Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2015, 22:07   #7
Halfdan
 
Halfdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Halfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skał
-Dziadku, dziadku, opowiedz nam coś o starym świecie! - dwie uśmiechnięte sześciolatki ładowały się siedzącemu na wyrwanym samochodowym fotelu Antoniemu na kolana:
- Opowiedz coś o Kiribatach! Jak nie wiedzieli jak się używa kibla i o tym że nie wiedzieli że ziemniaki się gotuje a nie wrzuca surowe do sałatki żeby miały więcej witamin! - zaproponowała starsza o dwie minuty Angela
- Niee, o ruskim atomowym lodołamaczu jest lepsze! I o przygodach Siergieja! Jak wychodził do portu i wracał w samych gaciach z limem pod okiem! - zaoponowała młodsza bliźniaczka, Gabriela. Angela nie chciała odpuścić i pewnie doszłoby do kłótni, gdyby dziadek nie postanowił opowiedzieć obu historii i dodatkowo jednej nowej. Dziadkowie powinni opowiadać bajki o złych smokach, pięknych królewnach i dzielnych rycerzach, ale Antonio Vasquez nie znał takich bajek, nikt w dzieciństwie mu ich nie opowiadał. Jako stary wilk morski znał za to mnóstwo morskich historii, zarówno tych które doświadczył sam, jak i tych które usłyszał od kolegów po fachu przy kuflu piwa w niezliczonych portowych barach. Obie dziewczynki znały stary zewnętrzny świat tylko z jego opowieści, które działały mocno na ich wyobraźnię. W konsekwencji dziewczynki zamiast w księcia i w księżniczkę, bawiły się w pijanego drugiego oficera Siergieja i jedzących surowe ryby w całości Kiribatów. Co za czasy…
Gdy obie wnuczki już spały, Antonio delikatnie wyrwał się z ich uścisków i przykrył je kocem. Przyglądał się im przez chwilę, po czym dojrzał Carmen, dwudziestoletnią opiekunkę do dzieci, swoją najmłodszą córkę. Antonio miał czwórkę dzieci: młodszy syn Jose, który był policjantem wraz z dwiema siostrami wyemigrował z Veracruz w Meksyku, ich rodzinnego miasta do Sacramento. Nic ich tam nie trzymało, ich matka już nie żyła, a Antonio, podobnie jak ich najstarszy brat Miguel, większość czasu spędzali na morzu. Odeszli na bok i szeptem zaczęli rozmowę:
-Bardzo żałuję że was nie mogłem tak bawić, Carmen. Ale wiesz, musiałem tyrać byście mieli co jeść… - rzekł z westchnieniem Antonio.
- Nie przejmuj się tato. To stare, minione czasy, już nie istotne - najmłodsza córka była pragmatyczką - Mamy poważniejszy problem. Angela jest chora. Nie wiemy dokładnie na co, ale podejrzewamy że to cukrzyca, ale bez sprzętu i labolatorium ciężko powiedzieć. Może lekarka ci coś więcej powie. W każdym razie zapas potrzebnych leków kiedyś się skończy. Może za parę tygodni, może za kilka miesięcy. Trzeba ich poszukać na powierzchni. Słyszałeś o zebraniu? Jose chce zgłosić się na ochotnika!
-O nie… - Antonio szybko pobiegł na miejsce zbiórki. Znał to miejsce jak własną kieszeń - jeszcze gdy słońce na niebie przelewało ciepło na powierzchnię, zrezygnował z pracy na morzu, by pomóc z wychowaniem bliźniaczek. Aby sobie dorobić, zatrudnił się na pół etatu jako konserwator, złota rączka na tym właśnie parkingu. Taka forma wcześniejszej emerytury, w końcu nie był jeszcze taki stary, ledwo przekroczył pięćdziesiątkę. Był więc jedną z pierwszych osób które tutaj się schroniły. Jego ogromne doświadczenie z elektrotechniki też się przydało - ostatnie 30 lat pracował na morzu, głównie jako elektroautomatyk, ale także jako motorzysta i cieśla okrętowy. Kilka lat spędził też w marynarce wojennej. Mało kto jednak o tym pamiętał, dla większości był po prostu emigrantem, panem konserwatorem “od wszystkiego” z Meksyku, ubranym w koszulę w kratę, bury sweter lub niebieskie ogrodniczki. Niektórzy śmiali się z jego wąsów, inni z meksykańskiego akcentu. Co ciekawe mówiąc po rosyjsku już go nie miał. Ci którzy również władali tym językiem wiedzieli że Antonio nie był czystej krwi Meksykaninem - jego ojciec pochodził z Rosji i chociaż nigdy go nie spotkał, to nauczył się jego języka na wspomnianym już rosyjskim lodołamaczu. Siergiej długo pracował żeby pozbyć się tego latynoskiego brzmienia. I dodali mu patronimik - Iwanowicz.
Na sali szybko wypatrzył Jose i wziął go na bok:
-Synu, co robisz! Nie idź na powierzchnię! Dziewczynki potrzebują ojca! -
szepnął nerwowo
-Co jak co, ty tato nie możesz mnie w tej sprawie pouczać. Ciebie nigdy nie było w domu! - odciął się Jose.
-I zamierzam to naprawić. Ja pójdę na powierzchnię zamiast ciebie. Nie ma dyskusji. Swoje już przeżyłem, a ty masz jeszcze sporo przed sobą. Po za tym, chcę odszukać twoją drugą siostrę. Uparta kobieta, wybrała opiekę swojego męża, może udało jej się przeżyć - położył dłoń na ramieniu syna - I pamiętaj że jestem z innej gliny niż ty. Morze czyni ludzi twardymi, niczym ze stali. - dorzucił. “Albo niszczy ich całkowicie”, tego już nie dopowiedział. Syn podniósł ręce jakby chciał oponować, ale w końcu się poddał.
Wrócili na salę, akurat w momencie gdy zapytano o ochotników.
Antonio Iwanowicz Vasquez, konserwator i stary wilk morski podniósł rękę i wystąpił do przodu.
 

Ostatnio edytowane przez Halfdan : 11-05-2015 o 22:16.
Halfdan jest offline