Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2015, 20:53   #70
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Młody półelf aż się wzdrygnął na widok potworów. Nie chciałby paść ofiarą któregoś z nich. Te pazury niczym sztylety… aż poczuł podświadomy ból. Dlatego szybko się otrząsnął i przywołał przed jednym z nich Lemure licząc że jego zdolność do redukcji obrażeń będzie w tej walce kluczowa…
Stwory nie zareagowały specjalnie na pojawienie się nowego przeciwnika. Zapewne zdawały sobie sprawę, że to miały jakąś tam inteligencję. Acz niewielką...

Poruszały się powoli, jakby jeszcze nienawykłe do chodzenia, a ich łapy kończyły się pazurami ostrymi jak sztylety. I tak samo dużymi. Patrzyły na swych wrogów małymi ślepiami pełnymi nienawiści. Poruszający się w ich kierunku galaretowaty lemure spowodował, że jeden z pokracznych napastników rzucił się w szale na przywołaną bestię… i był w stanie zadać jej nieco obrażeń. Drugi zaś ruszył wprost na resztę drużyny popadając w podobny szał. Radovir zaś spanikował i uciekł na górę. Tokado wyciągnął swój wierny oręż a wiedźma zaczęła wymiotować malutkimi pajączkami, które utworzywszy chmarę ruszyły w kierunku najbliższego stworzenia jakie wyczuły… szarżującego łuskowatego potwora.

Maeglin naciągnął cięciwę i posłał strzałę w kierunku łuskowatej bestii, którą zamierzał zaatakować Haroshiwa, to był celny strzał. Niewiele brakło, by był śmiertelny. Niewiele… ale bestia przeżyła i starła się w boju z Tokado. Jej pazury rozorały bok, podobnie jak jego katana wbiła się w bestię. Rój pająków dodatkowo namieszał w sytuacji atakując zarówno Tokado jak i potwora z którym walczył, ale Huamvari niespecjalnie to martwiło. Sama kobieta zresztą jedynie przyglądała się raczej walce nie mając żadnej broni pod ręką i przeklinając stwora walczącego z Lemure pechem. Sam przywołany radził sobie całkiem dobrze z powstrzymywaniem potwora, a nawet zdołał go nieco zranić.

-Skieruj je na drugiego do cholery! Jeśli Tokado coś się stanie policzymy się. Tokado odskakuj, zajmę się nim.- krzyki Maeglina nie dochodziły do świadomości Haroshiwy, który skupił się na walce z przeciwnikiem ignorując kąsające go pajęczaki. Na szczęście jego przeciwnik też był kąsany.
- One łażą gdzie chcą, a dokładniej w kierunku najbliższych żywych stworzeń… nie da się ich kontrolować.- odparła obojętnym tonem kobieta ignorując groźby półelfa, naciągającego łuk i posyłającego strzałę w potwora. Pocisk Maeglina chybił strasznie. Poraniony jednak Tokado zdołał zamaszystym cięciem pozbawić jaszczurostwora głowy i rzucił się z mieczem w kierunku drugiej bestii, a rój pająków podążył za nim.

Maeglin ponownie naciągnął cięciwę tym razem chciał wypuścić zwykłą strzałę, poprawił wcześniej swoją pozycję by nie ryzykować trafienia w Tokado. Celem był stwór a ewentualny błąd i trafienie w Lemura mógł znieść. I na szczęście nie zabił nikogo. Strzała pognała w kierunku jaszczurostwora, ale po drodze napatoczył się lemure i to w jego olbrzymi tłusty kark zagłębił się pocisk . Haroshiwa dopadł jaszczura z boku i zadał mu straszliwy cios rozplątając bok. Trysnęły strugi zielonkawej posoki, potwór ryknął z bólu. A pajęczaki… hurtowo zaatakowały całą trójką kąsając kogo popadnie, choć niewątpliwie szeroka rana w boku potwora kusiła je najbardziej.

Meglin wział głęboki oddech i powtórzył manewr. Znów ryzykując trafienie w Lemura, lecz zabicie jaszczurowatej istoty jak najszybciej było niezwykle ważne zwłaszcza dla zdrowia Tokado. Tym razem strzała trafiła w korpus bestii, a choć jaszczurostwór rozorał jeszcze bok Haroshiwy pazurami, to był ostatni jego atak. Miecz Tokado cięciem zakończył jego żywot. A Huamvari skróciła trwanie roju rozpraszając czar. Po czym ruszyła w kierunku poranionego Haroshiwy by podleczyć jego rany.

