły się duże, mokre, pełne piersi dziewczyny. - Trochę się boję, czy doprowadzisz mnie na jeden z nich, nie porzucając w połowie drogi…

- Myślę, że sobie poradzę- pocałował ją delikatnie w obie piersi- Chwaliłaś się wspinaczką i jeździectwem, skoro masz je opanowane... O mnie się nie martw, ja sobie radę dam.- poprawił się w balii, jego ręce chwyciły dziewczynę za pośladki i zaczął ją przyciągać do siebie.

Nie opierała się, wręcz przeciwnie. Jej pełne, miękkie ciało zbliżało się chętnie, aż pochyliła się i wzięła jego twarz w swoje dłonie i pocałowała delikatnie w usta. Rozchyliła wargi i wysunęła język, pogłębiając pocałunek, który stawał się coraz bardziej namiętny. W tym samym czasie obniżyła biodra, znowu w pełni zagłębiając się w wodzie. Dotknęła sobą jego krocza i przyrodzenia, lekkimi ruchami przesuwając się po nim.

Całując ją objął ją za pośladki i uniósł w górę tak by w nią wejść. Był cały napięty z przyjemności, całował ją coraz intensywniej. Pochłaniali się wzajemnie, świat wokół nich nie miał najmniejszego znaczenia. Woda wypływająca z balii radośnie pluskała na boki.
- Jesteś cudowna- wyszeptał jej do ucha w przerwie między kolejnymi pocałunkami. Nie odpowiedziała, a zamiast tego jęknęła, bo główka penisa wreszcie odnalazła wejście do środka. Woda ułatwiała poruszanie, ułatwiła także penetrację, Isha bez trudu nasunęła się na niego, zastygając na moment w tej pozycji. Zamknięte oczy, mocny rumieniec i przyspieszony oddech dziewczyny wskazywały dokładnie na to co czuje. Jej całe miękkie ciało, szczególnie piersi, opierały się teraz o kochanka, czującego dokładnie na swoim przyrodzeniu jak gorąca i ciasna jest w środku.

Jego twarz przybrała obraz pełnego szczęścia. Jakby po wielu trudach ostatnich tygodni w końcu zaznał przyjemności i wytchnienia. Napięcie a nawet zmęczenie ustąpiło miejsce pasji i pożądaniu. Joshua trzymając ręce na pośladkach partnerki, przyciskał ją rytmiczne do siebie wspomagając jej naturalne ruchy. Nie było sensu się śpieszyć, delektował się zarówno ją jak i chwilą i doznaniami. Całował zarówno ją jak i jej piersi, do których miał swobodny dostęp w zależności od nachylenia głowy. Wiedział , że rozpędzony ogier szybko może doznać zadyszki. Najlepiej jest rozpocząć od delikatnego stepu, i tak właśnie zrobili.

Isha istotnie umiała ujeżdżać. Silne uda bez trudu unosiły się, zostawiając ją na skraju członka, zaraz opadając w dół, pozwalając zagłębić się w pełni w gorącą kobiecość. Oddychała coraz szybciej i głośniej, a po nieśmiałości nie pozostał ślad. Odchyliła się do tyłu, mokre włosy pływały po powierzchni wody, a eksponowane piersi znajdowały się idealnie przed jego twarzą.
- Ty też jesteś cudowny, ogierze - wyjęczała podczas poruszania się powoli przyspieszającego do galopu. Woda w balii kołysała się i z pluskiem wylatywała na zewnątrz, ale czarnowłosa ani trochę nie zwracała na to uwagi.

Głowa Northcliffa nie wynurzała się już z pomiędzy piersi dziewczyny. Przy tym tempie całowanie było niemożliwe, pieszczoty sutków i krągłości natomiast jak najbardziej. Skwapliwe korzystał z atrybutów kochanki. Po dłuższej chwili uniesienie obojga było już tak duże, że zaprzestał tych pieszczot. Skupił się na wspomaganiu dziewczyny w tym szaleńczym pędzie ku rozkoszy. Galopowała na nim, jęcząc otwarcie i głośno, oraz wychlapując z balii wodę. Świat dookoła przestał się liczyć. Jej duże piersi kołysały się szaleńczo, aż do chwili, gdy przywarła do niego całym swoim ciałem. Ugryzła go namiętnie w szyję i zaraz po tym nabiła się z całym impetem i zaczęła drżeć z przeciągłym jękiem. Poczuł jak pulsuje na nim, przeżywając intensywną rozkosz.

Chciał by szczytowała jak najdłużej i intensywniej. Był wprawionym kochankiem nie zielonym młokosem. Skupił się na niej, nie sobie i przez dłuższy czas powstrzymywał swój szczyt. Osiągneli go razem, gdy i dziewczyna wyraźnie doznawała ekstazy. Zwolniła zaraz on też… Spojrzał jej w oczy uśmiechał się i namiętnie pocałował. Odpowiedziała tym samym, z bardzo wyraźną błogością przyjmując głęboko w siebie jego wytrysk. Oddała pocałunek, powoli i namiętnie, delektując się chwilą i wzajemną miękkością. Oderwała się od niego dopiero po dłuższej chwili.
- Dobrze, że wiem jak zrobić wywar, który zapobiega ciąży - uśmiechnęła się, radośnie i psotnie.

- Zaradne dziewczyny znają się na takich rzeczach- odpowiedział- Mam gdzieś tu mydło, wyszorujemy się- pomaszerował przez cały pokój do plecaka. Po czym z chłopięcą radością rzucił nim w Ishę, lekko lecz zaczepnie. Traf chciał, że odbiło się od jej piersi i z pluskiem wpadło do balii ochlapując dziewczynę. Ups- roześmiał się z zamierzonego częściowo poniekąd efektu.
Chlapnęła na niego wodą, kiedy się zbliżył, ze śmiechem wciągając do balii. Wyciągnęła mydło i zaczęła go powoli myć. Dłonie dziewczyny nie omijały żadnego fragmentu jego ciała, najpierw skupiała się jednak na tej części wystającej nad wodę. Z wyraźną przyjemnością gładziła jego mięśnie na ramionach, tors i plecy, zjeżdżając co chwilę na pośladki.

- Podobasz mi się - wyznała, chociaż mógł już to zauważyć wcześniej.
Z lubością oddawał się zabiegom pielęgnacyjnym. Podniósł się nawet i elegancko obrócił, by niczego nie pominięto. Chwilę później już sam czyścił dziewczynę. Co prawda wyjątkowo długo zajmował się jej piersiami w międzyczasie kilka razy całując ale najwidoczniej to kwestia jego dokładności.

-To bardzo dobrze- skwitował z uśmiechem który nie schodził z jego twarzy odkąd weszli na górę - Zrobimy z tego dobry użytek- mrugnął zaczepnie. Po czym westchnął przypominając sobie o czymś- Miałem iść do tego cholernego kapitana straży. Teraz jednak już mi się odechciało. Wolę zostać z tobą- kolejny pocałunek jakby nie mógł skończyć się nią cieszyć lub chciał jej okazać jak największe zainteresowanie -Miejmy nadzieję, że strażnicy są choć trochę obowiązkowi.- zakończył wypowiedź powoli wstając i szykując się do wyjścia z balii.

- Jutro także będzie można o tym wspomnieć. Jest festiwal i przyjechało dużo ludzi, wydaje mi się, że będzie im zależeć na bezpieczeństwie. To miejsce wyglądało na takie, które od dawna zaznaje głównie spokoju, dlatego strażnicy mogli tak zareagować. Nie martwmy się na zapas, Marcus mówił, że będzie jutro bardzo dużo gier i zabaw, sporo śmiechu, fajerwerki no i samo poświęcenie świątyni.

Ona również wstała, nieskrępowana już swoją nagością. Bujne, piękne ciało, ładnie wyrzeźbione mięśnie i łagodne krzywizny tam gdzie powinny być, z biodrami i piersiami na czele, bardzo przyciągały wzrok. Oddała mydło kapłanowi. Na zewnątrz zapadły już zupełne ciemności, ale nie było jeszcze strasznie późno.

- Tak, tak ja to wszystko wiem. Zwyczajnie staram się trzymać jakąś samodyscyplinę.- choć gdy tak popatrzył na dziewczynę resztki tej samodyscypliny jakoś ulatywały. Jedynie jego męskość ponownie zaczynała twardnieć. Rzucił medalion na łóżko. Dziewczyna jeśli będzie chciała go zobaczyć będzie musiała się zmysłowo wypiąć by go sięgnąć lub wejść bezpośrednio na łóżko. Cieszył swój wzrok jej osobą. Pociągnął solidny łyk wina z butelki jaką wziął z dołu z ich stołu. Czerwony trunek również się kończył.

- Bardzo mi się podobała twoja samodyscyplina - zachichotała Isha, wycierając swoje ciało. Nie była bardzo zaciekawiona jego medalionem, jakby nie interesowało ją jego bóstwo, a tylko on sam, bo także prawie nie spuszczała z niego wzroku.

- Nowa butelka wina i wyniesienie wody oznaczałoby, że musimy się ubrać…-zasugerowała dziewczyna.

- Do tego mi na razie nie śpieszno. -poczuł, że przerwa była już wystarczająco długa.

- Jeszcze nie skończyliśmy- podszedł do dziewczyny i spróbował wziąć ją na ręce.

- Taką miałam nadzieję - wymruczała. Joshua na szczęście był całkiem silny, bo Isha wcale nie ważyła tak mało. Nagą jednak podniósł, a ona ze śmiechem objęła go ramionami za szyję. - Chcesz mnie teraz porwać do lasu i tam posiąść jako brankę?

- W lesie jeśli będzie okazja też nie dam ci spokoju.- zaniósł ją na łóżko i tam położył.- Jednym ruchem rozwarł jej nogi, dziewczyna wszak oporu nie stawiała… i chwilę później jego głowa była już między jej udami. Delikatnie wsunął języczek, gdzie trzeba. Było to z początku niczym lekka bryza. Delikatne miłe i spokojne. Isha się relaksowała i była coraz bardziej wilgotna. Wtedy Joshua wszedł nieco głębiej i zaczął wspomagać się palcem stymulując łechtaczkę. Wzmagając doznania kochanki.

- Och! - wyrwało się z jej ust, gdy uniosła głowę, aby zobaczyć co robi Joshua. Włosy łonowe miała przycięte, lecz było ich sporo, ale wcale wiele nie zasłaniały. Wilgotna, pachnąca szparka przyjmowała jego pieszczoty, Isha zaś wyglądała na zafascynowaną i zaskoczoną.

- Jeszcze nigdy mi nikt… tak nie robił… - wysapała, kładając się wygodniej i mimowolnie poruszając biodrami.

Wziął ręce je uda i przesuwał rękami wzdłuż nich. Poświęcił na pieszczotę kilka minut dziewczyna pojękiwała co jakiś czas. Gdy uznał, że była gotowa. Przesunął się wzdłuż niej głowę zanurzył w jej piersiach, skupiając się na lizaniu i delikatnym ssaniu sutków. Wszedł w nią równocześnie członkiem. Rozpoczynając delikatne posuwiste ruchy, jednak bardzo głębokie. Zamknęła na nim swoje nogi, obejmując ściśle i dociskając do siebie, jeszcze bardziej wpychając w duże, miękkie półkule. Rękami sięgnęła daleko, aż do jędrnych męskich pośladków, wbijając w nie paznokcie. Wyraz jej twarzy wskazywał na przyjemność jaką odczuwała, podobnie jak ciche jęki i stęknięcia, powoli nabierające głośności. Dociskała go w rytm jego pchnięć, kiedy członek wchodził aż do końca w gorącą grotę.

Tempo kochanków wraz z upływem minut narastało. Z delikantych posuwistych pchnięć, przeszli do szybkich ruchów a potem wręcz szaleńczego tempa. Głębokie i szybki ruchy niczym cięcia ostrego rapieru, dosięgały dziewczyny raz za razem. Joshua przytrzymywał dziewczynę jedną ręką za bark od góry, by nie przesuwała się zanadto na łóżku. Drugą trzymał na jej jędrnych pośladku, wspomagając swoje wysiłki i wzmacniając częstotliwość stosunku. Nawet Nortcliff zaczął wydawać z siebie pojedyńcze jęknięcia. Ostre tempo wcale nie przeszkadzało Ishy, coraz głośniej wyrażającą swoją przyjemność. Silne ruchy bioder kochanka poruszały intensywnie jej piersiami, jęki przeradzały się w krzyki. Zapominała o całym świecie w tej chwili, pozwalając się słyszeć wszystkim w sąsiednich pokojach. Przygotowana językiem Joshuy i spragniona tego typu przyjemnej aktywności, szczytowała ponownie. Ścisnęła pupę mężczyzny z całej siły, wbijając w niego paznokcie i wygięła swoje ciało. Poczuł jak pulsuje na jego twardym członku.

Northcliff doszedł na skraj swojej wytrzymałości gdy poczuł orgazm dziewczyny pod sobą. Wytrzymał jeszcze chwilę, powstrzymując wytrysk i wzmagając doznania u partnerki. W chwili gdy zobaczył na jej twarzy błogą radość, jaką widuje się u kobiet chwilę po ich szczycie sam wbił się w nią ostatni raz. Obfity wytrysk świadczył o zadowoleniu mężczyzny a spora ilość o nie lichym zdrowiu i kondycji. Niemniej nawet Joshua miał swoje ograniczenia, padł wtyczerpany. Prosto na upatrzoną poduszkę złożoną z obfitych piersi dziewczyny. Dochodziła do siebie równie powoli jak on, spełniona, przynajmniej na razie i szczęśliwa. Jego ciężar nie wydawał się przeszkadzać, kiedy gładziła go po włosach, nie wypuszczając z objęć swoich ud. - To takie przyjemne i cudowne - wymruczała.

- I jak ludzie mogą nie wierzyć w bogów? Mi moja bogini podarowała na drodze ciebie. Skoro taka jest cześć jej łask. Może zacznę się modlić jeszcze gorliwiej.- zaśmiał się na końcu.

- Uważasz, że jestem twoją zdobyczą zesłaną przez boginię? - również się roześmiała. - Może to ty jesteś moją? Zaciągnę cię do jamy w ziemi i uwiężę. Słyszałam sporo opowieści o driadach.

- Może i tak jest. Sprawdzimy tą teorię w lesie mała driadko.- pogładził ręką jej ciało. - Dokonam zaraz heroicznego czynu.- zaczął się podnosić

- Wystawię balię przed drzwi i zdobędę dla nas trochę sera i wina. Powinniśmy się wzmocnić po takim maratonie, podróż tu była przy tym przechadzką- mrugnął okiem i zaczął się ubierać.- Jutro czeka nas moc atrakcji, przydałoby się być na nie w pełni gotowym.

Leżąc wcale się nie zakryła, ani nawet nie złączyła nóg, pozwalając mu podziwiać całą swoją postać. Skoro się zadeklarował, ona pozwoliła sobie na leniuchowanie.
- Nie wiem jak ty, ale kobieta po każdym razie ma więcej energii. Wysysamy ją z was - wyszczerzyła się radośnie i pokazała mu język.
Niestety balia była problemem. Zbyt szeroka na drzwi i zbyt wypełniona wodą, aby postawić ją bokiem i wynieść.

- To prawda, niczym małe wampirki- zmrużył oczy. Bo u niego i większości mężczyzn energia po wyraźnie spada. - Woda wygrywa z marynarzem- rzekł przyglądając się balii. Machnął na nią ręką -Zostanie z nami w takim razie. Idę zapolować- rzucił gdy wychodził przez drzwi. Nie śpieszył się jednak sycąc się widokiem dziewczyny. Skierował swoje kroki na dół, po ser może jakieś inne przystawki i butelkę wina.

Wspólna izba karczmy była już mniej zapełniona niż wcześniej, wielu gości udało się na spoczynek przed jutrzejszym dniem, gdzie będą się bawić lub pracować, w zależności z jakiego powodu zjawili się w Sandpoint. Joshua bez problemu zdobył jedzenie i picie, złowiwszy przelotny uśmiech Ameiko, ciągle zajętej przygotowaniami do jutrzejszego dnia.

Normalnie zaczepiłby Ameiko mimo, że była zajęta. Zamienił kilka zdań trochę pożartował. Był jednak z Ishą i mimo, że dostał od niej co chciał. Nie mógł pozwolić by czekała na niego nudząc się na górze. Szybciutko pokonał drogę powrotną po schodach i wrócił do pokoju. Ciekawe co Isha myślała o poligamii? Ameiko pomachała mu przelotnie, ale nie miała czasu się zatrzymać. Czarnowłosa dziewczyna czekała natomiast przy małym okienku, wyglądając na miasto. W pomieszczeniu paliła się tylko jedna lampka oliwna, ładnie oświetlając ciągle zupełnie nagie ciało. Postawił dwa kielichy na malutkim stoliku w pokoju. I zaczął rozlewać wino, które na dole przezornie otworzył. Położył też ser i zaczął kroić go sztyleten na mniejsze kawałki.

- Wydaje się duże prawda?- powiedział do dziewczyny nawiązując do miasta na które właśnie patrzyła.

- Nigdy wcześniej w takim nie byłam. Słyszałam, że mieszka tu ponad tysiąc osób! - w głosie Ishy wyczuwało się zachwyt. - Cieszę się, że tu przyjechałam. Chociaż pewnie nie mogłabym wiecznie żyć w takim miejscu, za bardzo lubię las.

- Cywilizacja ma swoje plusy, tak samo jak leśne ostępy. Każde miejsce jest przyjemne o ile nie jesteśmy w nim uwięzieni. To miasto natomiast… będziemy bywać w większych moja droga.- powiedział lekko mentorskim tonem

- Planujesz mnie zabrać gdzieś daleko? - odwróciła się, pytając w połowie kokieteryjnie, w połowie radośnie. - Ja jeszcze nie zastanawiałam się nawet co zrobię po tym festiwalu.

- Zobaczymy co przyniesie los. Myślałem tylko, że po festiwalu zabierzesz się zemną. Choć i ja sam nie wiem jeszcze gdzie pójdę.- powiedział podając kielich dziewczynie.

- Za wspólną zabawę?- wzniósł kielich do małego symbolicznego toastu.
Przyjęła od niego naczynie i uniosła je.

- Za wspólną zabawę - odpowiedziała.

Po jednym toaście przyszedł kolej na kolejny. Potem zaczęły się opowieści Joshua o wielkim świecie jaki widział. Nawet jeśli części miejsc które opisywał nie wiedział a jedynie słyszał o nich od marynarzy bądź kamratów. Chodził o wywołanie dużego wrażenia na dziewczynie. Słuchała go chłonęła opowieści a jej buzia ciągle wypisywała nowe emocje w zależności od tego co opisywał. Chciał jej również pokazać, że świat jest duży i jeszcze bardzo wiele przed nią… Koniec końców ser został zjedzony, wino wypite a dziewczyna zasnęła na ramieniu Northcliffa. Moment przed tym jak zasnął on sam.

