- Do Hornau najsampierw - przypomniał Jekilowi Lenz ocierając usta i dopijając pierwsze piwo, które w takim upale szybko spotkało swój koniec - Jak to kmieć ów rzekł… cywilizacja! A po prawdzie to ot duże miasto. Chyba stołeczne na wschodni Stirland. I główny targ bydlęcy tamtych stronach dla averlandskich ranczerów. A, że wiosna już na dobre się zaczęła, to nie braknie tam ludzi. Oj nie braknie. Bęęęęędzie co robić. Dziewczynki. Piweczko. A i o jaki gescheft trudno nie będzie. Sigmaringen zaś jest nam po drodze. Możnaby zahaczyć. Ale dziś nijak tam nie dotrzemy. To siedemdziesiąt mil z okładem. Bez konia dwa dni drogi najmarniej. Jeśli po drodze we wsi, której nie zabalujemy…
Siegnął po drugie piwo postawione im przez dobrodusznego gońca, za którym zamknęły się drzwi karczmy w akompaniamencie do plusku pomyj i zniesmaczonego “kurwa mać”, które wymskło się sympatycznemu młodzianowi. - Zdrowie pana Heuschrecke! - wzniósł toast do kompanów, ale i nie pominął parobków, czy drwalskiej rodziny - Naszego sponsora. Co by cały i zdrowy do matuli wrócił.
To piwo również nie sprawiało Lenzowi trudności. Bydłokrad beknął i zabrał się na dobre za śniadanie. - Myślę panowie kompanioni, że trzeba by nam te rogatki jakoś ominąć. Złym jest wszak postępkiem dawanie złym ludziom zarobić, a przecież mówili nam w Graukuhdorf, że tam na rogatkach kurwie syny urzędują. A dobry pan karczmarz ostrzega, że i za rogatkami kolejni być mogą. Trzeba by bezdrożami może? Panie karczmarzu! Nie ma tu jakichś wsi na uboczu nieopodal rzeki Grenz? Co by łódka się znalazła? Widzieliśmy w strumieniu wianki, to może jakaś feta gdzie była?
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin |