Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2015, 12:25   #18
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Siedzieli jeszcze jakiś czas we w miarę osłoniętym miejscu obserwując groby. Po jakichś 30 minutach zauważyli jakiegoś chłopa idącego ścieżką trochę dalej. Na ich widok zaczął uciekać, lecz nie uciekł daleko. Rozkaz Amiasa był prosty i skierowany do kusznika.
Chwilę potem chłop leżał z bełtem w łydce. Upuścił kij z którym podróżował.

Przesłuchanie chłopa naprowadziło ich na nowy trop. Sprawców było trzech, wszyscy kultyści uzbrojeni w noże. Nie widząc sensu w zabijaniu najprawdopodobniej niewinnego człowieka. Amias puścił go wolno, a sam z najemną kampanią ruszył do Ravenfall. Droga, była bezowocna, żadnych przygód, spotkań czy zasadzek. Wielu mogłoby się cieszyć, Dowódca natomiast miał mieszane uczucia.

U wrót miasta podsłuchał rozmowę dwóch strażników. Z informacji które udało mu się wydobyć wynikało, że zmarł śmiercią przyśpieszoną jeden z pomniejszych kupców kiedy to bezkarnie kręcił się po siedzibie Herezjarchów. Ciężkie szczęście. Udał się więc do kapitana straży. Ten, nie był zainteresowany kupnem sprzętu wojskowego i nie dowierzał słowom, że wojna z groksami została odsunięta w czasie. Domagał się dowodu, posła lub gońca z ich strony.

Następną czynnością jaką zrobił dowódca było odwiedzenie targu, gdzie sprzedał swoje łupy, krwawo okupione krwią jego ludzi, jak i groksów. Następnym przystankiem była szkoła magiczna, gdzie odwiedzając swój kontakt, nekromantę Cardwena, sprzedał zdobyczne rogi zwierzoludzi.

Poszukiwania sprawców w szkole magicznej nie przyniosły żadnych efektów. Amias nie był zaskoczony. Wróg widocznie wiedział jak zacierać swoje ślady. Pozostało szukać dalej i tak też uczynił. Pod pretekstem świętowania i opijania zwycięstwa nad groksami dowiedział się od biesiadników z przypadku o paru interesujących faktach.
Po pierwsze, kultyści ubierający się we wskazany sposób należeli do grupy nekromantów. nic nowego, ale zawsze lepiej było się upewnić co do tożsamości adwersarza.
Po drugie, o tym, że wieśniacy z wiosek za północnymi murami miasta coraz częściej widują nieumarłych chodzących po polach i drogach, z czego część nieumarłych okazuje się krwiożerczymi monstruami.
Na sam koniec dowiedział się o tym, że martwy handlarz nazywał się Creighton i zginął w północnej baszcie będącej siedzibą Herezjarchów, a pochodził z biednej dzielnicy.

Dał rozkaz jednemu ze swoich najemników do tego by obserwować północną bramę. Niestety. Jak się okazało. Nic nie wskórał. Amias, postanowił więc odwiedzić swoich nowych znajomych z Zatrutego Berła dowiedzieć się co wiedzą na temat poszukiwanej przez niego grupy. Za opłatą stu monet dowiedział się kilku ciekawych rzeczy. Mianowicie poszukiwani nekromanci zamiast siedzieć w szkole magicznej, przebywali w Północnej Baszcie i nie raz zapuszczają się na północne tereny w stronę wiosek i bagien.
Wiedząc, że jego szanse są niewielkie, zapytał złodziei czy za opłatą byliby w stanie namierzyć lidera tejże grupy. Ci z kolei, zażądali 1000 srebrnych monet zaliczki i 500 sztuk srebra na zakończenie, bez gwarancji powodzenia. Niestety, na to Amicus przystać nie mógł.

Udał się więc na spoczynek, a z samego rana dowiedział się od karczmarza, że do miasta przybył chłop z północy uciekający przed nieumarłymi monstruami, a którego sąsiad nie miał tyle szczęścia co on. Amias więc rozpoczął poszukiwania człowieka, niestety bez skutku. Zamiast tego, dane mu było znaleźć kolejnego zbrojnego który dołączył do jego niewielkiego oddziału. Dwóch najemników, zgodnie z jego rozkazami donieśli mu o nekromancie wkraczającym do Północnego Bastionu. Amias, wiedząc że czas to pieniąc, zdrowie i życie ruszył więc tam, pod pretekstem ubiegania się o prawa własności do opuszczonej twierdzy.