Kiedy obudził się rano, już po świcie znacznie, bo słońce wpadało przez małe okno do pokoju, ich pozycja nie zmieniła się wiele. Nagie ciało Ishy, ciepłe i miękkie, przytulało się do niego. Dziewczyna oddychała spokojnie, śpiąc jak małe dziecko z niewielkim uśmiechem na ustach. Jej pierś unosiła się i opadała, stanowiąc niezwykle przyjemny obiekt do podziwiania.
Tkwił tak kilka minut niczym człowiek podziwiający wschód lub zachód słońca. Wpatrzony w dziewczynę i jej piękne ciało. Z czasem delikatnie ją odsunął i wstał. Zaczął się ubierać najciszej jak potrafił. Kiedy jednak tylko odsunął się od niej, Isha otworzyła oczy i zamruczała.
- Mmm… nagle zrobiło się tak chłodno i pusto…

- Chciałabyś bym cię rozgrzał?- przesunął ręką bo jej udzie - Czy poczekamy do wieczora?-zaśmiał się. -Dziś jest sporo atrakcji w mieście. Szkoda byłoby je przegapić. Obawiam natomiast, że nie mam tak mocnej woli… Jeśli zaczniemy zostaniemy tu na dłużej- pocałował ją na dzień dobry.
Odpowiedziała na jego pocałunek, tak miękko i ciepło jak to zawsze robią rozespane osoby. Zamruczała z przyjemności.

- Przyjemnościom trudno odmówić - wymruczała, kiedy się od siebie oderwali.

- Też chcę wziąć udział w festiwalu, ale te kilka chwil… - zachichotała.
Ręka wędrując wzdłuż uda, zatrzymała się natomiast dotykając szparki. Jeden z palcy wszedł w nią od razu głęboko. Rozpoczęły się poranne pieszczoty, większość mężczyzn z rana jest dość pobudzonych do tego typu rozrywek. Joshua nie był tu wyjątkiem. Jego reakcja była też swoista odpowiedzią na słowa Ishy. Northclifowi taka postawa dziewczyny nad wyraz odpowiadała. Nie obudził jej pieszczotami tylko dlatego, że chciał wyjść na dżentelmena. Skoczyć po śniadanie na dół…Stymulował ją powoli nadając temu tempo.
Pojękiwała, opadając zupełnie na pościel i odprężając się. Cipka wydawała się gotowa na tę inwazję, potwierdzając też teorię, że bardzo wiele kobiet pragnęło porannego seksu. Dłoń Ishy po omacku prawie odnalazła członka Joshuy i objęła go delikatnie, przesuwając się po nim w górę i w dół, w rytmie tych samych ruchów, jakimi on ją penetrował.

Pieścili się tak dłuższą chwilę. Joshua w tym czasie ściskał i masował jej piersi, całował ją także namiętnie. Gdy poczuł, że jest już gotowy a Isha mokra tak, że powoli wilgotniała również pościel wokół niej niej. Przesunął się na pozycję między jej nogami. Delikatnie obrócił dziewczynę na brzuch. Później oboma rękami objął ją w biodrach i podciągnął tak by klęczała. Wszedł w nią z błogą satysfakcją. Rozpoczynając zbliżenie powolnymi z początku ruchami, jednak bardzo głębokimi.

Stęknęła z rozkoszy. Cieplutka szparka przyjęła go całego, bez trudu wślizgującego się w wilgotne wnętrze. Uniosła się na rękach, oddają mu się w tej pierwotnej pozycji.
- O tak… o tak…

Dokładniej i lepiej nie mogła pokazać, że się jej to podoba. Każde pchnięcie wywoływało ruch jej ciężkich piersi. Tymczasem Joshua zwiększał prędkość pchnięć. Raz za razem wchodził głęboko w dziewczynę. Chwycił ją również za długie włosy, pociągając za czasami co powodowało odchylanie jej głowy do tyłu. Jakby ściągał wodze koniowi, okazywał w ten sposób swoją całkowitą dominację nad kochanką. Mijały minuty Northcliff był już nie tylko rozpalony, po jego plecach zaczynały spływać pierwsze stróżki potu. Pochłonięta w przyjemności Isha nie wyglądała na taką, która ma coś przeciwko takiemu traktowaniu. Była teraz jego klaczą, coraz głośniej okazującą zadowolenie i przyjemność. Przyjmowała go w swoją mokrą, gorącą grotę, ciasną i rozkoszną, wyginając głowę za każdym razem, gdy mocniej pociągnął jej włosy. Wyglądało na to, że w każdej chwili może osiągnąć swoje spełnienie.

Joshua tymczasem czuł, że jego nadchodzi wielkimi krokami. Klepnął ją na odlew w tyłek by wywołać dodatkowe bodźce u dziewczyny. Sam przeszedł z kłusa do galopu, klacz pod nim żywiołowo reagowała. Utrzymał to tempo jak długo mógł po czym w ich wspólnej końcówce przeszedł do dzikiego cwału. Kiedy wymierzył klapsa, Isha już krzyczała otwarcie i głośno. Drżała i tylko dłoń na jej włosach sprawiała, że nie opadła na łokcie albo i na twarz, tak mocno i szybko brana od tyłu. Piersi kołysały się bardzo intensywnie, uderzając w jej ciało, a ona sama jeszcze wypychała biodra w tył. Doszła bardzo gwałtownie, gdy przeszedł do cwału, ale jako posłuszna klacz ciągle poruszała się i zaciskała na męskości kochanka, próbując całym ciałem wyzwolić jego wytrysk.

Sperma wylała się w nią obficie gdy Northcliff osiągnął spełnienie. Chwycił ją wtedy jedną ręką za pierś i ścisnął w euforii. Miał nadzieję, że zioła są skuteczne patrząc na ich poczynania w przeciągu ostatnich godzin. Puścił kochankę a ta opadła na brzuch, on sam legł obok niej na plecach. Popatrzyła na niego, z trudem łapiąc oddech. Była równie zmęczona jak on, ale oboje wiedzieli, że ten rodzaj zmęczenia szybko minie. Uśmiechnęła się z rozkoszą.
- Poczułam się twoja…

- Byłaś przed chwilą moja i tylko moja. -odpowiedział dziewczynie. Leżał i oddychał ciężko powoli dochodząc do siebie.

- Podobało mi się - wyszeptała i zbliżyła, składając miękki pocałunek na jego ustach.
Oddał jej pocałunek, ręką delikatnie dotykając jej twarzy.

- Bardzo mnie to cieszy, mi również było przyjemnie -odpowiedział dziewczynie wpatrując się w nią jak w obrazek.

- Aż szkoda, że ten festiwal nie jest dopiero jutro - roześmiała się. - Słyszałam jednak, że przemowy będą dopiero w południe - mrugnęła do niego i pocałowała raz jeszcze. Z taką dziewczyną, w takim miejscu, można było zapomnieć o większości problemów.

- Zaostrzasz apetyt. Może zejdziemy na śniadanie? Jeśli mam tu zostać z tobą do południa przyda mi się przypływ dodatkowej energii.- uśmiechał się dno niej cały czas. Uśmiechnęła się i dała mu całusa, zsuwając się z łóżka i rozprostowując. Wyjrzała przy okazji przez okienko.
- Już teraz na ulicach jest dużo ludzi.-niespiesznie zaczęła się ubierać.

Joshua zrobił to samo.
-Czy czasem Markus nie miał do nas rano przyjść na śniadanie? Miejmy nadzieje, że jest cierpliwy. Trochę się nam zeszło.- powiedział dopinając pas z rapierem. Broń lubił mieć zawsze przy sobie. Nigdy nie wiadomo kiedy może się przydać. Zbroję zostawił w kącie tam gdzie wczoraj została rzucona. Co prawda w tej karczmie dominowały dla niego dźgnięcia innego rodzaju. Jednak kawałek stali to jednak kawałek stali.

Isha założyła ponownie swoje długie buty, spódniczkę i gorset, nie zakładała jednak nic poza tym. No, oprócz majteczek, bo jak skomentowała czuła dokładnie, jak wszystko z niej wypływa. Z broni zabrała jedynie długi sztylet przypięty z tyłu do pasa.
 
