Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2015, 12:39   #93
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Non, non, non… ta nie pasuje.

Takie słowa dotarły do uszu Marjolaine, gdy zmierzała szybkim krokiem, do pokojów, które jej maman zaanektowała dla siebie.
Odkąd zjawił się poseł polski w posiadłości d’Eon, Antonina tymczasowo weszła w rolę przyszłej teściowej Gilberta i zabawiała gościa swoim towarzystwem. Choć można było raczej odnieść odwrotne wrażenie. Że to ów szlachcic zapewniał jej rozrywki niewinnym flirtem. W tak nowej sytuacji Antonina Pelletier d’Niort zapomniała że jest wdową i ma córkę, której stara się wszak wybić z głowy tak płoche rozrywki, jak i ów szalony związek z Maurem.
W tej właśnie chwili zatrudniła ochmistrzynię twierdzy d’Eon wraz z dwoma służkami, do prezentowania w dłoniach kolejnych kreacji, zastanawiając się którą olśni polskiego posła podczas kolacji.

Marjolaine westchnęła ciężko, zaraz po tym jak wzniosła oczu ku pokrytemu cieniem sklepieniu korytarza.
Ciekawość zmuszała ją do porozmawiania ze swoją rodzicielką, lecz.. dziwnym było widzenie jej w takim stanie godnym jakiejś nieopierzonej pannicy niż dostojnej matrony. Tak zauroczonej i zapatrzonej w szlachcica, że najwyraźniej nawet przestało jej przeszkadzać przebywanie w posiadłości Maura.. a może nawet i sama jego osoba, próbująca wszak ukraść jej najdroższą córeczkę. Czy w ogóle pamiętała po co tutaj przyjechała? Na odsiecz przecież! I wcale się nie wywiązywała ze swych gróźb i pilnowania wianuszka panieneczki! Gdyby tylko wiedziała jak straszliwie zawiodła..

Pchnęła dłonią drzwi do komnaty zajmowanej przez hrabinę.
-Maman, maman.. -kilka cmoknięć zaróżowionymi usteczkami świadczyło o niedowierzaniu jakie ją ogarniało na zastany widok. Błękitnymi oczętami zgromiła gniewnie służki, a na końcu karcące spojrzenie zawiesiła na Antoninie -Czyżby naprawdę moja Beatrice Ci nie wystarczyła? Musisz porywać jeszcze ochmistrzynię mojego narzeczonego? Przecież madame Rossignol na pewno ma ważniejsze sprawy na głowie niż dobieranie Tobie sukien. Choćby zarządzanie całym zamkiem!

-Moja droga Marjolaine… czyż nie wypada, by ktoś godnie reprezentował Francję wobec dostojnych gości z środkowej Europy. Zwłaszcza, gdy jeden z nich jest przyjacielem samego króla!- Antonina z trudem ukrywała ekscytację związaną z tym drobnym aktem. Nastepnie dodała z przekąsem. - Poza tym ty moja droga, ciągle przebywasz wokół tego swego… wybranka i pewnie… znowu gubisz swoje pończoszki.

No tak… maman po przedstawieniu przygotowanym przez obydwoje, już dawno uwierzyła, że Maur skradł wianuszek jej ukochanej córeczki. Nie myliła się obecnie. Ale też pewnie załamana tym małym kłamstewkiem, nawet nie próbowała już wyciągnąć swej córki z łap lubieżnika. Nie było wianuszka, więc należało dopilnować, by przynajmniej obrączka się pojawiła, by ukryć wstyd rodziny z powodu jego utraty.

-Przyjacielem króla? Doprawdy maman..-Marjolaine pokręciła głową -Wystarczy odrobina flirtu i fikuśny wąs, abyś od razu zmieniła zdanie. Do niedawna jeszcze każdy mężczyzna z otoczenia mego narzeczonego był dla Ciebie prostakiem, lubieżnikiem, najgorszą wywłoką i dzikusem. A teraz czyżbyś..
Znów powiodła wzrokiem naokoło siebie, lecz tym razem na dłużej zatrzymując się tylko na sukniach hrabiny zajmujących chyba każdą możliwą powierzchnię komnaty. Jak po nitce do kłębka połączyła ze sobą wszystkie szczegóły, a owoc tych rozmyślań uzewnętrznił się w uśmiechu dziwnie... rozumiejący Jak gdyby dokładnie przejrzała zamiary swej maman i wcale nie była im przeciwna -Aaaah... czyżbyś zapragnęła i swoją pończoszkę gdzieś porzucić?