Spotkanie poszło jałowo. Dowiedział się, że ta twierdza to ziemia niczyja, a nawet jeżeli chciałby zapłacić to byłaby to ogromna suma. Kiedy już miał odchodzić natrafił na grupę trzech Herezjarchów omawiających jakieś podłe i plugawe plany. Nie udało mu się z nimi porozumieć i został zmuszony do taktownego odwrotu, by nie wzbudzać większych podejrzeń. Nie mniej ich słowa wciąż dudniły mu w uszach… Słowa o miksturze przemiany, o postępach w badaniu, o monolitach i środkach ochronnych. I o miejscu gdzie prowadzili badania: Hardersfield która według jego wiedzy była jedną z wiosek na północ.

Wiedząc, że wyprawa na północ może być równie krwawa co potyczka z siłami groksów Amias zdecydował się szukać kolejnych rekrutów i cudem znalazł ich. Jednego zbrojnego i młodego medyka świeżo po szkole który naiwnie szukał praktyki w zamian za srebro. Amicus zdając sobie sprawę z tego jak ciężkie rany jego ludzie odnieśli ostatnio bez wahania zgodził się na jego propozycję i z nowymi dróżnikami ruszył w kierunku karczmy. Potrzebowali odpocząć, a jego ludzie wyzdrowieć.

Wtedy też zaczepiła go nieznajoma kobieta. Poznał od razu jej przynależność rasową. Vistani, choć ludzie, prowadzili podróżny tryb życia.


Po krótkiej rozmowie z nią dowiedział się o niej wiele. Była renegatką która postanowiła zapuścić korzenie, może nie do końca, ale jednak, w Ravenfell. Widząc w nim sprzymierzeńca jej ludu zdecydowała się dołączyć do Amiasa w jego misji opowiadając mu o jej snach.Co prawda niewiele jej sny wniosły ponad to co już wiedział o podłych nekromantach, ale zawsze potwierdzenie posiadanych informacji było mile widziane. Wskazała również na plamę na skórze którą miał, a o której nie był świadomy… Plaga…

Udali się więc do jedynego, ostatniego kapłana światła w mieście szukać informacji. Tam też Amias został uzdrowiony, choć po części z Plagi. Niestety, kapłan niewiele mógł pomóc poza słowem. Jego kuzyn znajdował się w lochach Bastionu jako zakładnik, a Dalton, bo tak miał na imię kapłan, miał związane ręce. Nie mniej, za okazaną pomoc Amicus wręczył biednemu kapłanowi sakiewkę srebra co by łatwiej mu było przetrwać w tych trudnych czasach.

Jednak, słowa kapłana wypełniły jego serce trwogą, oto bowiem spełniały się jego najmroczniejsze obawy. Nekromanci z Hardersfield szukali sposobu na szybsze tworzenie nieumarłych. Mroczna była to wizja wiedząc jak bardzo i jak daleko są w stanie się posunąć by osiągnąć swój cel. Widział ich armie, walczył z nimi ramię w ramię kiedy o wcielili siłą. Teraz nadszedł czas zemsty. Jednak, nim ruszył do miasteczka na północ od miasta udał się z wróżbitką do karczmy zregenerować siły. Nie długo trwało, aż pojawili się zaaferowani strażnicy wdając się w rozmowę z tymi co byli po służbie. Oto bowiem, zamordowano w brutalny sposób mieszkańców Hardersfield gdy ci udawali się na bagna zbierać żywność. Ślady jakie pozostawili sprawcy były brutalne, nienależące ani do człowieka, ni do zwierzęcia. Nadchodził czas gdy wróg zbierał na sile i wiedząc to Amias zebrał swoich ludzi i ruszył mu na spotkanie. Arabelle natomiast, wróżbitka z Vistanich, została w Ravenfell.