Icarius jest offline  
Stary 09-05-2015, 16:35   #7
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Tak zeszli do wspólnej izby, w połowie pustej, bowiem wszyscy albo już zdążyli wyjść na zewnątrz, albo jeszcze spali, co było znacznie mniej możliwe. Ameiko nigdzie nie było widać, za to dostrzegli siedzącego przy jednym ze stolików Marcusa. Także bez większości elementów swojej zbroi i płaszcza, wciąż jednak wyglądał jakby szedł na wojnę. Coś w jego posturze i zachowaniu bardzo pasowało do żołnierza. Długi miecz stał oparty o stół. Chociaż włóczni ze sobą nie przytargał. Złowił ich spojrzeniem od razu, zapraszając do stołu, gdzie kończył już posiłek.
- Świt był dawno temu. Miasto rozleniwia - skomentował.
- Czasami należy wypocząć zrelaksować się- odpowiedział Joshua, jednocześnie rozglądając się za kelnerką. Był głodny jak wilk- Jakieś ciekawe wieści z miasta?
Isha przywitała się cicho i usiadła z rumieńcem na policzkach. Wojownik już i tak na pewno się domyślił co to był za relaks. Kelnerka przyszła szybko, zbierając zamówienie. Była tu sama obecnie, wszystkie inne osoby były pewnie zaprzągnięte do przygotowań.
- Duży ruch, ale na razie niewiele się zaczęło. To dopiero po pierwszych mowach. Stawiają stoły, rozkładają kramy - wzruszył ramionami. - Nic ciekawego. Będziesz brał udział w jakiś zawodach?
-Jajecznica na boczku dobrze wysmażonym z cebulką i szczypiorkiem. Do tego szklanka mleka o ile macie świeże. Mamy jakieś przyprawy na stanie?- złożył swoje zamówienie, podpytując o dodatki. Po czym zwrócił się do Markusa.- Zawodach? Szczerze powiedziawszy pierwszy raz jestem w Sandpoint. Nie znam atrakcji tutejszego festynu. Jakie są konkurencje?
Kelnerka odeszła po zebraniu zamówień, także od Ishy, która wzięła w zasadzie to samo co Joshua, a Marcus pociągnął ze stojącego przed nim kufla.
- Ja też jestem tu pierwszy raz, wiem od kupca. Szybkościowe, siłowe, zręcznościowe, zawody w celności. Podobno nie można wygrać nic bardzo wartościowego, ale zawsze warto się sprawdzić.
-W celności to pewnie jakieś strzelectwo lub coś podobnego. Może Isho spróbujesz?-zapytał dziewczyny. - Ja może mógłbym wystartować w tych siłowych, żaden ze mnie człek o sile Trolla. Jednak to tylko zabawa więc czemu by nie spróbować.
- Chętnie sprawdzę jak moje zdolności wypadają przy innych - zgodziła się Isha z uśmiechem, a Marcus skinął głową.
- Próbować można się we wszystkim, tak łatwo odnaleźć słabości do poprawy i poznać swoje silne strony. Doskonałość jest absolutem, do którego powinno się dążyć, tak mawiali moi mistrzowie. Nigdy się jej nie osiągnie, ale droga do niej jest celem samym w sobie.
-Mądrze powiedziane- odpowiedział Joshua- Cóż to byli za mistrzowie, którzy prócz prawideł walki byli i mędrcami?-zapytał całkiem poważnie.
- Starsi mojego klanu - mężczyzna odpowiedział wprost, ale nie wdawał się w szczegóły. - Nauczyciele moi i reszty Klanu Widmowych Kłów. Świat zdążył mi już pokazać, że nie wszystkich mądrości można się trzymać - stwierdził poważnie, ale Isha uśmiechnęła się kącikiem ust. Pewnie to już słyszała.
Kelnerka przyniosła zamówione, cudownie pachnące śniadanie.
Joshua pokiwał głową i zaczął pochłaniać jedzenie.
-Jak zjemy uważam, że możemy śmiało ruszać w miasto. Nie chcemy, żeby coś nas ominęło.

Śniadanie szybko zostało pochłonięte, Isha chyba nawet specjalnie spieszyła się z tym, podekscytowana. Nie było co się dziwić, pierwsze w życiu odwiedziny w mieście i to jeszcze w czasie, gdy było tu więcej ludzi niż zazwyczaj, mogło robić wrażenie. Podziękowali i wyszli na ulicę, w ten słoneczny dzień przesilenia jesiennego. Jutro zaczynała się jesień, ale tutaj ciągle było bardzo ciepło. Po niebie sunęły nieliczne, nie zwiastujące deszczu chmury, a słońce przyjemnie przygrzewało. Dziewczyna objęła Joshuę w pasie, nieustannie rozglądając się wokół. Im bliżej świątyni się podchodziło, tym więcej było do oglądania.
W pierwszej kolejności były kramy, ze wszelkimi dobrami - od słodkich bułek, przez kolorowe tkaniny i ozdoby, aż na wyrobach zbrojmistrzów kończąc. Potem przychodziła kolej na namioty i stoiska podobne wszystkim festiwalom. Można tam było zakosztować ale lub wziąć udział w jakiejś prostej konkurencji. Kapłan zauważył ludzi siłujących się na rękę, przenoszących ciężary, rzucających lub strzelających do celu, chodzących po cienkiej belce czy próbujących znaleźć ukryte kamyki. Były też szykowane większe zawody, ale te miały się odbyć po południu. Wśród nich bieg przełajowy, pojedynki na przeróżną broń, oczywiście typowo treningową i zawody jeździeckie.
Joshua delektował oczy festynem, ludźmi i Ishą. Obejmował również dziewczynę w pasie i wspólnie oglądali atrakcje. Co jakiś czas skradł jej pocałunek i zwyczajnie cieszył się wspólnym dniem. Czas mijał im na leniwym oglądaniu kolejnych atrakcji, podjadaniu słodkości którym czasami ciężko było się oprzeć. Zaproponował zapisanie się na po południowe zawody. Sam myślał o pojedynakach, Isha wybrała strzelectwo. Mimo nalegań Northcliffa, że jeździectwo poszłoby jej równie dobrze jak nie lepiej. Z pomniejszych konkursów które obecnie się rozgrywały wybrał spróbowanie się na rękę.
- Chętnie się z tobą zmierzę w pojedynku, spróbuję się także na wierzchowcu. Mój mi padł dawno temu i zmusił do podróżowania na wozie - Marcus wspominał to wydarzenie z wyraźnym zdegustowaniem. Udał się w celu zapisania się, a Isha w stronę strzelnicy. Na ten czas musieli się rozdzielić, chociaż wydarzenia te rozgrywały się blisko siebie i w przerwach mogli zerkać jak im szło. Dziewczyna przeszła pierwszą rundę, Joshua zaś trafił na krzepkiego, lecz niemłodego już mieszczanina, który podkasał rękawy, siadając naprzeciwko kapłana. Dłonie złączyły się i sędzia dał znak do rozpoczęcia. Mięśnie się napięły, ręce drżały. Przez długi czas trwała wyrównana walka, aż przeciwnik zaczął zdobywać przewagę. To chyba dodało sił Northcliffowi, bowiem spiął się w sobie i zaatakował, nie odpuszczając do końca. Wygrał pierwszą rundę, ledwo-ledwo. Przeciwnik mu pogratulował, chociaż widać było, że nie jest zadowolony z porażki.

Następnym przeciwnikiem miał być natomiast przedstawiciel krasnoludzkiej rasy. Niewielu osobników ras innych od ludzi przebywało w Sandpoint, lecz kilku się znalazło. Jasnowłosy krasnolud był jednym z nich. O ile Joshua chciał kontynuować. Z tego co widział to zdecydowanie nie był faworytem. Jak na razie wielki, szeroki w barach mężczyzna przypominający sylwetką kowala był poza konkurencją. Właśnie pokonał bez większego wysiłku kolejnego oponenta.
Northcliff zdecydował się spróbować, choć przegrana była raczej pewna. Da z siebie wszystko by nie przynieść wstydu i wytrzymać jak najdłużej. Spoglądał w stronę Ishy i miał zamiar podejść do niej po swoich zmaganiach. Na choć trochę większy sukces liczył podczas walk z użyciem broni. Zanim mógł zmierzyć się z mistrzem, musiał wytężyć wszystkie siły z krasnoludem. Niski, ale od razu Joshua poczuł jak twarde ma mięśnie.
Szybko okazało się, że przed jego siłą i wytrzymałością kapłan mógł się tylko bronić. Krasnolud napierał ciągle i z początku utrzymywała się równowaga, aż w pewnej chwili piekące mięśnie człowieka nie wytrzymały i jego przeciwnik mocnym ruchem docisnął dłoń do blatu.
- Ha! - zakrzyknął zwycięzko. - Dobrze żeś próbował, długonogi, ale miękniesz. To pewnie przez dziewkę, za którą się oglądałeś! - zwycięzca roześmiał się i zaproponował piwo pod jednym z namiotów. Niestety Joshua odpadł z rywalizacji.
 
Lady jest offline  
Stary 21-05-2015, 22:29   #8
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Mógł natomiast przyjrzeć się Ishy. Dziewczyna strzelała całkiem celnie i szybko, ale było kilku innych zawodników, którzy robili to lepiej. Mimo to, utrzymywała się jeszcze w konkursie, w którym odpadał tylko najgorszy w danej rundzie. A czarnowłosej udawało się zawsze zaliczyć chociaż jedną dziesiątkę w swoich trzech strzałach w każdej kolejce.

Postanowił nie rozpraszać dziewczyny. Bacznie ją obserwował jedynie gdy strzelała, w międzyczasie piwko z krasnoludem wydawało się nie najgorszym pomysłem.

- Dziewczyna zaprzątała me myśli nie przeczę, jednak nawet bez tego siła twych mięśni przewyższała moją.- pochwalił krasnoluda siadając z nim pod namiotem który miał dobry widok na prowizoryczną strzelnicę. - Miło poznać jestem Joshua Northcliff- wzniósł kufel do zapoznawczego toastu.
- Korg Thomhammer - krasnolud wniósł swój kufel i przypił porządnie.
- Siła siłą, ale ten olbrzym nie do pokonania się wydaje - zarechotał, nawiązując do wyjątkowo dużego mistrza tej dyscypliny.
- Pierwszy raz w Sandpoint? - zagadnął Korg.
- Pierwszy, miasto wydaje się urokliwe. Festyn całkiem udany, gdyby nie gobliny na trakcie do miasta wizyta byłaby idealna.
- Gobliny? - krasnolud zdziwił się wyraźnie. - Paskudne szkodniki. Nigdy ich żem tu jednak nie widział - przepił jeszcze raz.
Tymczasem Isha ostatecznie odpadła z konkursu łuczniczego i teraz zbliżała się do nich z zawiedzioną miną. Kilka męskich spojrzeń ją odprowadzało.
Gdy podeszła do niego powiedział na pocieszenie:
-Mi też się nie udało. Zabawa jest jednak przednia. Isha to jest Korg Thomhammer- przedstawił krasnoluda- Zwyciężył mnie na rękę- dodał uzupełniając wypowiedź.