Antonina zaczerwieniła się te słowa, potem zbladła, potem znów czerwień wykwitła na jej obliczu. W końcu rzekła.- Nie bądź niedorzeczna moja droga. Oczywiście że nie. A on jest przede wszystkim posłem obcego kraju, a dopiero potem… przyjacielem twego przyszłego męża. Jakkolwiek przerażająca jest to wizja, to jednak muszę się…- westchnęła smętnie i przesadnie teatralnym tonem maman.- … pogodzić z tym, że twoje niemądre serduszko wybrało tak niefortunnie. Jak ja to wyjaśnię przyjaciółkom i sąsiadkom z okolic Niort? I co im powiem o tobie?

-Oh, dokładnie to co ja powiem im o Twoim nagłym.. zainteresowaniu przyjacielem mego barbarzyńcy. Zupełnie nic
-odparła panieneczka beztrosko, po cichu będąc rozbawioną reakcją jaką wywołała w swojej rodzicielce. Czyżby jabłuszko wcale nie padało tak daleko od jabłoni, i Marjolaine miała po swej maman słabość do nietypowych arystokratów? -Wszak nie chciałabyś, aby nagle wyszło na jaw, że to Twoje ręce pchnęły mnie prosto w jego ramiona, byś Ty mogła być bliżej tego szlachcica z Rzeczypospolitej, non?

Przeszła kilka kroczków i stanęła przy jednej ze służek, by dłonią móc musnąć koronki z rękawa sukni, którą ta trzymała i zapewne miała w dalszej kolejności zaprezentować hrabinie. Zmarszczyła nosek i zadecydowała w jej imieniu – Non, non. Ta również się nie nada.

- Pchnęły?!
- oburzyła się Antonina słysząc te słowa.- Moja droga córeczko, czyż nie ty sama pozwoliłaś by się rozbestwił. Czyż nie ostrzegałam cię?
Usiadła wygodniej, tak by w razie czego zemdleć dramatycznie i kontynuowała oburzonym głosem.- Przecież co o nim mówią. Wciąga cię w swe rozpustne gierki… wierz, ja znam takie typy jak on. Miłe oku bestie, szepczące do ucha, ale nie powstrzyma ich uderzanie po rękach, ani oburzanie… ani nawet ból głowy. I tak całują i tak wsadzają swe łapska gdzie nie powinni i ani się spostrzeżesz, a już mają cię tam gdzie chcą moja droga.
Piersi maman falowały z oburzenia, a na twarzy znów pojawił się rumieniec.- A ty sama osaczona, poddajesz się temu, a potem ta rozpusta cię wciąga w otchłań bagienną. Non. Non. Ja ci zabraniałam, a ty…
- kolejne słowa padły w towarzystwie oskarżycielsko wycelowanego palca.- A ty odrzucałaś statecznych amantów których ci wybierałam, by najpierw flirtować z tym lubieżnikiem, a potem rzucić się w otchłań cielesnych rozkoszy i figlów w jego towarzystwie. A ja, moja droga, nie pozwolę ci szkalować mnie przed przyjaciółkami. Ja jestem na tyle doświadczona, by umieć trzymać mężczyzn na dystans i trzymać dystans od osobników pokroju twego narzeczonego. A akurat poseł polski takim osobnikiem nie jest!

-Ale maman..-zamiast się zezłościć na takie wytykanie palcem i bycie obiektem dość kąśliwym uwag, hrabianeczka d'Niort zdziwiła się, okazując tym talent teatralny niezgorszy od swej matki -Czyż nie spędzasz już kolejnego dnia w posiadłości d'Eon? Tym bagnie rozpusty, istnej Sodomie i Gomorze, gdzie nóżki nie postawiłaby żadna szanująca się dama?Toż ktoś mógłby to źle odebrać i zacząć podejrzewać, iż.. -błękitne oczka otworzyły się szeroko w niedowierzaniu, tak samo jak i rozchyliły się różane usteczka, acz te przezornie Marjolaine zasłoniła wdzięcznie palcami. Zbliżyła się do pokładającej się na kanapie kobiety, by móc wyszeptać konspiracyjnie -Całkiem Ci się podoba ta otchłań.
Z wesołym uśmieszkiem i szelestem swej własnej sukni, opadła tuż obok swej mateczki na miękkie poduchy mebla. Musnęła jeszcze palcem wskazującym swe wargi, dodając -Jednak bez obaw. U mnie Twa tajemnica jest bezpieczna.