Nie trwało długo, aż kampania najemna dotarła do Hardersfield. Tam kultyści w popłochu rzucili się do monolitu odprawiając swoje plugawe modły. Niedługo potem nad mieściną zerwała się burza stulecia, a pioruny waliły w dół raniąc i niszcząc wszystko wokół. Na drodze do monolitu natomiast stanął nekromanta z księgą w jednej dłoni i różdżką w drugiej, a z nim cztery nieumarłe twory które wygłodniałe rzuciły się na najemników. Bitwa była zacięta i krwawa. Przyznać trzeba, że gdyby nie zaklęcie niewidzialności które rzucił na siebie plugawy nekromanta zakończyłaby się wcześniej, a tak, dopiero przyparty do muru i obezwładniony przestawał stanowić zagrożenie. Z kultystami przy monolicie Amias rozprawił się krótko i skutecznie, można powiedzieć, że osobiście podszedł do sprawy. Cisnął w monolit kwasową bombą którą tak niedawno zakupił, a ta wraz z eksplozją wyżarła monolit i strawiła czarowników do nagiej kości, tak, że nic nie zostało ani po bloku złowieszczego kamienia, ani po operujących przy nim ludziach.

Nim kampania zdołała odpocząć doszły ją słuchy hałasu dobiegające z drewnianej wierzy nieopodal. Amicus, wraz ze swoimi ludźmi wparował do środka, a tam kultysta o deformowanych na kształt szponów dłoniach przeklinał ich i ożywiał nieumarłe monstrów większe i masywniejsze od człowieka. Nastała kolejna krwawa walka. Amias i jego ludzi, choć odnieśli straty i niemalże wszyscy byli ranni to tylko jeden świeży nabytek w drużynie poległ chwalebną śmiercią w boju. Zagrożenie zostało odegnane, a najemnicy wrócili do Ravenfell niosąc łupy. Przez następne dwa tygodnie odpoczywali, świętowali i trenowali trzymając niski wizerunek. Nie chcieli by ich drobny sekret wydał się i całe miasto było przeciwko nim.

Było rano, wstawał nowy świt, kiedy Amias gasił lekkiego kaca kwaśnym kozim mlekiem i wtedy właśnie podszedł do niego służący w liberii i oświadczył, że jego Pan czeka w loży na górze mając do niego interes, zlecenie o dobrym wynagrodzeniu.

Amias, będąc najemnikiem, a wcześniej żołnierzem nie mógł odmówić okazji do zarobienia kilku dodatkowych srebrników. Udał się więc ze służącym na górę mijając tawernowego strażnika w kolczudze i mieczem u boku. Na górze w dużej prywatnej alkowie zastał go widok dekadencji. Rozłożony jak gdyby nigdy nic blondyn o młodej twarzy i szatach wskazujących jawnie na szlacheckie pochodzenie w błękitnym odcieniu spoglądał na niego uważnie.

Dyskusja nie trwała długo i była pełna uniżonej grzeczności ze strony Amiasa. Zadanie, choć w jego opinii bardziej nadawałoby się dla gildii złodziei przypadło jednak jemu. Otóż, Lordowi Lindenowi, bo tak ten młodzieniec miał na imię, nie przypadł do gustu artefakt, figurka którą posiadał pewien prominentny kupiec, a któą to wystawiał na publiczny pokaz. Proste zlecenie kradzieży, choć za nie małą sumę w srebrze.

Dzienna obserwacja niedoszłego miejsca zbrodni wykazała dwóch strażników. Jednego na zewnątrz, jednego kręcącego się po magazynie czasem wyglądającego na balkon. Nocna natomiast uświadomiła Amiasa że sprawy się komplikują. Było ich więcej. Dwóch kręcących się na pierwszym piętrze, jeden na parterze i dwóch na zewnątrz. Mógł poznać po ich zachowaniu, że nie zadają pytań, ani nie ostrzegają przed atakiem nieproszonego intruza. Sprawy się komplikowały. nie mniej śmiały plan został wcielony w życie. Przedmiot poszukiwań najpewniej znajdował się na piętrze.

Z trudem Amias znalazł się na dachu, a stamtąd przez okno dostał się na pierwsze piętro. Jednak, aby to stało się rzeczywistością, pokrył smołą szybę i przykleił szmatę do niej. Cicho i zgrabnie rozbił ją i usunął na bok. Materiał ze smołą powstrzymał odłamki przed zrobieniem niepotrzebnego hałasu i już był na wewnątrz budynku. Nasłuchując przy drzwiach czekał na okazję aż strażnik będzie sam na górze. Kiedy nadarzyła się okazja, otworzył ostrożnie drzwi i zakradł się za niego szybkim ruchem podrzynając mu gardło. Zwłoki ukrył w pokoju przez który się dostał do środka, a bogatą narzutę położył na podłodze maskując ślady krwi. Odebrał mu klucze i otworzył drzwi do pomieszczenia gdzie domyślnie znajdowała się figurka. Wślizgnął się tam jak cień i zamknął za sobą drzwi. Większość półek wystawowych była nakryta narzutami, lecz obiekt jego poszukiwań stał dumnie naprzeciwko. Nie zwlekał, schował go do plecaka… Schował… Cóż, figurka była dość masywna i połowa wystawała z plecaka, ale była zabezpieczona. Podszedł do drzwi i nasłuchiwał i wtedy…

Wtedy drzwi się otworzyły. Amicus szybko odstąpił od drzwi i schował się za zasłoną. Mina strażnika musiała być niesamowita, kiedy zaskoczony zorientował się, że drzwi są otwarte, a powinny być zamknięte… Żałował, że nie widział jego mimiki oddającej równie wielkie jak nie większe zaskoczenie mieszane z szokiem kiedy zdał sobie sprawę, że figurka której mieli strzec znikła ze swojego piedestału.

Kapitan kampanii najemnej słyszał jak pośpiesznym krokiem schodzi po schodach, jak woła swoich towarzyszy. Wiedząc, że to jego jedyna szansa wymsknął się do pokoju przez który dostał się do środka, a w którym było ciało martwego strażnika. Zamknął drzwi na klucz, a pęk włożył w dłoń denata. Sam natomiast otworzył oko czując gorący oddech strażników na plecach wbiegających po schodach. Arabelle miała rzucić zaklęcie, mieli spaść na parter, ale to się nie wydarzyło. Cóż, bywa i tak, zaskoczył przez okno w ciemną alejkę i zabierając ze sobą gestami przepraszającą Vistankę ruszył do punktu ukrycia reliktu z egzotycznych krain. Cały czas miał na ustach uśmiech lisa, nawet wtedy kiedy zawijał figurkę w dywan i już ją niósł do swojego pracodawcy.

Dostał się do jego willi tylnim wejściem dzięki kurtuazji jednego ze służących. Lord Linden, był mało to powiedzieć zaskoczony. Nie spodziewał się, że ta misja ma jakiekolwiek szanse powodzenia. Przyznał nawet że wystarczyłoby mu zirytowanie bogatego mieszczanina tym, że ktoś chce mu ukraść tą cenną zdobycz. To co nastąpiło następnie nie wzruszyło Amiasa, prawdę mówiąc spodziewał się tego. Szlachcic, wybuchając śmiechem oznajmił, że nie zapłaci. Jednak zdumiła go reakcja Amicusa który już swoje w życiu widział. Ten oto, nie szukał zemsty, nie szukał rewanżu i nie domagał się pieniędzy które mu obiecano. Chciał za to… przysługę w przyszłości. Linden zdumiony niespodziewaną reakcją zaklaskał radośnie w dłonie twierdząc, że tak ubawiła go reakcja Kapitana najemników, że daje mu wybór, obiecane pieniądze, albo przysługa. Zaznaczył jednak, że jeżeli ten będzie zbyt długo zwlekał z upomnieniem się o nią to może mu się odwidzieć. Amias tylko się uśmiechną wiedząc kim Linden jest i gdzie leżą jego prawdziwe korzenie i lojalność. Napomknął, że zdecydowanie przysługa przypadnie mu do gustu, albowiem nie leży mu aktualny status quo. Insynuacja tego, że również jest za przywróceniem dawnych rządów. I tak oto z pustymi rękoma wraz z Aarabelle wybrał się w drogę powrotną do gospody gdzie jego ludzie najpewniej przepijali swój żołd.

Wrócili do karczmy, a tam Amias wdał się w dyskusję z Arabelle na temat tego wszystkiego co zaszło do tej pory wypytując ją co o tym wszystkim sądzi. Kiedy tak rozmawiali podszedł do nich jeden z najemników okazując monetę Białego Oka którą znalazł przy jednym z denatów z Hardersfield. Amias wiedział co to oznacz, wiedział zapewne też do kogo należała. Wziął więc monetę, a swoim ludziom wypłacił solidną premię.

Przez kolejny tydzień zatrudnił się jako strażnik miejski. Praca minęła bezowocnie, żadnych nadzwyczajnych sukcesów czy porażek. W międzyczasie zbierał informacje i doszły go słuchy o tym, że fort na południowy wschód od Ravenfell będący przyczułkiem sił tego miasta zamilkł. Wieści od dłuższego czasu przestały stamtąd napływać. Następnego dnia po tygodniu pracy zabrał swoich najemników i wyruszył z nimi do zrujnowanego miasta, uprzednio informując Kapitana Amarmosha, że postaram się załatwić sprawę niechcianej wojny.

