-Ja sam - mruknął stajennemu giermek i poprowadził Kazula do stajni. Niektórzy myśleli, że kucyki to samo dobro. Bajęd dla dzieci się osłuchali, Kazul w złym nastroju perfidnie to wykorzystywał, wykonując wówczas starożytny kislevski manewr "polka - galopka". Tak jak górnik w określony sposób odłupuje rudę, tak w określony sposób Kazula należało zgrzebłem oczyścić, napoić i nakarmić. Poza tym, ten rytuał uspokajał samego Duraka. Pocieszenie przynosiły również ściany stajni - martwe, okaleczone i poddane rozumnej woli drewno było na swoim miejscu, w przeciwieństwie do tych chaotycznie rosnących kpin z geometrii, zwanych drzewami. To, że za nimi kryły się stwory Chaosu i elfy, było dowodem na to, jak ich istnienie musi być wypaczone.
Po zadbaniu o Kazula Durak zadbał także o swoją higienę. Starannie wysmarkał się na dziedziniec, sążniście splunął, po czym, oglądając się w wiadrze wody przy studni, przy pomocą skórki od słoniny doprowadził zmierzwioną brodę do należytego stanu. W trakcie tej czynności odraza do wody narosła w nim do tego stopnia, że po wkroczeniu do karczmy niemal z wdzięcznością przyjął kufel "piwa". Bacznie przy tym nasłuchiwał ludzkich wyjaśnień, bo - co niechętnie musiał im przyznać - w wydobywaniu informacji byli zawsze jakoś tak...szybsi od krasnoludów. Nic dziwnego zresztą, jak na codzień żyje się wśród wrogich drzew które uwielbiają skrywać zagrożenie, wykradanie informacji to kwestia przeżycia. |