- Zastawimy czymś pozostałe trumny?- zapytał Maeglin w pierwszym odruchu.
- Skoro nic z nich nie wylazło, to chyba nic tam nie ma. Choć dla odmiany chętnie bym je sprawdził i uciął łby temu co tam jeszcze śpi.- rzekł wściekle Tokado, patrząc posępnie to na pozostałe dwie trumny to na leczącą go Huamvari, która z obojętnym spojrzeniem wykonywała swój obowiązek. Niewątpliwie wiedźma nie była graczem drużynowym i tylko swój interes brała pod uwagę. Nawet bardziej niż reszta. Ale… tylko ona mogła ich podleczyć, więc nie mieli większego wyboru w kwestii sojuszników.
- To nie były truposze… tylko coś innego.- mruknęła oceniając spojrzeniem martwe łuskowate sylwetki na podłodze.
- Sprawdźmy trumny by nic nas już nie zaskoczyło. Potem przeszukajmy to miejsce dokładnie może wpadnie nam w ręce jeszcze coś ciekawego. Znalazłem dwa zwoje przyjrzę się im dokładniej zaraz i różdżkę z zaklęciami ułatwiającą tworzenie przedmiotów.- powiedział Maeglin zabezpieczając łupy.- Ktoś mógłby też iść po tego tchórzliwego Radovira, przy przeszukaniach jest jednak cenny. Trochę go rozumiem, był ciężko ranny, ale żeby tak nas zostawić samych sobie. - naciągnął łuk i wycelował w trumnę gdy ktoś inny będzie ją otwierał i coś by tam było. Będzie mógł oddać czysty i pewny strzał.

Huamvari wzruszyła ramionami w odpowiedzi i ruszyła w poszukiwaniu niziołka, więc otwieranie trumien pozostało w gestii Tokado i Maeglina właśnie. Pierwsza z dwóch pozostałych była… pusta. Nic dziwnego więc, że nie wylazł z niej potwór. Kolejna zawierała… mumię. Najprawdziwszego owiniętego zielonkawymi bandażami humanoida przypominającego zmumifikowane ciało.
-Ta mumia mi się nie podoba, cholerstwo może ożyć. Zastawmy trumnę z nią resztą tych trumien i dorzućmy jeszcze na nie te dwa ciała. Tak na wszelki wypadek. Wiesz te wszystkie rzeczy do alchemii. Znam się trochę na robieniu mikstur, myślisz że moglibyśmy na tym zarobić?- powiedział przesuwając pierwszą trumnę.

Tokado zamachnął się mieczem i ostrzem przeciął szyję truposza, po czym wbił katanę w oczodół nabijając na swój oręż odrąbaną czerep i odrzucił go jak najdalej od trumny.- Bez łba raczej nie powstanie.
Po czym dodał.- Zarobić? Nie wiem. Nie mam zielonego pojęcia. Ja się z kolei nie znam na alchemii w ogóle. Wiem tylko, że pewnie tego wszystkiego nie zdołamy wynieść ani zapakować do tego wózka, którym przyjechaliśmy… więc lepiej wybrać najbardziej wartościowe rzeczy.

- Można i tak- uśmiechnął się Maeglin jakby nieśmiało po wyczynie Tokado - Znam się na alchemii, tanie rzeczy możemy faktycznie zostawić. Co zrobimy dalej naradzimy się przy ciepłym posiłku i czymś mocniejszym mam nadzieje.- powiedział rozmarzonym głosem. -Kto wie może jeszcze coś znajdziemy? Zaraz chyba wróci z tym Radovirem.
- Może… ale w tej sytuacji nie powinniśmy marnować czasu.- stwierdził Tokado przyglądając się swym ranom. Nie wszystkie zaleczył dotyk wiedźmy. W leczeniu Huamvari była równie skąpa co okazywaniu sympatii.- Nie mamy całej nocy. Lepiej wpierw wybierzmy i spakujmy co warto wziąć, a potem pomyślimy nad szukaniem kolejnych skarbów.
Tymczasem pojawiła się Huamvari wróciła z niziołkiem wyraźnie roztrzęsionym i ostrożnym. Najwyraźniej Radovir niechętny był powróceniem do piwnicy.
- Podzielmy się jakoś. Ja przeprowadzę selekcję przedmiotów, Huamvari i Tokado moglibyście zacząć je przenościć. Radovir mógłby się zacząć rozglądać za ukrytymi skarbami. Jest ranny i najmniejszy użytek z niego będzie przy przenoszeniu lepiej niech się porozgląda. -podsumował półelf.

