Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2015, 17:09   #137
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Taalgad, Talabekland
7 Pflugzeit, 2526 K.I.
Zmierzch


Poparte pieniądzem rozumowanie Ruya przemówiło do rozsądku strażnika, który w odpowiedzi skinął głową i kazał swym ludziom przepuścić dwójkę skrytych pod kapturem podróżnych. Dla ich bezpieczeństwa przydzielił im eskortę dwóch zbrojnych, którzy mieli za zadanie doprowadzić przybyszy do bram miasta.

Estalijczyk i towarzysząca mu służka ruszyli w stronę grodu Talabheim, mijając po drodze tłumy drobnych kupców oraz mieszczan, którzy nie patrzyli zbyt przychylnym okiem na wojskowe zastępy nawet w spokojnych czasach, lecz zagrożenie jakie zawisło nad Altdorfem, stolicą Imperium, wytworzyło atmosferę przygniębienia, która niczym pomór szybko rozprzestrzeniała się pośród pospólstwa, zarażając ich tym samym strachem, który czaił się w oczach uchodźców zgromadzonych na polach otaczających Talabheim.
Wąskie, zakurzone uliczki Taalgadu zamieniły się w istne bagnisko po przejeździe armii księżnej Elise. Większość mieszkańców schowała się w swych zapuszczonych domostwach, wyglądając przez częściowo zasłonięte okna na podróżujących w towarzystwie zbrojnej eskorty, opatulonych płaszczami wędrowców. Posępny błysk skrywał się w oczach wielu patrzących, zazdrość i złośliwość, które Ruy zbyt często miał okazję oglądać. W większości przypadków niechęć brała się z przekonania, że szlachtę nie dotykają te same problemy i doświadczenia, jak jej poddanych.


Doprowadzeni przez żołnierzy do bram miasta, przeprowadzili krótką rozmowę z kapitanem straży miejskiej. Keterlind czując bliskość swego domu, niewytrzymała i zignorowała polecenie Ruya aby siedzieć cicho. Zrzuciła z głowy kaptur, odsłaniając swe piękne, choć skażone paroma siniakami lico, na widok którego kapitan wybałuszył oczy.
- Lady Keterlind! - krzyknął nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Dziewczyna w odpowiedzi ukłoniła się z gracją, która cechowała tylko najwyżej postawioną w hierarchii arystokrację, tym samym niepozostawiając żadnych złudzeń co do swego pochodzenia.
- We własnej osobie - odpowiedziała z promienistym uśmiechem na twarzy, po czym rzuciła Ruyowi przelotne, figlarne spojrzenie, które mówiło “Widzisz? Udało się! Jestem w domu!”.
- Milady! - kapitan ukorzył się klękając przed dziewczyną i chwycił ją za dłoń jak pokorny sługa swego pana. Ten widok zaskoczył Estalijczyka, który przez cały czas stał z boku przyglądając się w milczeniu rozgrywającej przed nim scenie.
- Baron martwił się o twe bezpieczeństwo, pani. Natychmiast każę odeskortować was do siedziby Jego Ekscelencji Lorda Kratenborg - Tak jak powiedział, tak też zrobił i po niespełna minucie wkroczyli do miasta w towarzystwie zbrojnej eskorty, która brutalnie spychała na bok zbyt ciekawskich gapiów, torując im drogę przez morze wciąż zajętych zakupami mieszczan.

Ruy nigdy wcześniej nie wiedział czegoś podobnego. Owszem, straż miejska i żołnierze okazywali szacunek szlachcie niezależnie od tego co sądzili na ich temat, ale takiego poddaństwa ze strony tak wysoko postawionego w wojskowej hierarchii żołdaka jeszcze nie widział. Być może kobieta, z którą przespał się niecałą godzinę wcześniej była znacznie lepiej usytuowana niż śmiał sądzić?
Po raz pierwszy w swym życiu Ruy nie wiedział czy seks był dobrym rozwiązaniem, tym bardziej, że Keterlind chwaliła mu się jeszcze tej nocy, że ma zostać wydana za bogatego szlachcica. Jak on zareaguje, gdy dowie się, że ktoś przed nim pozbawił cnoty jego panią? Co na to jej ojciec? Tym Estalijczyk nie bardzo się teraz przejmował, ale prawdziwą grozą napawała go myśl, że Keterlind mogła się zakochać w nim po całej tej przygodzie, a dla kobiety o jej majątku i statusie społecznym nie istniały przeszkody, których nie byłaby w stanie sforsować.

