Gdy Elphi odeszła załatwiać swoje sprawy Airyd przeszedł z Erykiem i Kiresem do kuchni na dworku. Sprawdziwszy czy nikogo nie ma zaprezentował:
- No panie rycerzu, tylko nie krzyczcie z wrażenia, a przede wszystkim zachowajcie to co wam mówię dla siebie. Jasne? Jasne. Ten pan tutaj… - przygarnął do siebie ramieniem pseudo- handlarza- …to człowiek, który mnie znalazł wychował - Kires Egrile. Starszy, to jest mój obecny towarzysz broni - Eryk Prostaczek. Paladyn, ale w po za tym to w porządku człowiek. Panie Eryk, to jest człowiek który mnie przygarnął, a potem…
-Nie miałem wyjścia... – skwitował Kires mrużąc oczy – Gówniarz gwizdnął mi sakwę, wcześniej myślałem, że jakieś zwierzę, co by było jeszcze większym wstydem.
-I wtedy ocalił mi życie!
-Dopadłem go jak jakieś draby chciały mu natłuc. Więc chciały i mnie natłuc, bo się napatoczyłem… Smarkaty też uciekł, ale potem za cholerę nie chciał się odczepić... Ale stwierdziłem, że taki mały rudzielec mi się przyda… I przydał, ale na początku ciężko było zrozumieć po jakiemu gada. Zwłaszcza, że seplenił.
-Tia…
-Airyd Kiresan i Kires. Rozumiem skąd wziąłeś nazwisko…. Ale… Wychowawca bez serca - wycedziła Jasmine. – A mnie nie przed…
-A to jest Lady Jasmine, której dusza przeszła w stan sztyletu kilka wieków temu. Aua!
Kires pociągnął wychowanka za ucho.
- Gdzieś popełniłem błąd, że nie dość, że zadajesz się z takim towarzystwem…
-No to akurat nic nowego… Z jakimi się Ty zadawałeś – zaprotestował Airyd
- Nie pyskuj… To jeszcze jesteś w jakieś dziwacznej relacji ze sztyletem
-Nie byle jakim sztyletem…
Mistrz jednak puścił ucho Airyda.
-Dziewczynę normalną byś sobie znalazł… - wycedził Kires. – Ta Elphira, Nys…
-Za słabo znacie Nys, a Elphi mi złamała serce tym, że oboje wolimy kobiety…
-Marnie dobierasz, smarkaczu…
-A ty ile czekałeś z Lineą, aż się w końcu zadeklarowałeś? – wypomniał mu kitsune. – Ile gadałeś, że nie będziesz z czarodziejką…
-Ale nie zadawałem się ze sztyletem. – skrzyżował ramiona -Lepiej późno niż... No, ale wystarczyło, że wyruszyłem w podróż, a już bocian się szykuje.
-Te żarty jak wyruszałeś były kiepskie… I co w tym dziwnego, że dziecko mam w drodze?
-Po za faktem, że popadłeś w takim momencie w kiepski interes? Czy właśnie dlatego poszedłeś w ryzykowny interes, bo oszczędzasz na edukację dziecka? …. No? Przyjmuje to milczenie jako potwierdzenie…
-Akurat tym razem się przeliczyłem…
-Tia… Ale Linea nie mogła ci załatwić lepszych rzeczy na handel? Łapaliście na łapu capu dobytek?
-Tak bywa przy nagłej ewakuacji.
-Nie mów mi, że Linea złapała ten lepszy sprzęt, albo wkurzyłeś ją tak, że dała ci tylko takie…
-Musieliśmy się rozdzielić po drodze…
-Starszy… Chcesz jechać z nami do Dreadwood?
-Może… A ile osób wie o twoich…
-Pan Eryk z Elphi.
-I?! Ile razy ci mówiłem, że masz uważać?!
-Zrzędzisz jak staruch…
-Morda, skośnooku…
Airyd najpierw wyszczerzył zęby jak do warczenia, ale potem znowu przygarnął ramieniem do siebie Kiresa.
- Stęskniłeś się, dzieciaku? - Kires Egrile w końcu się uśmiechnął odwzajemniając już niedźwiedzi uścisk. Jak zwykle uśmiechał się lekko, a tym razem dosyć smutno.
- Przyznajesz, że ty też? - Airyd wyszczerzył zęby.
Ostatnio edytowane przez Guren : 12-05-2015 o 21:33.
|