W końcu jakaś karczma. Jedyne miejsce na świecie, w którym Elgast czuł się najlepiej. Wszędzie zapach przepysznych dań, fajkowego ziela i to, co kochał najbardziej piwo. W swoim życiu spotkał kilka takich tawern, w których mógłby spić się do nieprzytomności, wpaść w objęcia ślicznej kurtyzany i tak już umrzeć. Czego chcieć więcej od życia?
Karczma do jakiej trafili nie wyróżniała się niczym szczególnym. Reuter delikatnie parsknął śmiechem, gdy Skali wpadł w błoto.
Będąc już w środku, gdy krasnolud zamówił piwo również dla gońca, Elgast stwierdził, że nie będzie się z nikim dzielił, ani za nikogo płacił.
Reuter w ciszy przysłuchiwał się całej rozmowie, niewiele go obchodziło, co chłopaczek miał im do przekazania. Najadł się i jeszcze popił sobie za ich pieniądze i ruszył dalej w swoją stronę. W ramach pożegnania Skali wypuścił z siebie salwę głośnych gazów.
Elgast wywrócił oczami, gdy po raz kolejny ksranolud postanowił przeczyścić jelita. Tworzyli grupę „wielkich” osobowości to na pewno, ale jednak nie wiedzieć czemu, Reuter czuł się z nimi dobrze. Wiedział, że na kompanach można polegać. Ale koniec rozmyślań, pora była w końcu żeby coś zjeść i wypić.
- Poprosiłbym jedno piwo, albo najlepiej dwa od razu i kawał jakiegoś mięsiwa do jedzenia – rzucił w kierunku karczmarza i usiadł na jednym z krzeseł, z dala od Skaliego. – To co panowie, zrobimy sobie tutaj dłuższy postój? Chyba się nam nigdzie nie spieszy? |