Rozmyślania mężczyzny przerwał widok towarzyszącej mu arystokratki, która przez cały ten czas uważnie się mu przyglądała. Keterlind ciepło uśmiechnęła się w chwili, gdy ich spojrzenia się ze sobą zetknęły, po czym wsunęła swą rękę pod skraw jego płaszcza, obejmując go w talii i przytulając się do jego piersi. Estalijczyk w odpowiedzi posłał jej swój rozbrajający uśmiech, lecz do ruchu jego warg wdarła się pewna nerwowość zdradzająca ponure myśli, które zawładnęły jego umysłem. Ruy mimowolnie przełknął głośno ślinę na samą myśl o grożących mu konsekwencjach…


Talabheim, Talabekland
7 Pflugzeit, 2526 K.I.
Zmierzch

W czasie swej podróży przez zatopione w potężnym kraterze miasto, wędrowcy w towarzystwie zbrojnych minęli wiele wspaniałych świątyń, wystawnych pałaców i imponujących posągów, które przedstawiały patrona miasta, Taala, w pełni swego majestatu. Zachwycony widokiem tysięcy kramów kupieckich, unoszącym się w powietrzu zapachem różnorodnych przypraw i perfum, Ruy w tamtej chwili zaczął żałować, że nie prowadzi dziennika podróży, bo teraz miałby co opisywać.
W końcu trafił do centrum miasta, gdzie znajdował się kolosalny obelisk oblepiony tysiącem strzępów pergaminu, na którym spisane zostało prawo Talabheim. W przeciągu setek lat, obelisk służył mieszkańcom jako punkt spotkań, przemów obywatelskich i był świadkiem wielu ważnych wydarzeń. Wydawał się być równie trwały jak potężne mury, które pierścieniem okalały wspaniałe miasto zwane Okiem Lasu.

Ruy zatrzymał się, by kupić dwa jabłka od ulicznego sprzedawcy, jedno z nich wręczył Keterlind. Rozejrzał się po ulicy, szczęśliwy, że znowu może być w wielkim mieście i nie musi znosić trudów podróży przez dzikie ostępy. Cieszył się gwarnym tłumem dookoła, który z każdą chwilą tężał pomimo zachodzącego słońca.
Nad głową wyrastały budynki Talabheim. Przechodnie wypełniali wąskie, kręte uliczki. Żonglerzy podrzucali wielokolorowe kule. Akrobaci podskakiwali. Barwnie odziani ludzie na szczudłach górowali nad tłumem. Dudniły bębny, grali kobziarze. Obdarci żebracy wyciągali swe brudne dłonie. Powietrze wypełniały zapachy pieczonych kurcząt, smażonych placków i... odchodów, które mieszczanie wyrzucali z okien prosto na ulicę pod nimi.
To ostatnie na tyle burzyło wspaniały obraz bogatego miasta jakim niewątpliwie było Talabheim, że Ruy’em ponownie zawładnęły refleksje. Kiedyś był przecież zwykłym mieszczuchem i taki widok nie robił na nim żadnego wrażenia, ale dziś? Długie lata spędzone na trakcie odzwyczaiły go od miejskich uroków i zapewne musiałoby minąć jeszcze wiele lat, aby mógł na powrót przywyknąć do unikania spadających z nieba wiader nieczystości.


Podróż przez Talabheim trwała niecałą godzinę. Na ulicach było więcej ludzi, niż w jakimkolwiek innym mieście, które oglądały estalijskie oczy, a nie wszystkich można było bezkarnie zepchnąć z drogi. Po męczącej, ale pełnej wrażeń podróży, wędrowcy dotarli w końcu pod domu Keterlind, który okazał się być pełnym przepychu pałacem skrytym za grubymi murami i żelazną bramą, którą dzień i noc strzegli liczni żołnierze barona Kratenborg.

Wrota otworzyły się przed nimi jak tylko się zbliżyła do nich ognistowłosa dziewczyna. Idąc brukowaną aleją, w otoczeniu marmurowych fontann, posągów i bujnych żywopłotów zobaczyli wysoką sylwetkę stojącą na balkonie strzelistego pałacu. Mężczyzna o surowym spojrzeniu, zadbanej kruczoczarnej brodzie, w stroju godnym królewskiego namiestnika, przyglądał się przybyszom opierając się o kamienną balustradę. Gdy zbliżyli się na tyle blisko by mógł przyjrzeć się ich twarzom, a w szczególności obliczu dziewczyny, szlachcic uśmiechnął się lekko pod nosem i natychmiast cofnął się, chowając się we wnętrzu swego okazałego domostwa.

Keterlind na widok swego ojca mimowolnie przyśpieszyła, podwinęła suknię i niemalże rzuciła się biegiem w stronę drzwi frontowych, przy których stało dwóch uzbrojonych w halabardy wartowników. Na jej widok rozstąpili się wpuszczając dziewczynę do środka.