Na miejscu zastał niewielki oddział groksów, trzech starszych i trzech wojowników. Po dyskusjach które trwały słuszne kilkanaście minut, udało mu się przekonać ich do tego, aby wysłali pod jego ochroną jednego ze swoich wojowników jako posła do Ravenfell. Spotkanie odbyło się na dziedzińcu przed siedzibą straży miejskiej w Mieście Upadłego Kruka. Kapitan straży zadał posłowi groksów kilka pytań, po czym wrócił do budynku. Amias, mając w pamięci obiecaną nagrodę poszedł za nim i otrzymał drobną jak na wysokość przysługi zapłatę, ale nie wybrzydzał. Za pozwoleniem Amarmosha zdecydował się sprawdzić co się stało z milczącym przyczułkiem sił Ravenfell.

Odprowadzili groksa, minęłi dawne jezioro i już wkraczali na niegościnny teren skalistych wzgórz wśród których znajdował się fort. Jednak na jego drodze stanęli przy obozowisku ludzi w podartych ubraniach z włóczniami. Dzicy, pięciu dzikich. Amias wiedząc, że dzikim ufać nie można, ale zawsze należy żyć z każdym, nakazał swoim ludziom ostrożność i podszedł do nich oznajmiając że przybywa w pokoju. Rozpoczęły się rozmowy w trakcie których Amicus dowiedział się o tym, że Fort upadł, a jego aktualnymi mieszkańcami byli Thrassianie. Pociągnął więc łyk wina z bukłaka i wręczył go swojemu rozmówcy. Dzicy uznali ten gest przyjaźni i w dalszej rozmowie dowiedział się o tym, że Thrassian było ze dwa tuziny. Zbyt wielu by zdobyć fort frontalnym atakiem. Za pomoc w odbicu fortu zdziczali ludzie chcieli zatopienia jednego ze statków przepływających wzdłóż wybrzeża. Coś na co Dowódca zgodzić się nie mógł.

Amias wycofał swoich ludzi parę kilometrów w drogę powrotną pamiętając, że tam widział dobry strategicznie punkt obronny idealny na obóz. Wtedy też spotkali dużego kota w cętki przemykającego wśród skał, czającego się, ale nie atakującego.
Amicus dał znaki estami ludziom. Dwóch miało ochraniać Medyka i Arabelle, Kusznik mierzyć do wielkiego kota. Kot jednak, niczym rozumna istota zaczął uciekać. Dowódca gestem nakazał wycofanie rozkazów. Dzicu mieli przyjaciół wśród zwierząt, lepiej było nie atakować pierwszym.

Doszli w południe do fortu od strony północnej, to jest od tyłów. Nie było widać nikogo na murach. Amias zdecydował się z bezpiecznej odległości okrążyć fortyfikację chowając się za skalistymi wzgórzami i samotnymi drzewami. Przez chwilę był pewien, że widział na murach samotną zieloną postać która znikła za flankami. Przeczkajli do nocy zastawiając zasadzkę na patrol Thrassian. Udało się, niedługo potem późnym wieczorem złapali w pułapkę czterosobowy odział jaszczuroludzi.

Presłuchanie poszło gładko i już z samego rana odprowadzili Thrassian z powrotem do ich twierdzy którą okupili krwią. Rozmowy przebiegły pokojowo. Amias dostał nawet śłowo wojownika ze strony pierwszego oficera, że nie będzie wrogości między nimi jeśl ci nie będą próbować zdobyć fortu. Jednak, aby dostać wstęp do twierdzy musieli przyprowadzić im kotołaka ukrywającego się w labiryncie skał nieopodal.

Na noc znaleźli dogodną jaskinię wśród skał. Były tam ślady dawnego obozowiska jakiś podróżników, a wśród resztek było widać skórzaną torbę a w niej kartka z zapiskiem, najpewniej z jakiegoś dziennika:
“Ucieczka przed wojną zaprowadziła nas daleko. Mam wrażenie, że nie znajdziemy niczego dobrego na tej nagiej ziemi. Oby nad morzem znalazła się jakaś łódź, wtedy popłyniemy na wschód. Albo gdziekolwiek.”
Było spokojnie i cicho, lecz mimo tego ludzie zostali wystawieni na wartach. Amias zapytał wtedy Arabelle, wróżbitkę, czy nie postawi im kart. Przesłanie wróżby było proste: Nowe możliwości.
Z rana ruszyli w dalszą drogę.