- Ha! - wykrzyknął krasnolud, witając się z dziewczyną, która zaśmiała się na zabawny pokaz mięśni w wykonaniu Thomhammera.
- Podobno przemówienia z okazji otwarcia festiwalu się już zaczęły, chodźcie! - pociągnęła Joshuę za sobą.

Gdy dotarli w pobliże katedry, przy której miał odbywać się główne uroczystości, stał tam już tłum ludzi, otaczając cały budynek, a przede wszystkim wybudowany tam podest, na którym znajdowały się obecnie trzy osoby. Korg tłumaczył im kto jest kim. Burmistrz Deverin, krótko obcięta kobieta w średnim wieku, musiała przemawiać już dłuższą chwilę. Tłum kilka razy wybuchał śmiechem, a pogodny nastrój wyraźnie udzielał się całemu otoczeniu. Obok niej stał mężczyzna, posiwiały już, ale ciągle trzymający się sztywno. Na jego twarzy nie było uśmiechu i gdy burmistrz skończyła, to on właśnie zaczął mówić, nawołując do zachowania ostrożności, zwłaszcza przy otwartym ogniu, oraz uczczenia minutą ciszy tych, którzy zginęli w poprzednim pożarze, przez który spłonęła także świątynia. Był to Hemlock, tutejszy szeryf i ludzie doskonale wiedzieli, że nie mają co od niego spodziewać się żartów. Trzecia osoba na podeście ponownie ożywiła ludzi, już samym swoim uśmiechem i wyglądem - pstrokatym i kolorowym, trzeba przyznać - nastrajała bardzo pozytywnie. Żartował znacznie bardziej niż Deverin i kilka salw śmiechu przerywało mu przemówienie. Na koniec zaprosił do miejskiego teatru, gdzie z okazji festiwalu miało być grane jakieś znane przedstawienie, a na tę okazję do Sandpoint przybyła nawet jakaś diva. Imiona i nazwy nic im nie mówiły, ale atrakcja to musiała być duża dla tego miasteczka.

Ostatecznie przemówienia się zakończyły, a na plac wjechał zakryty wóz, ciągnięty i popychany przez akolitów świątynnych. Niemłody już kapłan prowadził tę dziwną procesję, ostatecznie wchodząc na podest i rozkładając dłonie. Korg znał go również, dzieląc się swoją wiedzą: był to Ojciec Zantus, główny kapłan w tym mieście. Na jego piersi wisiał ten sam symbol Desny. I o Desnie mówił, o tym jak po zstąpieniu na ziemię zamieniła ślepego chłopca w nieśmiertelnego motyla.
- W zamian za jej pomoc i dobro, my również uwalniamy je dla świata!
Jeden z akolitów ściągnął zasłonę z wozu, natychmiast uwalniając istny rój różnokolorowych motyli, które wystrzeliły w niebo, rozpraszając się na wszystkie strony.

To wydarzenie zakończyło oficjalną część otwierającą Swallotail Festival. Poświęcenie świątyni miało odbyć się o zmroku, do tego czasu organizaowane były zawody, w których Northcliff także chciał brać udział. Na głównym placu stawiano też stoły i powoli zapełniano je posiłkami - darmowymi. wszystkie brały udział w zawodach karczm i tawern, w tłumie kapłan wyłowił uwijającą się Ameiko.

- Chcę popatrzyć jak walczysz! - zalotnie szepnęła mu Isha do ucha, ocierając się całym ciałem.
W odpowiedzi gdy się zbliżyła i ocierała jego ręka przez chwilę przewinęła się po jej pupie. Objął ją następnie w pasie.
- Zajrzyjmy na chwile do naszej gospodyni. Dowiemy się kiedy będzie można skosztować jej specjałów.-uśmiechnął się mimowolnie pod nosem
- I na czym polega konkurs do którego tak się szykowała... Okazała nam w końcu sporą gościnę.- dodał na wszelki wypadek żeby Isha tego źle nie odebrała.
- Dziękujemy ci Korgu za towarzystwo, może jeszcze potem się spotkamy. Choćby w próbach walki- zachęcił krasnoluda do kolejnego konkursu. Dziękując jednocześnie za słowa wyjaśnienia podczas przemówień.
- Potem ruszymy do konkursów walki. Zasady pewnie zabraniają korzystania z magii -powiedział z przekąsem choć z pewną dozą humoru gdy ruszyli z Ishą dalej.
- Od razu myślisz o nieuczciwej przewadze? - zażartowała Isha, kiedy pożegnali się z Korgiem.
- Nieuczciwej? Każdy korzysta ze swoich atutów jak potrafi najlepiej. -spojrzał na dekolt Ishy wymownie śmiejąc się.

Dłoń dziewczyny odnalazła pupę Joshuy i ścisnęła na chwilę.
Stoły z jedzeniem ustawiane były na placyku w pobliżu świątyni, tworząc podkowę. Każda karczma miała swój jeden, długi stół, wszędzie uwijali się pomagierzy i kelnerki, bijąc po łapach wszystkich, co chcieli za wcześnie spróbować. To samo zresztą zrobiła Ameiko, gdy dostrzegła kapłana.

- Ani mi się waż dotykać! Gotowe będzie dopiero za dzwon - pogroziła mu palcem, niemal w pędzie. Z tego co dało się dowiedzieć, konkurs był bardzo prosty. U szczytu podkowy znajdował się namiot z sędziami, którym można było przekazać decyzję o swoim wyborze najlepszego jadła. Stoły nie były oznaczone, więc tylko znajomość konkretnych właścicieli mogła pomóc z orientacją, który do kogo należy. Oszukiwać nadal się dało, ale nagrodą był głównie prestiż, więc prawdopodobnie nie było to warte zachodu.

- Dzwon, dzwon… Ktoś tu musi wydać opinię dać ostatnie sugestie- mrugnął okiem do przelatującej Ameiko.
- Co można zrobić przez dzwon, pierwszy raz żałuje że tu tak tłoczno.-pocałował dziewczynę, nie odrywając się od niej przez dłuższą chwile

Isha pogłębiła pocałunek, nie przejmując się sporą ilością spojrzeń, jaką takie okazywanie czułości przyciągnęła.

- Ruszajmy zatem zwiedzać i zajmiemy się też tym konkursem walki.-zasugerował gdy w końcu się od siebie oderwali.

Joshua zauważył, że Ameiko nawet odmrugnęła. Niedługo potem już szli ku placowi w głębi miasta. Tu też stały kolorowe namioty, a na środku wytyczono okrągłą arenę, wysypaną piaskiem i trocinami. Zasady były proste: walki do trzech trafień, wyjście z areny liczy się jako trafienie. Wygrywał najlepszy, każdy przegrany odpadał. Wystarczyło się zapisać i wybrać treningową broń - przygotowano ich całkiem pokaźną ilość, Northcliff zauważył nawet egzotyczne rodzaje uzbrojenia, zrobione tak, aby działały jak ich bojowe wersje.

Joshua stanie w kolejce do zapisów umilał sobie czułościami z Ishą. Gdy w końcu doszła jego kolei zapisał się i oddalił czekając aż go wywołają. Z długiej listy broni wybrał naturalnie rapier, spojrzał też czy wolno używać tarcz. Zaczął obserwować konkurentów. Zarówno tych z areny jak i tych którzy ledwo co wybrali broń. Wszak już taka rzecz połączona z warunkami fizycznymi mówiła o stylu walki oponenta. To z kolej umożliwiało dobór odpowiednie taktyki.

Tarcze były dostępne, podobnie jak Isha, która nie mogła momentami się od niego oderwać, ocierając swoim bujnym ciałem, co przyciągało sporo uwagi. Towarzystwo zapisujące się do turnieju było rozmaite. Większość wyglądała zwyczajnie, nawet na miejscowych w tym kilku lepiej ubranych. Część podróżnych wyglądem przypominała Joshuę, ale był też ogolony na głowie, potężnie zbudowany krasnolud, dwójka zwinnie poruszających się, jasnowłosych elfów a nawet wielki pół-ork, ważący w dłoniach dwuręczną broń. Kapłan dostrzegł też Marcusa, który sięgnął po treningową włócznię i lekko ukłonił znanej sobie dwójce.
 
Icarius jest offline  
Stary 27-05-2015, 13:39   #9
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Krąg przygotowano i wkrótce zaczęły się walki. Toczyły się całkiem sprawnie, tylko do trzech trafień i jak na razie skończyło się kilkoma otłuczonymi żebrami i zadrapaniami. Po kilku, które mógł obserwować, wyłaniając kilkoro potencjalnych faworytów, usłyszał swoje imię. A zaraz po nim imię Alderna Foxglova, swojego przeciwnika: wysokiego, przystojnego mężczyznę średniego wieku o ciemnych, związanych włosach. Przede wszystkim rzucał się w oczy niebiesko-beżowy surdut, kamizelka i dopasowane spodnie, wyraźnie nawiązując do wyższej klasy. Opoenen kapłana zdjął okrycie wierzchnie i z treningowym rapierem stanął w pozycji szermierczej. W przeciwieństwie do Joshuy nie używał tarczy. Ukłonił się dwornie i uśmiechnął, bardziej do Ishy niż Northcliffa.
- Niech wygra lepszy.
Joshua gdy w końcu go wywołano ruszył w stronę kręgu. Poprawił tarczę i wyciągnął rapier. Walczył nim ponieważ tego wymagała jego bogini i zyskał w nim już wprawę. Wolał jednak solidny oręż i zbroje. Zadowolił się zatem tarczą, przed wejściem w krąg pocałował jeszcze raz Ishę i ruszył do walki.
-Zaczynajmy.
Nawet nie mając wiele wspólnego ze szlachcicami, kapłan szybko poznał szermierczy styl swojego przeciwnika, który ruszał się dużo, pozostając na dystans i korzystając ze swojej mobilności. I to on zaatakował jako pierwszy, robiąc szybki wypad. Prosto na tarczę. Wyglądało na to, że nie jest obeznany z walką z ciężkozbrojnymi, bo riposta Joshuy zaskoczyła go i kapłan zdobył pierwsze trafienie. Po każdym regulamin nakazywał zatrzymać się i zacząć ponownie od środka kręgu. Tym razem Aldern już się nie uśmiechał. Ponownie zaczął krążyć po arenie, ale nie atakował. Czekał na Northcliffa i jego ewentualny błąd. A o ten prosto mając przeciwko sobie szybkiego oponenta.
Joshua mrugnął tylko do Ishy zajmując pozycję startową. Po znaku rozpoczynającym kolejną rundę ruszył powoli w stronę Alderna. Spodziewał się szybkiego ataku z jego strony być może ze zmyłką. Starał się być maksymalnie skoncentrowany i nie lekceważył przeciwnika. Jeden zdobyty punkt jeszcze nic nie oznaczał. Wstydem natomiast byłoby odpaść w pierwszej rundzie.