Ruy stanął przed zbrojnymi, wziął głęboki wdech nie bardzo wiedząc czy podążyć śladem swej kochanki, czy też zostać na zewnątrz. W końcu przemógł się, zrobił krok do przodu i w rezultacie trzymane przez strażników halabardy błyskawicznie skrzyżowały się przed jego twarzą, blokując mu dalszą drogę. Przez otwarte drzwi Ruy mógł tylko obserwować jak Keterlind wtula się w objęcia swego ojca, rozmawia z nim podnieconym tonem ledwie łapiąc oddech i płacze łzami szczęścia.
Odziany w spływającą po jego szerokich ramionach błękitną pelerynę mężczyzna podniósł głowę i spojrzał na stojącego w drzwiach Estalijczyka. Zapytał o coś swoją córkę, a ta odpowiedziała mu równie cicho, energicznie kiwając przy tym głową.

- Wpuśćcie go - powiedział baron niskim, surowym wręcz głosem, gestem dłoni zapraszając gościa do środka. Halabardy cofnęły się równie szybko jak wcześniej się skrzyżowały i Ruy wkroczył do głównego pomieszczenia, które wręcz przytłaczało swym przepychem. Niezwykle kunsztowne obrazy z pozłacanymi ramkami przyozdabiały ściany. Część z nich była znanymi dziełami sławnych artystów przedstawiającymi ważne dla Imperium wydarzenia, a część niezwykle szczegółowymi portretami dość licznej rodziny Keterlind. Poza wieloma obrazami, znajdowały się tu także marmurowe posągi i popiersia barona Kratenborg, a nad wielkimi dębowym drzwiami prowadzącymi do reszty luksusowego kompleksu wisiały insygnia rodowe.

Estalijczyk ukłonił się jak najlepiej potrafił, a następnie przedstawił się baronowi, który w odpowiedzi odwzajemnił grzeczności i zaprosił swego gościa na ucztę w towarzystwie swych pięknych córek.
Przed kolacją Ruy wziął gorącą kąpiel i otrzymał nowy zestaw ubrań, które bardziej pasowały do bogatego arystokraty niż kanciarza jego pokroju. Nie narzekał jednak i z uśmiechem na twarzy przyjął podarunek będąc przekonanym, że taki strój może jeszcze się do czegoś przydać.


Umyty i odziany w nowe szaty Estalijczyk w towarzystwie zamkowej służby ruszył długim korytarzem mijając po drodze tuzin innych drzwi prowadzących do coraz to kolejnych wypełnionych przepychem pomieszczeń. Bogactw jakie ten pałac krył w swych opuszczonych komnatach mężczyzna mógł się tylko domyślać. Od Keterlind dowiedział się, że poza samym władcą, jego służbą i zwalistym ochroniarzem będącym też jego prawą ręką nie mieszka tu nikt inny. Wszystko stoi tu jakby ich dawni rezydenci wyszli na pięć minut i już nigdy nie wrócili.

W końcu zaczęli wspinać się krętymi schodami jakiejś strzelistej wieży pokonując coraz to więcej stopni. Ruy przestał już je liczyć, zamiast tego skupił się na czymś odległym i przyjemnym. W takiej oto błogiej atmosferze dotarli na sam szczyt wieży, której okna otwierały się na błyszczące się od dziesiątek świec i pochodni miasto leżące u stóp warowni barona oraz na gęste leśne tereny okalające mury miasta, które teraz oświetlały tysiące ognisk obozowych. Gdzieś na dalekim horyzoncie jaśniał niewielki punkt światła tląc się ledwo w oparach ciemności, gdzieś tam znajdowała się trawiona przez zarazę stolica Imperium.

Stanęli przed wielkimi złoconymi drzwiami, które wcale nie prowadziły do sali tronowej, czy prywatnych kwater barona. Wrota otworzyły się zapraszając go do miejsca, w którym władca tego pałacu zwykł zapraszać tylko najbardziej wartościowych w jego mniemaniu gości. Ostatnią osobą spoza rodziny, która przekroczyła drzwi znajdujące się na najwyższej z wież była sama księżna Elise, władczyni miasta i wielu okalających Talabheim ziem. Pokój był półokrągły, albowiem jedna ze ścian została wyprostowana na polecenie władcy by móc na niej umieścić herby szlacheckich rodów goszczących na zamkowym dworze - wśród wielu zdobionych złotem i klejnotami tarcz znajdował się herb rodu Kratenborg. Tuż obok owej ściany stał wielki dębowy stół nakryty aksamitnym obrusem, który zdobiło ponad tuzin talerzy z najróżniejszymi daniami - poczynając od swojskich, bardzo lokalnych potraw, a kończąc na najbardziej egzotycznych i wyszukanych daniach godnych najbardziej wybrednych smakoszy.

W cieniu siedzącego na pozłacanym tronie barona, stał prymitywny, zwalisty mężczyzna. Kolczuga z trudem obejmowała jego ogromne ramiona i muskularną klatkę piersiową, a wysłużony stalowy napierśnik stanowił odległe echo posrebrzanych pancerzy, które zdobiły pałacowe korytarze. Stożkowy hełm z rogami okalał twarz o zniekształconych rysach, ponaznaczaną siatką blizn. Oczy, błękitne jak zimowe niebo, spoglądały spod zmarszczonych brwi. Na swym potężnych plecach zawieszony miał ogromny miecz, którego klinga jaśniała w blasku paleniska niczym błyskawica. Rękojeść owinięto skórą i drutem, by w trakcie walki broń nie wyślizgnęła się z wilgotnej od potu i krwi dłoni. Z trzonu zwisały dziesiątki frędzli, a w miejscu głowicy szczerzyła się stalowa czaszka. Broń była równie szpetna i przerażająca, jak jej właściciel.


Na prośbę gospodarza Ruy dosiadł się do stołu, gdzie siedziały już dwie córki barona. Umyta i odziana w przepiękną suknie Keterlind uśmiechnęła się na jego widok, co jeszcze bardziej wytrąciło z równowagi Estalijczyka, który wolał uniknąć konfrontacji z jej ojcem. W głębi serca marzył aby jak najszybciej wyrwać się z tego miejsca. Czuł się nieswojo, niczym dziecko, które nabroiło i obawia się, że zaraz jego zły uczynek wyjdzie na jaw. Mimo wszystko, Ruy zachował zimną krew.
- Słyszałem, że nie podróżowaliście sami - zaczął baron, sięgając srebrnym widelcem po kawałek pieczonej dziczyzny i gotowane na parze ziemniaki. Widząc, że gospodarz zaczyna jeść, Ruy postąpił podobnie i nałożył sobie na talerz kilka potraw, które widział po raz pierwszy w swym życiu.
- To prawda, seniore - odpowiedział, niezdarnie próbując uporać się z twardą skorupą gotowanego kraba.
- Wraz z moimi ludźmi natknęliśmy się na rozbitą karocę, w lesie nieopodal Kruczego Zajazdu. Postanowiliśmy udać się śladem bandytów i w ten właśnie sposób natknęliśmy się na pańską córkę. Wyrwaliśmy ją z objęć tych owładniętych żądzą krwi dzikusów, którzy chcieli zrobić jej krzywdę, po czym zabraliśmy ją ze sobą w stronę Talabheim, dbając by baronównie nie spadł choćby jeden włos z głowy. Warunki podróży miała iście królewskie…
- Czy to prawda? - Zwrócił się do swojej córki baron Kratenborg.
Keterlind zmierzyła swego kochanka twardym spojrzeniem słysząc jak ten wzbogaca historię o swoją wersję wydarzeń, lecz nic na ten temat nie powiedziała.
- To prawda - odparła ojcu i spuściła głowę spoglądając na zawartość swego talerza. Nie była głodna.
- A więc będę musiał was sowicie wynagrodzić za wasze oddanie sprawie i bezinteresowną pomoc damie w potrzebie.
Słowa barona sprawiły, że Ruy z trudem ukrył malujący się na jego twarzy chciwy uśmieszek i tylko tajemniczy błysk w jego ciemnych oczach zdradzał niepohamowaną żądzę bogactwa.

Uczta trwała przez następne kilka godzin, a w tym czasie Ruy zdążył wytargować satysfakcjonującą go cenę za “uratowanie” życia Keterlind, po czym otrzymał wspaniałomyślną ofertę od barona, którą chciał podzielić się z resztą swych towarzyszy. Po wypiciu wielu kielichów wina strach przed gniewem gospodarza kompletnie go opuścił i jeszcze tej nocy postanowił skosztować w ciele pięknej Keterlind, która tego wieczoru wyglądała wręcz oszałamiająco...


Obrzeża Talabheim, Talabekland
8 Pflugzeit, 2526 K.I.
Świt

Następnego dnia, o brzasku, Ruy pożegnał się ze swą ukochaną, po czym opuścił jej kwatery i udał się w stronę znajdującego się poza murami Talabheim obozowiska piratów. Wzbogacony o wypchany złotem mieszek oraz glejt upoważniający go i jego ludzi do przekroczenia bez przeszkód bram miasta, Estalijczyk spotkał się ze swymi towarzyszami, którzy w przeciwieństwie do niego spędzili całą noc próbując odpędzić od siebie liczne bandy kieszonkowców i rzezimieszków, które grasowały po błoniach nękając wykończonych długą podróżą uchodźców.

Widok ich zaspanych, zmęczonych niewygodami ciężkiej nocy twarzy sprawił, że Estalijczyk zaczął przez chwilę rozważać ślub z bajecznie bogatą arystokratką. Ale tylko przez chwilę…
 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 14-04-2016 o 00:25.
Warlock jest offline