-Pfff… niedorzeczność. Nie jestem niedoświadczoną młódką, żeby mnie fascynowały harce z umięśnionym jak barbatus szlachcicem. Tylko dobrze wychowaną damą o nieposzlakowanej opinii.- obruszył się Antonina na taką sugestię akcentując szczególnie ostatnie zdanie. Położyła dłonie na dłoniach swej córki i patrząc jej w oczy dodała.- Jestem tu tylko ze względu na ciebie moje dziecko. Skoro już ten lubieżny łajdak ośmielił się niejednokrotnie podeptać twój dziewiczy kwiatuszek, to dopilnuję żeby poniósł tego konsekwencje, a że przy okazji pełnię rolę pani domu…- wzruszyła ramionami hrabina na koniec pytając retorycznie.- Czyż ktoś bardziej się nadaje do podejmowania znamienitych gości z zagranicy niż wdowa po dyplomacie? Czyż nie mam racji moje dziecko?

-Ależ oczywiście, maman. I Gilbert na pewno też jest zadowolony, że tak troskliwie zajmujesz się jego gośćmi w czasie jego chwilowej.. niedyspozycji
– zgodziła się panieneczka, aby już nieco udobruchać swą maman i ukoić nieco jej burzliwie emocje. Nie chciała przecież, by ta jej rzeczywiście tutaj zemdlała. Miała potrzebę porozmawiania z nią, a nie wachlowania i doprowadzania do przytomności.
Uścisnęła lekko jej palce, po czym skinęła w kierunku maurowej ochmistrzyni parki służek -I dlatego powinnaś wyglądać jak najbardziej olśniewająco. Sama więc pomogę Ci wybrać odpowiednią suknię.
-Dobrze skarbie.
- rzekła Antonina udobruchana słowami swej córki i gestem dłoni łaskawie pozwoliła jej zaproponować kreacje dla siebie.

Panieneczka znów westchnęła, acz tym razem zaledwie w środku, w duchu. Jej rodzicielka naprawdę musiała mieć nie tylko oczy, ale także swój rozsądek przesłonięty mgiełką tego niemądrego zauroczenia względem szlachcica. Nie mogła jej jednak za to winić. Wszak Marjolaine sama aż za dobrze znała to uczucie, które zdawało się czynić ją ślepą na oczywistości i subtelności dworskich rozmów. Niebezpieczne pośród pałacowych korytarzy.

-Możecie nas zostawić same. Poradzimy sobie -powiedziała do ochmistrzyni i towarzyszących jej służek. Może i nie miała zamiaru zdradzać swej mateczce żadnych sekretów, a już w szczególności nie chciała przeprowadzać rozmowy na temat wydarzeń z ostatniej nocy, lecz mimo to wolała pozostać z nią sam na sam.
Dlatego, gdy tylko cicho skrzypnęły zamykane drzwi, rzekła tak.. niby to od niechcenia -Wiesz maman, zastanawiałam się nad odwiedzeniem Niort. Być może powinnam pojechać wraz z Tobą, gdy będziesz wracała do domu, non?
-To doskonały pomysł moja droga. Dobrze ci zrobi powrót do domu i chwila oddechu od twego narzeczonego. Ten szlachcic ma na ciebie zły wpływ.
- Antonina niemal przyklasnęła pomysłowi swej córki. Potem jednak zamyśliła się podejrzewając podstęp.- Skąd ten nagły przypływ nostalgii, Marjolaine?

