Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2015, 05:11   #23
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





Środkową dolinę zachodniego brzegu, między Starą Krasnoludzką Drogą a Spieszną Rzeką, podzielić można było na trzy części. W południowej, można było natknąć się na wędrowca lub karawanę zmierzającą antycznym traktem przecinając Wielką Rzekę w Starym Brodzie. Teren tutaj otwartym był, upstrzonym tu i ówdzie wzgórzami i małymi zagajnikami drzew. Sony i buki trzymały się cienia Gór Mglistych a wierzby chyliły się ku Anduinie. Niewielu ludzi mieszkało w tej domenie, która wliczała się w beorningowe ziemie. Wieki temu wojny i zarazy wypustoszyły ten rejon skutecznie z obecności Ludzi Północy. Jeśli już, to przy rzece, nim wędrowiec dotarł do Samotnej Skały, mógł natknąć się na osadników, który po Bitwie Pięciu Armii odważnie osiedlali się przy rzece. Lud ten za Beornem szedł, choć bliżej mu było do Ludu Rzeki czy może nawet Leofringów. Na południu i dalej, w środkowej części, ziemie patrolowali konni Osreda Jeźdźca. Stary wojownik pieczołowitość wielką przywiązywał do skrupulatnego egzekwowania opłat od wędrowców przemierzających dolinę. Może nawet zbyt wielką jak mawiali niektórzy. Warowne gospodarstwo szybko obrastało w chętnych do służby a jeźdźcy Osreda nie gardzili nowymi futrami i ozdobami. Tacy pokroju Ethel Niemiłej mawiali, że Osred za kilka lat na zachodnim brzegu urośnie na rywala Beorna. Beorn jak to Beorn, małą uwagę przywiązywał do bogactwa i póki co taką samą zaprzątał sobie głowę Osredem.

Środkowa część wyludniona była i dziksza, zagajniki przechodziły w las sosnowy rosnący w górskich przełęczach i wąwozach. Gniazdo Orłów górowało na niedostępnym szczycie Gór Mglistych obecnością swoją grożąc wilczym watahom. Ziemie te pełne były jeszcze niedawno wargów, nazywane wręcz ich królestwem, lecz dzisiaj tylko od osłoną nocy odważnie zapuszczały się przekraczać zimą lody Anduiny ku Mrocznej Puszczy. W lasach jedna wilka spotkać można było może nie równie często co wiewiórkę czy króla, lecz i nie były one rzadkim widokiem. Ich obecność dawała znać o sobie nawoływaniem nocnego wycia. Tysiące orków wciąż zamieszkiwały ten brzeg, lecz kryły się głęboko pod Górami Mglistymi w niezliczonych jaskiniach. Plotka głosiła, że nowy Król Miasta Goblinów z pewnością ostrzy kły na Beorna.







Mikkel z Fanny nie napotkawszy nikogo na swej drodze minęli zwalone drzewo i pół dnia przeprowadzali konie przez rozlane przy Anuinie mokradła, tak jak im to wytłumaczyła Irgun.

Słomiana z Ratharem spieszyli tropem złodziei, minęli ich nocne obozowisko a potem jechali na północ ku Bystrze Spiesznej Rzeki. Wieczorem natknęli się na rozszarpaną przez wilki lub wargi niedźwiedzicę a w zasadzie to, co z niej zostało. W sosnowym lesie zaś o poranku Irgun i Wszędobylski, idąc pod wiatr, ujrzeli gromadkę młodych. Trzy były bardzo małe a czwarty, nieco starszy, lecz wciąż zbyt młody, aby brać go za dorosłego.

Kolejnego wieczoru, w północnej części doliny, zdominowanej przez trawy i skalne palmy na nierównym terenie, tropiciele natrafili na porzucone obozowisko ludzi Viglunda. Ślady z niego powiedziały Ratharowi jak i Irgun to samo. Trop jednego jeźdźca odłączył się od gromadki pozostałych skręcając ku Górom Mglistym. Myśliwi wędrowali szybciej i dłużej od Viglundczyków, nie tracąc czasu na dokładniejsze niż oględne upewnianie się w tropieniu i obije czuli, że są już blisko zwierzyny, choć nie złapali żandego dotychczas kontaktu wzrokowego. Kto wie, może nawet kilka godzin lub kilkanaście minut. Musieli być czujniejsi. Mogli wejść w zastawioną pułapkę, jeśli ich obecność zostanie odkryta. Do zmroku wciąż mieli gdzinę.







Mgła w nocy była tak gęsta, że zdawała się być namacalna. Kiedy rozlewiska ustąpiły otwartym terenom, bezludna dolina pełna była wyrastających z ziemi poszarpanych skał i kamieni. Drzew było coraz mniej, więcej zaś krzewów porastających zbocza falującego terenu. Gdzieś tam na północy były widły Spiesznej Rzeki u ujścia której rósł las zwany również Spiesznym. Gdyby nie przecinająca las Anduina, knieja mogłaby nosić równie dobrze nazwę Elfiego Lasu.

Dystans do Bystrzy skracał się z każdym ruchem łapy, i wkrótce głośny szum wiecznie rwącej rzeki stał się wyraźnie dosłyszalny. Tu woda płynęła w głębokim korycie o stromych ścianach, a tam skalny brzeg zrównywał się z nurtem. Wspólnym jednak elementem Spiesznej Rzeki na kataraktach, były liczne głazy i obsunięte brzegi, podmyte przez odwiecznie gnającą z gór wodę. Ciężko było orzec gdzie szukać kryjówki ludzi Cendryka. Mogło to być za najbliższym zakrętem lub kilka, kilkanaście mil w dół lub górę rzeki. Zapachy nic nie zdradzały. Wiatr niósł zapach wody, trawy i rześkiego powietrza. Noc była młoda, do świtu wciąż kilka godzin, lecz to wciąż zbyt mało, aby na południu wyjść naprzeciw ludziom. Na Bystrzy nie było znaku niczyjej obecności i lepiej było spożytkować ten czas na wędrówkę w górę lub dół rzeki. Jako, że wędrówka z nurtem zbliżała do domu, łapy same poniosły w tamtym kierunku.

Co zwróciło uwagę, to głazy tak wielkie na środku Spiesznej, że wrażenie sprawiały wysepek. Mogła to być powalona skała , której dwa grzbiety wystawały spod wody. Oba rozmiarów były na tyle dużych, że nadawały się znakomicie na robicie obozu. Dostać się na pierwszą wysepkę można było tylko z południa skacząc po mniejszych, śliskich i ostrych głazach, których grzbiety ledwo wychylały się znad spienionego nurtu. Wzrok jednak równie słaby był jak i słuch, aby przebić sie przez ciemność z brzegu dostrzec cokolwiek więcej niż to, że wyspy oddalone od siebie były na dobrych pięćdziesiąt ludzkich kroków, choć wydawało się, że chyba obie skały są ze sobą połączone nad wodą, bo cień układał się dziwnie nienaturalnie jakby zawieszony nad rzeką.







Mikkel czuwał przy małym ogniu rozpalonym pod osłoną dwóch powalonych pni olbrzymich buków, z trójki których, tylko jedne ostatnim największy wciąż trwał choć również trawiony starością i chorobą, miał mniej liści niżby mu się należało. Eadwine spała w najlepsze, nawet z cicha pochrapując, zmożona snem głębokim. Dalijczyk zapatrzony w ogień, zamyślony, w ostatniej chwili zobaczył wyskakującego z ciemności wilka a zbyt wiele przeżył w Dzikich krajach by łudzić się, że to jakiś samotnik desperacko szarpiący się na ludzi z ogniem.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline