-Dziadku, dziadku, opowiedz nam coś o starym świecie! - dwie uśmiechnięte sześciolatki ładowały się siedzącemu na wyrwanym samochodowym fotelu Antoniemu na kolana:
- Opowiedz coś o Kiribatach! Jak nie wiedzieli jak się używa kibla i o tym że nie wiedzieli że ziemniaki się gotuje a nie wrzuca surowe do sałatki żeby miały więcej witamin! - zaproponowała starsza o dwie minuty Angela
- Niee, o ruskim atomowym lodołamaczu jest lepsze! I o przygodach Siergieja! Jak wychodził do portu i wracał w samych gaciach z limem pod okiem! - zaoponowała młodsza bliźniaczka, Gabriela. Angela nie chciała odpuścić i pewnie doszłoby do kłótni, gdyby dziadek nie postanowił opowiedzieć obu historii i dodatkowo jednej nowej. Dziadkowie powinni opowiadać bajki o złych smokach, pięknych królewnach i dzielnych rycerzach, ale Antonio Vasquez nie znał takich bajek, nikt w dzieciństwie mu ich nie opowiadał. Jako stary wilk morski znał za to mnóstwo morskich historii, zarówno tych które doświadczył sam, jak i tych które usłyszał od kolegów po fachu przy kuflu piwa w niezliczonych portowych barach. Obie dziewczynki znały stary zewnętrzny świat tylko z jego opowieści, które działały mocno na ich wyobraźnię. W konsekwencji dziewczynki zamiast w księcia i w księżniczkę, bawiły się w pijanego drugiego oficera Siergieja i jedzących surowe ryby w całości Kiribatów. Co za czasy…
Gdy obie wnuczki już spały, Antonio delikatnie wyrwał się z ich uścisków i przykrył je kocem. Przyglądał się im przez chwilę, po czym dojrzał Carmen, dwudziestoletnią opiekunkę do dzieci, swoją najmłodszą córkę. Antonio miał czwórkę dzieci: młodszy syn Jose, który był policjantem wraz z dwiema siostrami wyemigrował z Veracruz w Meksyku, ich rodzinnego miasta do Sacramento. Nic ich tam nie trzymało, ich matka już nie żyła, a Antonio, podobnie jak ich najstarszy brat Miguel, większość czasu spędzali na morzu. Odeszli na bok i szeptem zaczęli rozmowę:
-Bardzo żałuję że was nie mogłem tak bawić, Carmen. Ale wiesz, musiałem tyrać byście mieli co jeść… - rzekł z westchnieniem Antonio.
- Nie przejmuj się tato. To stare, minione czasy, już nie istotne - najmłodsza córka była pragmatyczką - Mamy poważniejszy problem. Angela jest chora. Nie wiemy dokładnie na co, ale podejrzewamy że to cukrzyca, ale bez sprzętu i labolatorium ciężko powiedzieć. Może lekarka ci coś więcej powie. W każdym razie zapas potrzebnych leków kiedyś się skończy. Może za parę tygodni, może za kilka miesięcy. Trzeba ich poszukać na powierzchni. Słyszałeś o zebraniu? Jose chce zgłosić się na ochotnika!
-O nie… - Antonio szybko pobiegł na miejsce zbiórki. Znał to miejsce jak własną kieszeń - jeszcze gdy słońce na niebie przelewało ciepło na powierzchnię, zrezygnował z pracy na morzu, by pomóc z wychowaniem bliźniaczek. Aby sobie dorobić, zatrudnił się na pół etatu jako konserwator, złota rączka na tym właśnie parkingu. Taka forma wcześniejszej emerytury, w końcu nie był jeszcze taki stary, ledwo przekroczył pięćdziesiątkę. Był więc jedną z pierwszych osób które tutaj się schroniły. Jego ogromne doświadczenie z elektrotechniki też się przydało - ostatnie 30 lat pracował na morzu, głównie jako elektroautomatyk, ale także jako motorzysta i cieśla okrętowy. Kilka lat spędził też w marynarce wojennej. Mało kto jednak o tym pamiętał, dla większości był po prostu emigrantem, panem konserwatorem “od wszystkiego” z Meksyku, ubranym w koszulę w kratę, bury sweter lub niebieskie ogrodniczki. Niektórzy śmiali się z jego wąsów, inni z meksykańskiego akcentu. Co ciekawe mówiąc po rosyjsku już go nie miał. Ci którzy również władali tym językiem wiedzieli że Antonio nie był czystej krwi Meksykaninem - jego ojciec pochodził z Rosji i chociaż nigdy go nie spotkał, to nauczył się jego języka na wspomnianym już rosyjskim lodołamaczu. Siergiej długo pracował żeby pozbyć się tego latynoskiego brzmienia. I dodali mu patronimik - Iwanowicz.
Na sali szybko wypatrzył Jose i wziął go na bok:
-Synu, co robisz! Nie idź na powierzchnię! Dziewczynki potrzebują ojca! - szepnął nerwowo
-Co jak co, ty tato nie możesz mnie w tej sprawie pouczać. Ciebie nigdy nie było w domu! - odciął się Jose.
-I zamierzam to naprawić. Ja pójdę na powierzchnię zamiast ciebie. Nie ma dyskusji. Swoje już przeżyłem, a ty masz jeszcze sporo przed sobą. Po za tym, chcę odszukać twoją drugą siostrę. Uparta kobieta, wybrała opiekę swojego męża, może udało jej się przeżyć - położył dłoń na ramieniu syna - I pamiętaj że jestem z innej gliny niż ty. Morze czyni ludzi twardymi, niczym ze stali. - dorzucił. “Albo niszczy ich całkowicie”, tego już nie dopowiedział. Syn podniósł ręce jakby chciał oponować, ale w końcu się poddał.
Wrócili na salę, akurat w momencie gdy zapytano o ochotników.
Antonio Iwanowicz Vasquez, konserwator i stary wilk morski podniósł rękę i wystąpił do przodu.