Niziołkowi zapał do ruszenia w kanały szybko ostygł, jak poprzypominał sobie drogę przez Królewską Drogę. Jakoś tak miał tendencję, że szczególnie dobrze zapamiętywał to, co było dobre i miłe z ich wyprawy. Więc od razy wskakiwały mu do głowy wspomnienia o majestatycznej i niknącej w oddali prostej jak strzała drodze. O dzieciakach Maurów, które mimo że dwa razy większe od niego ciamkały jego karmelki. O mące z… w zasadzie nie wiadomo z czego, ale bardzo dobrej. Teraz zaś przypomniał sobie jak zrypał się w zapadnię z resztą kompanii i obił sobie tyłek. Jak napadły na nich takie pająkowate bydlaki i latające namioty. Dreszcz nim wstrząsnął na samo wspomnienie. A w kanałach coś mu się zdawało, że może być przewaga tych niemiłych wspomnień. Tak więc kiedy drużyna uradziła, by spróbować namówić do współpracy jakieś wsparcie, kucharz pierwszy zgłosił się by porozmawiać z bardami. Mara zrobiła grunt, choć teraz męczyła się z powodu zbyt dużego zaangażowania. No i na dodatek, nizioł swoim zwyczajem był ciekawy o cóż też chodzi z tym pyłkiem, skrzydłami i całą tą aferą. Pan Bóbr… hmm kucharz uważał że jakoś dobrze z oczu mu patrzy, jego kompanowi też, więc może skoro mają ten cały pyłek, bo przydźwigał go Thog, to może da się jakoś im pomóc, a przy okazji, może wszystkim to na zdrowie wyjdzie. - Dobra, to kto idzie porozmawiać z bardami? - Ja pójdę - Mara pojawiła się po długiej nieobecności, którą najwyraźniej musiała spożytkować na kąpiel bo w nowej sukience, rozczesanych, błyszczących włosach i doszorowanej do białości skórze prezentowała się jako obca osoba. Burro zerknął przez ramię i otworzył gębę ze zdziwienia. No głos niby podobny, ale na bogów morza, to Mara jest? - Eee… - kucharz wpatrywał się uważnie, no ale to chyba ona, więc zrezygnował z pytania “a panienka to kto”, tylko wymamrotał coś pod nosem. - Najpierw Grzmot i jego porastanie listkami, teraz okazuje się że jakby cię wcześniej doszorować to całkiem ładna z ciebie dziewuszka. Hmm, może wy jakieś kamuflaże hodujecie, co? Może ja powinienem się przebrać w kieckę i udawać własną teściową, niech jej bogowie dadzą długie zdrowie i życie, tak by się nie wyróżniać z kompanii? - A za kogo mnie byś przebrał hę? Za półnagą tancerkę wezyra? - Shando Wishmaker stanął nad niziołkiem, patrząc na niego z góry - Nie gadaj bzdur tylko pokaż te zwoje od ybnijskiej mistrzyni, jak masz tam coś ognistego chętnie bym pożyczył. Na widok Mary czarodziej zaś uśmiechnął się i kiwnął głową w milczącej aprobacie. I bez zgryźliwego komentarza. - No pożartować nawet nie można - obruszył się kucharz i wydął wargi. - Za barana bym cię przebrał, takiego włochatego jak moje stopy. Guzik ci pokarzę a nie zwoje. Burro burknął coś jeszcze pod nosem, ani chybi niezbyt pochlebnego. No ale po chwili łypnął okiem na maga. - No dobra. Patrz. - pogrzebał w samonośce i pokazał Shandowi. - Tylko wszystkich nie weź, zostaw mi coś. - Na jaja dżina - zaklął Shando, gdy zerknął na magiczne zwoje - Znów bez opisów. A nie mam nawet jednego zaklęcia do odczytania. A do habooba z tym, trzymaj je ty. Mam trochę swoich pergaminów i dwie różdżki, powinno wystarczyć.
- Ha-habuba? - kucharz jak zwykle zająkał się, kiedy czarodziej przeklinał w niezrozumiałym języku. Swoją drogą ciekawy kto by wygrał pojedynek na plugastwa, Shando czy Agrad. Czarodziej miał potencjał, ale jednak khazad miał chyba więcej doświadczenia, w końcu kurwował na sztygarów już z dwie setki lat.
Nizioł w końcu pokręcił głową i zebrał swoje klamoty, po czym ruszyli na spotkanie z bardami. |