-W końcu to mój dom, więc zdarza mi się czasem odrobinę zatęsknić za naszym pałacem – mruknęła Marjolaine z lekkim przekąsem, nieco urażona tym pytaniem swej matki. Przecież to nie tak, że specjalnie wyrwała się z Niort, aby zawsze już być daleko od rodzinnych stron. Oczywiście, teraz jej nagła tęsknota była dyktowana czymś innym niż prawdziwym sentymentem, lecz to nie oznaczało, że żadnego innego dnia nie myślała o swym domu!
-Paryż ma swoje niewątpliwie uroki, a ja uwielbiam mój dworek pod nim. Jednak nic nie zastąpi tych pól i łąk w Niort pokrytych barwnymi kwiatami oraz soczystą zielenią traw. To bardzo kojące widoki, godne uwiecznienia ich na obrazach -samo wspomnienie wiatru we włosach i ciepłego słońca całującego promieniami jej twarz w trakcie konnych przejażdżek, przywołało rozmarzony uśmieszek na usteczka panienki -Powinnyśmy kiedyś zaprosić jakiegoś artystę, aby namalował piękny krajobraz. Mogłabym nim potem ozdobić Le Manor de Dame Chance.

-Oui, to doskonały pomysł!- rzekła z zachwytem Antonina już widząc te zazdrosne spojrzenia sąsiadek, gdy usłyszą, że rodzinny majątek został uwieczniony na płótnie przez jakiegoś znanego malarza.- Jeszcze by lepiej było, gdy nasz miłościwie panujący król przyjął taki podarunek i ozdobił nim ścianę Luwru. To kiedy planujesz powrócić w rodzinne strona Marjolaine? I na jak długo? Jestem pewna, iż znajdę tam kilku kandydatów godnych twej…- marsowa mina pojawiła się na obliczu maman, gdy przypomniała sobie, że już nie może swatać swej córki. Że ma ona narzeczonego z którym czyniła wielce nieprzyzwoite figle, skandaliczne wręcz.

-Oh, na tyle długo, byś mogła pozapraszać sąsiadeczki na podwieczorkowe ploteczki i móc się pochwalić jaką masz cudowną córkę. A może nawet urządzić bal w naszej posiadłości? Mogłabyś wystąpić na nim w towarzystwie tego posła, a ja u boku mego narzeczonego. Na pewno obaj doceniliby urok Niort – o ile początkowo roztaczała przed maman całkiem przyjemną wizję wspaniałych sukien, tańców w bogato zdobionych salach pałacu i pełnych goryczy spojrzeń jej przyjaciółek, to swymi ostatnimi słowami Marjolaine zapewne raz jeszcze przyprawiła ją o zafrasowanie. Wszak myśl o Gilbercie, tym półnagim barbarzyńcy pozbawionym moralności, bezczeszczącym jej córeczkę w jej własnym rodzinnym domu musiała być.. co najmniej wstrząsająca.

-Także i jak ostatnim razem rozmawiałam z monsieur de Foix, to okazywał on zainteresowanie ich czarem, choć.. niekoniecznie tam, gdzie ja dostrzegam piękno naszych ziem – nie zważając na ewentualne protesty mogące się pojawić ze strony Antoniny, panieneczka popadła w krótką chwilę wyraźnego, prawie przesadnego zamyślenia nad istotą muszkietera.
-Doprawdy? Interesujące. De Foix… gdzieś już słyszałam to nazwisko. Mogłabyś mi nieco rozjaśnić mroki mej pamięci, przypominając mi gdzie poznałaś owego de Foixa?- zapytała zaciekawiona tą sugestią maman. Niewątpliwie Antonina o nim słyszała i doskonale znała ród Foixów, choć nie osobiście. Niemniej bardziej ją ciekawiły relacje jej córeczki z Rolandem.

-Roland de Foix, maman. Z tych de Foixów -panieneczka zaakcentowała odpowiednio dobitnie swe słowa, aby poruszyć nieco pamięć mateczki. Wszak na pewno kiedyś musiało przemknąć jej przez myśl swatanie Marjolaine także i z tym szlachcicem. Czyż mogłaby przepuścić okazję do posiadania w rodzinie bohatera, który dodatkowo był ucieleśnieniem rycerskich cnót? -Królewski muszkieter, który obecnie prowadzi śledztwo w sprawie.. tamtego tragicznego zdarzenia na balu zaręczynowym. Dlatego pewnego dnia przybył do mego dworku, a skoro ja, oczywiście, nie byłam zamieszana w zabójstwo markiza, to nasze spotkanie skończyło się pogawędką na przyjemniejsze tematy.
Ani myślała wspominać, że była to więcej niż grzecznościowa rozmowa wykraczająca poza sztywne ramy etykiety. Maman znów byłaby gotowa wyzywać ją od jakichś sukkubusów – Okazało się, że monsieur jest miłośnikiem starych warowni, i nasze nieszczęsne Porte Corbeau zwróciło jego uwagę.

