Słowa Oswalda zabrzmiały na łagodne i pokojowo nastawione, niektórzy ludzie lekko skinęli głowami, ale nie wszyscy. Większość zagorzale patrzyła na przyjezdnych jak gdyby na demony. Do tego wszystkiego gesty Karla umocniły ich w tym myśleniu. Chłopi nawet nie udawali, że tego mieli by nie zauważyć. Przyglądali się broni i wyposażeniu towarzyszy. Wyglądali na rozgniewanych i złych. Randulf był przygotowany na to aby w każdej chwili móc się wycofać co ciężko było powiedzieć o Otwinie będącym na kozie, co prawda koło niego dumnie sterczał pies, ale i on widząc jak ciągle przybywa chłopów zaczął się lekko cofać do tyłu.
Wszystko wyglądało bardzo podejrzanie, bowiem chłopów było ciągle więcej i więcej. Pojawiły się widły, kosy, a nawet motyki i inne podręczne narzędzia. Wszystko to mogło rodzić różne odczucia, czy oni wszyscy powariowali? A może jednak wszystko to jest tylko iluzją, bo przecież każdy z czworga tutaj obecnych doskonale pamiętał sytuację, która wydarzyła się jeszcze wczoraj na dworku szlacheckim.
Nagle jeden z kilkudziesięcioosobowej grup krzyknął:
- Bandyci, mordercy !!!
Na co zareagowała i reszta, hasło zostało prędko pochwycone i ludzie zaczęli je powtarzać jak jakąś mantrę. Ty samym powoli zbliżając się w kierunku bohaterów, Wyglądali jak gdyby chcieli wyprzeć ich ze wsi, bądź może obejść dookoła.