Przeszukiwanie w ten sposób piwniczki nie dało zbyt wielu obiecujących rezultatów. Jej zawartość pozwoliła półelfowi skompletować podręczny zestaw alchemiczny i kilkanaście jadów węży… niestety jedynie w surowej formie wymagających odpowiedniej obróbki. No i dwie butle pełne zielonkawej cieczy. I tyle… żadnych magicznych przedmiotów poza tymi już znalezionymi, żadnych innych magicznych eliksirów, żadnych tajnych schowków. Nic.
- Zwijamy się rozumiem? Chyba, że ktoś ma chęć ryzykować i czuje jakąś potrzebę zbadania tego przejścia do kanałów? Mi się to osobiście nie widzi.- na tą deklarację Maeglina, pozostała reszta grupy skinęła tylko głowami na zgodę. Im też nie podobała się wizja przeszukiwania kanałów. Małe łupy, duże ryzyko i jeszcze możliwość że koboldy lub gobliny z Old Hell kręcą się w okolicy… Na dalszą wycieczkę nie było chętnych.
- To co teraz? - zapytał Haroshiwa.
- Za wiele tu żeśmy nie znaleźli.- odparła Huamvari.
- Ale dość oberwaliśmy… Ja proponuję się zbierać stąd.- stwierdził Radovir.
- Ja też tym bardziej że zeszło się nam tu co nieco.- dorzucił Maeglin.

Zanim drużyna zdołała wyjść z piwnicy u szczytu prowadzących do niej schodów pojawił się Buarto i krzyknął.- Zbierać się banda, gospodarze wracają i to w licznej kupie. Chyba dzisiaj mają jakieś sekciarskie kółeczko wzajemnej adoracji.

Maeglin zwyczajnie zaczął biec do wozu. Różdżka i zwoje były z nim bezpieczne, przedmioty alchemiczne przeniesiono wcześniej. Nic go już tu nie trzymało. Należało prędko się oddalić. Zapakowawszy zdobycz na plecy, cała grupka szybko ruszyła w kierunku tylnego wyjścia z posiadłości. Na dziś mieli już dość przygód. Poranieni i poobijani przedarli się do ogrodu, następnie przez murek, do czekającego na nich środka transportu. Gnom zasiadł na koźle. Reszta drużyny została upchnięta z tyłu. Było ciasno, zwłaszcza z łupami.
- Toooo… jak dzielimy fanty? - zapytała po chwili milczenia Huamvari.
Maeglin spróbował najpierw dokończyć identyfikację dwóch zwoi jakie tam znaleźli. Potem odpowiedział na pytanie kapłanki ju-ju.
- Możemy sprzedać laboratorium alchemiczne. To jednorazowy zysk, jednak i wcale nie aż tak duży. Nie jest ono wysokiej klasy, choć spełnia podstawowe zadania. I mało jest osób zainteresowanych tak specjalistycznym sprzętem. Moglibyśmy też pomyśleć o handlu eliksirami na jakąś małą skalę. Znam się na tym. O ile mielibyście dla nich rynek zbytu.
- Kto jest za sprzedażą laboratorium?- rzekł Radovir, a Huamvari podniosła rękę. Tokado się jeszcze wahał ze względu na półelfa, ale...i on miał ochotę sprzedać. Czy to jednak było dziwne? Byli wszak złodziejami i rabusiami. Gdyby interesował ich handel wzięliby się za uczciwą robotę.
- Sprzedamy to za ułamek ceny, bo nabywcę znaleźć będzie trudno. Do tego rzadko kiedy ktoś takich rzeczy potrzebuje. To całe cholerne laboratorium. Oficjalnych nabywców z Uptown stać na lepsze egzemplarze, nieoficjalni z Downtown kupią to za bezcen o ile w ogóle kogoś znajdziecie. Każdy z was zna zapewne kogoś kto chciałby kupić miksturę latania czy niewidzialności? Takie rzeczy to dobry as w rękawie podczas skoków. Bo jak wszyscy wiemy przybierają one różny obrót. Nie mówię byśmy handlowali tym masowo i rozkręcali nie wiadomo jaki interes. Lepiej jednak mieć źródło stałego zysku choćby niewielkiego niż jednorazowo dostać ochłapy.- starał się przemówić do wyobraźni pozostałych.
- Zdobyte za darmo…- wzruszył ramionami niziołek, a kobieta dodała poirytowanym tonem głosu.- Poszłam na ten skok dla gotówki, nie dla cholernych eliksirków na kolejne cholerne skoki, w których może będę uczestniczyła… może nie.

