3 Mirtula 1372RD
Jeden z marynarzy chwycił cumę, wyskoczył na molo i po chwili "Albatros" zakończył swój rejs w alaghondzkim porcie.
-
Będziemy tu jakiś miesiąc. - Kapitan Mair, ciemnowłosy choć niemłody już wilk morski, uścisnął dłoń młodemu magowi. -
Posztukowanie naszego morskiego ptaszka nieco potrwa. Ale jeśli będziesz wtedy zainteresowany, to twoja koja będzie na ciebie czekać.
- Dziękuję, kapitanie. - Couryn skinął głową. -
Będę pamiętać.
Pożegnawszy się z tymi, którzy jeszcze nie opuścili pokładu, Couryn ruszył zwiedzać Alaghond.
6 Mirtula 1372RD
Wezwanie, ogłoszone przez herolda, Couryn mógł najnormalniej w świecie zlekceważyć. Nie mieszkał na stałe w Turmis, mógł w każdej obrócić się na pięcie i iść daleko stąd. Ale był synem kupca, był też uczciwym człowiekiem. Nie lubił ani piratów, ani handlarzy niewolników i uważał, że świat bez nich byłby dużo, dużo lepszy.
Bez wielu innych osób również, ale w końcu trzeba było od czegoś zacząć. Dlaczego więc nie od handlarzy żywym towarem...
Selekcja była nad wyraz ostra. Przynajmniej tak ocenił to młody człowiek o opalonej, czy też raczej ciemnej od słońca i wiatru, twarzy. Ubrany był w dobrej jakości, chociaż noszące na sobie ślady podróży, ubranie. Przez ramię przewieszony miał futerał na mandolinę, lecz broń i kolcza koszulka dobitnie świadczyły o tym, że posiadacz lutni przygotowany jest nie tylko na umilanie życia innym piosenkami.
Gdy stojący przed drzwiami wartownik wskazał na niego, Couryn poprawił dłonią niesforne ciemne włosy i wszedł do środka.
-
Couryn Telstaer - przedstawił się. -
Nie ściga mnie prawo w żadnym z krajów. Pływałem na statkach od siódmego roku życia i marynarskie zajęcia nie są mi obce. Potrafię sklarować liny, stawiać żagle, wspiąć się na bocianie gniazdo. Ostatnio służyłem na “Albatrosie”. Stoi jeszcze w porcie.
- Prócz tego, choć nie ma to przełożenia na marynarski fach - dodał -
jestem magiem.
-
Magiem? Pokaż, że swoją księgę czarów, zaraz ocenimy jak przydatny będziesz - mruknął poirytowany mag siedzący za stołem.
-
Nie używam księgi - odparł Couryn. -
Posiadam kilka czarów przydatnych zdecydowanie bardziej w walce, niż w obsłudze okrętu. Przydadzą się w ewentualnym starciu z piratami czy handlarzami niewolników. Wolałbym tutaj... - rozejrzał się dokoła -
raczej ich nie demonstrować. Po co niszczyć ściany.
-
Zaklinacz - burknął mag. -
Opisz zatem, co potrafisz czarami w walce zrobić. Magiczny pocisk znasz?
-
Niektórzy nazywają mnie magiem bojowym - sprostował Couryn. -
Prócz magicznego pocisku znam płonące dłonie...
-
Coś do podpalania na odległość lub dziurawienia pokładów statków? - przerwał mu mag.
-
Mniejsza kula ognia od biedy by się przydała. Ewentualnie taka sama kula kwasu, do niszczenia żagli. Kamienny grad, niestety, nie jest w stanie zatopić żadnego statku. Przynajmniej nie jest to w zakresie moich możliwości.
-
Tak, to mi starczy. - Po czym chwilę poszeptał z kapitanami.
Następnie bosman odpytał Couryna z podstaw fachu żeglarskiego, na koniec zaś rzucił.
-
Lutnię nosisz dla ozdoby? Jeśli nie to zagraj. Znasz “Kabestanowe tango”? Jeśli nie, to zagraj, co tam znasz.
- Tego akurat nie znam - odparł Couryn. -
Ale może coś podobnego...
Wyciągnął lutnię, sprawdził nastrojenie, a potem zagrał:
Do kabestanu chłopcy wraz
Ze wszystkich pchać go sił!
Niech ciągnie kotwę z morza dna
Kabestan, a my z nim!*
-
Nie najgorzej, jeśli nie znajdziemy nikogo lepszego mamy szantmena.
Couryn skinął głowa. Nie zgłosił się po to, by objąć to akurat stanowisko, ale w razie czego... Szantmeni byli cenieni. Niektórzy przynajmniej.
-
Poczekaj na decyzję, w końcu nie będziesz zwykłym marynarzem - przemówił blondwłosy kapitan. Wskazał stoły na drugim końcu sali.
-
Tak, kapitanie - odparł Couryn, po czym usiadł na wskazanym miejscu.
Gdy wybrany został szantmen jeden strażników podszedł do Couryna i gestem wskazał komisję.
Czekali tam już na niego kapitanowie.
-
Możemy za proponować bosmana - sierżanta. Za zamustrowanie dziesięć sztuk złota, dziennie sztuka złota żołdu, udział osiem sztuk srebra ze stu sztuk złota łupu. Zgadzacie się?
Wskazał na przygotowane już kielichy.
-
Zgadzam się - odparł Couryn. Wziął kielich i wypił.
-
Poczekajcie z wybranymi - powiedział kapitan, podając kapelusz chustę i szarfę, przynależne randze bosmana czy też sierżanta.
Couryn wziął podane przedmioty, po czym usiadł wśród tych, którzy już się zakwalifikowali.
- Couryn - przedstawił się.
_____________________________
* Słowa i muzyka: A. Jaskierski