Doszli w końcu do labiryntu skał. Amicus stawiał po prawej stronie symbole wojskowe w sobie znanej kolejności i kombinacji, tak, że nie dało się ich podrobić, ani stawić fałszywych dążących do ich zguby. Po jakimś czasie znaleźli skałę na którą łatwo można było wejść. Jeden z najemników wspiął się po niej i powiedział.
- Stąd jest dobry widok. Ciekawe, jakieś wejścia do jaskini i inne rzeczy.
Amias z łatwością człowieka doświadczonego wszedł na skałę i przeczesał wzrokiem okolicę. Przykuł jego uwagę jeden z trzech punktów nie będących wejściem do jaskini i tam skierował kroki swojej drużyny. Po paru godzinach stanęli przed wrakiem statku. Zarządził przeszukiwanie wraku i wkrótce okazało się że to wrak handlowy. Okrzyki radości niedługo potem nastąpiły, a u stóp Amiasa trafiły dwie skrzynie srebra. Zarządził więc zabranie skrzyń i skierowanie się do jaskiń. Po drodze jednak jeden z najemników się potknął i razem se swoim towarzyszem po gruzowisku sturlali się na dół, skrzynia natomiast poszła w drzazgi. “Westby”, medyk drużyny na polecenie Dowódcy przystąpił do opatrywania rannych, a zawartość rozbitej skrzyni trafiła do plecaków. Stali przed jaskiniami.

Jaskinia do której weszli okazała się przestronna z szeroką wnęką po prawej stronie i korytarzem biegnącym dalej. Szczeliny w suficie rozjaśniały wnętrze tak że nie trzeba było używać pochodni. Wnęka okazała się opuszczonym, drewniano-metalowym stanowiskiem wydobywczym kamienia i gliny. Amias kazał ukryć skrzynię srebra pod stertą kamieni. Wiedząc, ze to mizerny zarobek ruszyli dalej tunelem. Tam zastali następne stanowisko wydobywcze, mało bogate złoża kwarcu. Amicus wziął ze sobą parę dorodnych, czystych okazów. Co by w Ravenfell wycenili. Kolejne podążanie tunelem na północ przyniosło kolejne odkrycie. Kolejne stanowisko wydobywcze, o mało urodzajnym złożu, tym razem żelaza. Na półce skalnej natomiast dostrzegli posłanie ikubek z gliny. Ktoś tam mieszkał. Ukryli się więc w wnękach skalnych i oczekiwali przybycia właściciela.

Byłpóźny wieczór, kampania naejemna był jauż znużona. Wtedy też jakiś kształt zeskoczył zwinnie z góry po półkach skalnych. Lampart. Węszył podejrzliwie zbliżając się do najemników, aż w końcu znalazł się na ich poziomie. Amias, dał znak okrążyć bestię, samemu wychodząc na przeciw mówiąc jak do przyjaciela, że nie chcą jego krzywdy, tylko zadać parę pytań.
Ten wtedy, lampart, zmienił się w człowieka o długich włosach, dzikim wyglądzie, szczerząc się przy tym trochę.
nawiązała się dyskusja, jednak kotołak nie chciał wyruszyć do twierdzy jaszczurów. Przyznał się nawet że ich wykiwał. W zamian za wolność, zaoferował się zaprowadzić najemników do tajnego przejścia prowadzącego do lochów Fortu. Wilk sty i owca cała. Jak by nie patrzeć, problem z głowy dla kotołaka i wielkie ułatwienie dla Amiasa.

Z samego rana szukowali się do drogi mając za przewodnika kotołaka. Tak więc, ich droga minęł a spokojnie. Plan został opracowany. Amias zdecydował uderzyć jaszczuroludzi w nocy, wyrżnąć ich w pień podczas snu. Niestety dotarli późnym wieczorem, prawie już wczesną nocą pod fort. Odpoczynek był na miejscu.

Podczas rewizji plany z podkomendnymi odezwał się kotołak wytykając pewien drobny szczegół dotyczący tajemnego wejścia. Jaszczurki wpuszczały do tunelu swojego wielkiego jaszczura na noc. Co więcej, dowiedzieli się o tym, że to wyjście awaryjne z twierdzy. Po długiej dyskusji. Amias zdecydował się zapuścić z samego rana do twierdzy by otruć jaszczura, coś co zdummiło jego najemników, nie wiedzieli że nosił ze sobą truciznę na gady.

