-Sam do niej podszedł. Był elegancko ubrany, ale widać było, że to zbir. Miała do niego trochę zaufania, bo już raz z nim była. Dał jej taką małą, złotą ozdobę...zaniosła ją do lombardu Fierbluncha. Nie umiem tego opisać, to był jakiś robak, jakiś duży chrząszcz? I sposób rzeźbienia był dziwny, nasi złotnicy takich nie robią...Fierblunch mówił, że musiałby trafić na klienta z dużego miasta, uczonego albo arystokratę, żeby to sprzedać z dużym zyskiem, a tak, to może sprzedać tylko za wartość złota. Utra wzięła złoto i zaczęła żałować, myślała, że zdoła od klienta wydobyć drugą taką ozdóbkę i każe Fierblunchowi poszukać takiego klienta.
-Nie widziałam jego twarzy, ale poruszał się jak szermierz. Utra szybko się z nim zabrała, wie pan, przyjaźń przyjaźnią, ale dobry zarobek...
-Myślę, że koło tygodnia, może półtora może minąć, zanim karczmarz kogoś wyśle, by sprawdził sytuację. Jest przednówek, kuso z klientami, tych, co są, sama obrobię. Ludzie boją się teraz podróżować, ponoć w górach jakiś demon całą karawanę kupiecką wytłukł w zimie, karczmarz sprawdzonym człowiekiem bez potrzeby nie będzie ryzykował. |