- Ta stara ruina? - machnęła ręką Antonina z wyraźną dezaprobatą.- Kogóż może ona interesować oprócz dziwaków. Z pewnością coś ci się przesłyszało córeczko. Owo zamczysko już dawno zarosło chwastami i popadło w zapomnienie.
-Mówiłam mu to samo, maman
-jęknęła Marjolaine prawie rozpaczliwie, jak gdyby mężczyzna zamęczał ją swoimi pytaniami odnośnie tych ruin. Nie było tak, bo i mężczyzna zachowywał się wobec niej elegancko, i ani myślał jej nadskakiwać -Ale najwyraźniej nawet muszkieter może mieć w sobie odrobinę dziwactwa. Fascynowały go te zarośnięte kamienie i historia jaką za sobą mogą skrywać. Niestety, ja nie mogłam zaspokoić jego ciekawości..
Przeniosła spojrzenie na swą matkę, a w tęczówkach błękitnych jak wiosenne niebo zatańczyły iskierki nadziei -Może Ty coś wiesz o Porte Corbeu? Jako Pani ziemi w Niort.

Pochlebstwo bynajmniej nie wywołało oczekiwanego pełnego dumy uśmiechu na obliczu matki Marjolaine. Hrabianka domyślała się dlaczego. I maman upewniła ją w tych podejrzenia.

- Porte Corbeu… ty wiesz, że to rodzinne ziemie twego ojca i mnie ich historia nie bardzo interesowała.
- rzekła z wyraźnym zafrasowaniem nie mogąc się popisać swoją wiedzą i doświadczeniem. Niemniej Antonina była mniej oczytana od swej córeczki.- Ot...gruzy zamku, który dość szybko został porzucony. Niemniej pamiętam, że… owa twierdza pamięta jeszcze czasy Filipa IV Pięknego, kiedy to owe ziemie wraz zamkiem zostały nadane protoplaście rodu twego ojca za zasługi dla korony francuskiej.
-To rzeczywiście niewiele, ale może wystarczająco dla muszkietera
– mruknęła Marjolaine z pewnym zawodem w głosie. Także dla niej to były bardzo skąpe informacje, bo nigdy nie interesowała się na tyle historią Francji lub swej własnej rodziny, by móc jakoś złożyć w całość fakty. Nie wiedziała też, kim byli ci cali Templare i jakoś ciężko było jej podejrzewać maman o taką wiedzę.

-Nie miałabym nic przeciwko posiadaniu zamku na swoim ziemiach, więc trochę szkoda, że przodkowie papy nie zadbali o niego i zostawili po sobie tylko ruiny. Ciekawe czemu, czyżby nie widzieli pożytku z takiej warowni? -w zamyśleniu zaczęła naplatać pukielek swych jasnych włosów na palec -Nie wiesz może, czym takim się przysłużyli wtedy królowi?
-Och… non, nie wiem. Chyba chodziło coś związanego z heretykami… o ile dobrze pamiętam.
- wysiliła swą pamięć Antonina, by po chwili powiedzieć z ukrytym wyrzutem. - Przecież dobrze wiesz, że nie interesują mnie takie rzeczy.

To prawda, maman interesowały głównie plotki i moda. Historia francuskich ziem i rodów szlacheckich… tylko w odniesieniu do żyjących gałęzi owych rodów.

- Czemu nie spytasz swego narzeczonego. On lubi grzebać w księgach i mapach… teraz gdy jest przykuty do łóżka, pewnie tym bardziej nie może robić niczego innego.- dodała z przekąsem hrabina. Jakże się myliła.
Samo wspomnienie.. zajęć, jakimi obecnie, a szczególnie w nocy zajmuje się Maur, przywołało na twarzyczce hrabianki rumieniec z wolna rozkwitający niczym nieskazitelnie czerwona róża. Nie oszczędził nawet jej uszu, gdy jakiś wewnętrzny, szyderczy głosik podszeptywał jej, że jedyną mapą jaka wczoraj interesowała mężczyznę była.. ta jej własnego ciała. Aż wytrącona z równowagi zaplątała się palec pośród swe kosmyki, co jednak postanowiła zrzucić na zdenerwowanie niemądrym pomysłem maman -Gilbert musi teraz odpoczywać, więc ani myślę zawracać mu głowy czymś takim!