Tak więc pierwsza część planu została wprowadzona w życie. Amicus przekradł się tajnym wejściem do niewielkiej jednoizbowej celi. Już miał zatruć pokarm inteligentnego wielkiego jaszczura kiedy jego noga zaplątała się w łańcuch, jeden z wielu znajdujących się na podłodze. Wtedy wbiegł do pomieszczenia Thrassiański strażnik. Amias nie zwlekał. Szybko otworzył celę w której trzymali olbrzymiego jaszczura i schował się za kratą odgradzającą og od bestii która wybiegła przez otwarte przez strażnika drzwi tratując go i powalając na ziemię.

Dowódca dobył broni i rzucił się na przeciwnika tnąc. Potyczka trwała i trwała, i trudno było mu się przebić przez naturalny łuskowy pancerz przeciwnika. Ostatecznie, otrzymując ciężkie rany Amias wycofał się, a strażnik pobiegł do swoich. Nim jednak odszedł zatruł żywność jaszczurzej bestii na wszelki wypadek gdyby udało się Thrassianom ją okiełznać i już był ze swoimi ludźmi. Szybko nakazał odwrót czując palący oddech jaszczuroludzkiego patrolu na plecach.

Siedział wściekły odpoczywając i wylizując się z ran które opatrzone przez drużynowego medyka były na najlepszej drodze do zagojenia. Siedział i myślał jak podejść jaszczuroludzi, a nie było to łatwe zadanie. Ich wejście najpewniej było spalone, a atak frontalny nie wchodził w grę.

Zdał się jednak na opinię Arabelle. Raz jeszcze spróbują się przedostać tajnym przejściem i tak też uczynili. Podeszli wieczorem pod miejsce i tam zastali dwuosobowy oddział strażników. Dobrze to wróżyło, oznaczało to bowiem, że siły jaszczuroludzi były mniejsze niż ostatnio i teraz należało atakować. Zaatakowali więc i zwyciężyli bez większych ran własnych. Chwile potem byli już w twierdzy. Dzięki wiedźmiemu widzeniu Arabelle, o którym dowiedział się stosunkowo niedawno podczas obrady wojennej, wyczekali stosowną okazję by kolejnych dwóch strażników wziąć z zaskoczenia. Po raz kolejny udało im się zwyciężyć. Dowiedzieli się również z rozmowy między strażnikami o tym, że ich dowódca zaszył się w wieży, lecz co tam robił nie dane im było usłyszeć, ani dowiedzieć się więcej, albowiem strażnicy zostali zgładzeni.

Wyszli z przedsionka do holu. Wszędzie było widać bogate ślady krwi. Liczne drzwi prowadziły do komnat i kuchni. Amias otworzył pierwsze z drzwi, wewnątrz znajdowała się kuchnia pełna przypraw i różne utensylia. Pozostałe komnaty były miejscem na magazyny i spiżarnie. Czując że nie ma wrogów na tym parterze Amias udał się do drzwi przy bramie, a potem schodami na górę. Tam po otwarciu południowych drzwi zastał dwóch zaskoczonych strażników jaszczuroludzi. Nie trwało to długo, aż i oni padli pod ciężkim ostrzem surowej sprawiedliwości.

Kolejnym celem były drzwi po lewej stronie. Amicus otworzył je i znalazł to czego szukał. Śpiących jaszczurów. Pierwsze podkradnięcie się spęzło na panewce. Strażnik się obudził i tylko dzięki wprawnemu blefowi udało mu się ujść z życiem. Drugi raz próbował po chwili, tym razem wszyscy mocno spali. Nie trwało długo, aż Dowódca zarżnął ich we śnie. Szybko i cicho.

Magia Arabelle dowiodła, że wyprawa na górę jest ryzykowna. Było tam ośmiu thrassian, więc Amias z drużyną zebrali się na mury, gdzie zgładzili samotnego strażnika. Szczęście i radość nie trwało wiecznie, albowiem zaalarmowani odkryciem zwłok jaszczuroludzie wbiegali po schodach na mury. Amicus myślał szybko i zabrał swoich ludzi do opuszczonej stajni i tam ukryli się przed poszukującymi. Nastała późna noc.
 

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 24-05-2015 o 21:54.
Dhratlach jest offline