Tym razem jego przeciwnik nie kwapił się do ataku. Szukał luki u zasłoniętego tarczą przeciwnika i Joshua to widział. Zbyt długie unikanie walki mogło się skończyć obustronną stratą punktów, więc zaatakował. Unik Alderna był za wolny i kapłan łatwo zdobył drugi punkt na wyraźnie zdenerwowanym tym faktem przeciwniku. Isha zaklaskała z radości, ale Foxglove nie dał mu szansy na odpowiedzenie choćby uśmiechem, bo zaatakował zaraz jak znowu stanęli na środku kręgu. Pierwszy cios odbiła tarcza, riposta jednak była niecelna i tym razem to rapier szlachcica uderzył boleśnie w bok Joshuy. Na twarzy oponenta dostrzegał determinację. Było dwa do jednego i co prawda Northcliff potrzebował jednego tylko trafienia, to wyglądało na to, że przeciwnik spróbuje znowu taktyki, która przyniosła mu powodzenie.
Tym razem to Joshua ruszył do szybkiego ataku. Bez zbroi a jedynie z tarczą nie ustępował przeciwnikowi szybkością. Był nastawiony na szybkie zakończenie walki. Rzucili się na siebie niemal jednocześnie, ale tak niefortunnie, że rapiery odbiły się od siebie, a Aldern wpadł na tarczę Joshuy i obaj się potknęli, prawie wywracając w piasek areny. Sytuacja wywołała kilka rozbawionych śmiechów wśród widowni. Walczący tego prawie nie słyszeli, szybko wracając do równowagi i ponownie uderzając. Razem, jak na komendę. I oba ataki doszły celu prawie jednocześnie. Sędziowie nie próbowali dociekać, które było pierwsze, bo wynik był jeden: Joshua wygrał. Aldern ze swaszoną miną, ale podziękował za walkę uściskiem dłoni i skinięciem głowy. Nagroda od Ishy była przyjemniejsza. Ciepłe i miękkie ciało dziewczyny przywarło do niego, a język wsunął się głęboko do jego ust, wywołując kolejne kilka śmiechów dookoła. Wyglądało to tak, jak gdyby czarnowłosą całe te walki… podniecały.
Joashua odebrał swoją nagrodę z entuzjazmem. Notrhclif całował dziewczynę obejmując ją w talii jedną ręką drugą głaskając jej szyję. Po chwili uniesienia zeszli z areny. Nadal się do siebie lepiąc i nie zważając na otoczenia. Northclif czekał na kolejną rundę, umilając sobie czas z kochanką. Dziewczyna wydawała się dobrą kandydatką do dłuższej znajomości.
Na następną walkę musiał trochę poczekać, a jak się okazało, nie miał szczęścia w losowaniu, trafiając na półorka z dwuręcznym orężem. Co gorsza, co wyszło już po tym jak stanęli w kręgu, wcale nie oznaczało to, że przeciwnik był przez to wolny. Tańczył po arenie prawie tak żwawo jak wcześniej szlachcic, a do tego wydawał się przyzwyczajony do tego typu pojedynków. Szybko dwa razy trafił Joshuę, zostawiając mu nieładne siniaki. Wtedy kapłanowi jeszcze udało się spiąć i raz trafić oponenta, ale to jedynie na moment przedłużyło walkę, bo następne trafienie znów należało do półorka, który zaryczał tryumfalnie. Ishy wydawała się ta porażka nie smucić, bo tym razem nie gratulowała, a pozwalała mu osłodzić sobie tę porażkę jej osobą.

Czas powoli mijał, a stoły z jadłem zostały w pełni zapełnione, przyciągając tłum ludzi. Słońce powoli przewijało się na horyzoncie. Northclif nie przejął się przegraną z półorkiem wiedząc o przewagach oponenta. Doświadczenie było tu aż nadto widoczne. W normalnej walce przewagę dawałaby mu magia. Jednak tu nie miał za dużego pola manewru. Po zakończeniu walki ruszył z Ishą do Ameiko chciał spróbować jej potraw i naturalnie oddać głos na jej potrawy.
Trzeba było przyznać, że wybór ze wszystkich stołów był bogaty. Każda karczma chciała wygrać i serwowała wszystko co miała najlepsze. Stoły nie były oznaczone nazwami, gospodarze nie mogli też stać przy nich, więc tymczasowo Ameiko miała wolne, rozmawiając z niziołką znacznie starszą od siebie. “Rdzawy Smok” oferował sporo ryb i owoców morza, w tym wyraźnie zachwalanego przez rozmawiającą ze sobą tłuszczę, pieczonego homara w egzotycznych przyprawach curry.
Joshua nałożył na talerz po trochu wszystkiego. Najpierw podał go Ishy potem nałożył drugi sobie. Skupił się na specjałach Ameiko. Choć potem odwiedzili jeszcze kilka innych stołów kierując się gustem Ishy i próbując innych potraw. Usiedli przy stole i zjedli co nieco, wymieniając się uwagami na temat po szczególnych dań. Potem skierowali się do swojej gospodyni. Nie ulegało wątpliwości, że każdy starał się jak mógł, aby zwyciężyć i dania były smaczne, chociaż też dość mocno przyprawiane, co zaskakiwało zwłaszcza osoby nieobeznane ze światem, jak Isha. Zjadła tylko trochę, niepewna aż tak nowych smaków. Ameiko zauważyła swojego starego przyjaciela i uśmiechnęła się do niego szeroko, co przy jej ustach dawało niezwykły efekt.
- Mam nadzieję, że zagłosowaliście już, idąc za głosem swojego brzucha? - spytała, wskazując głową na namiot, w którym zbierano głosy.
-Brzucha i głowy. Całkiem udany festiwal, długo się ci jeszcze dziś zejdzie? Chcielibyśmy się jakoś umówić może na wspólny obiad jutro? Żebyś miała czas wypocząć.-zaproponował Northclif, bardziej myśląc o nocy z Ishą niż o wypoczynku Ameiko.
- Moja energia nigdy się nie kończy, powinieneś już to wiedzieć - kobieta odrzekła swobodnie, wywołując rumieniec u Ishy, która zerknęła na Joshuę pytająco. - Do wieczora będzie już wszystko wysprzątane, powspominamy stare czasy przy kolacji, co ty na to?
Sytuacja była do pewnego stopnia niezręczna a do pewnego obiecująca.
-Jestem umówiony z Ishą, myślałem że będziesz zajęta. Proponuję zatem kolację lub obiad jutro. No chyba, że drogie panie nie mają nic przeciwko spotkaniu w trójkę.- rozejrzał się niepewnie po obu paniach. Z dziwnym i rozmarzonym uśmiechem na twarzy.
Isha zarumieniła się mocniej, nie wiadomo co wyobrażając sobie w głowie, a Ameiko roześmiała się swobodnie.
- To tylko kolacja i przyjemne wspominki. Opowiem ci trochę o tym panu i o tym jak przemycił mnie na pokład statku.
Czarnowłosa trochę ośmielona ciekawie spojrzała po obojgu i skinęła głową.
- Twoi przyjaciele są moimi - powiedziała w końcu. - Obiecałeś mi dalekie podróże, dlatego i tak nie zamierzam uciekać z Sandpoint zaraz po festiwalu. Chętnie posłucham opowieści.
-W takim razie umówione. Poza wynikami konkursu będzie się tu jeszcze coś działo ciekawego?-podpytywał Ameiko. -Sporo już obeszliśmy w kilku konkursach się próbowaliśmy. Jest coś jeszcze godnego uwagi?-Ameiko jako miejscowa była w stanie powiedzieć im najwięcej.
- Gry i konkurencje, pewnie wiecie o nich więcej niż ja, uwięziona w kuchni - kobieta pokręciła głową. - Wieczorem warto odwiedzić teatr, chociaż nie wiem czy będą jeszcze miejsca. Zachęcam też do poznania tutejszych wyrobów rzemieślniczych.
 
Lady jest offline  
Stary 03-07-2015, 22:01   #10
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Czas mijał szybko, gdy spacerowali po mieście. Dołączył do nich Marcus, chyba niezbyt zadowolony. Nagabywany przez Ishę przyznał, że nie zabrnął tak daleko jakby chciał w konkursie jeździeckim. Zjedli trochę słodkości, zapoznali się ze straganami, z których największe wrażenie robiły rzeczy ze szkła. Okazało się, że tutejsza huta cieszy się dużą sławą i kolorowe, fikuśne przedmioty były tego doskonałym dowodem. Isha przez dłuższy czas nie mogła się od tego oderwać. Wreszcie zbliżył się wieczór i ruszyli w kierunku świątyni, gdzie miało odbyć się oficjalne poświęcenie.