Acz tak naprawdę, to Antonina miała trochę racji. W końcu Marjolaine przyniosła od muszkietera mapę, aby to właśnie swemu narzeczonemu ją pokazać. Był to dobry plan.. wtedy. Teraz o wiele lepszym był ten, w którym unikała go cały dzień, i przede wszystkim całą noc. Nie wyobrażała sobie spojrzeć mu w oczy, a co dopiero rozmawiać o starych zamczyskach.

Westchnęła, pokręciła lekko główką, po czym zapytała już spokojniej. Na krótko jednak -A jak się ma poselstwo z Rzeczypospolitej? Ten Twój szlachcic to niezwykły bajkopisarz. Zapytałam o cel ich przybycia, a on mi odparł bajką o niedźwiedziach ze swego kraju! -niezadowolona splotła ręce na klatce piersiowej i nadęła odrobinę policzki, jak mała dziewczyna w momencie wzburzenia.
-I mnie zabawiał bajkami.- odpowiedziała ze śmiechem Antonina, po czym wzruszyła ramionami.- Widać to jakieś tajne sprawy. Polityka. Nic nas interesującego, moja droga. Taka ciekawość może sprowadzać kłopoty.

-Lubisz żyć w niewiedzy, maman?
-hrabianka nawet nie musiała czekać na odpowiedzieć, by wiedzieć jak zareaguje jej rodzicielka. Dobrze wszak wiedziała, że to wcale nie była „niewiedza”, lecz bycie prawdziwą damą, elegancką i subtelną, która nie zamęcza swego mężczyzny zbędnymi pytaniami. Nie wypadało być ciekawską, bo tylko się odstraszało potencjalnych mężów. Oui, oui. Marjolaine wszystko już to słyszała. I trzymała się tego równie mocno, co innych prawideł mateczki.

-Zatem na pewno też nie chcesz nic wiedzieć o tym królewskim balu, co to podobno jest w przygotowaniach, non? -powiedziała od niechcenia, a następnie wykonała swym filigranowym ciałkiem ruch, jak gdyby rzeczywiście planowała już wstać i odejść – W takim razie nie będę Ci zabierać więcej czasu…
- Balu? Jakim balu?
- zaciekawiła się momentalnie rodzicielka słysząc słowa swej pociechy. Marjolaine dobrze wiedziała, jakie tematy budzą szczególną ciekawość jej matki.
-Oh, maman! Czyżby naprawdę Tobie umknęła taka soczysta ploteczka? -zaskoczenie przesadne, a zatem po prostu nieprawdziwe, otworzyło szeroko oczka Marjolaine. Cmoknęła kilka razy, nie mogąc wprost uwierzyć w to co słyszy -Doprawdy, cóż byś zrobiła beze mnie..

Fałdy jej sukni z powrotem umościły się szeleszcząco na kanapie, gdy łaskawie postanowiła wstrzymać się przed odejściem i uraczyć matkę swą wiedzą.

-Lorette mnie ostatnio odwiedziła niosąc ze sobą właśnie informację, że planowane są uroczystości na Wersalu. Nie wiedziała czemu mamy zawdzięczać taki bal, lecz podobno krążą jakieś pogłoski o.. -tutaj pochyliła się, jak w obawie, że ktoś mógłby posłyszeć jej szept, a wtedy już byłaby krótka droga do uszu Króla i jego świty. Może i wszyscy plotkowali o swym władcy, ale nigdy otwarcie -.. o nowej damie u boku Jego Wysokości -wzruszyła potem ramionami, dodając -Nie wiem jednak na ile w tym rzeczywiście prawdy. Niemniej to wydarzenie ma szansę na bycie najważniejszym i najbardziej spektakularnym ostatnich lat. Musimy tam być, oczywiście.
 
Tyaestyra jest offline