Wskazała palcem na Haroshiwę.- Bo jak na łatwy skok, za często dostawaliśmy po dupie. Więc nie… Nie obchodzi mnie to, czy zapłacą nam połowę wartości, czy jedną trzecią. Wynieśliśmy je za darmo, więc i tak zysk będzie. Radovir spojrzał na Maeglina.- Stały zysk, dla kogo niby? Dla ciebie? Zgoda… bierz laboratorium, my weźmiemy resztę i podzielimy się zyskiem ze sprzedaży. Było trochę antytoksyn… a ty wyniosłeś jeszcze jakieś magiczne zwoje i różdżkę. Co ty na to?
- Racja…- zgodziła się Huamvari.- Laboratorium możesz sobie wziąć. I to będzie twój cały udział w skoku.
Maeglin spojrzał na kapłankę.
- Nie miałem na myśli eliksirów na nasze przyszłe skoki.. Tylko eliksiry które sprzedamy innym, na ich skoki czy inne akcje. Abstrahując od podziału łupów potrafilibyście znaleźć chętnych na nie wśród waszych kontaktów? Zyskiem bym się z wami podzielił.
- Nie zamierzam robić za naganiaczkę. -stwierdziła krótko Huamvari wzruszając ramionami. A Radovir dodał.- Musiałbyś naprawdę obniżyć cenę, żeby przebić licencjonowanych alchemików i czarnoryknowe eliksiry Cycione. Ale może wtedy… kto wie.
Maeglin zwrócił się do pani “wiecznie na nie”
-Naganiaczkę? Miałem cię za kobietę praktyczną, byłabyś pośrednikiem i zarabiała na tym. Możesz myśleć o mnie czy o nas co chcesz. Jesteś jednak w dużej potrzebie finansowej jak my wszyscy, skoro zgodziłaś się na ten skok. Nie będąc złodziejem zawodowym z nieznaną sobą przypadkową grupą. Nie musimy siebie lubić moglibyśmy jednak współpracować dla zysku. Oboje znamy się na czarach, a to rzadki dar. Ja proponuję po prostu wydłużenie współpracy.- odpowiedział kapłance po czym zwrócił się do Radovira.- Mógłbyś mi przedstawić ceny takich eliksirów u Cycione? Przydałoby się porównanie żebyśmy wiedzieli ile można zarobić. Tyle chyba możemy zrobić przed podjęciem wiążących decyzji. Wiedzieć jaka oferta leży na stole- dodał patrząc z ukosa na kapłankę liczył, że ją przekona.
- Wsadź w sobie w zadek swoje… “przekonania”. Nie interesuje mnie stała współpraca z wami. Moje powody są znane Buarto i bynajmniej nie chodzi tu tylko o forsę.- burknęła kapłanka ju-ju.- Nie mów też, jakbyś cokolwiek o mnie wiedział bękarcie. I nie porównuj się nawet do mnie, popłuczyno po arkanistach. Ubliżasz mi tym.

Radovir zaśmiał się cicho.- Dajcież spokój… nie ma się co kłócić, prawda? po chwili niziołek dodał.- No i nie wiem dokładnie jakie są ceny, ale wiesz… twoje muszą być niskie. Bo jeśli ktoś będzie wybierał, to najpierw kupi u kogoś kto jest znany, a ty nie. No i moi znajomi na kasie nie sypiają.
Walnięcie w ścianę pojazdu i krzyki gnoma.- Wysiadka i łapać za miotły.
Przypomniało o drugiej części planu. Należało wysprzątać ulicę za pomocą mioteł. Cała grupa bez szemrania ale i nadmiernego entuzjazmu wykonała tę cześć roboty.

Przy podziale łupów Maeglin zdecydował się na laboratorium. Była to inwestycja z długim terminem spłaty. Jednak wiedział, że laboratorium to narzędzie jego fachu i nie mógł przejść obojętnie obok możliwości posiadaniem własnego. Tym bardziej, że ten egzemplarz był podróżny i łatwy w przenoszeniu. Planował ukryć swój egzemplarz u swojego gospodarza by czekał na lepszą sposobność jego użycia. Nadal wszak nie miał grosza przy duszy a składniki swoje kosztowały. Gdy się rozchodzili przyjaźnie nastawiony Radovir powiedział Maeglinowi, że gdyby go szukał będzie w "Wesołej Norce" i dał namiary na ów lokal. Półelf poszedł tam dwa dni później, w międzyczasie zapoznał się z książkami tajemniczych kultystów. Chciał wiedzieć o nich więcej... Ukrył je w swoim pokoju luzując jedną z desek. Nie chciał by ktoś je znalazł jego chojny gospodarz nie lubił kłopotów. Dach nad głową i jedzenie jakie miał u niego czarodziej byłyby póki co jedynymi pewnikami w jego życiu. Idąc do "Wesołej Norki" dwuznacznie nazwanego lokalu przywołującego bardzo różne skojarzenia.. Maeglin pogrążył się w myślach. Po cichu liczył, że trafi się kolejna robota z Radovirem lub kimś z nim powiązanym. Przestępcza droga na jaką wszedł, wydawała się póki co jedyną możliwością szybkiego i dobrego zarobku. Półelfowi nie uśmiechało się bycie złodziejem amatorem ale dla odnalezienia ojca gotów był na wiele...
 
Icarius jest offline