Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2015, 11:47   #296
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Kelvin’s Comfort, 26 Tarsakh, wieczór, dom Arnulfa

- Nie ma co, noc pełna wrażeń - podsumował sytuację Shando Wishmaker - Chętnie dorwałbym tego Śmierdzącego. I wziął na spytki, bo na pewno wie odpowiednio dużo. Ale obawiam się, że to kashim ścierwo ma rację. Drań wie, że będziemy go szukać, więc będzie czujny jak myszoskoczek w gnieździe grzechotników. Załatwmy te podziemia, najpierw bhaalici, chciwymi złodziejami zajmiemy się później. A swoją drogą: ktoś wie czy za tym Peterem jest list gończy? I na ile wystawiony?
- Nie, jest tylko miejscowym wrzodem na dupie, który bezpośrednio nie naraził się do tej pory nikomu bogatemu. Więc najwyższa pora przetrzepać mu skórę i może skrócić go o glowę, albo kolana, czy skoro na biedakach żeruje, może zrobić z niego kadłubka niemowę i podrzucić jako atrakcję do uboższej dzielnicy. - Odparł Grzmot, miał ochotę Śmierdzącemu sprawić solidną kąpiel w jego własnej krwi. - Ruszajmy do tych tuneli i znajdźmy coś konkretnego, bo jedynie siedzimy tutaj marnując czas. Jak widać ktoś nie czeka aż sobie rozprostujemy nogi. Wezmę ze sobą korbacz, nie wiem czy będzie miesjce zamachnąć się mieczem, mam jeszcze toporek, jakąś maczugę, sieć, procę, jakies sztylety, w tym srebrny, dobry na to złotookie zmiennokształtne. Taaak, powinno starczyć. - Rzucił Grzmot po tym jak zrobił przegląd swojego rynsztunku.
- Chodźmy. Nie ma co się guzdrać - czarodziej zatknął różdżkę za pas, upewnił się, że wszystko, co mu może być potrzebne zabrał i stanął w drzwiach - i co, będziecie tak siedzieć i gapić się jak kozy na nomada czy ruszymy przypalić parę tyłków?

Niziołek niby do kopania tyłków nigdy pierwszy nie chodził, ale ośmielony postawą Grzmota i wyliczaniem czego to on nie weźmie ze sobą by krzywdę Śmierdzącemu uczynić, kucharz uznał, że bezpieczniej będzie jak będzie się tradycyjnie trzymał blisko kompana. Dlatego też przypasał swój sztylet, żałując że nie ma niczego więcej bojowego. No ale skoro Var zabrał pół cekhauzu ze sobą to pewnie wystarczy. Sprawdził woreczki ze sztuczkami i zrobił srogą minę.
- No to chodźmy. - Miał niejasne wrażenie, że pakują się trochę w ciemno do jaskini lwa, no ale przecież nie było na co czekać. Na pewno nie na to aż znowu gnoje zaatakują i prawie porwą Marę.