Gdy doszli do placu przed świątynią, tłum zdążył się już zebrać. Stanęli na końcu, obserwując jak jakiś pies wczołguje się pod jeden z wozów, a Ojciec Zantus wchodzi na podest. Rozległ się suchy, głośny dźwięk, niczym dalekie uderzenie gromu i rozmowy zaczęły cichnąć. Kapłan nabrał powietrza, aby rozpocząć przemowę, kiedy powietrze przeszył wrzask przerażonej kobiety. Ludzie zaczęli się rozglądać, gdy odezwał się drugi i trzeci, a potem do nich dołączyły inne odgłosy. Złośliwe chichoty i piskliwe pokrzykiwania, a ponad tym - dziwaczna, charkotliwa pieśń.
Rozglądająca się razem z innymi trójka już ją słyszała. Gobliny w jakiś sposób dostały się do Sandpoint i zaatakowały miasto! Chaos bardzo szybko ogarnął to miejsce, gdy każdy pędził tam, gdzie uważał, że będzie bezpiecznie. Niewielu walczyło. Ktokolwiek wpuścił tu te stwory, sprawił również, że miały wysokie morale.

Nagle pojawiły się także przy nich. Dwa z nich wypadły z zaułka, trzeci zeskoczył z dachu na wóz, wchodząc pod niego i szlachtując przerażonego psa, który wcześniej się tam schował. Goblin patrzył na nich i chichotał, zlizując krew ze swojego długiego, zakrzywionego, prymitywnego noża. Marcus wyszarpnął miecz z pochwy, ale Isha miała tylko sztylet. Trzy gobliny zaszarżowały na nich, wrzeszcząc i prawie zagłuszając skandowaną przez inne stwory prymitywną pieśń goblińską.
Joshua stanął przed Ishą wpychając niemal dziewczynę za siebie.
- Schowaj się za mnie, tym -wskazał na sztylet- atakuj tylko gdybyś miała wyśmienitą szansę lub w celu samoobrony. Damy sobie z nimi radę z Marcusem. Zajmij się tym przy wozie - powiedział do wojownika. Sam odwrócił się w miejscu błyskawicznie i wypowiedział modlitwę próbując skłócić ze sobą dwa nadciągające stwory.

Małe bestie były naprawdę zmotywowane do walki. Ofiara mocy pochodzącej od bogini Joshuy nie oparła się zaklęciu, ale jego cios wymierzony w przebiegającego obok kompana był zbyt wolny i nie trafił. Marcus wyskoczył przed kapłana i ciął skutecznie przez pierś. Krew bryznęła i goblin padł na ziemię. Niestety drugi doskoczył do Northcliffa i ciął go swoim długim nożem, raniąc lekko udo mężczyzny. Isha cofnęła się i na ten moment stała za daleko, aby wspomóc kochanka. Rozglądała się szukając czegoś lepszego, czego mogłaby użyć jako broni.

Northcliff tymczasem śmiałym ofensywnym wypadem z rapierem w ręku odpowiedział na atak szarawego pokurcza. Próbując go wyeliminować. Trafił idealnie, przeszywając wątłą pierś stworzenia, które popatrzyło na niego w zaskoczeniu i kaszlnęło krwią, jeszcze nie wiedząc, że jest martwe. Trzeci goblin, wyzwolony spod mocy czaru, zmierzył siły na zamiary i rzucił się do ucieczki. Marcus pognał za nim, a Isha podniosła jeden z długich zakrzywionych goblińskich noży.
- Z drugiej strony placu widziałam następne! Musimy pomóc tym ludziom! - krzyknęła. Chaos dookoła powiększał się, chociaż większość ludzi już zdążyła uciec z placu pod świątynią.

Joshua rozglądał się w pierwszej kolejności właśnie za ludźmi w opałach. Cywilach, kupcach rodzinach kogoś kto potrzebowałby pomocy. Jednocześnie jeśli mijał zbrojnych nawoływał “Za mną jestem kapłanem, więc uleczę rannych! Musimy je wyrżnąć!” Northcliff potrafił bowiem być bezwzględny jeśli musiał. Gobliny natomiast nie były istotami których byłoby mu żal. Starał się organizować opór w pierwszych minutach walki.

- Rozglądaj się za łukiem. Choćby malutkim tych pokurczy lub jakikolwiek innym. Broń cywilów i opiekuj się nimi resztę zostaw mnie.- powiedział do Ishy.
- Nie ma mowy, nie jestem dzieckiem! - odpowiedziała mu zapalczywie, ani myśląc poddać się jego woli i unikać walki. Nie była delikatną istotką i nie zachowywała się tak taka. Podniosła z ziemi jeden z zakrzywionych noży używanych przed gobliny jako miecze.

Niewiele zdziałały okrzyki Nothcliffa. Kapłan i jego akolici rozpierzchli się, pomagając rannym, cywile uciekli z placu, a strażnicy zajęci byli walką. Mignął mu jeden czy dwóch. Marcus dorwał uciekającego goblina i już wracał, gdy nagle z drugiej strony placu buchnął silny ogień. Jeden z podpalonych przez stworzenia wozów zajął się niezwykle intensywnie i było kwestią czasu, gdy podpali coś więcej. Wybiegły zza niego cztery gobliny. Trzy prócz noży miały też pochodnię, a czwarty wydzierał się na całe gardło, śpiewając prymitywną piesń zagrzewającą do boju gobliny, które już dojrzały swój następny cel: Joshuę i towarzyszącą mu ciągle Ishę.

- Uparta dziewczyno nie wątpię w twoją odwagę z łukiem byłabyś jednak przydatniejsza i bezpieczniejsza.-zamarudził do Ishy. Gdy dostrzegł gobliny dalsza rozmowa straciła sens.

Za pierwszy cel Joshua obrał oczywiście śpiewającego goblina. Komenda ataku która jeśli się uda zaświta w jego głowie, przerwie pieśń wzmacniającą gobliny. Co powinno już na starcie wytrącić atut przeciwnikowi z jego małych paskudnych rączek.

Wypowiedział modlitwę, ale… nic się nie stało. Śpiewający goblin ciągle dał mordę, trzymając się trochę z tyłu, a trzej jego pobratymcy pędzili wprost na Ishę i Joshuę.

- Nie ma tu nigdzie łuku! - syknęła tropicielka. Nic dziwnego, nikt z łukiem po mieście nie chodził, a zawody odbywały się w nieco innej części miasta. Stanęła obok kapłana, a Marcus już nadbiegał, gdy zza małego namiotu wybiegła kobieta. W dłoni zabłysła jej magia i niesamowite kolory objęły biegnące stworzenia. Dwa z nich przewróciło się i zaryło paszczami w ziemię.

Fakt tej wykorzystał Joshua i rzucił się w kierunku przeciwników. Chcąc wyeliminować bezbronnych w tej chwili oponentów. Kusiło go żeby zabrać się za śpiewaka. Jego jednak zostawił na koniec.

Okazało się, że ciągle będący na nogach goblin jest szybszy od kapłana i dwójki jego towarzyszy, oraz, że nie zauważył, że biegnie już sam. Rzucił się na nadciągającego Joshuę, tnąc swoim krzywym nożem. Mężczyzna zdążył się uchylić, ale riposta nie trafiła. Marcus dopiero dobiegał do nich, ale Isha zaatakowała, zostaawiając na plecach stwora długą, ale płytką ranę. Ten zorientował się wreszcie, że jego dwa kompani dopiero zbierają się niezdarnie z ziemi, wyglądając na zamroczonych, a warchanter nie przerywał swojej prostackiej pieśni, kierując uwagę na nieznajomą czarodziejkę. Ta ku zaskoczeniu wszystkich złapała się za brzuch i zaczęła niekontrolowanie śmiać. Mały goblin też musiał czynić magię!
Joshua wyprowadził kolejne cięcie. Chcąc pozbyć się jednego przeciwnika nim weźmie się za następnych. Byli przy nim w trójkę więc jego śmierć w ciągu najbliższych sekund była raczej przesądzona. Pojawienie się kobiety dawało im przewagę. Muszą jak najszybciej dostać się do tego małego czaromiota. Przypuszczenie Joshuy okazało się słuszne, bo kiedy on i goblin tańczyli wokół siebie, nie potrafiąc się wzajemnie ugodzić, Isha zaszła stwora z boku i jej sztylet tym razem przeciął szyję goblina, który padł na ziemię, charcząc i trzymając się za gardło. Zyskał jednak czas dla swoich kompanów, którym udało się pozbierać i stali teraz na drodze do ciągle wrzeszczącego prymitywną piosenkę czaromiota. Marcus zbliżył się do nich i odciągnął uwagę jednego, ale ciągle przebiegnięcie obok narażało kapłana na atak. Czasu jednak było coraz mniej, bowiem w dłoni warchantera pojawił się bicz. Strzelił z niego i owinął nim ciągle śmiejącą się czarodziejkę, zblizając do niej ze swoim zakrzywionym nożem.

- Zabije ją, jeśli czegoś nie zrobimy.- powiedział do Ishy.- Zajmij walką tego drugiego, ja zajmę się tym z biczem. Jak powiedział tak zrobił liczył, że Isha zajmie drugiego goblina… i nic jej się nie stanie. On będzie mógł wtedy zaatakować czaromiota. Rzucił się w jego stronę z okrzykiem na ustach.

