Kropelki zimnego potu spłynęły Charlesowi z czoła po policzku, zostawiając widoczny ślad swojej wędrówki. Trzymał mocno za drążki sterujące, jednak Szkarłatny Orzeł wcale nie mógł pochwalić się zachwycającą zwrotnością. Szczególnie, kiedy miało się do czynienia z tak licznymi przeszkodami.
- Co to, na oślizgły odbyt hutta, jest?! - warknął, próbując wyhamować po skoku w nadprzestrzeń.
Odpowiedzi nie zdążył uzyskać, bo zdrowo o coś przywalili Szkarłatnym Orłem, na co pole siłowe nieprzyjemnie zareagowało. Charles skrzywił się, słysząc dźwięk rozdzieranego kadłuba. To nic takiego, pomyślał, wciąż starając się wyhamować.
- No, o mały włos, a sami byśmy skończyli na tym cmentarzysku - powiedział, kiedy statek się zatrzymał, a on mógł oderwać się od drążków.
Otarł czoło i podrapał się po brodzie. Oparł się tyłkiem o jedną z konsol i spojrzał po pozostałych.
- Świetnie. Nie mogłeś być tak błyskotliwy, kiedy wcześniej wybieraliśmy kurs naszej wycieczki?! - warknął w stronę Kehila. Cóż, na kimś musiał się wyżyć, a ślepy był akurat pod ręką. - Trochę to potrwa, zanim zdołamy się przedrzeć przez te śmieci. |