Arnulf przejrzał ekwipunek, zabierając ze sobą sztylet i krótki miecz. Wolał dwuraka, ale w ciasnych podziemiach używanie go mijałoby się się z celem. Zabrał także oszczepy, czuł się na tyle pewnie we władaniu nimi, że zaryzykowałby rzut w ciasnym pomieszczeniu. Odpowiednio się przyodzia, a w sakwę wziął tylko najpotrzebniejsze rzeczy, w tym zwój długiej mocnej liny, oraz kilka przydatnych drobiazgów.Nie zapomniał o prowiancie, kto wie, jak długo przyjdzie im błakać po podziemiach.
- To straszliwie głupi pomysł jest - wychrypiała Mara, której czubek głowy wyjrzał spod pościeli. Dziewczynka czuła się fatalnie, w głowie jej łupało i suszyło w gardle. - Załóżmy, że się nam uda i znajdziemy w kanałach kultystów i będzie ich... parę dziesiątek. Ostatnio mnie zarzucano, że się spontanicznie rzucam do walki a teraz robimy to samo. Ostatnio zginął Shando, to nie igraszki, znów ktoś zginie jak będziemy działać na rympał. *
- W kanałach mamy jedna przewagę, są ciasne, więc prawdopodobnie będziemy mogli stanąć murem przeciwko czemukolwiek co spotkamy. Można się też wycofać jeśli będzie ich aż tylu. No i nie zapominaj że ten zmiennokształtny był specjalnym wyjątkiem, można go zranić wyłącznie magią lu srebrem, a to ostatnie dopiero jest dla niego zabójcze. Mamy mapę tuneli i to taką, jakiej się nie spodziewają. Jak jeszcze chciałabyś się przygotować, poza wyżłopaniem wiadra wody na kaca? - Zapytał rozwlekle Grzmot. Wczoraj jego plan szybkiego ataku na kanały się rozlazł i miało to dość opłakane skutki, nie chciał żeby znowu się coś wydarzyło, na co nie bardzo mieli wpływu.
- Załatwić wsparcie? - dziewczynka zwlekła się z barłogu i rzeczywiście dopadła do karafki z wodą. - Jak już mamy iść koniecznie to w asyście wyszkolonych i uzbrojonych, niech to przypomina walkę w nie rzeź bo jakoś mam wrażenie, że mało ich nie będzie. I co nam po planach i wąskich tunelach skoro i oni muszą świetnie znać teren. Jak nas wezmą w dwa ognie i będą napierać to po nas.
- A ja wolę, gdy starcie przypomina rzeź - nie zgodził się z humorem Shando - oczywiście mam jasno sprecyzowane poglądy, która strona ma dzierżyć rzeźniczy tasak.
- Mara, obawiam się że w tym mieście uzbrojeni i wyszkoleni to my, może poza paroma osobami w straży, które i tak są potrzebne w mieście w tym czasie. - Grzmot rozłożył ręce. - Zdaje się że przedwczoraj tutejszego czempiona areny rozłożyłem na pięści dla przykładu. Więc nie, nie bardzo mamy mieć jakie wsparcie. - Ukrócił zapędy czarodziejki Grzmot.
- A zmierzchowiec i pan Bóbr? A Naut? Uratował mnie poprzedniej nocy chociaż wcale nie musiał. Możnaby też kilku okolicznych łotrzyków nająć.
- Nauta nie wiem czy uda nam się znaleźć zwłaszcza za dnia, co do bardów może, nie jestem przekonany ale może. Co do łotrzyków, mówisz o takich, którzy wczoraj próowali cię porwać albo obiłem żeby się dowiedzieć dla kogo pracują? - Spytał szczerze zaciekawiony o jakich łotrach mówi kobieta.
- Wsparcie by się przydało - mruknął Tibor, metodycznie przeglądając własne rzeczy. - Pomysł z bardem i jego kompanem jest naprawdę niezły. Jeśli dobrze zrozumiałem, temu… Ritowi chodzi o odzyskanie skrzydeł, a... Bóbr? wydaje się chętny mu w tym pomóc, z racji przyjaźni zapewne? Pomyślmy: jest szansa - ale tylko szansa - że mamy ten potrzebny do zaklęcia proszek, być może jest w pakieciku który przywiózł Thog, być może to co wcześniej znaleźliśmy - ten pyłek czy proszek bodajże spod Drogi Królów - jest tym co Rit pożąda. Można spróbować wybadać czy faktycznie posiadamy to co Ritowi jest potrzebne. Co jeszcze? Mówił o tysiącu sztuk złota, prawda? Będziemy mieli przeciw sobie wielu przeciwników, w tym władających magią. Wydaje mi się że za pomoc w tym starciu zmotywowanego barda i wprawnego wojownika możemy zaryzykować zapłatę, zwłaszcza jeśli - i tu trzeci element - potrzebny jest kapłan chętny rzucić odpowiednie zaklęcie na zmierzchowca...
Po tych słowach Oestergaard rozłożył szeroko ręce.
- Jeśli Rit chciałby zapewnić sobie przychylność jakiegokolwiek kapłana bogów dobra, to nie potrafię sobie wyobrazić lepszej okazji jak pomagając nam rozprawić się z bhaalitami. Jeśli będzie trzeba, wstawię się u czcigodnego ojca Derta, a na przykładzie obecnego wśród nas Shando najlepiej widać że bogowie spoglądają na tego kapłana łaskawym okiem.
- Dobry argument - zgodził się wspomniany czarodziej - skoro przyzwał mnie z zaświatów to wymodlenie regeneracji skrzydeł u kogoś, kto zasłużył się przeciw wyznawcom Bhaala będzie pestką. Tym bardziej, jak zaoferujemy udział w łupach, bo tutejsi kapłani darmo się nie modlą.
- Pomysł niezły - wtrącił Arnulf - tym bardziej, że więcej wsparcia od Mówcy nie otrzymamy. Strażnicy nie zejdą z nami na dół, skupią się na obserwowaniu wejść, żeby wyłapywać ewentualnych uciekinierów, czy też nie pozwolą nikomu zejść na dół.

Niziołek usiadł kiedy na nowo zaczęła się dyskusja. W sumie to było mu to na rękę, bo wyprawa do kanałów jednak nieco go niepokoiła. Teraz jak Arnulf powiedział że jego oddział nie pójdzie z nimi - jeszcze bardziej.
- Z tymi bardem i skrzydłami to jakaś dziwna sprawa. Sam nie wiem co o tym myśleć, mimo tego że przecież przyglądnąłem się im jakżeśmy z nimi gadali. Nie wydawali się szpiegami, czy też współpracownikami kultystów. Ale coś na sumieniu mają. Ten pyłek to dla nich ważna rzecz, jak się dowiedzą że go mamy, może się zrobić nieciekawie. Jeśli rzeczywiście bhalici mieli im go dostarczyć, to w zamian za co? Zmierzchowiec przecież mówił że skrzydła niedługo odzyska. Nie możemy mieć pewności, że oferta bhalitów nie będzie dla nich ciekawsza i że nie zdradzą nas i nie wciągnbą w jakieś pułapki.
- Toż to właśnie rozgryzałam wczoraj wieczorem ale… mnie zamroczył krasnoludzki trunek - zmieszała się Mara dolewając wody do kubka. - Trzeba ich przekonać aby nam zdradzili czy to kultyści obiecali im skrzydła w zamian za pył, bo ja tak wnioskuję. I co to za pył w ogóle, to może okazać się ważne w całej sprawie. Do kanałów pewnie nie wyruszymy wcześniej niż po zmierzchu. Dobrze by było iść do bardów raz jeszcze i przekonać ich aby wyjawili więcej faktów i poparli nas w całej sprawie a później walczyli przy naszym boku. Ja zaś… poszukałabym Nauta i spróbowała nakłonić także do wsparcia nas w kanałach, wierzę że zdołam.
- Chyba, że pracuje już dla drugiej strony - Wishmaker był sceptyczny - w końcu praca dla ciemnego typa to dla niego nie pierwszyzna. To drow, łotrostwo wyssał przecież z mlekiem matki, a po Albusie bhaalici będą mu się zdawać bandą łagodnych pomyleńców.

Shando miał ochotę już ruszać, bezczynność go męczyła. Jakoś to świeże ciało gorzej wytrzymywało ognisty temperament po przodku. W końcu dodał jeszcze:
- Popieram szukanie wsparcia, ale Naut musiał jakoś się tam znalazł, w tej alejce. Mógł to być przypadek, ale nie musiał. Gdyby porwali kogoś innego pewnie palcem by nie kiwnął. A ten pyłek na czas penetracji podziemi dałbym na przechowanie do świątyni.

Mara była zmęczona, łupało jej w głowie a na języku czuła posmak pustyni. Najchętniej spędziłaby ten dzień w łóżku i od razu pożałowała swojej decyzji z poprzedniego wieczora aby się spić na umór krasnoludzką gorzałką. Niemniej punkt pierwszy z jej "listy do narobienia" został odhaczony i to w jakiś sposób rekompensowało podłego kaca.

Zachowanie współtowarzyszy zdawało jej się niezrozumiałe, z ich przymusem parcia do przodu bez większego przygotowania. Sama miała bardzo złe przeczucia co do czekającego ich starcia w kanałach a, że świeżo miała przed oczami obraz martwego pogruchotanego trupa Shanda wolała wykorzystać wszelkie alternatywy. Jedną z nich był bez wątpienia Naut a sam fakt, że drow uratował ją poprzedniej nocy z łap porywaczy utwierdzał ją tylko w przekonaniu, że zdoła go zaangażować w walkę z kultystami. Zmierzchowiec i Pan Bóbr to był kolejny wątek warty uwagi. Wiedzieli coś o pyle i o kultystach, tego była niemal pewna. Czy mogli zignorować taką poszlakę? Biorąc pod uwagę jak skrupulatnie badali do tej pory każdy ślad wydawało się to dziwne ale Mara zwalała to na zmęczenie i apatię drużyny. Obiecała sobie w duchu, że to ostatnie opóźnienie a później cokolwiek by się działo pójdzie za resztą i już nie będzie marudzić.

Zamierzała biec do szemranego burdelu, w którym widziano wcześniej Nauta. Tyle, że... nie chciała się pokazywać drowowi taka brudna i zabiedzona. Powlekła się więc z mieszanymi uczuciami do karczemnej łaźni i porządnie wyszorowała skórę i włosy a te wyszczotkowała później na siłę wyplątując z płomienistych pukli kości, pióra i inne zgromadzone w nich drobiazgi. Kiedy szła przez miasto nie mogła pohamować podekscytowania. Odpięła od pasa jeden z mieszków i podstawiła pod nos wdychając ulotny subtelny zapach białych kosmyków, pamiątkę z ich ostatniego spotkania. Chowała co prawda cień pretensji do Nauata, że nie wrócił z paladynami do Ybn ale... uznała, że pewnie miał swoje powody. Ważne, że tu i teraz znów miała szasnę się z nim spotkać.
Gdy przekroczyła prób grzesznego przybytku była biedniejsza o kilka monet i bogatsza o nową dziewczęcą sukienkę. W podskokach i z ogromnym promiennym uśmiechem popędziła do kontuaru i barmana.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 11-05-2015 o 16:43.
liliel jest offline