Isha i Marcus prawie jednocześnie zaatakowali oba gobliny, które wcale nie pozostawały dłużne. Niestety Joshua musiał biec razem z dziewczyną i dogslicer ciął go w przelocie, zostawiając brzydkie cięcie na nodze. Isha szybko się za to zemściła, wbijając sztylet wprost w oko stworzenia, które zdążyło zapiszczeć zanim umarło. Wojownik radził sobie gorzej, ciągle tańcząc przy goblinie.

Zbliżający się do czarodziejki warchanter zauważył Nothcliffa i zmienił swój cel. Bicz trzasnął w powietrzu, ale Joshua uskoczył, podobnie jak ciągle śpiewający goblin przed rapierem kapłana, który dostrzegł wybiegającego z zaułka jeszcze jednego przeciwnika. Nieznajoma uspokajała się już i zaczęła skandować zaklęcie.

Joshua zaatakował ponownie goblina. Nie zamierzał pozwolić mu dalej skandować jego bluźnierczych zaklęć. Większość tego co skandował nie mogło być jednak zaklęciami. Joshua spotkał się kiedyś z pieśnią barda, to było coś podobnego, w bardzo prymitywnym stylu. Warchanter skakał i trzaskał z bicza, trafiając raz kapłana i unikając jego rapiera. Za plecami mężczyzny jego towarzysze potykali się z goblinami. Trwało to wszystko jednak tylko kilka chwil, bowiem czarodziejka zakończyła swoje zaklęcie i śpiewak nagle zachwiał się i przewrócił na ziemię, chrapiając głośno.
Dobicie jego nie było problemem, a pozbawione pieśni stworzenia uległy towarzyszom Northcliffa. Blada na twarzy nieznajoma zwróciła się w jego stronę i słabo uśmiechnęła.

- Dziękuję za pomoc. Nie wiem co ja sobie myślałam, wybiegając na nie sama.
- Odważny choć ryzykowny był to czyn- odpowiedział Northcliff czarodziejce. Po czym rzekł
- Nie mamy czasu do stracenia rozejrzyjmy się za rannymi lub kolejnymi napastnikami. Wpierw jednak- zwrócił się w stonę Marcusa.
- Co z reguły odcina się takim paskudom na dowód dla władz miejskich? Kciuki wystarczą?
- Biorąc pod uwagę kapłanów tam - Marcus wskazał kciukiem na ludzi w długich szatach zajmujących się rannymi pośród całego tego chaosu - to wystarczą świadkowie.

Isha trzymała w dłoniach już dwa zakrzywione sztylety. Posłała szybki uśmiech nieznajomej i wskazała na północną część miasta.

- Tam słyszałam najgłośniejsze odgłosy goblinów!

Gdzieś w głębi jednej uliczki jeden ze stworów skoczył z dachu na przebiegających na dole ludzi. Nie trafił i z całym impetem trafił w ziemię, najwyraźniej łamiąc kark. Gdzieś dalej jeden z miejskich strażników potykał się z kolejnym pojedynczym stworzeniem. Z północy dobiegała prymitywna pieśń i głośne ujadanie.

Joshua policzył ile goblinów zabili. Potem wyjął symbol swojej bogini i poprosił ją o uzdrownienie. Jeśli miał walczyć dalej, musiał zaleczyć choćby część ran.

- W takim razie nie możemy dać im na siebie czekać. - Joshua skierował się biegiem na północ.

Najważniejsze walki musiały już minąć, bo mijali spokojniejsze okolice. Widziany przez nich strażnik przebił włócznią goblina i pobiegł gdzies indziej, zanim zdążyli do niego dotrzeć. Gdzieś mignęło stworzenie niosące w rękach tyle jedzenia, ile mogło unieść. Zniknęło w jakiejś uliczce. Minęli róg katedry i kolejną grupę wrogów dostrzegł Joshua niedaleko północnej bramy. Wszyscy strzegący jej strażnicy musieli być zajęci gdzie indziej, bowiem przy jednym z budynków walczył samotny mężczyzna w wamsie i rapierem w dłoni. Towarzyszył mu pies myśliwski, ale już tylko przez chwilę, bowiem został przebity włócznią i zabity.

Joshua zatrzymał się na chwilę by pobłogosławić miecz. W tym czasie grupa która biegła lekko rozciągnięta miała czas zebrać się i zapoznać z sytuacją przy bramie. Wszyscy złapali łapczywie oddech i ruszyli z odsieczą mężczyźnie z rapierem. Joshua rozpoznał tego człowieka. Był to Foxglove, ten sam, z którym pojedynkował się wcześniej tego dnia. Teraz bronił się zawzięcie przed atakiem goblina ujeżdżającego coś na kształt brzydkiego, prawie pozbawionego sierści psa. Trzy inne gobliny właśnie wychodziły zza kamieni i rogu pobliskiego budynku, gdzie z jakiegoś powodu się wcześniej kryły.

Joshua zaszarżował na jednego z wychodzących goblinów. Podobnie jak poprzednie, nie ulękły się nadchodzących wrogów. Nie było wsród nich pieśniarza, ale były ciągle napompowane adrenaliną. Isha i Marcus również ruszyli do ataku, podobnie jak Joshua, spotykając się z wrogami na środku brukowanej drogi. Obok kapłana rozbłysnął ciemnoniebieski promień, trafiając w jednego ze stworów i spowalniając go na tyle, że Northcliff przebił go swoim rapierem. Zauważył to goblin na swoim nietypowym wierzchowcu, zwracając ku walce i zostawiając na razie osłabionego, rannego Foxglova. Pies zawarczał, goblin wrzasnął i popędził wprost na Joshuę.

Joshua nie uląkł się i przyjął wyzwanie również biegnąc w stronę przeciwnika. Swój precyzyjny cios skierował w psa. Jeśli go uśmierci pierwszym ciosem w pełnym pędzie goblin runie z impetem na ziemię. Siedzący na stworzeniu goblin był niemal wysokości Joshuy, razem z psem tworząc groźnego, szybkiego przeciwnika. Zaatakował kapłana swoją drzewcową bronią, której końcówka nie była grotem a dziwnym zakrzywionym ostrzem i trafił w pierś mężczyzny, zostawiając bolesną, krwawiącą ranę. Ale i on nie został dłużny, jego rapier przebił psa, ale zanim zdążył wbić się odpowiednio głęboko, ten odskoczył i zaskowyczał. Zachwiał się, ale te gwałtowne ruchy nie zrzuciły jeźdźca z jego grzbietu. Goblin zaczął go poganiać i kopać piętami. Obok głowy stworzenia przeleciał duży kamień, Joshua nie widział kto go cisnął, ale dźwięki nieopodal świadczyły o tym, że jego kompani jeszcze nie uporali się z innymi goblinami.

Joshua krzyknął z bólu. Wiedział jednak, że musi pozostać skupiony. Kolejne uderzenie w psa mogło dać mu upragnioną przewagę. Inaczej może się to marnie dla niego skończyć. Trafili niemal jednocześnie. Rapier wbił się w ciało psa, a broń goblina zdążyła ciąć ponownie ciało Joshuy, zanim ten spadł z przewracającego się, umierającego zwierzęcia. Ból z ran stawał się dominujący, kapłan zachwiał się, ale ciągle stał na nogach, odrobinę się chwiejąc. Wydawało się, że przeciwnik szybko zbierze się z ziemi i jeszcze zdąży zaatakować, ale nagle zawahał się i przez moment gapił się przed siebie. Wystarczająco długi moment. Drasnął go rapier Northcliffa, ale dostał też miecz Marcusa, zanim goblin w pełni się ocknął, mrugnął i rzucił do ucieczki. Pozostałe stworzenia w zasięgu wzroku zostały już zabite. Foxglove wciąż stał nad ciałem swojego psa, przerażenie widniało na jego obliczu.
Joshua z trudem doszedł na wysokośc Foxglova i jego psa. Nie analizował czy pies jest ranny czy martwy. Rany Foxglova również nie miały znaczenia. Wypowiedział leczącą modlitwę mając w zasięgu całą ich trójkę, bowiem sam ledwo trzymał się na nogach. Gdy ją skończył prosić o łaskę swą boginię rzucił zdyszany.

- Nigdy więcej nie wyjdę nawet na targ bez zbroi i solidnej tarczy.
Łaska bogini nie dała zbyt wiele. Rany przestały krwawić, ale nie zamknęły się - ani u kapłana, ani u innych. Odsłonięte udo Ishy znaczył ślad po zakrzywionym nożu. Marcus rzucił się w pogoń za uciekającym i dopadł go zaraz przed bramą, wbijając w niego miecz. Nieznajoma czarodziejka uśmiechnęła się do Joshuy. Była młoda, ładna i równie mało wstydliwa co Isha, sądząc po stroju z wielkim dekoltem i odsłoniętymi nogami.
- A ja nie będę się wtrącać w bitwy bez wsparcia - powiedziała melodyjnym głosem. - Jestem Elen, dziękuję za pomoc.
- I ja również dziękuję - Foxglove wydawał się zdrowy, za to jego pies ani drgnął, niestety już martwy. - Nie wiedziałem, że przyjdzie nam się spotkać ponownie w takich okolicznościach - powiedział do Joshuy i skłonił się przed kobietami, wyraźnie zezując na ich krągłości.
- Moje panie. Moje nieskazitelnie piękne boginie.
Isha zarumieniła się, a Elen roześmiała na ten komplement.
- Wracajmy w stronę centrum miasta. -powiedział Joshua z trudem wstając. - Mam jeszcze zaklęcie leczące. Wolałbym jednak objąć nim więcej osób w tym może rannych cywili. Po drodze może spotkamy jeszcze jakieś gobliny. Skłonne rozstać się z życiem, bądźcie czujni. Co tu pan robił panie Foxglove?
 
Icarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172